1. Wszystkie definicje pokolenia, które czytałem, wspominają o cementującym jedność pokoleniową, budującym więź (tworzącym wspólnotę) wydarzeniu, tak zwanym przeżyciu pokoleniowym. Idąc od początku XIX wieku, wśród takich przeżyć pokoleniowych widzimy między innymi: wojny napoleońskie, powstanie listopadowe, Wiosnę Ludów, powstanie styczniowe, pierwszą wojnę światową i odzyskanie niepodległości, drugą wojnę światową i tragedię powstania warszawskiego, stalinizm, wydarzenia marca 1968, powstanie Solidarności i stan wojenny. W większości są to tragedie, nieszczęścia, i wydaje się, że jest to nie bez znaczenia. Cementowane takimi wydarzeniami pokolenia miały silne poczucie swojej (pokoleniowej) tożsamości. Istotne przeżycia (na ogół natury politycznej), które wywierały silny wpływ na egzystencję znajdujących się w podobnym wieku (wieku dorastania, co przekłada się także na zbliżoną wrażliwość i sposób odczuwania) ludzi, niezależnie od tego, jak by były traumatyczne, działały jednocząco. A może nawet jest tak, że im bardziej traumatyczne przeżycie, tym silniej buduje pokoleniową tożsamość. Nie trzeba daleko szukać, by zauważyć, że wielkie traumy i bolesne tragedie skłaniają ludzi do szukania towarzyszy cierpienia, do integracji.
2. Co w takim razie jest niezbędne do tego, żeby można było mówić o pokoleniu? Czy wystarczy grupa osób, które urodziły się w zbliżonym czasie i przeżyły podobne (istotne) wydarzenia? Czy rówieśnictwo i wspólne doświadczenie to dość, czy jednak potrzeba czegoś więcej – czy konieczna jest wola, by stać się pokoleniem? Wreszcie, czy o istnieniu takiego a takiego pokolenia możemy orzekać już wtedy, gdy ono się zaczyna formować, gdy nastąpi ten przełomowy moment historyczny, który ma działać jednocząco, czy dopiero po latach, z perspektywy czasu, gdy emocje opadną i na sytuację będzie można spojrzeć z dystansem?
3. Rok 1989 to dla Polski rok ze wszech miar przełomowy i ważny. Jest to rok, w którym po niemal dwóch wiekach niewoli (z krótką przerwą na oddech w latach międzywojnia) odzyskaliśmy niepodległość. Ludzie urodzeni w tym roku to pierwsi od wielu pokoleń Polacy, którzy przyszli na świat – i żyją – w wolnej Polsce, w atmosferze (czego by nie mówić) względnego spokoju politycznego, bez wiszącego nad głową widma przewrotu politycznego, wojny czy najazdu sąsiedniego mocarstwa. Czy takie pokolenie – jakkolwiek by go nie nazwać: pokoleniem ’89, pokoleniem przełomu, pokoleniem wolności, pokoleniem III RP – będzie tworzyło formację zjednoczoną poczuciem silnej tożsamości wspólnotowej, czy też – wręcz przeciwnie – będzie to niespójny konglomerat, zbiór jednostek, których nie łączy nic poza wiekiem i związaną z nim siłą rzeczy wspólnotą wspomnień z dzieciństwa (tych samych gier, w które grali, muzyki, której słuchali, seriali, które oglądali – i tak dalej). Zastanawiam się, czy paradoksalnie nie jest tak, że nasze (ludzi urodzonych w roku 1989) wydarzenie pokoleniowe – czyli narodziny i dorastanie w wolnej Polsce (bo to chyba trzeba uznać za najsilniejsze przeżycie, które mogłoby nas ewentualnie łączyć i budować naszą wspólnotę pokoleniową) oraz idące za tym: funkcjonowanie w ustroju kapitalistycznym, w dobie coraz większych możliwości, coraz szerszych perspektyw, otwartych granic i rynków pracy – czy nie jest więc tak, że to, co powinno nas jednoczyć, tak naprawdę to zjednoczenie nam utrudnia? Nie mamy swojego mitu założycielskiego, nie mamy niczego, wokół czego moglibyśmy się skupić, fundamentu, na którym wyrosłaby nasza wspólnota. Mamy za to mnóstwo okazji, z których każdy w miarę możliwości korzysta, budując w ten sposób swoją własną tożsamość, swoją własną egzystencję, zaspokajając swoje własne potrzeby. A może właśnie to – takie zatomizowanie pokolenia ’89, jego wspólny korzeń, z którego potem wyrasta wiele zindywidualizowanych pędów – jest spoiwem, tym, co nas wyróżnia, i co tworzy z nas niejednorodną jedność?
4. Ten tekst nie ma na celu udzielania odpowiedzi. To jest tekst pytań, które sobie stawiam, i na które nie potrafię odpowiedzieć. Wierzę jednak, że stawianie pytań to najprostsza droga do prawdy – w tym wypadku do prawdy o moim pokoleniu, o którym chciałbym coś wiedzieć, a nie wiem na razie nic.
Paweł Kulpiński
foto: Pieter Musterd / flickr.com