Wywiad z Łukaszem Naporą, rzecznikiem prasowym Audioriver

Łukasz Napora

Dobry duch festiwalu muzyki niezależnej Audioriver, który co roku przyciąga na plażę w Płocku tysiące ludzi. Uśmiechnięty i roztańczony młody chłopak. Łukasz Napora (szerszej publiczności znany jako Nermal) odpowiedział nam na kilka pytań.


Magdalena Pawłowska: Czym jest dla Ciebie muzyka niezależna?

Łukasz Napora: Muzyka niezależna to muzyka autentyczna i szczera, czyli taka, która wychodzi prosto z serca i duszy artysty, a nie jest efektem jakiejś kalkulacji. „Czy sprzedam wystarczającą liczbę płyt?“, „czy ludzie będą przychodzić na moje koncerty?“, „czy moim dotychczasowym fanom spodoba się ten kawałek?“ – artysta niezależny ma w nosie odpowiedzi na te pytania, bo jego twórczość jest efektem wewnętrznej potrzeby. I tu jest kluczowa kwestia, bo wg mnie i – według idei Audioriver – artysta niezależny nie musi być niszowy, nieznany i undergroundowy. Jeśli jego serce każe mu robić chwytliwe piosenki, to może być też nawet wielką popową gwiazdą. Inna sprawa, to czy zostanie zaproszony na festiwal, bo poza pojęciem „niezależności“, przy doborze nazwisk kierujemy się – rzecz jasna – także wartością artystyczną. Weźmy taką Madonnę i pomińmy kwestie horendalnego honorarium. Wg mnie to jest artystka w 100% niezależna, ale na naszą plażę nigdy nie trafi, bo nie tworzy muzyki pasującej do Audioriver.

A czym jest „świat niezależny” zawarty w nazwie festiwalu? Dlaczego Audioriver to festiwal świata niezależnego, a nie muzyki niezależnej? Jak Ty sam to rozumiesz?

Przede wszystkim dlatego, że Audioriver to coś więcej niż muzyka. Zmieniliśmy nazwę z „festiwal muzyki elektronicznej“, żeby otworzyć się na inne wymiary sztuki. Tegoroczna edycja rzeczywiście była głównie muzyczna, ale rok temu mieliśmy kino oraz teatry uliczne i być może wrócimy do tych tematów. Poza tym, ogromna wartość Audioriver to ludzie, którzy na ten weekend przyjeżdżają do Płocka. Oni także współtworzą ten niezwykły świat, istniejący tylko przez trzy dni w roku.

15 czerwca miała miejsce debata „Muzyka niezależna. To znaczy jaka?” zorganizowana przez festiwal Audioriver w ramach projektu Rynek Niezależny. Takie badania powinny mieć miejsce jak najczęściej – dla „zwiększenia świadomości”, o której sam w debacie wspominasz. Jakie cele stawia sobie projekt Rynek Niezależny w tym roku?

Rynek Niezależny jest jednym z elementów idei świata niezależnego. Na czym ona polega? M.in. na próbie „odczarowania“ elektronicznej muzyki tanecznej, która przez wielu postrzegana jest jako bezsensowna papka z dyskotek. Sam fakt, że używam terminu „elektroniczna muzyka taneczna“ a nie stosowanego na całym świecie „dance“, pokazuje jak bardzo „dance music“ jest w Polsce zdewaluowana. Rynek Niezależny i cały festiwal Audioriver mają pokazać, że jest w tym kraju dobra muzyka elektroniczna, będąca tak samo wartościową sztuką, jak choćby faworyzowany nad Wisłą rock. Rynek Niezależny ma pokazać, że za muzyką elektroniczną w tym kraju stoją naprawdę ciekawe projekty: wytwórnie, media, agencje eventowe i promocyjne. Audioriver z roku na rok udaje się przebić do coraz większych, ogólnopolskich mediów, co pozytywnie wpływa na świadomość Polaków na temat elektroniki. Chcemy podzielić się tym sukcesem z organizacjami, które nie mają takiej siły przebicia jak my i tym samym wpłynąć na rozwój całej sceny. Poza tym, jak pokazał dzienny program festiwalu, dzięki zaangażowaniu tych firm, Audioriver stał się jeszcze bardziej ciekawym miejscem i zjawiskiem. Szczerze, jestem dumny z tego, jak świetnie to wszystko wyszło.

Dlaczego tegoroczna edycja AR była lepsza niż poprzednie? Co według Ciebie sprawiło, że na plaży stawiły się takie tłumy?

Dwa główne powody – mało kto wraca z Audioriver niezadowolony, więc następnym razem przyprowadza znajomych. Po drugie – gwiazdy. Tak naszpikowanego wielkimi nazwiskami line upu jeszcze nie mieliśmy.

Festiwal się zmienia. Dokąd zmierza? Jak sobie wyobrażasz przyszłoroczną edycję?

W tej chwili jestem na etapie regeneracji i jeszcze nie myślę o 2011 roku. Zadaj mi to pytanie we wrześniu (śmiech)

Twoja wymarzona gwiazda, której jak dotąd nie było na AR – jest taka?

Jest, jest, ale ja nigdy nie zdradzam nazwisk, dopóki nie uda nam się ich zdobyć i oficjalnie ogłosić. Jeszcze by nam ktoś chciał je podebrać. W tym roku byliśmy blisko zabookowania pewnej osoby, ale zbyt długo zwlekała z odpowiedzią i musieliśmy się zdecydować na kogoś innego. Gdy kasa była już pusta, nagle dostaliśmy potwierdzenie, ale niestety musieliśmy już grzecznie podziękować. Było ciężko, bo sam osobiście staram się o tę postać od kilku lat. Przez pierwsze dwa namawiałem pozostałych organizatorów, żeby się na nią zdecydowali…

Twoje największe wzruszenie związane z tegoroczną edycją:

Tłumy na Garnierze! Takiego morza ludzi na naszej plaży jeszcze nie było… a do tego ten dźwięk i ta muzyka! Ja słucham Garniera od 10 lat i było to dla mnie coś naprawdę wielkiego.

A najlepsze wspomnienie związane z AR w ogóle?

Myślę, że set Villalobosa w 2008 roku, który w całości przetańczyłem jak szalony na DJ-ce oraz występ Holdena sprzed 12 miesięcy. Delektowałem się doskonałym nagłośnieniem i bajecznym setem aż wkręciło mnie w piasek (śmiech).

Na koniec: Masz jakąś odpowiedź na niedosyt, jaki zostaje uczestnikom po każdej edycji AR? Chciałoby się, żeby festiwal trwał trzy, może cztery dni. A może jeszcze więcej… Zastanawiacie się nad tym?

Myślimy o jakichś wydarzeniach „starterowych“ w czwartek, a może nawet w środę. Weź jednak pod uwagę, że Wasz niedosyt, dla nas oznacza miesiące przygotowań i dziesiątki godzin pracy w trakcie festiwalu. Nasza organizacja nie jest duża, a zmienników niełatwo znaleźć, więc dopóki trzon Audioriver będzie się opierał na kilku osobach, to trudno będzie wydłużyć festiwal. Poza tym, ja uważam, że niedosyt nie jest taki zły – lepsze to niż przesyt, bo chce się wracać w następnym roku.

Dziękuję za rozmowę.

Magdalena Pawłowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *