Site icon Niewinni Czarodzieje. Magazyn

The Swell Season w Stodole. Warszawa, 24.10.2010

Spytajcie znajomych, czy znają zespół The Swell Season. Prawdopodobnie większość odpowie, że w życiu nie spotkali się z grupą o takiej nazwie. Wystarczy jednak, że puścicie Falling Slowly, a możecie być pewni – wielu z nich wykrzyknie: „To ta piosenka z filmu Once!”.

Istotnie, właśnie owa niskobudżetowa irlandzka produkcja przyniosła liderom projektu – Glennowi Hansardowi i Markecie Irglovej – międzynarodową sławę. Muzycy zagrali w filmie główne role i skomponowali do niego wzruszającą ścieżkę dźwiękową, na której znalazła się między innymi wspomniana kompozycja Falling Slowly, nagrodzona zresztą w 2007 roku Oscarem dla najlepszej piosenki. Zespół koncertował często w Czechach i na Słowacji, ale, nie wiedzieć czemu, do tej pory podczas swoich tras omijał Polskę. Nic więc dziwnego, że informacja o dwóch występach w naszym kraju spotkała się z wielką radością fanów – tych znających Hansarda i Irglovą z Once i tych, którzy – jak ja – cenią ich przede wszystkim za dwa tradycyjne albumy. O koncertach formacji i zachowaniu Glenna na scenie krążą prawdziwe legendy, więc moje oczekiwania przed październikowym wieczorem w warszawskim klubie Stodoła były naprawdę wysokie. Na szczęście nie zawiodłem się – grupa zaprezentowała się po prostu fenomenalnie.

Jako support przed The Swell Sweason wystąpił całkiem sympatyczny słowacki duet Longital. Muzycy ujęli publiczność próbami mówienia po polsku i bezpretensjonalnymi żartami, ale, niestety, nieco gorzej było z muzyką. Przypominający Czesława Mozila gitarzysta i pozująca momentami na Joannę Newsom (sic!) wokalistka zaprezentowali zdradzające spory potencjał kompozycje, które w niezrozumiały sposób psuli, starając się nadać niezłym folkowym melodiom eksperymentalny posmak. Na szczęście skończyli dość szybko i na gwiazdy wieczoru nie trzeba było długo czekać: po chwili na scenę weszli Glenn Hansard, Marketa Irglová i towarzyszący im muzycy – przede wszystkim członkowie dawnej kapeli Glenna, The Frames.

Zaczęli mocno – od Feeling The Pull, które wręcz wbijało w ziemię. Już ten numer pokazał, że Glenn Hansard ma głos jak dzwon i niespotykaną charyzmę. Następny utwór był ukłonem w stronę warszawskiej publiczności – posiadający polskie korzenie gitarzysta grupy, Rob Bochnik, porywająco wykonał Piosenkę o mojej Warszawie Mieczysława Fogga, za co zachwyceni widzowie nagrodzili go wielkimi brawami. Kolejne piosenki to przede wszystkim piękne kompozycje z albumu Strict Joy – na przykład wzruszające Low RisingIn These Arms – ale w dalszej części koncertu zaczęły się pojawiać również starsze numery, między innymi te znane z soundtracku do Once, a także covery Vana Morrisona i The Frames. Nie mogło oczywiście zabraknąć oscarowego Falling Slowly, podczas którego oczy większości znajdujących się na widowni osób zapewne wypełniły się łzami.

Co tu dużo mówić – koncert był po prostu fenomenalny i jeszcze długo po jego zakończeniu od uśmiechania się bolała mnie cała twarz. Uwierzcie, naprawdę nie sposób się nie uśmiechać, gdy Hansard śpiewa, gra na gitarze aż do zerwania strun, tańczy i zawadiacko puszcza oko. Muzycy przeplatali ze sobą piosenki w różnych nastrojach, wymieniali się instrumentami, na zmianę zajmowali centralne miejsce na scenie, a wszystko to było okraszone sympatycznymi rozmowami z publicznością. Mogliśmy się na przykład dowiedzieć, że w latach dziewięćdziesiątych Marketa nie znosiła odbieranej i w Czechach telewizji Polsat, ponieważ denerwował ją polski lektor. Fantastycznym pomysłem było też zaangażowanie widzów w śpiewanie – podczas dwóch utworów, instruowani przez Hansarda, towarzyszyli oni zespołowi jako chórki. Całość wypadła niezwykle naturalnie i wydaje mi się, że – oczywiście poza perfekcją wykonania i pięknem samej muzyki – to właśnie owa bezpretensjonalność sprawiła, że wraz z innymi tak świetnie bawiłem się podczas koncertu The Swell Season.

Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Po kapitalnym, czterdziestominutowym (!!!) bisie (podczas którego zespół wykonał między innymi prześmieszną piosenkę o diabelskim mieście i wampirach), niemal dwuipółgodzinny występ The Swell Season dobiegł końca. Wzruszeni muzycy, żegnani owacją na stojąco, z pewnością zapamiętają polską publiczność na długo. Ja z kolei jestem pewien, że ten fantastyczny, pełen ciepła i piękna występ zajmie bardzo wysokie miejsce w moim koncertowym podsumowaniu roku. Pamiętajcie: jeśli Hansard, Irglová i ich przyjaciele znowu pojawią się w Polsce, to nie wahajcie się ani chwili i jak najszybciej kupujcie bilety!

Maciej Skowera


foto: YGX / flickr.com

Exit mobile version