Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Słowo na urodziny: Toż to skandal!

Począwszy od dnia dzisiejszego, postanowiliśmy obchodzić urodziny naszych ulubionych pisarzy. Równo 157 lat temu na świecie pojawił się Oscar Wilde. W hołdzie autorowi o książce Teleny pisze Asia Dobosiewicz.

Gdyby Teleny’ego napisano dzisiaj, nic by to nie zmieniło. Oscar Wilde czy ktokolwiek, kto chciałby opublikować tę powieść, spotkałby się z głosami oburzenia, z posądzeniami o pornografię, z nietolerancją. Już może nie dlatego, że narrator zostałby utożsamiony z autorem i skazany na odrzucenie społeczne za przyznanie się do skłonności homoseksualnych. Czasy zmieniły się na tyle, że takie wyznanie, przynajmniej pozornie i w pewnych kręgach, nie byłoby już wielkim skandalem. Jednak za brutalny i prawdziwy opis ludzkiej natury, do której nikt nie chce się przyznać, autor powieści zostałby raz na zawsze wykluczony.

Powieść Teleny po raz pierwszy opublikowano w 1893 roku. Homoseksualizm był wówczas w Anglii zakazany, dlatego książkę szybko okrzyknięto jednym z największych skandali literackich i uznano za pornograficzną. Została wydana anonimowo, więc nie było kogo ukarać.

Powieść publikowano jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem w niewielkiej ilości egzemplarzy. Trudno dostępna, czytana tylko w wąskich kręgach, do dziś zachowała wymiar elitarności. Nie przebrnie przez nią ktoś, komu brakuje tolerancji. Nie przetrwa erotycznych opisów ktoś, kto nie radzi sobie z własną seksualnością lub nie dopuszcza do siebie myśli, że kwestia orientacji nie zawsze jest oczywista. Nie zniesie jej ktoś, kto nie dopuszcza myśli, że miłość bywa i taka.

Nie ma pewności, czy Teleny’ego napisał Oscar Wilde. Sceptycy nie chcą przystać na tę koncepcję, ponieważ brakuje na nią twardych dowodów. Są tylko poszlaki, fragmenty powieści, które aż krzyczą, że wyszły spod pióra autora Portetu Doriana Graya. Ale są też momenty niemal grafomańskie, po prostu słabe, dalekie od dorobku, który pozostawił po sobie Wilde.

Z pewnością Oscar Wilde miał z tą powieścią do czynienia. Być może pisał ją sam, być może pomagali mu uczniowie. Może był to eksperyment albo jakiś rodzaj podręcznika dla adeptów. To już nigdy nie zostanie wyjaśnione.

I chyba lepiej, że nie wiadomo. Nie warto w tej książce szukać wątków autobiograficznych. Nie warto szukać autentycznych postaci, silić się na dopasowywanie czegokolwiek. To jest powieść niemal symboliczna. Książka o miłości cielesnej i duchowej. O niepohamowanej żądzy, która kieruje człowiekiem. O konwenansach, które krępują i ranią. O szeroko pojętym seksie, o którym 

ciągle nie umiemy rozmawiać.

Des Grieux i Teleny to mężczyźni. Ich miłość wzbudza obrzydzenie w pruderyjnym czytelniku. Okazują sobie czułość jak para zakochanych nastolatków. Całują się, trzymają się za ręce. Spacery przy blasku księżyca nie są wynalazkiem heteroseksualnych par. W tej powieści może zakłuć w oczy, że wszelkie potrzeby i prawa zakochanych obowiązują i obowiązywały zawsze. Mężczyzn, kobiety, hermafrodyty. Czułość między bohaterami jest po prostu ludzka.

Des Grieux i Teleny to powieściowi zakochani. Ich miłość jest zastraszająco organiczna. Ciała płoną, potrzebują kontaktu, wymagają powtarzającego się spełnienia erotycznego. Autor nie pozbawia tej miłości wymiaru duchowego. Wątek połączenia ich umysłów, sceny, kiedy mają podobne widzenia, czytają sobie w myślach, to symbol tego, co zwykliśmy uznawać za „prawdziwą miłość”. Ale Wilde – czy ktokolwiek to napisał – od samego początku pokazuje, że żadna prawdziwa miłość nie jest pozbawiona aspektu cielesnego. Zakochani są zwierzętami, muszą się kochać ciągle, o każdej porze, na podłodze, w ciemnej ulicy. Może dlatego ta książka odrzuca, bo którzy zakochani przyznają się, że ich miłość to nieustanna potrzeba wzajemnego zaspokajania chuci?

Des Grieux i Teleny uprawiają seks. Uczestniczą w orgiach, obserwują stosunki innych par. Opisy erotycznych zbliżeń są do granic naturalistyczne. Każdy niemal stosunek jest przedstawiony od początku, od pierwszego podniecenia do wypuszczenia z uścisku partnera już po spełnieniu. Czytając je, można sobie wszystko dokładnie wyobrazić. Każdy szczegół, każde westchnięcie, każdy ból. To nie pornografia, to niemal niespotykane w literaturze przedstawienie jednego z najbliższych człowiekowi działań. W dodatku oddane szczerym, czasami może sprośnym, ale jednak adekwatnym językiem. Seks przedstawiony bez pensjonarskiego rumieńca, bez rubasznego i obleśnego chichotu. Seks miedzy kobietą i mężczyzną, między mężczyzną i mężczyzną, między kobietą i kobietą. Seks między ludźmi.

Nie ma sensu przedstawiać fabuły tej powieści. Nie o nią tutaj chodzi. Historia miłości dwóch bohaterów może się podobać, choć wcale nie musi. Zakończenie jest dość łzawe i banalne. Miłosne wyznania czasem przypominają ustępy z harlequinów. Jednak naprawdę nie warto przykładać w tym wypadku wielkiej wagi do warstwy fabularnej. To nie jest powieść jedynie o miłości Teleny’ego i Des Grieuxa. To powieść o tym, czym jest miłość w ogóle, jak bywa różna. O odkrywaniu własnej tożsamości, o tym, jakie to trudne i nieoczywiste. O tym, że trzeba się nauczyć cieszyć własną seksualnością w jakimkolwiek aspekcie.

Teleny ciągle jest tak samo skandaliczna, jak była w momencie pierwszego wydania ponad sto lat temu. Nadal nie trafia do szerszego grona odbiorców i raczej nigdy nie trafi. Ponoć świat się zmienia i wzrasta tolerancja. Ale ludzie wciąż nie lubią mówić i czytać o tym, jaka jest ich, ludzka przecież, natura.

Asia Dobosiewicz

zp8497586rq
Exit mobile version