Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Labirynt bez Ariadny

Podobno to bardzo proste. Wystarczy tylko stanąć pod tamtą ścianą. Stanąć i czekać. Jak tamci. Ponoć z reguły nie trwa to długo. Ktoś w końcu podejdzie i, jeśli skinie się głową, będzie można wejść z nim do środka. Inni mówią, że lepiej wejść i tam czekać. Jeszcze inni, że nie trzeba nawet podchodzić do ściany, wystarczy siedzieć tutaj, na dole. Prędzej czy później i tak cię wyczują.

— Jeżeli sądzisz, że to, co zobaczysz w środku, przerazi cię, to nieco się rozczarujesz — mówi mi Piotrek. — Przede wszystkim dlatego, że w darkroomie jest ciemno jak diabli. Nie tylko tutaj, w Toro, ale z reguły wszędzie. Przynajmniej wszędzie tam, gdzie byłem. Poza  wyjątkami, jak w Wildzie na Chłodnej, gdzie w dni imprez tematycznych uprawia się seks gdziekolwiek: na sofach, na stołach, przy barze. Ale tam nigdy nie pójdę. Wyobrażasz sobie kilkunastoosobową orgię? Tam zwierzęta chodzą, nie ludzie. A tutaj jest kulturalnie i intymnie.

Jesteśmy na poziomie –1, dostępnym, jak informuje kartka na klatce schodowej: „tylko dla panów”. Siedzimy na czerwonych kanapach, przy czerwonych stolikach w rogu niewielkiej sali, podświetlonej punktowymi, czerwonymi lampkami. Na wprost nas jest bar, przy którym siedzi kilku mężczyzn. Na prawo od baru jest przejście, które prowadzi, jak się wydaje, na zaplecze. W istocie to niepozorne wejście do darkroomu. Obserwujemy, jak wchodzą i wychodzą. Usiłuję cokolwiek wyczytać z ich twarzy, jakąkolwiek emocję, ale mi się to nie udaje. Widocznie światło jest zbyt słabe lub siedzimy za daleko.

Piotrek pyta, czy chcę to zobaczyć od środka. Chcę. Wchodzimy w niewielki korytarz, który skręca w lewo, a tam kolejny, oddzielony czarną kotarą, odbija w prawo. Teraz oświetlają tylko blade żarówki umieszczone w drucianych klatkach, jak światła piwniczne. Przemierzamy tę drogę, co chwila wpadając na chłopaków, którzy snują się po tym labiryncie. Łowią, szukają okazji, nie można przystanąć. Po prawej stronie wejścia do dwóch niewielkich wnęk, niemal zupełnie już ciemnych, a dalej, po jednej i drugiej stronie, znajdują się oddzielne kabiny, w których uprawia się seks. Słychać jedynie szum klimatyzacji, na którą składa się sieć kwadratowych, dość szerokich, aluminiowych rur z okratowanymi wylotami. Dochodzimy do sali projekcyjnej. Kilku mężczyzn ogląda film pornograficzny. Przyglądam się ich twarzom. Są  znudzeni.

Wychodzimy tą samą drogą. Mimo że byliśmy tam tylko przez chwilę, wzrok z trudem przyzwyczaja się do światła. Siadamy tam, gdzie wcześniej. Po chwili dosiada się do nas dwóch chłopaków, na oko osiemnastoletnich. Zaczynamy rozmawiać. Karol ma dwadzieścia trzy lata, studiuje zarządzanie na prywatnej uczelni w Warszawie, prócz tego prowadzi dwie firmy. Wcześniej studiował psychologię, ale zrezygnował. Michał to z kolei dwudziestopięcioletni fryzjer i stylista. Obaj pochodzą z Białegostoku i znają się od kilku lat. Jest jeszcze z nimi ktoś trzeci, jakiś chłopak, którego poznali niedawno, ale właśnie poszedł do darkroomu, a oni solidarnie postanowili na niego poczekać. Pytam Karola, czy kogoś ma.

— Może mam, może nie mam. — Odpalamy po papierosie. — Właściwie sam nie wiem, bo dzisiaj tak jakby rozstałem się ze swoim chłopakiem. Po półtorarocznym związku wyrzucił mnie z domu i teraz mieszkam u Michała. Nie wiem, jak będzie. Wszystko się okaże. Radek to naprawdę dobry człowiek, tylko że czasem pije i wtedy mówi za dużo. Ja też potrafię być dla niego chamski, ale kochamy się. Nigdy bym go nie zdradził. Boję się, nie wiem, jak będzie.

W czasie gdy o tym opowiada, z darkroomu wychodzi około dziesięciu chłopaków i mniej więcej tylu znika w korytarzu.

Karol z Michałem zastanawiają się teraz: czy ich znajomy poszedł do darkroomu czy do toalety? Właściwie to na jedno wychodzi, ale mógłby już wrócić. Nawet koleżeństwo ma swoje granice.

Po szóstej zbieramy się do wyjścia. Piotrek jeszcze zostaje razem z tym trzecim, co w darkroomie nikogo nie znalazł. Mówi, że dopiją tylko i pojadą do niego.

Kiedy wychodzimy na ulicę Emila Zoli, jest już zupełnie jasno. Rozpoczyna się chłodna, wietrzna i deszczowa marcowa sobota. Karol poprawia kołnierz kurtki. Następnego dnia wyśle mi wiadomość, że pogodził się ze swoim chłopakiem i podziękuje za wsparcie, teraz jednak idzie zupełnie przygnębiony. Mijają nas ludzie: studenci wracający z imprez, staruszki, zakonnica. Patrzy na ich twarze i mówi – nie wiadomo, do nas czy do siebie:
— Co oni mogą o tym wszystkim wiedzieć?

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Paweł Siwek

foto: Christine Wang / flickr.com

Exit mobile version