
Wielkanocne dzwony i chęć popełnienia samobójstwa spowodowana poczuciem niemożności posiadania wiedzy całkowitej. Znacie to? Faust – odpowiadają chórem studenci. A guzik. Młodość stulatka Mircei Eliadego to beletrystyczna podróż po kwestiach, które zajmują naukowca oraz rozważania na temat antropologicznej kategorii czasu, osnute wokół zaskakującej fabuły – znamy to dobrze z dzieła Sacrum, mit, historia.
Dominik Matei, siedemdziesięcioletni profesor przytłoczony własną przeciętnością i niedoskonałością, świadomy swej postępującej arteriosklerozy i stopniowej utraty pamięci, w wielkanocny wieczór 1938 roku przyjeżdża do Bukaresztu za jedyny bagaż mając niebieską kopertę z kilkudziesięcioma miligramami strychniny. Popełniłby samobójstwo, gdyby nie… piorun uderzający w niego w akompaniamencie dzwonów cerkwi. Piorun, jak się okazuje, będący tajemniczym eliksirem młodości. Mężczyzna nie tylko przeżywa wypadek, lecz także odzyskuje młodość, a jego zdolność percepcji osiąga z czasem nadludzki poziom. Odnowienie życia w miejsce natychmiastowej śmierci, nieprzypadkowo przedstawione w święto zmartwychwstania, wprowadza bohatera w sferę sacrum. (Do początku czasu? W czasie świąt czas przecież nie płynie…). Dominik Matei rozpoczyna wędrówkę podobną do tej, na jaką decyduje się chłopiec poszukujący „młodości bez starości i życia bez śmierci” w jednej ze znanych rumuńskich baśni. Po nadzwyczajnych konsekwencjach rażenia piorunem bohater porzuca „świecką” egzystencję i wchodzi w czas sakralny – proces starzenia się zostaje zatrzymany. Śmierć spotyka go dopiero wtedy, gdy, wiedziony tęsknotą, powraca w rodzinne strony. Profesor umiera w Wigilię Bożego Narodzenia, więc jest to – na co zwraca uwagę w posłowiu Ireneusz Kania – swojego rodzaju inicjacja. A baśń, o czym pisał sam Eliade w dziele Aspects du mythe, to właśnie scenariusz inicjacyjny. Czas świecki to czas zapominania, jednak „człowiek współczesny, nieświadom tego lub też przekonany, że się bawi lub ucieka od codzienności, jeszcze dzisiaj uczestniczy w owej imaginacyjnej inicjacji, oferowanej mu przez baśń”. Nasze życie nadal stanowi pasmo prób inicjacyjnych: pokonujemy przeszkody, walczymy z potworami i rozwiązujemy zagadki, aby zdobyć coś, co w magiczny sposób da nam dostęp do innej rzeczywistości.
W książce pojawiają się setki motywów nadprzyrodzonych, które nauka i medycyna nieudolnie starają się zrozumieć. Do wyruszenia we wspomnianą podróż, czyli do ucieczki, zmuszają Dominika naziści, którzy upatrują w nim obiekt przydatny do eksperymentów. Cudowne ozdrowienie i odmłodzenie przez piorun powoduje lawinę badań nad wpływem potężnych elektrowstrząsów na ludzi i zwierzęta. Lekarze wraz z dziennikarzami miotają się bezładnie w zagadce postawionej przez Eliadego i nie rozwiązują jej. Ja też nie będę próbować. Młodość stulatka można zresztą rozumieć różnie, a nie każdy z nas jest Mirceą Eliadem i po latach prowadzenia badań na pewnym polu pisze kryptoautobiograficzną (wg Ireneusza Kani) powieść. Lektura wzbudza pewien niepokój – ja też nie radzę sobie w labiryncie pojęć, symboli i teorii. Młodość stulatka nie daje nam odpowiedzi na pytania, które stawia.
W książce raz po raz przewija się motyw zbliżającej się Apokalipsy – kataklizmu nuklearnego spowodowanego wojnami atomowymi, którego konsekwencją miałby być tak silny wybuch ładunku elektrycznego, że ci „którzy przeżyją, staną się nadludźmi”. Eksplozja byłaby tak gwałtowna, że potrafiłaby zmodyfikować strukturę psychomentalną człowieka – na skutek tego możliwości poznawcze ocalonych pozwoliłyby im na odbudowę świata w niesamowicie szybkim tempie. Nietzsche gdzieś się tutaj kręci. Czas święty nadal wydaje się stanowić mit wiecznego powrotu do praczasu, porzucenia czasu historycznego i wejścia w wieczność. Jednakże wejście to przestaje być dziś spowodowane tęsknotą do bliskości z Bogiem – Dominik nie jest człowiekiem, który nie zazna spokoju, dopóki nie wróci do raju, z którego został kiedyś wydziedziczony. On potrzebuje nieskończoności i poszukuje transcendencji w samym sobie, a więc w samym sobie szuka pierwiastka boskiego. Bo czy człowiek religijny może chcieć popełnić samobójstwo przez wzgląd na własny niedosyt poznawczy?
Młodość stulatka to powieść, która pozbawia poczucia bezpieczeństwa.
Magdalena Pawłowska