Jedenasty kwietnia 2011 roku był bardzo ważnym dniem dla polskiej piosenki literackiej. Dlaczego? Właśnie wtedy swoją premierę miała debiutancka płyta Kamila Wasickiego – laureata wielu festiwali związanych z nurtem poezji śpiewanej, a przede wszystkim dwukrotnego zdobywcy Nagrody im. Wojciecha Bellona, przyznawanej autorom najlepszych tekstów.
Chwyć mnie za rękę to album długo wyczekiwany, bo choć autor koncertuje już od dawna, dotąd nie można było usłyszeć jego utworów nagranych w jakości studyjnej. Patronat nad wydawnictwem objął Program Trzeci Polskiego Radia, single pojawiają się na jego antenie i wzbudzają niemałe zainteresowanie – wszak takiej muzyki nie jest nam dane słuchać często.
Już od pierwszych taktów płyta woła do nas tytułową frazą: „Chwyć mnie za rękę/ nim coś we mnie pęknie/ nim pokruszę się w pył/ złóż starannie na czworo/ albo lepiej w samolot/ niech polecę do chmur” – zaskakuje nas, bez zbędnych wstępów płyną słowa. Na całym krążku nie brakuje podobnych poetyckich fragmentów – wspólna nam wszystkim rzeczywistość jest nazywana od nowa, opisywana w niezwykle odkrywczy sposób. Teksty wszystkich dziewięciu utworów zawartych na albumie z powodzeniem mogłyby zostać wydane w tomiku wierszy – pod względem poziomu artystycznego, dopracowania formy, błyskotliwości spostrzeżeń nie ustępują bowiem lirykom najlepszych współczesnych poetów. Najpiękniejsze jest w nich ciągłe zapatrzenie w świat i wnętrze człowieka, nieustannie obecna perspektywa wieczności, metafizyki, w której zanurzona jest codzienność. Obrazki, jakie maluje Kamil Wasicki poprzez swoje teksty, to w zasadzie scenki rodzajowe. Jednak sposób opisu, podkreślający ich ulotność, kruchość, utajone piękno, nie pozwala im pozostać zwykłymi, szarymi zdarzeniami. Mamy więc kobietę „blednącą w podartym lustrze”, poetę zastygłego nad kartką papieru, człowieka odwiedzającego po latach dom. A wszystko to z perspektywy tego samego „ja”, które w przedziwny sposób staje się też „ja” słuchacza. W
szystkie piosenki mówią o konkretnej jednostce. Być może właśnie dlatego mają one wspólne przesłanie: życie jest cudem, ale cudem niezwykle trudnym i wymagającym. I nie sposób się z tym nie zgodzić.
Warstwa muzyczna płyty jest niezwykle spójna z tekstami – łatwe do zapamiętania, liryczne melodie refrenów ułatwiają odbiór nie zawsze prostych metafor, a przede wszystkim sprawiają, że krążka słucha się z ogromną przyjemnością. Zróżnicowanie nastrojów, zależne w dużej mierze od wymowy ideowej poszczególnych utworów, w żadnym wypadku nie koliduje z jednorodnością stylistyczną całości. Spójność i ogromna świadomość formalna dają się odczuć na każdym kroku. Wiele muzycznych fraz, rytmów i instrumentalnych motywów powtarzanych jak echo w kolejnych piosenkach pozostaje w pamięci na długo po przesłuchaniu całego wydawnictwa. Zresztą, chyba nie da się nie odtworzyć go raz jeszcze, a potem znów i znów… I w końcu nuci się te błyskotliwe w swej prostocie fragmenty, pod nosem powtarza się odkrywcze zdania, które mówią o nas samych.
Płyta zachwyca świadomym doborem instrumentów i przemyślanym podziałem ról. Oprócz autora i kompozytora w osobie Kamila Wasickiego na Chwyć mnie za rękę zagrali również: Artur Matejuk na akordeonie, Patryk Kazuś na basie, Paweł Andrzejewski na perkusji i wibrafonie oraz Sławomir Sobczak na saksofonie i instrumentach perkusyjnych. Ich popisy, zajmujące istotną część całego wydawnictwa, zadowolą z pewnością nawet wytrawnych melomanów – każdy utwór osiągnął pełnię brzmienia, a różnorodność aranżacji nie pozwala nawet na najkrótszą chwilę znudzenia. W związku z tym debiutancki krążek barda z Konina wymaga od słuchacza skupienia uwagi, ale równocześnie daje możliwość odkrywania coraz to drobniejszych szczegółów, w których tkwi cały urok albumu.
Chwyć mnie za rękę można przesłuchać w ciągu niespełna czterdziestu pięciu minut. To tak, jakby spędzić z płytą jedną lekcyjną godzinę i w jej trakcie pozwolić piosenkom Kamila Wasickiego dyskretnie wniknąć w nasze myśli i emocje. I rzeczywiście – ten album jest lekcją. Lekcją dobrego smaku, niebanalności, świadomego patrzenia na własne człowieczeństwo, na Boga i drugiego człowieka, wreszcie lekcją piękna, które dociera do nas w melodiach, metaforach, instrumentalnych wstawkach. Podczas słuchania tych dziewięciu piosenek wierzy się w sens słów jednej z nich: „nie sposób nie mówić/ nie śpiewać/ nie wspomnieć wersów sennie pisanych”.
Monika Parczyńska