Niewinni Czarodzieje. Magazyn

LJN: Jerzy Pilch – artysta-felietonista

Foto. Danuta Węgiel

Jerzy Pilch – artysta-felietonista [1]

1.

Zacznijmy od analizy jednego zdania:

Eustachy Rylski z goryczą światłego ziemianina piętnuje zanik i całkowite rozchwianie akcentu mowy polskiej – chcąc nie chcąc biorę jego zarzuty na klatę – Bóg dał rozjechaną hybrydę intonacji – powiedzmy: cieszyńsko-galicyjskiej, nie dał sił, by się – kurwa – nauczyć akcentować poprawnie. („Polszczyzna nasza wścieklizna”)[2].

Uwagę zwraca, że pojawiają się tu elementy właściwe różnym stylom: patetyczno-archaizującemu („z goryczą światłego ziemianina piętnuje”), naukowemu („rozchwianie akcentu, hybryda intonacji”), potocznemu (zwroty: „chcąc nie chcąc”, brać na klatę) i wulgarnemu.

Najciekawszy jest fragment patetyczno-archaizujący („z goryczą światłego ziemianina piętnuje”), można go bowiem określić jako wysublimowaną aluzję do znanej w polskiej kulturze postawy właściwej m.in. Mikołajowi Rejowi czy Janowi Kochanowskiemu. Przejawiała się ona w umoralnianiu społeczeństwa, na które spoglądano z odległej, pozamiejskiej perspektywy. Sygnałem aluzji do tej postawy jest właśnie język, bo gdyby Pilch użył innego, stylistycznie neutralniejszego, synonimicznego sformułowania, np. „zgorzknienie mądrego właściciela ziemskiego”, skojarzenie z renesansową tendencją nie narzucałoby się wcale.

Co ciekawe, nie mamy tu do czynienia z pastiszem stylu Reja czy Kochanowskiego, lecz z pastiszem tekstów krytyczno-literackich omawiających dzieła Reja, być może również pastiszem haseł produkowanych na lekcjach języka polskiego w liceach. Aby poprawnie odczytać aluzję do renesansowej tendencji, nie można traktować tego pastiszu jako przywołania znaku (bo nie odnosi się on sam do siebie, wówczas źródłem komizmu byłby sam pastisz), lecz jako użycia znaku (odnosi się do tego, do czego odnosi się znak: do postawy renesansowego ziemianina)[3]. Co zatem robi Pilch? Opisuje Rylskiego tak, jak opisywano renesansowych światłych ziemian, przez co zestawia go z nimi. Odwołanie do sfery pozatekstowej (do wiedzy czytelnika) ujawnia kontrast pomiędzy Rylskim a Rejem czy Kochanowskim („piętnowanie” w epoce renesansu było przejawem postawy szlachetnej, ponieważ zachodziło w innym kontekście historyczno-politycznym i dotyczyło spraw najwyższej wagi, na takim tle „piętnowanie” Rylskiego wydaje się śmieszne, bo pozbawione zasadności). Jednak, na mocy analogii Pilcha, Rylski „piętnuje” z równym zawzięciem. Zatem komizm wynika po pierwsze: z kontrastu między Rylskim a renesansowymi ziemianami, po drugie: z groteskowej różnicy pomiędzy patosem nawoływań Rylskiego a problemem o znaczeniu raczej marginalnym.

Na przykładzie analizy powyższego zdania widać, że te same słowa pełnią wiele funkcji. Na planie stylu (rozumiane jako przywołanie) są budulcem niejednorodnego stylu, na planie treściowym (rozumiane jako użycie) są sygnałem żartobliwej aluzji. Albo więc są komiczne same w sobie (poziom horyzontalny), albo odwołują do tego, co komiczne (poziom wertykalny).            

2.

Na tym nie koniec niejednoznaczności. W analizowanym przeze mnie zdaniu mówił bowiem tylko jeden głos, głos Pilcha-ironisty. Ale w felietonach autora Pod mocnym aniołem głos Pilcha-ironisty nie jest jedynym obecnym głosem. Bardzo często pojawia się on naprzemiennie z innym, współważnym głosem – głosem cudzym, którego w mowie pozornie zależnej używa Pilch-szyderca[4].

W felietonach przejawia się to w opisywaniu wydarzeń z innej, nie-Pilchowskiej perspektywy. Efektem tego nie jest ośmieszenie opisywanego wydarzenia (co jest zazwyczaj celem Pilcha-ironisty), ale ośmieszenie tego, kto opisuje. W jaki sposób? Na przykład poprzez nagromadzenie w opisie utartych przekonań, stereotypów i sylogizmów, których nadużywanie kompromituje opisującego. Albo poprzez przyjęcie radykalnej (u Pilcha zazwyczaj ultraprawicowej) perspektywy, czego efektem jest wyciąganie absurdalnych wniosków.

Pojawić się może pytanie: skąd wiadomo, kiedy przemawia Pilch-ironista, a kiedy Pilch-szyderca? Najprawdopodobniej wtedy, gdy łatwo zidentyfikować sądy zawarte w wypowiedzi z sądami właściwymi określonym grupom społecznym, orientacjom politycznym itp. Nierzadko jednak ciężko jest dokonać takiego rozróżnienia i trzeba zachować nadzwyczajną ostrożność. To właśnie sprawia, że felietony Pilcha są tak bliskie jego twórczości literackiej.

3.

Pilch-ironista przemawia w swych felietonach na wiele rozmaitych sposobów. Najczęściej ośmiesza przedmiot swojego opisu za pomocą groteskowego zestawienia tego przedmiotu z innym, nieprzystającym do niego. Opisując współpracę Marcinkiewicza z PiS, dokonuje zaskakującego porównania: „(…) jak sam twierdzi: podjął współpracę celem jej zakończenia. Jest to otóż szalenie kobieca (przespałam się z nim, żeby wreszcie to skończyć) strategia. (Pilch grzebie w łóżku Marcinkiewicza)”. Albo inny przykład:

Wzmagające napięcie, myśli i gesty ostateczne nie są obce głównym reżyserom. «Gdyby nie myśl o wyborach, dawno zrobiłbym wybory» – parafrazuje w głębi duszy Ciorana («Gdyby nie myśl o samobójstwie, dawno bym się zabił») Jarosław Kaczyński. („Pierwsza pielgrzymka premiera do Polski”)

Zauważmy, że śmieszność Kaczyńskiego staje się śmiesznością Don Kichota, który na mocy analogii Pilcha nadaje swym działaniom formę nieadekwatną do tych działań, a precyzyjniej –  próbuje uwznioślić swe działania poprzez nadanie im wzniosłej formy, choć nie ma do tego podstaw.

Inną strategią Pilcha-ironisty jest ujednoznacznianie opozycji relatywne-absolutne. Wypowiedziane w określonym kontekście słowa Pilch traktuje jako prawdy absolutne, a następnie osadza je w innym kontekście po to, by je zdyskredytować. Widać to we fragmencie, w którym Pilch przywołuje wypowiedź Michała Pawła Markowskiego:

Polska literatura cierpi na niedowład zagęszczenia i uwieloznacznienia relacji między językiem i światem, które to zagęszczenie zmuszałoby do czytania jej powoli, z przerwami, odkładając w nieskończoność zakończenie. Tymczasem wszystkie niemal książki kończą się – gdy jedziemy z Warszawy do Krakowa – w Tunelu i przez ostatnie 40 minut nie ma już co robić,

a następnie komentuje ją we właściwy sobie sposób:

Można oczywiście zapytać, czy jak Michał Paweł Markowski przez ostatnie 40 minut podróży z Warszawy do Krakowa będzie miał co robić, a zwłaszcza co czytać, będzie to zarazem znaczyć, że literatura polska stanęła na nogi?  („Gdzie kończy się polska literatura? W tunelu”).

4.

Pozostałe strategie Pilcha-ironisty można by wymieniać na kolejnych dziesięciu stronach maszynopisu, jednak o wiele ciekawszym zajęciem będzie przyjrzenie się Pilchowi-szydercy. O ile bowiem Pilcha-ironistę łatwo można zestawić np. z Rybińskim-ironistą, Mizerskim-ironistą czy Lisem-ironistą, o tyle bardzo trudno jest znaleźć analogon dla Pilcha-szydercy. Nie może to dziwić, ośmieszanie tego, kto opisuje jest w wypowiedzi publicystycznej zadaniem dość ryzykownym, bo jeśli sygnał ironii nie będzie właściwie odczytany, podmiot mówiący w tekście zostanie utożsamiony z jego autorem – osobą publiczną, która bierze pełną odpowiedzialność za swoje słowa.

Co można powiedzieć o Pilchu-szydercy? Na pewno jest podstępny i trudno go uchwycić w trakcie pobieżnej lektury. Dobrym tego przykładem jest krótkie zdanie z felietonu poświęconego Günterowi Grassowi, który to zaskoczył cały świat wyznaniem, że we wczesnej młodości był związany z armią III Rzeszy: „Podający się przez całe lata za pisarza esesman wreszcie odsłonił swe prawdziwe oblicze” (Esesmański rechot)”.

Pozornie jest to wzmianka o charakterze informacyjnym. Kiedy jednak przyjrzymy się jej bliżej, dostrzeżemy skrajny subiektywizm przedstawiającego. W świetle tej „wzmianki” Grass nie jest pisarzem – chociaż przez większość życia poświęcił się pisaniu i został za to uhonorowany Nagrodą Nobla – tylko „podającym się za pisarza”, który „odsłonił swe prawdziwe oblicze” (esesmana) i zrobił to „wreszcie”, co sugeruje, że wszyscy na ten akt od dawna czekali. Nawet składnia pozostaje na usługach przekazu perswazyjnego – w centrum zdania znajduje się bowiem wyraz kluczowy: „esesman”; on skupia na sobie całą czytelniczą uwagę.

Subiektywizm powyższego zdania wynika z tego, że krótki młodzieńczy epizod potraktowano jako wampiryczne piętno, którego nie można wyzbyć się na d

rodze ekspiacji. Więcej nawet, piętno to ustala tożsamość Grassa, do tego stopnia, że nie może się on nazywać pisarzem, nie jest nawet Grassem, zostaje bowiem krótko określony jako „esesman” (choć de facto nazywanie go esesmanem jest w świetle faktów historycznych brutalną hiperbolą, Grass esesmanem nigdy nie był).

To, że możemy się domyślić sądy jakich środowisk przywołuje (i parodiuje!) Pilch – antyniemieckich, rewizjonistycznych, nacjonalistycznych – świadczy o tym, że mamy do czynienia z głosem Pilcha-szydercy. Łatwo bowiem odnaleźć analogię z niektórymi opiniami na temat np. Wisławy Szymborskiej, która – nieco później niż Grass – miała w swym życiu epizod stalinowski i do dziś wypamiętują jej to skrajnie prawicowe środowiska. Obecnie rzecz jasna nikt nie nazywa publicznie Szymborskiej stalinówką, tak samo jak nikt nie nazywa Grassa esesmanem, niemniej za pomocą tej hiperboli Jerzy Pilch zwraca uwagę na pewną tendencję, którą według niego należy skrytykować.

Warto przywołać inny fragment z tego samego felietonu, również na temat Grassa:        

Jak gość się zorientował, że wygląda jak rasowy Schriftsteller, że nikomu do łba nie przyjdzie, że ten tu poważny intelektualista o przenikliwym zza okularów spojrzeniu jeszcze wczoraj był bestią z trupią czaszką na czapce, jak załapał, jaką ma szansę, postanowił brnąć w to dalej. Dla niepoznaki zaczął pisać. Celem totalnego zadekowania się zaczął wydawać książki. („Esesmański rechot„).

Pokrętna logika powyższego wywodu sugerowałaby, że znów przemawia Pilch-szyderca. Świadczyć może o tym również przedstawiony w opisie punkt widzenia – jest on konsekwencją sądu zawartego w poprzednim cytacie. Skoro Grass wyjawił, że miał w młodości faszystowski epizod, to należy dokonać rekonstrukcji i odpowiedzieć na pytanie, czym się kierował, podejmując życiowe decyzje. Ale język tego wywodu nie jest językiem Pilcha-szydercy. Jest to groteskowy język Pilcha-ironisty, żywo przypominający język przytoczonego na wstępie zdania o Rylskim. Nie znaczy to, rzecz jasna, że głosy Pilcha-szydercy i Pilcha-ironisty się wykluczają. Są obecne na innych planach tej samej wypowiedzi.

Współobecność dwóch głosów widać również we fragmencie, gdzie Jerzy Pilch opisuje historyków, którzy próbowali udowodnić Lechowi Wałęsie, że w przeszłości współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa:

Im żadne papiery niepotrzebne. Oni sami mają takie papiery, że ho ho. Donosy własnoręcznie przez Wałęsę pisane, cyrografy, oszczerstwa i inne plugastwa. Autentyki. Niektóre od samego Tymińskiego pochodzące. Jak tylko to ogłoszą – będzie po Lechu. Wszystkie doktoraty cofnięte, Nagroda Nobla odebrana, prezydencka pensja – pa pa. Skalp sam spadnie. („Papiery poszły w świat”).

W tym wypadku głos Pilcha-ironisty jest wyraźnie silniejszy. Gdyby bowiem zwizualizować podmiot mówiący w tym wywodzie, nie byłby to głos młodego, wykształconego pracownika Instytutu Pamięci Narodowej, ale szalonego frustrata, który całe życie podporządkował idei zniszczenia dobrej sławy Lecha Wałęsy. Świadczą o tym emocjonalny tok wywodu oraz język wypowiedzi („cyrografy”, „i inne plugastwa”, „prezydencka pensja – pa pa”). Czytelnicza intuicja (innego kryterium nie ma) podpowiada, że w takim tonie  nie wypowiadałby się historyk IPN, choć faktem jest, że zasadniczy przekaz zawarty w wywodzie „Dysponujemy dokumentami, których upublicznienie wpłynie na zmianę wizerunku publicznego Lecha Wałęsy” jest tożsamy z przekazem zawartym w publikacjach opisujących współpracę Wałęsy z SB.

Bywa również tak, że sygnałem współobecności wielu głosów nie jest ton wypowiedzi, punkt widzenia w niej zawarty, ale rodzaj używanych słów. Tak jest, gdy Jerzy Pilch opisuje zachowanie publiczności podczas debaty w 2007 roku:

Wyli i tupali strasznie, nie jak na poważnej debacie z udziałem premiera, a jak na meczu się zachowywali; obelgi, a może nawet ogryzki w stronę Kaczora leciały, skończyło się, jak się skończyło. Kaczor przegrał. („Setki wariantów w tysięcznych odmianach”).

Opis ten, jak się domyślamy, jest przedstawiony z perspektywy Kaczyńskiego, który debatę przegrał i negatywnie odnosił się do publiczności. Ale czy Kaczyński określiłby się sam, pejoratywnie – „Kaczorem”? Nie, „Kaczor” to już określenie Pilcha.

Podobny chwyt, choć na większą skalę, stosuje Pilch w felietonie poświęconym Jarosławowi Iwaszkiewiczowi:

W styczniu 1970 Jeleński pisze do Iwaszkiewicza: «Z dużym zainteresowaniem przeczytałem listy Witolda do Ciebie w „Twórczości”. Chciałbym dać Twój wstęp i wyjątki z korespondencji do „L’Herne”. Czy się zgadzasz?». Za niecałe trzy tygodnie euforia mija, w powietrzu zawisa bardziej tradycyjne i tysiąc razy częściej stawiane Jarosławowi Iwaszkiewiczowi pytanie: czy mianowicie się zgadza, że jest zaprzedaną komunistom głupią świnią, a w najlepszym razie pożerającym rozmaite literackie baranki lisem? („Iwacha i awantura o Gombra”).

Narrator tej wypowiedzi jawi się jako bezstronny sprawozdawca, przez co przytoczone na końcu „bardziej tradycyjne i tysiąc razy częściej stawiane” pytanie, logika wywodu każe uznać za faktycznie wyrażone w tej właśnie formie. Jerzy Pilch wcale nie troszczy się o to, by powyższa wypowiedź pełniła funkcję informacyjną, choć pozornie jego narrator zdaje bezstronną relację z wydarzeń historycznych. Sygnałem ironii jest styl wypowiedzi, nawiązujący do retoryki nacjonalistycznej (jak wiadomo, „zaprzedanie komunistom” to określenie właściwe środowiskom, które ugodową postawę wobec komunizmu traktują w kategoriach zdrady narodowej, „zaprzedania” zaborcy tożsamości narodowej). Zatem przekazem wyłaniającym się z wypowiedzi wcale nie jest rzetelna relacja, ale ośmieszenie (krytyka) „tradycyjnego” pytania stawianego autorowi Panien z Wilka, a ściślej – intencji tego pytania, bo w wyrażonej przez Pilcha formie pytanie to oczywiście nigdy nie padło.

5.

Michał Bachtin pisze, że nowe gatunki literackie cechuje różnostylowość i wielogłosowość, a więc: „swobodny, familiarny kontakt każdego z wszystkimi”[5], „wielość tonacji, pomieszanie wzniosłego z poziomym, powagi ze śmiechem. Szeroko stosuje się (…) przytoczenia innych stylów”[6]. Wydaje się, że tylko mając na uwadze taki rodzaj literatury należy czytać felietony Pilcha, jeśli bowiem chcielibyśmy czytać je jako teksty homofoniczne, zmuszeni bylibyśmy przyznać, że Pilch albo zaprzecza samemu sobie, albo bredzi, albo serio uważa, iż „Szczątki Generała [Sikorskiego – A.H.] należy badać tak długo, aż się okaże, że zabili go – najlepiej – Sowieci”[7].

Jerzy Pilch liczy zatem na odbiorcę, który nie tylko wychwyci rozmaite aluzje i chwyty wplecione w jego teksty, ale będzie również skłonny dokonać interpretacji na własną rękę, nie zaspokajając się lekturą tytułu periodyku, w którym znalazł się akurat Pilchowski felieton.

Artur Hellich

 


[1] Analizę przeprowadziłem na materiale 76. felietonów Jerzego Pilcha, zamieszczonych w archiwum [http://www.dziennik.pl, data dostępu: 16 grudnia 2011r.].

[2]    W nawiasach tytuły felietonów, z których pochodzą cytaty.

[3]    Por.  D. Sperber, D. Wilson, Ironia a rozróżnienie między użyciem a przywołaniem, tłum. M.B. Fedewicz, [w:] Ironia, red. M. Głowiński, Gdańsk 2002, s. 86.

[4]Por. W. Tomasik, Od Bally’ego do Banfield: Sześć rozpraw o mowie pozornie zależnej, Bydgoszcz 1992, s. 98-100.

[5]    M. Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, tłum. N. Modzelewska, Warszawa 1970, s. 188.

[6]    Tamże, s. 167.

[7]    „Słowem, należy ekshumować Generała aż do skutku. Buraki trzeba gotować tak długo, aż zbieleją. Dogrywka ma trwać tak długo, aż wygrają nasi. Szczątki Generała należy badać tak długo, aż się okaże, że zabili go – najlepiej – Sowieci.” Zob. Pilch grzebie w łóżku Marcinkiewicza [http://kultura.dziennik.pl/artykuly/138690,pilch-grzebie-w-lozku-marcinkiewicza.html, data dostępu: 16 grudnia 2011r.].

zp8497586rq
Exit mobile version