Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Nanibyzm i nijakość. „Nie uderzy żaden piorun” Dominiki Ożarowskiej

Po debiutancką powieść Dominiki Ożarowskiej Nie uderzy żaden piorun sięgnąłem z wielkim zainteresowaniem, ponieważ w odległej przeszłości sam chciałem napisać taką książkę. Zrezygnowałem z tej idei z dwóch powodów: po pierwsze, nie potrafiłem odnaleźć odpowiedniego języka, który nie byłby w żaden sposób epigoński czy pretensjonalny i który faktycznie byłby „mój” (a nie „czyjś” albo „dla kogoś”); po drugie, chorobliwie obawiałem się, że moja książka okaże się nijaka, a przez to nudna.

Z pierwszą moją bolączką Ożarowska poradziła sobie zwyczajnie – po prostu dobrze pisze i nie sili się na niepotrzebne udziwnienia. Drugą pułapkę ominęła jeszcze efektowniej:  zamiast uciekać od nudy i nijakości, postawiła wszystko na jedną kartę i uczyniła je głównym tematem powieści.

Pomysł genialny w swojej prostocie i zaskakująco bezczelny jak na nastolatkę (Ożarowska jest ubiegłoroczną maturzystką). To chyba szczególnie urzekło mnie w jej powieści. Autorka pisze, co chce i jak chce, nieszczególnie martwiąc się o czytelnika. Za cel obrała sobie zobrazowanie własnego środowiska, które nazywa się obecnie „pokoleniem postycznym”. Aby to osiągnąć, powołała do życia siedemnastolatkę z dobrego liceum – Kukę – i z jej perspektywy – na czterystu stronach – spróbowała ukazać cały jej świat (trudne relacje z rodziną, problemy z dojrzewającą seksualnością, imprezy do rana, kawę). Rozterki typowe dla nastolatków przeplatają się tutaj z problemami charakterystycznymi dla współczesnej młodzieży. Kuka bezustannie przegląda się w lustrze i próbuje ustalić swoją tożsamość, co zupełnie jej nie wychodzi, ponieważ nie wie, do czego się ustosunkować:

Kamila Honorata Kurzeja, znana także jak Kuka, siostra Dawida, przyjaciółka Badyla, ta chudziutka, a przy tym inteligentna, ta od najlepszych tiszertów w szkole i spodni zakurzonych na kolanach.

Znamienny jest również fragment opisujący Kukę, gdy

uparcie wpatrywała się w dziesięć ciemnych, owalnych plamek na suficie po dziesięciu jej palcach. Ślady zostawiła, kiedy próbowała rysowania. (…) Teraz ona patrzyła na plamki, a plamki patrzyły na nią. Plamki po jej palcach. To ona stała dokładnie w tym miejscu, to ona zostawiła te ślady – Kuka widziała siebie stojącą na biurku, a sytuacja ta wydawała jej się dziwnie nieprawdopodobna. Kuka żywo zaangażowana w rysowanie.

„Żywe zaangażowanie” jest bowiem jednym z ostatnich pojęć, które można by wiązać ze środowiskiem Kuki. Jej znajomi są zblazowani i jałowi, odwlekają ważne decyzje i nie kończą długich dysput soczystymi puentami.

Mało kto zwraca uwagę na świetnie skonstruowany tytuł powieści – Nie uderzy [podkr. – A.H.] żaden piorun. Warto zauważyć, że gdyby Ożarowska zmieniła w nim zaledwie jedną literkę i zamiast gorzko-ironicznej formy „uderzy” zdecydowałaby się na malkontencką – „uderza” (Nie uderza żaden piorun), jej powieść straciłaby co najmniej połowę swojego powabu. Nie uderzy żaden piorun, bo nie ma uderzyć i nikt tak naprawdę nie chce, aby uderzył. Główne utrapienie reprezentantów „pokolenia postycznego” skupia się  w tym punkcie – w bolesnej samoświadomości. Kuka zdaje sobie sprawę, że jest produktem określonej kultury, więźniem stylu życia narzuconego przez środowisko, ofiarą własnych rodziców. Nie można nazwać jej z tego powodu jałową konformistką, niezdolną do najmniejszego przejawu buntu. Konformista nie buntuje się, bo nie widzi w tym sensu i nie czuje takiej potrzeby, Kuka natomiast nie robi tego, bo nie potrafi; zdolność do buntu nie została jej zaszczepiona. Sytuację Kuki i jej podobnych można by nazwać szczególną formą otumanienia, ale otumanienia nie będącego wynikiem świadomie podjętych działań, tylko czymś odgórnie narzuconym i niepożądanym. Powieść Ożarowskiej jest skrytym za lawiną nic nieznaczących słów, nieśmiałym i przejmującym apelem o odrobinę empatii dla Kuki, która nieustannie próbuje odnaleźć swój własny język i za jego pomocą nazwać samą siebie; choćby nawet „reprezentantką nanibyzmu”,  w każdym razie jakoś.

Z tego względu bardzo dziwią mnie przeczytane w Internecie, krytyczne i zupełnie niesprawiedliwe recenzje powieści. Jarosław Czechowicz, na przykład, zarzuca Ożarowskiej, że „pisze pretensjonalnie, rozwlekle i zupełnie bezbarwnie (…) zwyczajnie brakuje jej ikry i polotu”. Również Damian Gajda  wini autorkę za rozwlekłość i brak selekcji materiału. Twierdzi, że o wiele lepszym posunięciem byłoby napisanie krótkiego opowiadania (zamiast czterystustronicowej książki), w którym Ożarowska zawarłaby „esencję z całej tej powieści”. Natomiast „read_eat_slip” narzeka na czterysta stron „nudy, która aż boli”. Oczywiście można by zapytać, jakie nierozwlekłe, nienudne, pełne ikry i polotu oraz esencjonalne powieści mieli na myśli Czechowicz, Gajda i „read_eat_slip”, gdy chcieli Ożarowskiej wskazać wzory do naśladowania. Miejmy nadzieję, że nie chodziło o Stephena Kinga albo Toma Clancy’ego.

Czechowicz niestety brnie dalej i pisze, że

nie ma w prozie Ożarowskiej niczego, co kazałoby spojrzeć na tę książkę przez pryzmat pewnych doświadczeń. Nie ma w niej niczego młodego, ożywczego, nie ma treści ani przesłania. Nieudolnie skomponowany kolaż scenek rodzajowych, nijakość i brak jakiegokolwiek wyrazu artystycznego czynią z „Nie uderzy żaden piorun” książkę niepotrzebną nikomu.

To bardzo mocne i krzywdzące słowa. Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że jeśli ktoś, jak Czechowicz, poszukuje w Nie uderzy żaden piorun gotowych i wyrażonych wprost prawd albo przesłań, mocno się zawiedzie. Rozczaruje się również ten, kto w „kolażu scenek rodzajowych” dostrzeże „brak artystycznego wyrazu”, nie wspominając już o tym, kto za wszelką cenę będzie chciał odnaleźć w książce Ożarowskiej coś „młodego, ożywczego”.

Nie uderzy żaden piorun to przede wszystkim powieść o ambicjach epickich w tym sensie, że jej celem jest ukazanie egzystencjalnej panoramy pewnej grupy społecznej (w tym wypadku współczesnej wielkomiejskiej młodzieży z dobrych liceów). Podobnych powieści jest w polskiej literaturze bardzo dużo, za przykład mogą posłużyć Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej, gdzie próbie opisu podlega środowisko dresiarskie, czy Lubiewo Michała Witkowskiego, nazywane „pedalską epopeją” oraz „ciotowskim Dekameronem”. Z tą ostatnią książką powieść Ożarowskiej ma szczególnie wiele wspólnego ze względu na specyfikę narracji. U Witkowskiego fabuła nie jest skonstruowana zgodnie z ciągiem przyczynowo-skutkowym, stanowi raczej zbiór „obrazków” niż zwarty ciąg narracyjny, które łączy fakt, że głównym bohaterem zawsze jest jakiś homoseksualista. Ożarowska jest w swoim zamyśle nieco mniej wysublimowana i głównym spoiwem narracji czyni konkretną postać – Kukę. Zabieg ten nie porządkuje jednak fabuły w znaczący sposób, ponieważ wydaje się, że można by umieścić owe „sceny rodzajowe” w innej kolejności, a wydźwięk całości wcale by się nie zmienił.

Brak wyraźnego połączenia pomiędzy poszczególnymi „scenami” oraz głębokie zanurzenie w teraźniejszości (Kuka cytuje Jarmuscha: „Jedyne, co nam pozostaje, to teraz”) sprawiają, że Nie uderzy żaden piorun przypomina w wielu miejscach utajony dziennik. Wyrwane z kontekstu fragmenty tego dziennika – owe „sceny rodzajowe” – są wprawdzie samodzielne, ale dopiero w zestawieniu ze sobą nabierają „wyrazu artystycznego”, którego nie może doszukać się Czechowicz. Ów „wyraz artystyczny” – aby już posłużyć się tym nieszczęsnym sformułowaniem – manifestuje się przede wszystkim w przebijającym z powieści Ożarowskiej nastroju zblazowania, bezwładu oraz apatii; stworzenie tak przejmującego nastroju jest właśnie największym osiągnięciem młodej pisarki. Wcześniej podobny klimat udało się stworzyć Mironowi Białoszewskiemu w opublikowanym niedawno Chamowie, gdzie, podobnie jak u Ożarowskiej, tylko pozornie „nic się nie dzieje”. W rzeczywistości rozgrywa się tam skryty za lakonicznymi komunikatami dramat nieszczęśliwego człowieka.

Być może jest tak, że Ożarowska wybrała niewdzięczny temat na powieść. Nie można jednak kategorycznie twierdzić, że Nie uderzy żaden piorun to książka napisana „pretensjonalnie, rozwlekle i zupełnie bezbarwnie”. Co najwyżej bohaterowie jej powieści są tacy. Nieprawdą jest również, że to powieść „nikomu niepotrzebna”, czego najlepszym wyrazem są komentarze pod recenzją Czechowicza. „Andie” pisze, że ta książka „jest potrzebna choćby jej”; a „maciejoski królem wioski” – z właściwą sobie frywolnością – potwierdza: „kicie, tak wygląda tu życie, jestem pokoleniem Ożaroskiej, ja też czytam za dużo i myślę za dużo i to mnie ciąży”, zastrzegając jednocześnie, że „brak pomysłu na siebie też jest wyrazem istnienia”.

Taki hołd powinien być dla Ożarowskiej wystarczającą rekompensatą za krzywdzące słowa krytyki. Nawet wówczas, gdyby żaden ze współczesnych nastolatków choć trochę nie utożsamił się z Kuką, Nie uderzy żaden piorun i tak byłoby „cholernie dobrą książką, jak na te naście lat autorki”[1].

Artur Hellich

Dominika Ożarowska, Nie uderzy żaden piorun, wyd. Ha!art, cena: 27 zł.

____________________

PRZYPISY:

1. Magdalena Nawisielska, Na pohybel krytykom, czyli jak nie 'czytać’ książki Dominiki Ożarowskiej „Nie uderzy żaden piorun” [http://www.ha.art.pl/komentarze/866-magdalena-nawisielska-na-pohybel-krytykom-czyli-jak-nie-czytac-ksiazki-dominiki-ozarowskiej-nie-uderzy-zaden-piorun.html, data dostępu: 29 lipca 2011r.].

Exit mobile version