Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Znowu o Odyseuszu. Mit w „Niewiedzy” Milana Kundery

Od czegoś trzeba zacząć. Kundera zaczyna od Odyseusza, największego włóczęgi wszechczasów, pierwszego emigranta. Emigrant, mówi, to ważna figura w naszej kulturze. I kreśli łuk pomiędzy rokiem 1789 a 1989 – urzekający jak wszystkie rachunki kończące się okrągłymi sumami. Odyseusz był wcześniej. Tam, u samych początków, ustanawia nostalgię jako obowiązującą dla tych znajdujących się daleko. W jego historii znajdziemy wszystkie potrzebne schematy, które nasi bohaterowie mogą powtórzyć lub odwrócić. Odyseja to w końcu mit, to znaczy do tego właśnie służy.

Herosa przywołuje z zaświatów narrator – ten, który ma możliwość oglądania losów swoich bohaterów z lotu ptaka. Dzięki temu jest on w stanie ich ślady zamieniać w linie na mapie i postawić nam przed oczami oba obrazy, swój i Homerowy, polecając znaleźć podobieństwa i różnice (jedna z większych przyjemności dawanych czytelnikom przez autorów). Podobieństwa są dyskretniejsze: Odyseusz, którego nikt na Itace nie prosi o opowieść, zmuszony wyrzec się dwudziestu lat swojego życia po to, by móc na powrót stać się częścią ojczyzny, znajduje się w sytuacji bohaterów Kundery. I syn Laertesa ulega, sugeruje narrator: jest w tej szczęśliwej sytuacji, że dane mu było opowiedzieć wcześniej, dane mu było znaleźć starą oliwkę na brzegu rodzinnej wyspy, ma prócz tego tę fortunną predyspozycję wewnętrzną, że gotowy jest poddać się własnemu mitowi. Moi bohaterowie są inni, w przeciwieństwie do Odyseusza podejmą bunt – oto macie różnicę. Ten prosty rysunek możemy skomplikować na dwa sposoby, zestawiwszy zaś oba wykazać ich sprzeczność (druga wielka przyjemność interpretatora).

Po pierwsze, sytuacja Odyseusza wcale nie jest taka sama. Czy gdyby tak nie było, narrator mógłby zapytać tak, jak pyta: „Czy dzisiaj odyseja byłaby możliwa?”. Pytanie to sugeruje, że z jakiegoś powodu „dzisiaj” powinno zostać przeciwstawione „kiedyś”, że kiedyś odyseja była możliwa. „Czy epopeja powrotu należy jeszcze do naszej epoki?”, a więc należała do epoki poprzedniej (skoro do naszej może należeć bądź nie należeć „jeszcze”, co sugeruje ciągłość). Najważniejszym symbolem tej różnicy zostaje drzewko oliwne. Tam, w starożytnej Grecji, czas płynął inaczej (a czas jest bardzo ważny, bo wszystkie czasy naszego życia odnosimy do danej nam miary), płynął inaczej jeszcze niedawno. Odyseusz mógł zaakceptować swoją sytuację, bo wymagania wobec niego były słuszne i adekwatne do czasów. Odyseja kiedyś się odbyła i wyznaczone przez nią wzorce obowiązywały jeszcze długo potem. Ale dziś wszystko się zmieniło – wycięto starą oliwkę i powrót stał się niemożliwy.

Irena i Josef cierpią, ponieważ nie odpowiadają schematowi, ponieważ muszą i nie mogą go odtwarzać. Otoczenie wymaga od nich pewnych zachowań, a oni buntują się przeciwko temu. Ale gdyby schemat nie istniał w nich samych, nie odczuwaliby tego tak boleśnie – dopiero w zderzeniu wcześniejszych wyobrażeń z własnymi odczuciami odkrywają nieprzystawalność schematu do swojej sytuacji. Każde kolejne rozczarowanie jest oskarżeniem – wobec zbiorowej wyobraźni, która kazała im śnić emigranckie sny, wobec otoczenia, które wciąż wierzy w mit – mit zdezaktualizowany i niemający już racji bytu.

Z drugiej strony Kalipso. Ach, Kalipso! I ja często o niej myślę. Kobiet porzuconych w mitologii jest wiele (Ariadna, Medea, Dydona), ale Kalipso na ich tle wydaje się postacią najniewinniejszą i najtragiczniejszą. Ocaliła Odysa, kochała go, chciała dać mu szczęście, ale nie mogła – została go pozbawiona bez żadnej winy, nie otrzymała nic w zamian. I właśnie Kalipso milczy, nie dany jest jej żaden gest rozpaczy. Wspaniała figura, zadziwiające, że poeci do tej pory nie dali jej głosu.

Właśnie westchnienie do Kalipso jest wyrazem innego, niż do tej pory opisany, stosunku do mitu. Nie unieważnienia, ale reinterpretacji. Odnalezienia w nim tego, co pominięte, nadania temu nowego znaczenia. Mieszkańcy Itaki nudzący Odysa opowieściami z czasów jego nieobecności, sam bohater czekający na ich „opowiedz” i chyba smutny… – to kreacje stworzone przez narratora, to próba odczytania mitu na nowo, przystosowania go do sytuacji współczesnych bohaterów. Reinterpretacja jednak jest z gruntu czym innym niż bunt. Nie odwołuje dawnej wersji mitu, ale odkrywa w niej siebie, by powiedzieć: tak było zawsze.

A więc z jednej strony oliwka – dziś wycięta, która mówi, że nie możemy odnieść dawnej historii do dzisiejszych czasów, z drugiej strony Kalipso, która doskonale może symbolizować emigracyjne życie Ireny i Josefa, a więc pokazuje, że mit jest wciąż aktualny i bohaterowie stają przed takimi samymi wyborami jak Odyseusz.

I wybierają inaczej, a jeśli tak robią, to w imię obrony swojej jednostkowości. Chcą zachować swoje własne życie – całe, nie mogą więc pozwolić na „amputowanie” z niego dwudziestu lat. Przypisana rola nie odpowiada im, ponieważ wydaje im się, że jej odegranie wymagałoby wyrzeczenia się części siebie, wymagałoby zapomnienia. To niepogodzenie się z losem Odyseusza prowadzi do zakwestionowania mitu – czemu mieliby realizować schemat, który już nie odpowiada rzeczywistości? Zarzut nieaktualności jest zarzutem poważnym, uwalnia od odpowiedzialności – jeśli odyseja jest niemożliwa, to nie ma winy w niebyciu Odyseuszem. (A czy nawet nie lepiej jest nim nie być?)

Czy jednak ta obrona jest możliwa? Irena śni emigrancki sen i z przerażeniem pyta „czym zatem jest jej własna dusza” – i nie umie odpowiedzieć na to pytanie. Josef chce zachować pewien obraz samego siebie i drze stary pamiętnik. Sami dokonujemy na własnej pamięci operacji wcale nie mniej drastycznych, niż chcieliby dokonać inni, sami wybieramy, co jest nami.

Przede wszystkim jednak indywidualizacja nie możne się dokonać na planie literackim. Skoro umożliwiłaby ją dezaktualizacja mitu (unicestwienie), to reinterpretacja (aktualizacja) ją uniemożliwia. Pozornie Odyseusz wyposażony w uczucia Ireny („Czekał tylko aż wreszcie rzekną: Opowiedz!”) zyskuje rysy indywidualne. A jednak mechanizm ten działa też w drugą stronę: to Irena ma takie same odczucia, jak Odyseusz. Reinterpretacja, która postaciom mitologicznym nadaje nowe cechy indywidualne, odbiera tę indywidualność bohaterom współczesnym. Jeżeli Kalipso może odpowiadać emigracyjnemu życiu bohaterów, to ich sytuacja przestaje być wyjątkowa, ponieważ Kalipso jako pewna figura (alegoria) może odpowiadać tylko sytuacji ogólnej, uniwersalnej.

Wszystkie wyliczenia przeprowadzone przez narratora działają podobnie. Umieszczając losy bohaterów w szerszym kontekście, odbiera się im, przynajmniej w pewnym stopniu, niepowtarzalność. Magia liczb urzeka nas: dwadzieścia lat (jak w Odysei! – cieszymy się), dwieście lat… ale sprawia też, że skłonni jesteśmy traktować opowiedzianą historię jako ilustrację, jako przykład jedynie wypełniający pewne miejsce w schemacie konkretną materią. Interpretatora kusi możliwość powiedzenia: takich jak Irena i Josef jest wielu, rok 1989 nie tylko bohaterów powieści postawił w podobnej sytuacji. Mówiąc tak jednak, niweczy wysiłki obydwu postaci – zaczyna je traktować jako reprezentantów pewnej grupy, ich losy jako realizacje pewnego schematu – innego, to prawda, ale jednak schematu.

Z jednej strony pytamy więc (my: bohaterowie, narrator, czytelnik): „Czy dzisiaj odyseja byłaby możliwa?”. Z drugiej strony opowiadamy Odyseję na nowo tak, że okazuje się dobrym sposobem mówienia o dzisiejszych czasach.

Jeszcze o Odyseuszu (jakoś trzeba zakończyć). U Homera kończy wszystko Atena. Zastanawiało mnie zawsze, jak to się dzieje, że epopeję Wielkiego Powrotu odbieramy jako dzieło pogodne, mimo krwi obmywającej Odyseuszowy pałac. Interwencja bogini przychodzi w kulminacyjnym momencie, by powstrzymać ostateczną katastrofę. Ucisza wszystko tak nagle, że zapominamy o krzyku, który rozbrzmiewał jeszcze przed chwilą. Powrót Odyseusza do domu kończy nie tylko jego wędrówkę – to powrót ostatniego bohatera spod Troi i tym samym koniec historii nostos.

Kundera także pisze o końcu epoki: wielki reżyser zbiorowej podświadomości kładzie kres zjawisku emigranckich snów. Nieszczęśliwość losów bohaterów Niewiedzy na pierwszy rzut oka nie ulega wątpliwości. Mimo to powieść wieńczy obraz rozgwieżdżonego nieba – spokojnego (mimo krzyku, który rozbrzmiewał jeszcze przed chwilą) – i domu. A więc jednak powrót. Jednak Odyseja.

Helena Markowska

Exit mobile version