A skąd pewność, że Ty istniejesz?
Dziewięcioletni chłopiec stoi na stacji kolejowej. Jedną ręką trzyma dłoń mamy, drugą – taty. Jego świat właśnie roztrzaskał się na kawałki, ale najgorsze ma nastąpić za chwilę. Musi podjąć decyzję, wybrać między rodzicami, odjechać z mamą albo zostać z tatą. Mama wsiada do pociągu. Chłopiec biegnie za rozpędzającym się pojazdem. Wyciąga rękę do mamy, która chce, żeby wskoczył do środka. Z tyłu słyszy głos taty wołającego jego imię. I teraz wszystko staje się kwestią wyboru.
Chłopiec nie wie, że kiedyś nazwie siebie Architektem (a może już nazwał albo nazywa w tej chwili – tradycyjne pojmowanie czasu na nic się tutaj nie przyda). Decyzja, którą każą mu podjąć na stacji kolejowej, ale także każda inna – jak odpowiedź na pytanie, czy pójdzie popływać – to ciągłe stwarzanie i burzenie światów w nim samym. Bo niczego nie można cofnąć, dlatego tak trudno dokonać wyboru.
Gdyby każdą z historii (a właściwie różne wersje tej samej historii) zawartych w tym filmie przedstawić linearnie, wyszłoby z tego kilka zwyczajnych opowieści o życiu. Ale są to różne możliwości tego, jak losy Nemo, czyli głównego bohatera, mogły się potoczyć i jak w pewnym sensie się potoczyły. Stareńki Nemo, opowiadający swoje historie coraz bardziej zagubionemu dziennikarzowi, zna wszystkie wersje swojego życia. Został z tatą, pojechał z mamą, wpadł pod pociąg, uciekł. Założył trzy rodziny. Stracił kobietę, którą kochał, i spędził z nią życie.
Istnieje bowiem miejsce, w którym nienarodzeni czekają na swoją kolej przyjścia na świat. Zanim zostaną zesłani na ziemię, anioły kładą im na ustach palec, żeby nie pamiętali tego, co było wcześniej. Ale kiedy przyszła kolej Nemo, anioły o nim zapomniały. Chłopcu wydaje się, że widzi przyszłość. Ale przyszłość nie jest możliwa do przewidzenia, bo zależy tylko i wyłącznie od wyboru. Nemo widzi więc wszystkie możliwe wersje swojego życia. Która z nich jest słuszna?
Chyba właśnie odpowiedzią na to pytanie miał być ten film. Oczywiście ważna jest refleksja nad nieodgadnionym czasem, nad kwestią przemijania, nad pozornie niewiele znaczącymi wyborami, które decydują o całym naszym życiu. Możliwość, że tak naprawdę możemy nie istnieć, że możemy być tylko jedną z projekcji tego, co stać się może, jeśli akurat dana decyzja zostanie podjęta, też jest istotna. Ale kluczową sceną filmu wydaje mi się właśnie moment, w którym staruszek Nemo odpowiada na pytanie dziennikarza, która droga jest słuszna. Nemo odpowiada, że każda.
Okazuje się, że można zostać i pojechać. Można mieć trzy różne rodziny. Naprawdę kochać kilka kobiet. Umierać na kilkanaście różnych sposobów. Teoria strun mogłaby wszystko wyjaśnić. Alternatywne rzeczywistości, różne wersje tego samego życia. Gdyby Nemo pojechał z mamą, jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej niż gdyby został z tatą. Gdyby się potknął i wpadł pod pociąg, nie potoczyłoby się wcale. Tysiące różnych możliwości, a wszystko jest kwestią wyboru. I każdy wybór jest dobry. Być może dlatego, że jest nasz i w ostatecznym rozrachunku przeżyte przez nas życie jest jednak najlepszym z możliwych. Ale mogę się mylić.
Tego filmu chyba nie da się opowiedzieć ani zrecenzować. Może się podobać albo nie. Można go porównywać do Efektu motyla albo stwierdzić, że jest o czymś zupełnie innym. Ale trzeba go zobaczyć i dopełnić swoją interpretacją i przemyśleniem. I posłuchać, bo ścieżka dźwiękowa powala – momentami tak groteskowo niepasująca, że idealna.
I dobrze się zastanowić nad tym, że tytułowy Pan Nikt to tak naprawdę każdy. I przemyśleć, co by było, gdyby Wielki Krach nastąpił dzisiaj, świat zaczął się kurczyć, a czas cofać. I odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Nemo w chwili śmierci mówi, że to najpiękniejszy moment jego życia?
Ale to wszystko też jest kwestią wyboru.
Asia Dobosiewicz
Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości kina Femina.