Niewinni Czarodzieje. Magazyn

LJN: Ludwika Włodek – „Pra”. O rodzinie Iwaszkiewiczów

Pakty autobiograficzne można lekką ręką rozciągnąć na biograficzne. Założenie o prawdomówności autora, trzymaniu się faktów przy opisie rodziny wydają się oczywiste i stanowią element umowy między czytelnikiem a autorem. Jednak nie zawsze ma się wrażenie, że wszystko zostało do-powiedziane. Pra właśnie takie wrażenie pozostawia, jednak zarazem cieszy ciekawą narracją, której tłem jest ostatnie stulecie (z okładem) historii Polski. 

Sagi rodowe zazwyczaj przyciągają czytelników. Mówi się w nich o rodzinach wielkich ludzi, poznaje się ich życie „od kuchni” – dosłownie i w przenośni. W przypadku książki Włodek mamy inną sytuację – jest to osobista opowieść o rodzinie. Jak tytuł wskazywać może – jest ona prawnuczką jednego z największych polskich pisarzy dwudziestego wieku. To jej zadedykował swój wiersz, w którym zastanawiał się, co wyrośnie z małej Ludwiki. I w praktyce od tego wiersza zaczyna się zataczanie coraz to szerszych kręgów narracji o rodzinie Iwaszkiewiczów.

„Zataczanie” to zaczyna się od rodziców i dziadków Jarosława – ludzi z Kresów Wschodnich, będących zarzewiem kultury i inteligencji, ale i aspiracji do wyrwania się z obszaru uwikłanego w coraz wyraźniejsze spory z chłopstwem i później – w rewolucję. Takie poczucie przypisuje autorka czasowi dorastania Iwaszkiewicza. W późniejszej części opowieści odchodzi ona od autora Książki moich wspomnień bardziej ku opisowi dalszego otoczenia i koligacji Iwaszkiewiczowskich. W ten sposób zaznacza obecność mocnych korzeni rodziny, ich tradycji, ale i wpływów, jakie mogła wywierać ona na młodego Jarosława.

Bo to właśnie Jarosław jest w centrum tej narracji – pełni on w niej niejako funkcję spiritus movens – bez niego nie doszłoby do stworzenia tej powieści. Co ciekawe – mimo ustanowienia z niego absolutnego centrum książki – zabranie go wcale nie powodowałoby rozsypania się historii. Bez postaci pisarza książka Pra funkcjonowałaby wciąż jako całkiem ciekawe opowiadanie o rodzinie, której losy były naznaczone piętnem zawieruch ostatnich 150 lat.

Co ciekawe – autorka nie boi się zaznaczyć silnego przeniknięcia gwarą języka młodego Jarosława i jego rodziny. Takie zabiegi sprawiają, że opowieść jest autentyczna – coś w niej jest powiedziane, czytelnik może odnieść wrażenie, ż w tekście mówiona jest prawda. Chociaż – zgodniee z Lejeune’owskim paktem biograficznym – to pozostawia pewną drobną niepewność, zwłaszcza w zderzeniu z pamięcią o ciągłym brązowieniu na przykład Leopolda Staffa. Tu istotnie Iwaszkiewicz jest przedstawiany jako człowiek z krwi i kości, a jego rodzina jako faktyczni dziedzice inteligencji przedwojennej. Autorka nie omieszkała również wspomnieć o „szczególnych upodobaniach” Iwaszkiewicza, w związku z którymi wróżono krótki żywot jego małżeństwu.

Narracja sięga aż do ostatnich lat życia Jarosława – podkreśla to z kolei ważność  jego osoby dla świadomości rodziny. Wszak to on sprawił, że Iwaszkiewiczowie zyskali swoją cechę charakterystyczną pośród „innych” Iwaszkiewiczów. Trudno zarazem tej opowieści nie odmówić subiektywizmu – autorka zwraca uwagę głównie na rzeczy ważne dla jej recepcji rodziny; kwestie relacji międzypokoleniowych są w książce szalenie ważne. Jednocześnie podkreślane są elementy wiążące biografie członków rodziny ze znaczącymi faktami z historii Polski Rewolucja w Rosji i próby ściągnięcia po niej rodziny do Polski, przeżycia wojenne i okupacyjne, próba zaadaptowania się i znalezienia złotego środka w czasach nowej władzy – to wszystko  świadczyć może o potrzebie silnego zaakcentowania obecności swoich przodków, ale i postaci autora Młynu nad Utratą w historii.

Z jednej strony jest to książka, która stoi na pograniczu reportażu i sagi rodzinnej, z drugiej – próba utrwalenia wspomnień rodzinnych, ale i stworzenia indywidualnej narracji o ludziach uwikłanych w historię. Na ile prawdziwa – trudno to stwierdzić. Niemniej godna uwagi jako uzupełnienie wspomnianej Książki moich wspomnień, w której Iwaszkiewicz przemilczał kilka kwestii ujawnionych w Pra. Wpisuje to tym samym tekst w modny dosyć ostatnio nurt odkrywania na nowo życia znanych pisarzy – niedawno przecież pojawiły się rozmowy z Konwickim (W pośpiechu). Jak się okazuje – dosyć skutecznie i przejrzyście. Ciekawie też może się w nim prezentować  kwestia przedstawiona przez White’a – opisywanie historii jako literatury budzi pokusę uładzenia opowieści. Skoro historie, które do nas docierają są jedynie narracjami, to swoją własną stworzyła Ludwika Włodek.

Książka prawnuczki Jarosława Iwaszkiewicza jest ciekawym uzupełnieniem jego twórczości autobiograficznej, ale i dobrym kontekstem do bardziej wnikliwej lektury jego dzieł. Zamiar, jaki przebija się przez tekst odnosi się wprost do dopisania rodziny Iwaszkiewiczów do listy najważniejszych tematów ostatniego stulecia. Jak się okazuje – dosyć skutecznie i przekonująco. Pozostaje tylko wierzyć, że pewien pakt został zachowany. Ale co do tego trudno się wypowiedzieć.

Bartosz Raducha

Exit mobile version