1
Mały, prosto umeblowany pokój – dwa łóżka, dwa krzesła, stół, nad nim goła żarówka. W drugiej części pomieszczenia, za przepierzeniem – umywalka i kuchenka, gazowa lub elektryczna. W pokoju dwóch mężczyzn – AA i XX: inteligent i chłoporobotnik (lub, jak woli Jan Błoński, „mędrek i cham”(1)), dwaj emigranci, jeden polityczny, drugi zarobkowy. Bohaterowie to leżą, to chodzą, to ganiają się wokół stołu, ale głównie siedzą i gadają. Oto Emigranci Sławomira Mrożka w streszczeniu.
Arystotelesowsko pojmowanej fabuły (czyli artystycznie uporządkowanego układu zdarzeń, będącego naśladowczym przedstawieniem poważnej i skończonej akcji) w dramacie Mrożka nie uświadczymy. Jeśli o jakiejkolwiek akcji w ogóle można tu mówić, to nie jest ona ani skończona, ani uporządkowana. Brak perypetii, brak pathosu („bolesne lub zgubne zdarzenie, takie jak: przedstawione naocznie zabójstwa, męki, zranienia i inne tego rodzaju rzeczy”(2); co prawda w pewnym momencie XX unosi siekierę, gotując się do ciosu, lecz ostatecznie do morderstwa nie dochodzi, podobnie z nieudaną próbą samobójczą — XX rezygnuje z niej i zamiast powiesić się, idzie spać. Błoński pisze, że „wewnętrzne ograniczenia bohaterów skazują ich na fiasko”(3) i jest w tym dużo racji). Od biedy, za rozpoznanie można by uznać ostatnią scenę darcia banknotów i rękopisu – czyli destrukcji tego, co dla każdego z bohaterów wydawało się celem emigracyjnej egzystencji, ale czy dzięki temu aktowi zniszczenia sytuacja, albo chociaż świadomość któregoś z bohaterów uległa zmianie? W ostatnim monologu AA opowiada XX o możliwościach, jakie przed nim widzi: „Możesz zacząć wszystko od początku. (…) zbudujesz dom. Piękny dom. (…) Dzieci poślesz do szkoły. (…) Praca da chleb, a prawo wolność, bo wolność będzie prawem, a prawo wolnością”(4). Czyli nic się nie zmieni. XX nadal będzie pracował na budowach i niszczył sobie zdrowie, a AA, czego się domyślamy, będzie leżał na łóżku i rozmyślał, bo to jest jego główne zajęcie na obczyźnie.
Notatka na obwolucie wydania Emigrantów, z którego korzystam (wydawnictwo Noir sur Blanc, Warszawa 2003), głosi, że „w finale dokonuje się synteza systemów wartości obydwu grup społecznych [inteligencji i robotników], zwiastująca przełamanie powstałych barier”. Cóż, o ile bariery pomiędzy przedstawicielami owych grup społecznych, czyli konkretnymi jednostkami AA i XX być może się przełamały (w całej sztuce widać, że obaj bohaterowie żyć bez siebie nie mogą, co zostanie udowodnione), o tyle z twierdzeniem o zwiastującej przełamanie barier syntezie systemów wartości obu grup społecznych zgodzić się chyba nie można. W ogóle o jakiejkolwiek syntezie w przypadku AA i XX trudno mówić. Za to o koegzystencji jak najbardziej, co niebawem zobaczymy.
2
O znikomej roli fabuły w Emigrantach była już mowa; wiąże się z tym fakt, że cała sztuka Mrożka właściwie rozgrywa się w dialogach. Działania sceniczne, sporadyczne i ograniczone, mogą wzmacniać wymowę dialogów, mogą udowadniać zawarte w nich stwierdzenia, mogą wreszcie być reakcją na to, co się mówi, nie pełnią jednak roli pierwszorzędnej. Najważniejsze są słowa. Przede wszystkim służą charakterystyce bohaterów: język, którym posługują się AA i XX, mówi nam, z kim mamy do czynienia; „postać leksykalna, fonetyczna i syntaktyczna wypowiedzenia zdolna jest ustawić wypowiadającego się bohatera historycznie, klasowo, środowiskowo, (…) wyznaczyć mu stopień kultury (…) i ujawnić treść jego przeżyć wewnętrznych w danej (…) chwili”(5). Garść przykładów: pierwsza kwestia dramatu, XX mówi: „Jezdem”, AA odpowiada: „Mówi się: jestem”(6). Już ta pierwsza wymiana zdań daje pewną wiedzę o bohaterach. AA jest wykształcony, XX ma braki w edukacji, jest człowiekiem prostym, co potwierdza mówiąc później: „Bo ja żem ją…”. Fonetyczna i syntaktyczna postać tych wypowiedzi potwierdza kondycję społeczną i intelektualną XX, jest to wzorcowy przykład tak zwanej funkcji charakteryzującej.
Nieco później AA monologuje: „Prawdopodobnie chodzi tutaj o sam akt pochłaniania. Należy przypuszczać, że pochłanianie żywności ma charakter symboliczny, zastępczy. (…) Tak, to jest hipoteza do przyjęcia”, a później: „Postanowiłem (…) napisać książkę o człowieku”. Oto AA jawi się nam jako intelektualista, przedstawiony rzecz jasna nieco karykaturalnie, ale karykatura inteligenta to wciąż inteligent. Tymczasem XX mówi: „Położę się w sadzie na kocu i będę spał. (…) I tylko baba będzie mi donosiła jedzenie” i potem, gdy projektuje swoje przyjęcie imieninowe: „Zarżnie się wieprzka, cielaka albo krowę…”(7). Wiemy, że człowiek z miasta raczej tak nie powie, to słowa wiejskiego patriarchy, pławiącego się w swym gospodarskim dobrobycie (dodajmy: urojonym dobrobycie, ale czy marzenia nie mówią nic o człowieku? Mówią, i to wiele).
Bohaterowie są już więc scharakteryzowani i coś można już o nich powiedzieć. Jednak nie tylko temu służą mistrzowskie dialogi Mrożka; gdyby miał poprzestać na stylizacyjnych zabawach w kreowanie bohaterów, Emigranci nie byliby wielkim dramatem – a są. Tworzywo słowne (czyli m.in. dialog) ma również służyć „naturze konstrukcji dramatycznej”, którą cytowana już badaczka, Stefania Skwarczyńska widzi w „istnieniu dwóch przeciwstawnych, walczących ze sobą sił”(8). W Emigrantach siłami tymi są sami bohaterowie, którzy nieustannie się ze sobą ścierają. Błoński, o czym napomknąłem na początku, konflikt ten nazwał konfliktem mędrka i chama (postać chama odnajduje on w wielu dramatach Mrożka, a w XX widzi, oparty na stereotypie chłopa na dorobku, „najsubtelniejszy z ludzkich typów” stworzonych przez dramaturga). Walka AA z XX rozgrywa się głównie w dialogu, poprzez słowa. Do działań dochodzi z rzadka, a jeśli dochodzi, to są one niemal zawsze wywołane czymś, co zostało powiedziane; ostatecznie jednak bohaterowie i tak poprzestają na samej tylko manifestacji woli działania, by następnie zatoczyć koło i wrócić do gadania. A słownych potyczek jest mnóstwo. Choćby w pierwszej scenie, gdy AA wątpi w prawdziwość relacji XX, który właśnie opowiedział, jak spędził dzień. Albo chwilę później, gdy spierają się o to, kto ma wypić herbatę, jedyną, jaką mają, ponieważ skończyła się woda. Co zresztą jest punktem wyjścia dla innej, delikatnie mówiąc: nieżyczliwej, wymiany zdań – XX mówi: „Nie ma, bo się nie leje”, na co AA odpowiada: „Nie leje się, bo nie ma, kretynie”. Potem kłócą się jeszcze m.in. o konserwę, która okazuje się karmą dla psów, o pieniądze, które XX jest winny AA, czy wreszcie o pluszową maskotkę, w której XX przechowuje gotówkę. Słowem: każda błahostka może doprowadzić do starcia. Są też i poważne rozmowy: o przyczynach emigracji (XX: „Czemuś uciekł z kraju?”) czy o myśleniu („Myśleć o myśleniu?” i po chwili „Nie, taki głupi to ja nie jestem”, konstatuje XX, gdy AA pyta go: „A czy nigdy nie myślałeś o tym, żeby myśleć więcej?”). Wszystkie te spory trwają krótko i kończą się szybką zgodą, ale świadczą o niemożności porozumienia między AA a XX. Mówią oni jakby innymi językami, nie ma płaszczyzny porozumienia. Jak wtedy, gdy dyskutują o muchach. XX z rozrzewnieniem wspomina muchy, za którymi tęskni, bo tęskni za domem. Przecież czym innym, jeśli nie przejmującym wyrazem tęsknoty za ojczyzną, jest jego wspaniały monolog o muchach, których „tu” nie ma, a „u nas” były. AA próbuje go przekonać, że to nawet lepiej: „Były, ale ich nie ma. (…) Teraz jest co innego”, a na pytanie „Co, na ten przykład?”, odpowiada: „Procesy społeczne, ekonomiczne, polityczne, prądy kulturalne (…) Uniwersalne zagadnienia…”. „Ale nie ma much”, kwituje XX. Nie są w stanie się porozumieć. Dzieli ich wszystko, od pochodzenia, poprzez wykształcenie, doświadczenie życiowe, aż po status emigracyjny (AA to emigrant polityczny, XX – zarobkowy). Dlaczego w takim razie, mimo wszystkich różnić i sporów, wciąż trwają w tandemie? Ponieważ łączy ich jedna, bardzo ważna rzecz: w tym obcym, nieprzyjaznym miejscu, mają siebie. Potrzebują się nawzajem. Pazerny XX wykorzystuje AA finansowo; AA natomiast twierdzi, że XX jest mu potrzebny w celach naukowych. W jakimś stopniu tak też jest, ale wydaje się, że ta zależność sięga głębiej, jest bardziej subtelna. Wskazuje na to XX podczas jednej z kłótni, gdy mówi do towarzysza, że ten wcale nie potrzebuje go ze względu na nienapisaną książkę. „A więc dlaczego ja siedzę tutaj z tobą?” – „ Bo chcesz sobie pogadać”, bo „rodak rodaka zawsze zrozumie”(9). Mimo protestów AA i niemożności porozumienia między bohaterami, wydaje mi się, że kryje się w tej prostej konstatacji dużo prawdy. Emigranci troszczą się o siebie, chociaż żaden z nich nie chce tego pokazać. Błoński w cytowanej już pracy o Mrożku zauważa, że AA i XX spełniają dawny, romantyczny postulat sformułowany przez Zygmunta Krasińskiego: „z szlachtą polską, polski Lud”(10), zmodyfikowany o tyle, że szlachtę zastępuje inteligencja, a wspólnota nie przynosi oczekiwanych rezultatów, a jedynie łagodzi gorycz istnienia (co samo w sobie ma już ogromną wartość).
3
Na tym jednak nie koniec. Co ważniejsze, poprzez wkładane w usta bohaterów swojego dramatu słowa mówi Mrożek bardzo ważne i bardzo smutne rzeczy o czymś więcej niż tylko o losach tych dwóch wymyślonych postaci czy – szerzej – o trudach życia na emigracji. Tak, a nie inaczej kształtując wypowiedzi AA i XX, mówi Mrożek o Polsce takiej, jaką była w ciemnym okresie zniewolenia. Ani razu nie padają w sztuce słowa „Polska”, „komunizm”, „Rosja”. A przecież doskonale wiemy, o co autorowi chodzi. Wiemy, dzięki licznym nawiązaniom (m.in. rozmowa bohaterów o donosach, wszystkie rozważania o wolności), że pisarz (który podczas pisania Emigrantów sam był na emigracji) opowiada nam o tym, co dzieje się „u nas” („u nas, to znaczy daleko stąd. Tutaj, to znaczy w tym domu”, mówi w pewnym momencie AA), o tym, jaki los spotyka Polaka, który nie jest gotowy żyć w zniewolonym państwie, a także o sposobach, którymi Polak próbuje sobie z tym losem poradzić. W Emigrantach słychać także wyraźną tęsknotę za ojczyzną – jaką by nie była i jakie problemy by nas w niej nie spotykały. Dom jest tam, gdzie są nasze muchy – bez nich jest jakoś inaczej, jakoś nieswojo, po prostu źle.
Jednak mimo tego ponurego tonu, nie sposób się przy dramacie Mrożka nie uśmiechać. Autor w taki sposób ukształtował wypowiedzi bohaterów, że mimo całej goryczy przenikającej Emigrantów, czytając ten dramat, uśmiechamy się – jak w tej niezrównanej rozmowie o muchach, do której znowu wracam i której fragment na koniec zacytuję, bo dialogi tej klasy nie trafiają się często: AA niezrażony brakiem zrozumienia ze strony XX peroruje: „Muchy symbolizują miałkość tych zagadnień, na które byliśmy skazani tam, w kraju. Tamte wszystkie lokalne problemy, problemiki raczej… (…) Mali ludzie i mały kraj. Tutaj nareszcie można rozprostować skrzydła”, na co skupiony raczej na swoich myślach niż na monologach partnera XX mówi: „Jak muszka… bzzz”.
Paweł Kulpiński
________________________
PRZYPISY:
1. Jan Błoński, Wszystkie sztuki Sławomira Mrożka, Kraków 1995.
2.Arystoteles, Poetyka, Warszawa 2010.
3. Jan Błoński, op. cit.
4. Sławomir Mrożek, Emigranci, Warszawa 2003.
5. Stefania Skwarczyńska, O rozwoju tworzywa słownego i jego form podawczych w dramacie, [w:] Poetyka, t. 2, pod red. Danuty Ulickiej, Warszawa 2000.
6. Sławomir Mrożek, op. cit.
7. Ibidem.
8. Stefania Skwarczyńska, op. cit.
9. Sławomir Mrożek, op. cit.
10. Zygmunt Krasiński, Psalmy przyszłości, Kraków 1956.