Niewinni Czarodzieje. Magazyn

„Yuma” – stare czasy w nowym stylu

Nie wiem, czy ranga Wikipedii urosła już do tego rozmiaru, by czerpać z niej motta do filmów, czy może raczej polskie kino tak obniżyło loty, ale w przypadku Yumy postawiłbym na to pierwsze. Film nie jest zły. 

Oczywiście, o ile komuś pasuje jego konwencja – czyli stylizacja po trosze na wschodnioeuropejski western, film gangsterski à la Chłopcy z ferajny czy Ojciec chrzestny (przykładając polską skalę epickości, rzecz jasna), a po trosze na kolejny film o ludziach wchodzących w dorosłość w trudnym okresie zmian systemowych. Stylizacja paradoksalnie o tyle nieudana, o ile udana. Nieudana w zestawieniu z hollywoodzkimi klasykami. Polakom ewidentnie brakuje warsztatu kolegów po fachu zza Oceanu, a grający pierwszoplanowego Zygę, Jakub Gierszał, nie ma charyzmy, której wymagała jego rola. Udana ze względu na klimat przełomu lat 80. i 90., który świetnie oddają ubrania, samochody, ale przede wszystkim muzyka i główni bohaterowie filmu.

Akcja toczy się po polskiej stronie Odry, skąd młodzi Polacy wybierają się na tytułowe jumanie dla miejscowej szarej eminencji, a zarazem ciotki Zygi, burdelmamy Halinki (Katarzyna Figura). Do przemytów inspirują ich młodzieńcze marzenia o lepszym życiu znanym z kolorowych magazynów oraz… szlachetność. Zyga dba nie tylko o siebie, lecz także o większość mieszkańców swojej miejscowości, którzy korzystają na jego działalności. Każda wyprawa na Zachód wywołuje jednak w bohaterach zmiany. Powoli z romantycznych Robin Hoodów przekształcają się w nieporadnie naśladujących filmowych idoli, wystylizowanych, ale przez otoczenie traktowanych poważnie chłopców z ferajny. Tymczasem do walki o wpływy włącza się Opat (Tomasz Kot), radziecki żołnierz parający się przemytem spirytusu. Nietrudno się domyślić, że taka sytuacja nie może się skończyć szczęśliwie dla wszystkich.

Na uwagę zasługują przyjaciele Zygi – prostolinijny Młot (Jakub Kamieński) oraz nieco inteligentniejszy i zafascynowany Zachodem Kula (Krzysztof Skonieczny) – świetnie zagrani chłopcy z biednych rodzin, którzy zachłystują się łatwymi pieniędzmi z Reichu. Znakomicie ze swojego zadania wywiązał się także elektryzujący na ekranie i już zupełnie niekomediowy Tomasz Kot (Opat). Przyzwoicie prezentują się też, grające drugoplanowe role, Helena Sujecka (Bajadera) i Karolina Chapko (Majka), tworzące z Gierszałem przekonujący, nieszczęśliwy trójkąt miłosny. Interesującym zabiegiem jest wplecenie w film elementów teledyskowych. Podczas gdy z głośników dobiegają dźwięki takich hitów lat 90., jak Coco Jambo, na ekranie widzimy zainscenizowane scenki rodem z MTV, które następnie płynnie przeradzają się w dalszą akcję, niczym partie taneczne w musicalach.

Czar stylizacji pryska jednak w końcówce, gdy romantyczni bohaterowie muszą się określić w stosunku do brutalnej rzeczywistości, z którą się skonfrontowali. I właśnie te partie filmu wydają się nieco słabsze. Nie wytrzymują porównania z przyzwoitymi wcześniejszymi fragmentami, a przemiana niektórych bohaterów jest nie do końca przekonująca.

Nie powiedziałbym o Yumie, że taki film w Polsce można zrobić tylko raz – jak mawiało się o również mocno wystylizowanej Wojnie polsko-ruskiej. Oba te obrazy łączy jednak konieczność przyjęcia konwencji i przymknięcia oka na realia, by móc oglądać je z przyjemnością. A zarówno jeden, jak i drugi mogą się podobać, mimo że nie zaliczają się do kina najwyższych lotów. Bez trudu można jednak znaleźć ciekawsze dzieła wychodzące spod rąk polskich twórców.

Bartosz Wróblewski

Exit mobile version