Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Brodka – Granda

Zasadniczo lubię pisać o płytach, które: a) bardzo mi się podobają, b) podobają mi się mniej, ale cenię artystów, którzy je wydają. Dlatego też nigdy nie przypuszczałem, że będę oceniał album Moniki Brodki. Dotychczas piosenkarka kojarzyła się (może niesłusznie) z raczej miałkim, nudnym popem – owszem, udowodniła, że umie śpiewać, lecz nie zachwyciła niczym szczególnym. A przecież w mediach podkreślano jej góralską zadziorność i charakterek – jednak w hitach, takich jak Miał być ślub, ciężko dopatrzeć się choćby namiastki tych cech.

Tymczasem najnowsza Granda miała się różnić od poprzednich albumów zarówno w warstwie muzycznej, jak i wokalnej oraz tekstowej. Brodka miała pokazać na co ją stać – i pokazała. Nie jestem wyrocznią, myślę jednak, że jeśli stary, zardzewiały sympatyk muzyki rockowej pisze tutaj o polskiej (!) płycie popowej, to musi być ona mocna, świeża i niebanalna. Żeby pokazać skalę zjawiska dodam, że kiedyś postawiłbym (być może znowu niesłusznie) Monikę Brodkę obok Ali Janosz (czy ktoś ją jeszcze pamięta?), natomiast dziś pomyślałbym raczej o Gabie Kulce czy Marii Peszek. Różnica jakościowa jest oczywista.

Płyta jest popowa (niektórzy uważają ją wręcz za offową, choć – moim zdaniem – to duża przesada), a zarazem eklektyczna, wielowymiarowa. Brodka miesza folk (i nie mam tutaj na myśli tandety typowej dla naszych artystów spod samiuśkich Tater) z elektroniką, motywy akustyczne z pulsującym, klubowym basem. Większość utworów to kompozycje dynamiczne i żywiołowe, przeplatane nastrojowymi balladami. Także teksty są naprawdę niezłe, dopasowane do klimatu płyty: nastrojowe, abstrakcyjne, a niekiedy (celowo) infantylne. Widzimy Brodkę jako małą dziewczynkę ciekawą świata (Szysza), Brodkę femme fatale (Granda), Brodkę… sauté (Sauté). Oczywiście, tu i ówdzie można doszukać się grafomanii. Trzeba jednak pamiętać, że to lekki pop, a nie poezja śpiewana.

Być może największym atutem płyty są kwestie interpretacyjne, zupełnie nowe podejście do partii wokalnych. Nie znajdziemy tutaj zbyt wielu czyściutko zaśpiewanych, idolowo-akademickich fragmentów. Brodka eksperymentuje ze swoim głosem zależnie od nastroju danej piosenki (a nastroje te, jak pisałem wcześniej, są bardzo różne). Potrafi zabrzmieć naprawdę bojowo, kiedy śpiewa nie polubię cię, twej koszuli pstrości / zbliżysz się o krok porachuję kości, by za chwilę stać się rozmarzoną kochanką w nastrojowym i erotycznym Sauté (w gruncie rzeczy teksty takie jak chcesz wypełniać mnie po brzeg pucharu zahaczają o pornografię – to właśnie w tych fragmentach Brodka przypomina Marię Peszek; mnie jednak bardziej chodziło o ogólny poziom muzyczny, niż o faktyczne podobieństwa). Równie zmysłowy jest utwór zamykający płytę, śpiewany po francusku Excipit!

Granda to z pewnością duże i miłe zaskoczenie. Bardzo fajnie, że pojawiła się nowa postać wykonująca muzykę ambitniejszą od zwykłego popu, ponieważ… No właśnie – nie tylko ja porównuję nową Brodkę do Marii Peszek, Gaby Kulki czy Katarzyny Nosowskiej. Innych nazwisk brak. Świeża krew z pewnością się przyda.

Maciej Tkaczyk

Exit mobile version