Słowo na urodziny: Kim są dziś niewinni czarodzieje?

 

(…) tak zawsze będzie, że wieczyście spośród nas wychodzić muszą ludzie, którzy będą powtarzać z tęsknotą czarowne słowa romantycznych wieszczy, na to, żeby na nie później całą winę nieszczęść swoich zwalić, żeby razem z Gustawem skarżyć się na książki zbójeckie, łamiące posadę skrzydeł tak, iż na dół lotu już zwrócić nie można, a trzeba tylko przeklinać nudny tok rzeczy ziemskich i gardzić istotami powszedniej natury.

Kazimierz Ehrenberg

Usłyszałam kiedyś pewne przejmujące zdanie: „Każdy ma takie Dziady, na jakie zasługuje”. Nie mogę zapomnieć tych słów – wracają do mnie zawsze, gdy mierzę się z Mickiewiczem. Od dawna zastanawiam się nad tym, co one właściwie znaczą. Niektóre cytaty z Dziadów żyją własnym życiem i nie wystarczy dziś mówić o jednostkowej lekturze dramatu. Pewne wspólne interpretacje funkcjonujące w kulturze każą zastanowić się nad tym, na jakie Dziady zasługują poszczególne grupy ludzi. Najbardziej fascynującym zjawiskiem wydaje mi się współczesna recepcja motywu niewinnego czarodzieja. Co on dziś oznacza i z jakiego powodu coraz więcej młodych ludzi pragnie się z nim utożsamiać? Co w nim pozostało z Mickiewiczowskiego ujęcia, a co wykreślono? I wreszcie – jakie treści dopisuje się do rzeczonego motywu, aby po upływie dwóch wieków mógł nadal funkcjonować?

XIX wiek, Widowisko Adama Mickiewicza

„Dziewica w samotnym pokoju”, w którym „ksiąg mnóstwo”, przy świetle gasnącej świecy oddaje się lekturze Valerie (tekstu wtedy raczej zakazanego). Wydaje się, że nie sprawia jej to jednak przyjemności; czytająca romans dziewczyna ze smutkiem uświadamia sobie, że wyidealizowany obraz miłości – opisany na kartach powieści –  nie ma szans na realizację w rzeczywistym świecie. Zazdrości więc Valerie – „ubóstwiał ją kochanek, o którym inna próżno całe życie marzy”. „Próżno”, bo pragnienie spotkania człowieka, którego głos odpowie naszemu „duszy brzmieniem”, jest zmyśleniem i ułudą. A jednak książki czytane przez dziewczynę pozwalają jej uwierzyć w taką miłość – uroić ją sobie i oczekiwać jej. Rzeczywistość w konfrontacji z wymysłem wypada zawsze blado; oceniana przez pryzmat fantastycznych projekcji nie ma szans spodobać się dziewczynie. Spotykani przez nią mężczyźni wypowiadają więc słowa zimne jak słotny deszcz, a „ich twarze tchną głazem, jak Meduzy głową”.

Co dzień z pamiątką nudnych postaci i zdarzeń

Wracam do samotności, do książek – do marzeń

Dziewica wybiera trwanie w odosobnieniu – chce świadomie wyrzec się tego, co realne i decyduje się na życie w sferze wyobraźni. Zamyka się w czterech ścianach i boi się wyjść do świata. Każde spotkanie z  rzeczywistością przynosi jej rozczarowanie. Pragnie więc stworzyć sobie rzeczywistość alternatywną:

Witajże, ma jaskinio – na wieki zamknięci,

Nauczmy się więźniami stać się z własnej chęci –

Czyż nie znajdziem zatrudnień? Mędrce dawnych wieków

Zamykali się szukać skarbów albo leków

I trucizn – my niewinni młodzi czarodzieje

Szukajmy ich, by otruć własne swe nadzieje.

Przytoczone powyżej słowa będą miały wielką siłę jeszcze długo po ich publikacji – to właśnie ten monolog wyrecytuje sto lat po wydaniu Dziadów jedna z postaci w Niewinnych czarodziejach Andrzeja Wajdy. Dlaczego wydają się one tak istotne?

Nie wspomniałam dotąd o jednym z najważniejszych rekwizytów, które Mickiewicz umieścił w tej scenie. Otóż w pokoju dziewczyny, czytającej w samotności Valerie, znajduje się „wielkie zwierciadło”. Możemy się więc domyślać, że wypowiada ona monolog, wpatrując się w lustro. Dziewczyna jest w swojej jaskini sama ze sobą, pogrąża się w nicości. Juliusz Kleiner będzie pisał o niej jako postaci wcielającej idealizm – „pragnącej wzbogacenia życia, rwącej się ku wartościom najwyższym w poczuciu zgody z boskim porządkiem kosmosu”, figurze, która „(…) ślizga się po jakiejś granicy grobowej: w śmierci widzi ponęty, grób wymarzony czuje w lekturze, upragnione spełnienie porywów miłosnych łączy z myślą o kresie”[1]:

A jeżeli do grobu wstęp wiarą zawarty,

Pochowajmy swą duszę za życia w te karty.

Można pięknie zmartwychwstać i po takim zgonie,

I przez ten grób jest droga na Elizu błonie.

Zamieszkałym śród cieniów zmyślonego świata

Nudnej rzeczywistości narodzi się strata.

 

Zwierciadło znajduje się po prawej stronie sceny, po lewej zaś Mickiewicz umieścił okno, które ewidentnie symbolizuje świat zewnętrzny. Dziewczyna musi dokonać wyboru. Egzystencja pozbawiona uczestnictwa w teraźniejszości i monologowanie do lustra to śmierć za życia. Tylko że Dziewica do życia tęskni! Naczelną zasadę i sens bytu znajduje w miłości – sądzi, że istnieć w sposób zupełny i skończony będzie mogła jedynie wtedy, gdy spotka przeznaczonego sobie kochanka. Pisze o tym Katarzyna Sawicka-Mierzyńska: „Miłość urasta tu do rangi kosmicznej siły, warunkującej pełnię wszelkich istnień”[2].

Jest i musi być kędyś, choć na krańcach świata,

Ktoś, co do mnie myślami wzajemnymi lata!

O, gdybyśmy dzielące rozerwawszy chmury,

Choć przed zgonem tęsknymi spotkali się pióry,

Lub słowem tylko; wzrokiem, – dosyć jednej chwili;

Dosyć, by się dowiedzieć tylko, żeśmy żyli.

 

Młoda dziewczyna pewnie zdecyduje się pozostać w swoim pokoju. Znów wypada powołać się na Katarzynę Sawicką-Mierzyńską:

Jej słowa uwodzą mocą i żarliwością, jednak struktura całej wypowiedzi zdominowana została czasem przyszłym, trybem warunkowym i znakami zapytania. To rodzaj logicznej konstrukcji, mającej uwolnić przed rozpaczą (…).

Niechęć do próby spełniania swoich marzeń oznacza dobrowolną rezygnację z nich, niewiarę w możliwość ich realizacji. Dziewica jednak snuje marzenia, ponieważ są wzniosłe i patetyczne. Trudno nie odnieść wrażenia, że – świadomie zrzekając się świata – czuje się ona piękna w swojej postawie. Pozostanie więc samotna, ale dumna. Wystarczy wyobrazić ją sobie wypowiadającą płomienne przemowy przed lustrem, by zacząć się zastanawiać, ile w tym smutku jest autokreacji. Warto przyjrzeć się choćby temu, w jaki sposób pragnie ona nazwać siebie i jej podobnych ludzi. „Niewinni młodzi czarodzieje” to niezrozumiana, wyobcowana młodzież, której nie można obarczać winą za to, że chce przysłonić marzeniami zastaną rzeczywistość. Nic dziwnego, że ta wizja – pomimo immanentnej obietnicy grobu – do dzisiaj hipnotyzuje czytelników dramatu. W Widowisku pojawią się także inni niewinni czarodzieje: żyjący wspomnieniami Starzec, przykuty łańcuchem przed zwierciadłem Poraj, natchniony i wypatrujący swojej miłości Gustaw. Oni także czują się wykluczeni ze świata, są więźniami własnych pragnień. Znużeni zastanymi realiami, całe życie spędzają na poszukiwaniu drogi, która zaprowadziłaby ich jak najbliżej marzeń. Tą drogą jest jednak najczęściej śmierć – wyobcowanie (bycie umarłym za życia) lub popełnienie samobójstwa.

XX wiek, Niewinni czarodzieje Andrzeja Wajdy

Sto lat po Widowisku. Warszawa po wojnie, cenzura. Wiele ze świata, z którego niewinni czarodzieje rejterują, trzeba było w tym filmie przemilczeć. Nietrudno się jednak domyślić, przed czym uciekają młodzi ludzie dorastający w czasach PRL-u. Rzeczywistość komunistyczną starają się zastąpić przelotnymi romansami nawiązywanymi w nocnych klubach jazzowych. Mieszkanie Andrzeja, którego nazwiemy później Bazylim, będzie głównym miejscem akcji – przyjrzyjmy mu się więc uważnie. To obskurna klitka, w której nie znajdziemy prawie nic poza książkami i fotografią Einsteina. Bazyli w wolnym czasie, dla intelektualnej rozrywki, namiętnie rozwiązuje krzyżówki. Słucha jazzu (zazwyczaj). Nam przyjdzie jednak wysłuchać z nim czegoś innego. W jego pokoju znajdują się bowiem ckliwe pamiątki – fanty, które zostawiły po sobie zakochane w nim kobiety. Chłopak rozpoczyna swój dzień od wysłuchania nagrania z minionej miłosnej nocy. Dowiadujemy się z niego o tym, co należy uczynić, aby zostać kochanką Andrzeja: w okno rzuca się kamyczki i – jeśli zaproszenie zostanie przyjęte – można wejść na górę. Chłopak z wyraźnym zadowoleniem wysłuchuje słów wypowiadanych przez dziewczynę. Co jednak zastanawiające, gdy w nagraniu pojawiają się jego kwestie, staje się uważniejszy – jakby poddawał ocenie samego siebie. Czy był wystarczająco błyskotliwy i niedostępny? Chyba jednak był, zważywszy na to, że w tej samej chwili zakochana Mirka stoi pod jego drzwiami i zaczyna się domyślać, że Andrzej nie ma ochoty jej wpuścić. Cała ta scena, w której poznajemy głównego bohatera filmu, zdradza nam, do jakiego stopnia jego życie polega na autokreacji.

Wieczorem udaje się do „Manekina”. Przy wejściu do klubu Sława Przybylska smutno śpiewa piosenkę o pozbawionej westchnień i rozmarzenia miłości, która opiera się na dotyku i odbywa bez słów, a także – co najważniejsze – ma się skończyć bez żalu. Andrzej przystaje i przysłuchuje się przez  moment. Chwilę później widzimy go już przy barze. I tam właśnie rozpocznie się jego historia miłosna – dziwny splot przypadków zadecyduje o tym, że za kilka minut na pytanie: „Na co pan czeka?” odpowie: „Na Panią czekałem. Całe życie”. Podobne wyznania jednak już tej nocy nie padną. Wszystko odbędzie się bez westchnień i snów, jak w piosence z „Manekina”. Ale pomiędzy głównymi bohaterami filmu pozostaną słowa, którymi prowadzić będą tej nocy miłosną grę.

Choć obojgu od pierwszej chwili będzie się wydawało, że trafili właśnie na swoją drugą połówkę, nie zdradzą się z tym przed sobą ani razu. Gra polega bowiem na tym, że kto odsłoni przed drugim swoje uczucia, ten przegrywa. Żadne z nich nie będzie się chciało przyznać, że pragnie romantycznego spełnienia i wierzy, że ich przypadkowe spotkanie w nocnym klubie było zrządzeniem losu. Dobrze wiedzą, że żyją w czasach, w których nie ma miejsca na sentymenty. Spędzą w mieszkaniu Andrzeja całą noc, posługując się wymyślonymi imionami i postępując według wcześniej spisanych na kartce zasad. Choć wraz z upływem godzin stanie się to męczące, nie będą potrafili zrezygnować z gry. Pelagia i Bazyli wyrażą narastające pożądanie w nieprzerwanej intelektualnej rozmowie, podczas której nie będą się dotykać. Będą też unikać tkliwych spojrzeń w oczy i krępującej ciszy.

Do konfrontacji ze swoimi uczuciami Bazyli zostanie przez Pelagię zmuszony – dziewczyna wymknie się z mieszkania, gdy rankiem Andrzeja zawołają koledzy. Chłopak zupełnie straci głowę i będzie szukał ukochanej po całym mieście. Gdy zrezygnowany i niepocieszony odkryje po powrocie, że ta, na którą „czekał całe życie”, wróciła, ledwo ukryje przed nią swoje wzruszenie. Gdy więc przy pożegnaniu będzie chciała mówić mu o miłości, zakryje jej usta chustką. I gdy wyjdzie z mieszkania, wcale nie będzie jej gonił, mimo że w trakcie poszukiwań uświadomił sobie, że nie wie o Pelagii właściwie nic – poza tym, że mieszka daleko, a w Warszawie bywa „nawet nie raz do roku”. Choć jeszcze chwilę temu był gotów biegać za nią po mieście jak szalony, teraz nawet nie spyta jej o adres ani numer telefonu.

Wymuszone na Wajdzie przez cenzurę zakończenie filmu jest takie, że Pelagia po cichu wraca do mieszkania Bazylego, gdy ten udaje przed nią, że śpi. Ale wiemy, że w zamyśle reżysera bohaterowie mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć i odpowiedzieć w pełni za brak odwagi, by wycofać się z gry. Andrzej miał zrozumieć za jakiś czas, że gdy spotkał na swojej drodze szansę na prawdziwą miłość, świadomie z niej zrezygnował.

Bazyli i Pelagia są jednocześnie tragiczni i śmieszni – nie potrafią zdecydować, czy ważniejsze jest dla nich uczucie, czy zachowanie pozy. Niewinni czarodzieje Wajdy, w przeciwieństwie do bohaterów Widowiska, nie mogą uciec przed pragnieniami – stają w obliczu ich spełnienia i nie wiedzą, jak na to zareagować. Strach przed przyznaniem się do uczucia to dla nich strach przed zdjęciem maski, pozbyciem się wykreowanej przez siebie postaci i porzuceniem bezpiecznego status quo, które jest jednak – zaznaczmy – świadomym kłamstwem i jedynie wzmaga poczucie samotności. Niezobowiązujące spotkania z dziewczętami w żaden sposób Bazylemu nie wystarczały. Nawet jeśli dotąd sobie tego nie uświadamiał, po nocy spędzonej z Pelagią z całą pewnością to wie. Substytut miłości, wyzuty z sentymentalnych uniesień i prawdziwej bliskości, mógł co najwyżej podsycać jego narcyzm – postawę nietrwałą, o czym świadczy brak pewności siebie, jakim Andrzej odznaczał się przy Pelagii.

W jednej z końcowych scen Niewinnych czarodziejów kolega Andrzeja z zespołu jazzowego przywołuje na porannym kacu słowa z monologu Dziewicy, czym wzbudza konsternację kolegów.

(…) Mędrce dawnych wieków

Zamykali się szukać skarbów albo leków

I trucizn – my niewinni młodzi czarodzieje

Szukajmy ich, by otruć własne swe nadzieje.

Co te słowa znaczą w latach 60. XX wieku? Niewinni czarodzieje Wajdy właściwie nie znają swoich tęsknot – są skupieni na negacji zastanej rzeczywistości. Ich pragnienia są wyparte i nieuświadomione. Starają się nie marzyć, bo nie wierzą w możliwość spełnienia. Czują się zagubieni, niepewni, nie potrafią samych siebie zdefiniować i nawet nie starają się tego robić. Uciekają nie tylko przed światem, lecz także przed sobą.

XXI wiek?

W naszym stuleciu żaden twórca ani reżyser nie musiał przypominać o niewinnych czarodziejach. Coraz większe grupy młodych z chęcią wracają do nakręconego przez Wajdę filmu i czytają monolog Dziewicy z wypiekami na twarzy. Powstają festiwale, kolektywy DJ-skie i portale internetowe, których twórcy pragną się określać właśnie poprzez tę nazwę. Co to znaczy być niewinnym czarodziejem w XXI wieku?

Dziś o niczym się już nie milczy i nic nie jest tabu. Nie ma też żadnej ustalonej rzeczywistości, od której należałoby uciekać. Idealizm? Nie wiadomo, do czego miałby się odnosić ani czego miałyby dotyczyć przyjęte przez nas pojęcia. Choć mamy prawo identyfikować się z Dziewicą, mamy niewielkie szanse na to, aby się nią stać. Życie w XXI wieku dotyczy każdego i nie tak łatwo jest przed tym uciec. Zamknięcie się w pokoju i monologowanie przed lustrem niewiele by nam pomogło.

Świat XXI wieku jest światem, w którym nie sposób nie uczestniczyć. Jest jednak coś, co może nas do opisywanego wyżej motywu niewinnego czarodzieja zbliżyć: ta rzeczywistość wymaga od nas wymyślenia sobie roli. Wszystko, co nas otacza, krąży z niezrozumiałą prędkością i nic nie jest stałe; nasze „ja” również rozpływa się w zmienności. Nie mamy szans na życie autentyczne i świadome. O ile coś takiego jak tożsamość w ogóle istnieje, nie będzie nam dane jej poznać. Aby móc istnieć, należy się zdefiniować i określić swoje znaczenie w zastanym „teraz”. Tylko autokreacja może nam zapewnić poczucie bezpieczeństwa. I nie chodzi tu o jedną, określoną rolę: przebywanie w wielu środowiskach naraz wymaga od nas serii kostiumów i masek, prezentujących cechy podyktowane przez otoczenie. Większość z nas tęskni jednak do stworzenia całościowego obrazu samego siebie i pragnie wykreować kompletną wizję swojej osobowości. Jak to jednak zrobić, skoro nie ma w nas nic trwałego?

Dla ludzi, którzy (świadomie lub nie) realizują w swoim życiu dzisiejszą wersję motywu niewinnego czarodzieja, odpowiedź jest zaskakująco prosta: wystarczy uciec w świat kultury. Z pomocą refleksji, które wynikają z estetycznych doznań związanych z czytaniem książek, oglądaniem filmów, sztuk teatralnych, obrazów czy fotografii i słuchaniem muzyki, łatwo się zdefiniować – należy przyjrzeć się temu, co wywiera na nas największy wpływ i wysnuć z tego wnioski. Kolekcjonowanie silnych wrażeń płynących z obcowania ze sztuką pozwala po pewnym czasie określać się poprzez cytaty, sceny, melodie. Przez pryzmat wybranych fragmentów kultury można też oglądać rzeczywistość i wielu młodych ludzi się na to decyduje. Im ten świat starszy, tym więcej daje możliwości. Obcowanie ze sztuką umożliwia poszukiwanie w sobie czegoś niezmiennego – kontemplację samego siebie. Dziewica z Widowiska Mickiewicza wolała świat istniejący w książkach od rzeczywistego – z tego powodu zamknęła się w pokoju i nie wychodziła do ludzi. Dziś można sobie na coś takiego pozwolić jedynie od czasu do czasu, jednak „co dzień z pamiątką nudnych postaci i zdarzeń” można „wracać do samotności (…) – do marzeń”.

Na ten aspekt związany z przyjęciem postawy niewinnego czarodzieja młodzi godzą się dziś bez zastrzeżeń. Współcześni czarodzieje nie pragną umrzeć za życia – chcą jedynie równolegle do uczestniczenia w codzienności prowadzić życie alternatywne, oparte na wyobrażeniach. Jak się jednak odnieść do strachu przed miłością, który odczuwają bohaterowie Mickiewicza i Wajdy? Współcześnie trudno nawet o ogólną definicję słowa „miłość” – wydaje się ono puste i uwikłane w stereotypy. Z pomocą znów przychodzą ulubione teksty literackie, sceny z filmów czy słowa piosenek. I choć dzisiejszych niewinnych czarodziejów łączy postawa wobec życia, wyobrażenia dotyczące uczuć będą inne – dziś mamy zupełną dowolność w wyborze bliskich nam elementów kultury, wskutek czego tworzymy subiektywne i spersonalizowane wizje. Być może więc osoby patrzące na świat przez pryzmat własnych projekcji poszukują ludzi, którzy mają podobne złudzenia. Czy jeśli ich spotkają, zechcą uciec przed miłością? Jeszcze nie wiadomo. O tym będą pisać następne pokolenia.

Magdalena Pawłowska


[1] J. Kleiner, Mickiewicz, [w:] tegoż, Dzieje Gustawa, t.1, Lublin 1948, s. 253.
[2] K. Sawicka, Fragment poza „Wielka Całością” o nihilizmie I części „Dziadów” Adama Mickiewicza, [w:] Nihilizm i historia. Studia z literatury XIX i XX wieku, red. M. Sokołowski, J. Ławski, Białystok Warszawa 2009, s. 79-99.