Warszawska noc

Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt
Już dziś wyruszaj ze mną tam
Zobaczysz jak przywita pięknie nas
Warszawski dzień

C. Niemen Sen o Warszawie

Dans cette rue, au coeur de la ville magique
Où des orgues moudront des gigues dans les soirs,
Où les cafés auront des chats sur les dressoirs
Et que traverseront des bandes de musique.

P. Verlaine Kaleidoscope

Sprawdziliśmy, jak wygląda warszawska noc. Latem, z piątku na sobotę, 2/3 sierpnia w imprezowych miejscach stolicy. Poczuliśmy na własnej skórze, co dzieje się, zanim na horyzoncie błyśnie nadwiślański świt. Gdybyś razem z nami ujrzeć chciał/a warszawską noc, czytaj dalej.

Podzieliliśmy się na dwa patrole, tak jak podczas swoich misji robiła ekipa w Scooby Doo. Pierwszy patrol – Martyna i Mikołaj – o 22:00 rusza z placu Wilsona ku Śródmieściu. Drugi – Joanna i Tomasz – o tej samej porze i z tym samym celem z placu Unii Lubelskiej. Na bieżąco wymieniamy się wiadomościami, głosówkami i fotami na Messengerze.

Legenda:

JT

21:55 Na Marszałkowskiej Joanna wbija po wodę do sklepu. Sprzedawca szykuje się na czas wolny i jest niezadowolony, że przychodzi jeszcze jedna klientka. „Nie ma pani gotówki?” Sprzedawca w telefonie ogląda Kryminalne zagadki Miami.

22:00 Prawie pusty plac Unii Lubelskiej. Green Nero przy placu już zamknięte.Za szybą widać krzesła ustawione na stołach. To nie czas na kawę. Ale na imprezę też się nie kroi. Wokół placu przechodzą pojedynczy ludzie. Ktoś w klapkach wyprowadza psa.1W klapkach był człowiek Ktoś wraca z pracy z korpo (rower, błękitna koszula, plecak). Niemrawy ruch samochodów. Pogoda: dwadzieścia dwa stopnie, pochmurno, bezwietrznie.

22:07 Idziemy Marszałkowską wzdłuż knajp, od których zawiewa zapach owoców morza. Ludzie jedzą sewicze z krewetkami (powodzi się). Oprócz wspomnianego aromatu unoszą się też opary kultury i sztuki. Jesteśmy w pobliżu Teatru Rozmaitości. W knajpie „Kawa/łyk sztuki” wiszą obrazy, tak żeby były widoczne z ulicy.

22:10 W Żabce pani myje tacki od hot dogów. O tej porze tu nie zamawia się hot dogów. Bliżej śródmieścia tak, ale nie tutaj. Mijamy Prasowy – pusty bar mleczny.

22:12 Na Marszałkowskiej bije zapraszające światło z pubu Świetlica. Stopień piwnego wyziewu oceniamy jako średni. Dość duszno. Sporo wolnych miejsc. Przy stolikach ludzie siedzą po dwóch. Umówili się, żeby opowiedzieć, co słychać na tygodniu. Zwierzyć się. Dwóch ziomów gra w szachy. Grający białymi przegrywa.

22:17 Zapuszczamy się w boczne odnogi Marszałkowskiej. „Moja matcha” – nieczynna. Knajpy z ogródkami czynne. Ludzie piją fancy driny. Ciągnie ciepło od nagrzanych chodników. Lekki wiatr wpada we fryzury klientów obsiadujących ogródki i głośno rozmawiających. Wszystko razem wytwarza klimat włoskiego miasteczka. Panie i panowie rozpierają ramiona na poręczach krzeseł i barierkach ogródków. Średnia wieku 35-40 lat.

22:24 Podbijamy do Planu B. Z oddali słyszymy pogawędki jak brzęczenie z ula. Średnia wieku niższa niż w knajpach na Marszałkowskiej. Na chodniku ludzie stoją ze szklankami. Inni siedzą na krzesełkach i na krawężnikach. Królują kolorowe koszule, śmieszne okulary, szerokie spodnie — inaczej niż w ogródkach przy Marszałkowskiej, gdzie moda była jak z Simsów. Obok nas przechodzą trzy queerowe osoby na czarno. Oprócz ula niewiele słychać. Fonosferę urozmaica od czasu do czasu dyskretne burczenie luksusowego auta. Po takiej nocy jak ta szklanki porzucone na stolikach i chodnikach zostają na miejscach, wliczone przez obsługę pubu w rachunek strat. Kilka kroków od Planu B, przy Klubie Komediowym, stoi fotobudka. Ktoś przenikliwy zorientował się, że w ciągu nocy nastaje moment, że niektórzy ludzie muszą koniecznie zrobić sobie zdjęcie w fotobudce. Teraz też jakaś para korzysta.

https://niewinni-czarodzieje.pl/wp-content/uploads/4.mp3?_=1

22:30 Kręcimy się wokół Planu B. Zerkamy, nasłuchujemy. Trzy dziewczyny rozkładają się ze szklankami, papieroskami i telefonami na chodniku jak na dywanie pokoju. Wśród napojów dominuje piwo. Na drugim miejscu – aperol, aby podtrzymać vibe włoskiego miasta. A żeby ten vibe dodatkowo podkręcić, na chodniku stoi rząd efektownych skuterów.

MM

22:05 Na placu Wilsona panuje zmowa milczenia. Gdyby nie przecinający ciszę szum samochodów, można by pomyśleć, że inteligenckie serce stolicy przeżyło kataklizm i zapadło się w sobie. Tak właśnie wygląda inteligencka implozja Żoliborza. Okoliczne przytułki z drinkami bądź orientalną szamą tej nocy nie zaserwują już nic swoim gościom. Zakładając optymistycznie, że jacykolwiek by się zjawili.  Pani, której po całym dniu pracy już naprawdę wszystko jedno, zwija malutki, ograniczony do trzech stolików ogródek knajpy z tajskimi lodami. Gdyby nie dość było kłopotów za dnia, teraz, już przy samym końcu – łańcuchy zabezpieczające krzesełka przed szabrem, plączą się niemiłosiernie, a chrzęst, jaki sprawiają, przy próbie rozwiązania przypomina pojedynek z gotyckim upiorem. Wynik starcia nie jest znany. Po nieudanej próbie rozwiązania siłowego twarz napotkanej pani wyraża tylko jedną myśl – jutro, jutro się to ogarnie.

22:09 Ciąg pustych lokali gastronomicznych tylko rośnie. Nawet tak powszechne przybytki gromadzące amatorów pieczonego mięsa drobiowego i wołowego (dla naiwnych nazywanego baranim), czerwonej kapusty i pszennego placka przeżywają chwile zwątpienia. Brakuje jedynie pary toczących się, uschniętych krzaków wprost z kowbojskiego kina.

22:12  Pośród niedoboru inspiracji naszą uwagę przykuwa pan kurier, a właściwie dźwigany przez niego pakunek. Nie było to pudełko najmniejsze, ale do największych też mu nieco brakowało. Co jest w środku? Perskie szachy, nowa edycja listów Jerzego Giedroycia, roczny zapas płatków drożdżowych… Może abażur? Po ósmym żarcie z inteligenckości żoliborskiej dzielnicy decydujemy się uspokoić i zatrzymać potok bezbeki.

https://niewinni-czarodzieje.pl/wp-content/uploads/3.mp3?_=2

22:15  W końcu orientujemy się w czym rzecz. W tej części Warszawy to nie ulica jest miejscem odpoczynku. Życie toczy się w pokojach i kuchniach kamienic przy ulicy Adama Mickiewicza. W niektórych kamienicach każde okno jest jak osobna prywatna manifestacja.

22:22 W okolicy dworca Warszawa Gdańska świerszcze cisną jak złe. Ludzie są cicho i snują się niemrawo. Gdyby chcieć zrobić nowy teledysk do piosenki Naprawdę nie dzieje się nic Grzegorza Turnaua to północna dzielnica w noc sierpniową stanowi gotową scenografię.

22:25 Przed Gdańską taksówkarze nie czekają na nikogo; wypalili już tyle szlugów, że przędą z nich dywan. W poczekalni marazm, nuda i nihilizm. Rodziny z dziećmi i samotni podróżnicy niemal oddają ducha w skrajnie niedotlenionej poczekalni dworcowej. Wszyscy wyglądają jakby nie zważali na komunikaty o ostatnich pociągach do podwarszawskich miasteczek. Tylko przeciągi świszczą w pustych korytarzach i na peronach.

22:41 Dwóch mężczyzn przemyka na peron IV.  Jeden odzywa się do drugiego, wyrażając uniwersalną potrzebę: „zarabiać więcej”.

22:57 Kolejna losowa maksyma wybrzmiewa chwilę później: „Na co masz alergię?” „Na wszystko?”

22:31 Jedyny rozświetlony w korytarzach dworca sklep: z odżywkami białkowymi. Facet idzie pod rękę z partnerką i walizką partnerki. Ma na sobie koszulkę „fajne ciacho, ale już polizane i zaklepane”. Koncert świerszczy nie ustaje. A my rezygnujemy – nie wiem czy z nudy czy z potrzeby ucieczki od tropikalnego i skrajnie usypiającego, klimatu hali dworca Warszawa Gdańska.

JT

23:00 Przy placu Zbawiciela robi się głośniej. Wybuchają gdzieniegdzie śmiechy. Oddalamy się od zbawiksu, zapuszczając się w alejki i uliczki. Przy jednej z alejek, na ławkach pod drzewami, przesiadują grupki. Dzielimy przesiadujących na trzy klasy. Pierwsza: młodzież, która zaczyna zabawę. Druga: starsze kobiety. Trzecia: faceci w średnim i zaawansowanym wieku, którzy wyrwali się na papierosy i małpki.

23:02 W pubach nastaje godzina opowiadania sobie, co tam ostatnio słychać. Ludzie wchodzą w wesoło-poufały ton.

23:07 Dobijamy do placu Konstytucji. W porównaniu ze zbawiksem mały ruch na zewnątrz. Ludzie siedzą wewnątrz fancy knajp. Klientów nie ma wiele. Na ulicach brak zgromadzeń. Podchodzi do nas non-playable character (dalej: NPC) z pytaniem, czy mamy złotóweczkę. Nie mamy. Po chwili Joanna mówi: „Mogliśmy dać mu tę złotóweczkę i zagadać. Dla fabuły”. W pobliżu przechodzi inny NPC, który usłyszał słowa Joanny. „Dla fabuły? Jak to?”.

23:09 Skręcamy w Koszykową. Mijamy po drodze grupkę młodzieży. „O boże, Warszawa…” – słyszymy elegijne westchnienie jednej dziewczyny do drugiej przy wlocie do Koszykowej. Docieramy do Hali Koszyki. Hala pęka od głośnej muzy zapodawanej przez DJ-a. Muza gra dla nikogo. We wszystkich knajpach zieje pustka. Przy jednym z barów samotny gość sączy drina. Impreza miała być z rozmachem, ale się nie udało. Przed oczami majaczy nam niespełniony amerykański sen.

23:15 Wychodzimy z Hali. Koszykową sunie duży samochód i spłukuje ulicę z brudów miasta. Beznadziejna sprawa. Tej nocy brudy na dobre się jeszcze nie zaczęły. Odbijamy w Poznańską. W knajpach na Poznańskiej średnia wieku – 35. Mało się dzieje. Słychać nieśmiałe pokrzykiwania. Ludzie sprawiają wrażenie rozdartych między chęcią odpięcia wrotek a decorum obowiązującego poważnych i nienagannie ubranych ludzi. Mija nas grupka sześćdziesięcio-, siedemdziesięciolatków nostalgicznie wspominających nieokreślone miejsce w okolicy („były tu kiedyś imprezy”). Oni bawili się tam, gdzie teraz jest paczkomat. Mijamy kolejną knajpę i mimowolnie przeszkadzamy w randce: rozdzielamy chłopaka i dziewczynę siedzących ze szklankami na chodniku.

23:17 Przy rogu Wilczej i Poznańskiej zwracamy uwagę na miejską gotycką ruinę. Na olbrzymiej ścianie kamienicy-zamku widnieje i świeci się jedno okno. Tomasz pyta: „Gdzie my dokładnie jesteśmy?” Zanim Joanna odpowie, odzywa się NPC, który dwa kroki od nas odpina rower: „Jesteście na rogu Wilczej i Poznańskiej”. NPC odjeżdża na rowerze.

MM

23:06 Zaraz metro Świętokrzyska. Idzie facet w koszulce „aged to perfection”. Kobieta opamiętuje się: „Kurrrwa, silnika nie zgasiłam”. Para przechodniów na środku przejścia dla pieszych ugina się pod ciężarem toreb z logo popularnego supermarketu. Nagromadzony przez ostatnie godziny alkohol pragnie szybko opuścić ich ciała. Na Świętokrzyskiej dwie osoby z pieskami w ogródku kebaba.

23:13 „Solenizantka musi płacić!” – krzyczy laska w białej sukience i kurtce jeansowej przechodząc przez przejście. W pobliżu facet w różowo-błękitnej koszulce (powrót z koncertu Taylor Swift?) ściąga skarpetki, podpierając się na ramieniu swojego towarzysza.2Poprawiający skarpetkę to podobno dość popularny tiktoker

23:14 Mija nas kobieta w zielonej elfickiej pelerynie i sukience żółtej jak słońce. Na Patelni siedzi dwójka młodych ludzi z książkami rozłożonymi do sprzedaży. Na żółtej tablicy napisane: cena na odwrocie: „Hegla nie ma i nie będzie”.

23:17 Pod Teatrem Studio zaznacza się tęsknota za Zbigniewem Wodeckim a przejawia się grupowym śpiewaniem Zacznij od Bacha.

JMMT

23:21 Oba patrole spotykają się pod teatrem Roma. „Nie wiem, jak wy, ale jednego browara to bym wypił”, słyszymy wyznanie rzucone przez przechodnia.

23:31 Idziemy w kierunku Nowego Światu. Na koszu przy przejściu dla pieszych stoi pusta butelka szampana. „Ach, dobra impreza była”, skomentowane przez człowieka wsiadającego do samochodu.

Robimy przerwę w jednej ze śródmiejskich knajp.

23:51 Panom przy barze powoli wychodzi czerwień na twarzy. W „Pijalni wódki”  alkoholowy zaduch oceniamy jako średni. Dużo osób przeklina, w niekontrolowany sposób wybuchają śmiechy. „Ej, czy mi się wydaje, czy ktoś ci piwo zajebał?”. Alkohol ginie w niewyjaśnionych okolicznościach.

23:58 “Panowie ale nie ma szans, samochód dla ludu nie może być droższy niż Audi A8” głosi jeden z ośmiu panów zajmujących sąsiedni stolik. Refleksja motoryzacyjna stanowi jednak krótki przerywnik w podbijaniu niekończących się skarg na ich partnerki życiowe.

0:23 Dziewczyna sama tańczy na dole. Spada poziom higieny w śródmiejskich toaletach.

Wychodzimy i rozdzielamy się na patrole.

MT

0:31 W Chicas&Gorillas bawi się dużo młodych ludzi, na ekranach trwają pokazy Victoria Secret. Tańce i zabawy – wszystko widać z ulicy przez wielkie okna. „Dragostea din tei”3Dla niewtajemniczonych: „numa, numa jej” okazuje się nieskończonym hitem imprezowym: grane w jednej knajpie, przenika do innych knajp.

0:42 Kierujemy się ku stacji metro Centrum.

1:00 Na Patelni siedzi pani z kwiatami. Gość z książkami zwija interes. Patelnia prawie wyludniona. Ludzie czekają przy wejściu do metra. „Jest późno” – mówią do siebie kobiety na pożegnanie.

1:14 „To nie jest takie proste, pani kochana” – słyszymy przy schodach przy metrze. Nie udało nam się podsłuchać, co nie jest takie proste.

1:20 Na przejściu dla pieszych przy Marszałkowskiej słyszymy litewski. Wymuszamy interakcję z trójką Litwinów. Mówią, że są studentami z Kowna, a teraz chodzą po Warszawie od paru godzin. „Bardzo żywe miasto” (labai gyvas miestas), odpowiadają na pytanie o pierwsze wrażenie z pobytu w stolicy.

1:22 Zasłyszane, przez telefon: „Halo? Ej, słyszałeś, my śpiewaliśmy…” Tytuł piosenki porwała miejska bryza.

1:24 „Niech to będzie motyw predestynacji” – słyszymy enigmatyczną frazę przy pasażu Wiecha. Nieoczekiwany akcent religijno-filozoficzny. Na Chmielnej przy jednej z knajp siedzi para na blednącej randce. On siedzi w telefonie, ona ze wzrokiem postaci Hoppera patrzy na przechodzących ludzi. Notujemy to w zeszycie. „Ten typ chyba krzyżówki rozwiązuje”, para przechodniów zerka na nasze notatki.

1:26 Przy stolikach pod jedną z knajp toczy się bezwartościowa rozmowa polityczna o sytuacji w Palestynie. „Spierdalaj”, słychać przy stoliku obok.

1:28 Podbijamy do okienka „Pan Precel”. „Ej, chcecie precle?” – piszemy do Joanny i Mikołaja. Bez odpowiedzi.

https://niewinni-czarodzieje.pl/wp-content/uploads/5.mp3?_=3

1:35 Dobijamy do Nowego Światu. Z magnetofonu ustawionego na chodniku dudni muzyka Snu o Warszawie. Zamiast Niemena o nadwiślańskim świcie śpiewa grupa pijanych mężczyzn. Imprezowicze pokrzykują do siebie. Zbijają się w grupki i rozbijają o inne grupki. Tłuką się butelki. Policja wolno przejeżdża, nigdzie się nie zatrzymuje, choć mogłaby wszędzie. Joanna i Mikołaj wciąż nie odpowiadają na pytanie o precle.

1:44 Kobiety idą ulicą, tańcząc. Mężczyźni wygrażają sobie. Ze śmietników wysypują się śmieci, kartony i folie po junk foodach. Nieoczekiwanie jeden pan kulturalnym, wręcz nieśmiałym gestem odstawił pustą, szklaną butelkę po porzeczkowym soku Tarczyn na przepełniony kosz. W tym samym czasie śpiew Snu o warszawie kwitowany był raz po raz skrupulatnie podczas przerwy przed refrenem ekstatycznym okrzykiem: „jebać Polonię”, a po ostatnim refrenie: „jebać policję”, powtórzone dwukrotnie. Odbijamy w kierunku Krakowskiego, a potem Oboźnej.

1:55 Pod Cafefajką pusto i głucho. Lokal zamknięty. Nie możemy dodzwonić się do drugiego patrolu. Boimy się o jego losy. Idziemy pod tzw. parasole, na tyłach dawnego Univerpubu. Parasole nieczynne, choć pali się światło pod budą. Jak tylko się zjawiamy, światło gaśnie.

2:02 Mikołaj i Joanna wreszcie odpisują. „Nad Wisłą późni imprezowicze walczą z błędnikiem” – zdają raport z sytuacji ze Schodków. Po chwili patrole łączą się.

JM

0:27 Zaraz po rozdzieleniu patroli, w momencie kreślenia w myślach trasy naszej dwójki, z otchłani Zebra Shot Bar, wyłaniają się trzy postaci. Dwóch panów, trzymając pod ręce pana trzeciego, odstawia go do reszty znajomych. Ów odzyskuje zapał i rzuca się pełnią sił odurzonego organizmu na jednego z niosących go przed chwilą towarzyszy. Cios nie zostaje jednak wymierzony. Niedoszłego zamachowca powstrzymuje zgodny głos sześciu gardeł grzmiących: “Pojebało cię?! Szymi siadaj i uspokój się”. Po chwili wzburzenia, Szymi faktycznie siada i uspokaja się.

0:40 Wielkie nadzieje wiążemy z ulicą Chmielną. Niestety. Dominującym odgłosem na Chmielnej jest daleki, ale z każdym metrem bliższy, huk imprez na Nowym Świecie.

0:50 Przecinamy szybko Nowy Świat, żeby trafić na Powiśle. W tle słychać Tyle samotnych dróg śpiewane przez zachrypnięte od karaoke głosy.

1:02 Naszym celem są teraz bulwary nadwiślańskie, prujemy szybko przez Tamkę.

1:06 Przy zakątku złotej kaczki słyszymy miłosne wyznanie młodego chłopaka do równie młodej dziewczyny: “wiesz, ja nie palę tylko ze względu na Ciebie”.

1:15 Okrzyk: „Gdzie są dziewczyny? Zawsze tu były”.

1:20 Na Powiślu wita nas zapach marihuany pomieszany z nadwiślańską bryzą i jeszcze dość letnim, ciepłym deszczem. Wilgotno. Wzmożona częstotliwość przekleństw. Ludzie zdenerwowani na niesprzyjające warunki pogodowe ulatniają się ze schodków. Trzeba uważać na osobników, którzy o tej porze już nie potrafią ustać prosto na nogach.  Pełne kosze nie wpisują się w ogólny klimat okolic Centrum Nauki Kopernik.

1:23 Zostajemy zapoznani z naprędce wymyśloną grą towarzyską – grą w kible. Reguły gry w kible są następujące. Wymaga ona od 5 do 12 Toitoiów oraz kolejki grających, zazwyczaj obcych sobie ludzi. Wówczas pierwsza osoba w kolejce musi zgadnąć które drzwi zostaną otwarte jako pierwsze. Jeżeli zgadnie, odbiera możliwość skorzystania z toalety, jeśli zaś chybi, musi wrócić na koniec kolejki. Niestety rzadko kiedy zdarza się by osoba, która raz chybiła, podeszła do gry po raz drugi. Z niewiadomych przyczyn taki osobnik zwykle nie idzie na koniec kolejki ale oddala się w bliżej nieokreślonym kierunku by zniknąć i nie pojawić się więcej.

1:30 Mijamy osoby ubrane głównie w cekiny. Śpiewają piosenki Taylor Swift. Ich makijaże świadczą o tym, że bawią się już od kilku dobrych godzin.

1:40 Godzina miłości. Panowie mówią do siebie zdrobniale, noszą się na barana. Często przechodzą od uścisków do bójki i od bójki do uścisków.

1:50 Krótki przystanek pod parasolką. Wymieniamy się spostrzeżeniami. Postanawiamy się ulotnić. Schodki nie są już atrakcyjnym miejscem. Tymczasowe bary powoli się zwijają. Uciekając przed ostatnimi imprezowiczami, przy akompaniamencie wyrzucanych szklanych butelek wracamy do drugiego patrolu. Czeka nas wspinaczka pod ulicę Oboźną. W jej trakcie  zauważamy 8 nieodebranych połączeń od Martyny.

JMMT

2:13 Zaczyna padać. Stajemy w bramie przy tzw. Kazamatach przy Oboźnej. Nalewamy kawki z termosów. Jeż przecina Oboźną i wbija pod bramą na kampus. Kilka minut później to samo robi kuna (łasica?).4Łasica jest od kuny niemal o połowę mniejsza. Całe jej podbrzusze jest jednolicie białe, podczas gdy kuny wyróżnia biały „krawat” na piersi. Z naszej perspektywy ciężko jednak określić kolor futerka. W patrolu następuje rozłam ideowy. Dolewamy kawki i chwalimy własny pomysł zabrania termosów. Wytwarza się klimat pikniku w środku warszawskiej nocy.

2:32 Kot pocina na kampus – tą samą drogą co jeż i kuna. Mamy rozkminę, czy to były znaki, że powinniśmy iść tą samą drogą. Jak w Matriksie: „follow the rabbit”. Zawracamy na Nowy Świat.

2:43 Na Nowym Świecie zaczepia nas NPC: „Zapraszam do klubu ze striptizem!”. Kilka metrów dalej widzimy szamotanie się i słyszymy krzyki. Bójka tuż przed nami. Policja podchodzi do walczących. My też. Wtedy interweniuje postronny obywatel: „Jakby co, to zwała stąd. Jest gruba akcja ogólnie”. Inny obywatel wyjaśnia policjantom: „Ten pan tamtego pana zaatakował”. W dalszym odcinku ulicy Sen o Warszawie dalej jest śpiewany. Ktoś wykrzykuje: „Czesław Niemen!”.

2:51 Wbijamy do Pawilonów, w mrocznym zakamarku Nowego Światu. Dociera do nas dźwięk piosenki Waka waka. „Nie byłam w Pawilonie, żeby jakiś pan nie powiedział, jaką jestem śliczną blondyneczką”, mówi Joanna. Dwie dziewczyny w kucki palą szluga na spółkę w deszczu.

2:59 Z jednego z barów dobiegł nas głos Amy Winehouse. Chwilę wcześniej trzy papierosy opuszczone jak trzech muszkieterów podebrano z chodnika.5Martyna podebrała Obok nas mężczyzna o tlenionych włosach odzywa się bełkotliwym angielskim: „That’s what I’m talking about, bro!” Miejsce dwóch palących dziewczyn zajął palacz elektroniczny (również w kucki). Przy wyjściu z Pawilonów szkło chrzęści pod stopami.

3:01 Czwarty papieros znaleziony na chodniku. Zastanawiamy się, czy palić, skoro mamy cztery, a nas jest czworo.

3:02 Samotna kolarka o zmęczonym wzroku przemierza Nowy Świat. „They don’t like us”, przekrzykiwane z prawej do lewej strony ulicy. Niejasne, kto, kogo i dlaczego nie lubi.

3:03 Na Nowym Świecie totalne rozbisurmanienie. Wycofujemy się ku Świętokrzyskiej. Na wysokości Dedalusa mijamy parę dziewczyn. „Na kacu to rozkminimy” – zapowiada jedna drugiej. Zapisujemy uwagę o rozkminach na kacu po warszawskiej nocy. Dziewczyny spostrzegają nasz notatnik.

– Pan to zapisuje?

– Nie, ja sobie piszę wiersz – odpowiada Tomasz.

– Wspaniale! Zarecytuje pan jeden?

– Dopiero zacząłem. Zarecytuję, jak spotkamy się następnym razem.

– Czekam na tomik!

3:13 Na Świętokrzyskiej grupa dziewczyn krzyczy: „She’s dead”. Nawiązują do koncertu Taylor Swift. Skręcamy w Mazowiecką. Na chodniku obok siebie trzy pudełka po serku twarogowym wiejskim. Dobiega nas głos znikąd: „Musi być co najmniej pół butelki, żebym wypił”.

3:16 Na Mazowieckiej trwają imprezy, ale nie tak huczne jak na Nowym Świecie (drogie driny w drogich klubach). Pan w białej koszuli biegnie w deszczu. Średnia wieku – 30 w górę. Zjeżdżają się ubery zabierające zmęczonych ludzi. Przy jednym z samochodów stoi NPC. „Jechaliście kiedyś hulajnogą?” – pyta. Odpowiadamy, że tak. Gość przyjmuje odpowiedź i nic nam nie proponuje. Kilka kroków dalej pijany obywatel wypada z taksy. Drugi wkłada go z powrotem.

3:23 Mija nas śmieciarka, zgarniając nieustannie produkowane śmieci. Widzimy, jak po drugiej stronie ulicy pocinają dziewczyny od wierszy spotkane na Nowym Świecie. W ciągu kilku sekund kilka razy zmieniają kierunek. Zawracamy po raz ostatni w stronę skrzyżowania Krakowskiego z Nowym Światem. Słychać dźwięki z imprezowego zagłębia na Mazowieckiej.

3:27 Pięknie ubrana dziewczyna po raz drugi poprawia zsuwającą się skarpetkę z niewygodnych butów.

3:31 Facet na rowerze z wysoką ramą nie może dostać siodełka. Jedzie na ramie, kopiąc nogami ziemię. W tym samym momencie spektakularnie przewracajaca się kobieta na hulajnodze zarzuca kurwą z podkręconym „r”.

3:34 Obok nas sunie para na hulajnodze. To nasze nocne znajome: te same dziewczyny, z których jedna poprawiała skarpetkę.

3:40 Dochodzi do upadku na hulajnodze na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Światu. Na Nowym już mniej ludzi, ale bliżej Foksalu zawiązuje się kolejna bójka. Grupa kilkunastu osób wyrzuca człowieka jak worek z bramy prowadzącej do Pawilonów. Gość leży i nie podnosi się. Dzwonimy na policję. Najpierw przyjeżdża karetka. Mikołaj podchodzi wytłumaczyć, gdzie doszło do incydentu. Kierowca robi łaskę, że w ogóle słucha.

4:04 Ekstatyczny tłum wędrując, śpiewa: „Tu nie ma prawa, tu rządzi Legia Warszawa”. Oraz „jebać policję” na przemian z „jebać Polonię”. „Jednak w tamtą stronę, jednak w tamtą stronę, jednak w tamtą!” – powtarza jeden drugiemu.

4:05 Na rondzie de Gaulle’a mężczyzna idący z butelką w dłoni śpiewa: „Mój jest ten kawałek podłogi”. Skręcamy w Aleje Jerozolimskie. Idziemy ku Patelni. Na mieście trwa zacieranie śladów. Mężczyzna zamiata schody przy Patelni. Jedna z budek w podziemiach centrum ogłasza się: „Tu kupisz najtaniej”. Co? Niesprecyzowane.

4:31 W podziemiach dworca Warszawa Śródmieście NPC (tym razem ochroniarz) pyta: „Na wschód czy na zachód chcecie jechać?”.

4:47 Podziemnymi tunelami docieramy do Dworca Centralnego, gdzie ludzie padli jak muchy. Poruszamy się jak korytarzem życia między ścianami, pod którymi leżą i siedzą osoby zmożone snem. Niektórzy podśpiewują pod nosem w parach. Inni budzą towarzyszy na pociąg. Jedna z dziewczyn śpi z niedojedzonym wrapem na piersi.

4:59 Wychodzimy z Centralnego ulicą Emilii Plater. W jednej z taksówek słychać: „I wylałeś mi na jeansy, kurwa!”. Kierujemy się ku stacji metra Rondo ONZ.

5:12 W metrze pierwsi biedacy jadą do pracy.

5:13 Trójka mężczyzn rozsadzona naprzeciw siebie w metrze podaje sobie butelkę. Trudno powiedzieć: szkło czy plastik.

5:15 „Halo, pobudka” – odzywa się ochroniarz w metrze do zmorzonego nocą wędrowca.

5:41 Mamy jeszcze łyk kawy. Pada propozycja, żeby zostawić na czarną godzinę. Mikołaj mówi: „To jest czarna godzina. Już czarniejszej nie będzie”.

***

Ustęp

Ktoś może zapytać: Czym niby jest taka jedna noc? Trafiliście na takie przypadki, równie dobrze moglibyście trafić na inne! Odpowiadamy: przypadki nie zmieniają zasady. A zasadą jest młyn. Wielka machina mieląca wolno i cicho w dni powszednie, głośno i szybko w dni wolne od pracy. Słowem: to dzieje się co noc. I co noc rano zaprowadzane są pozory, że nic się nie wydarzyło.

Ilustracja: Aster Wilkirski

Exit mobile version