Związane z cenzurą zamieszanie wokół tej książki rozkazywałoby czytelnikowi skupić się na kwestiach kobiet i sfery publicznej w Iranie, treściach antymuzułmańskich i nowym, niewypowiadanym dotąd głośno (szczególnie przez kobietę-pisarkę), stanowisku wobec rewolucji. Zwolennicy reżimu po wydaniu Kobiet bez mężczyzn podpalali księgarnie. Możemy być pewni, że u nas się to nie zdarzy – jesteśmy przecież w Polsce. W tej książce uderza przede wszystkim bajkowe spojrzenie na seks.
Porewolucyjna kobiecość w Iranie sprowadza się do szarm – „cnoty, honoru kobiecego, skromności, przyzwoitości, małomówności i uległości”. Przejawia się ona nie tylko w sposób wszystkim nam wiadomy (nakaz przestrzegania hedżabu), lecz przede wszystkim poprzez zepchnięcie kobiecej seksualności i seksualnej samoświadomości w cień. Uwięziona w swoim ciele kobieta nie rozumie go, nie zna go zupełnie. Jedyną szansę na uświadomienie może dać kobiecie mężczyzna (wchodząc z nią w związek małżeński). Warto przypomnieć, że dbałość o reputację w Iranie graniczy z obsesją – kobieca seksualność jest zepchnięta na margines, a wobec samych kobiet stosowana jest przemoc fizyczna i psychiczna. Kobieta boi się swojego ciała, a jakąkolwiek formę dotyku mężczyzny uznaje za obelgę. Nie zna ona swoich potrzeb, nie potrafi pojąć swoich popędów – wie, że są zakazane, więc usilnie wypiera je ze świadomości. Pierwsze „spotkanie” z seksem – noc poślubna – choć zdradza jej tajemnicę, nie sprawia kobiecie przyjemności. Obie strony zaangażowane w akt płciowy są skoncentrowane na późniejszym poszukiwaniu śladów krwi na chusteczce. „Płeć czyni kobiety zakładniczkami szarm, którego za wszelką cenę powinny bronić. Cnota staje się symbolem opresji, a troska o nią metaforą autodestrukcji i klaustrofobicznego doświadczenia bycia kobietą” – pisze Alicja Farhadi.
Dzięki lekturze Kobiet bez mężczyzn mamy możliwość wniknąć w tę sytuację i zrozumieć ją tak, jak może rozumieć ją kobieta mieszkająca w Iranie. Przyglądamy się tej rzeczywistości z perspektywy pięciu opowieści, które z biegiem akcji łączą się w całość.
Mahdocht
Mahdocht i „tonący w zieleni ogród”. Tak zaczyna się książka. Postać kobiety jest wpleciona w opis miejsca prawie mimochodem, zupełnie jakby była jego nieodłączną częścią. „Popołudniami ciemna zieleń oczka toczyła milczące spory z jaskrawą zielenią drzew, co zawsze wprawiało Mahdocht w zakłopotanie, gdyż nie była w stanie znieść jakichkolwiek konfliktów”. Ławka, na której siedzi, jest ustawiona pod jednym z drzew. Mahdocht wpatruje się w wodę. Cała natura znajduje się według niej w nieustannym konflikcie.
Jej myśli są niepoukładane. Sprawia wrażenie łagodnej i cichej jedynie przez jedną stronę tekstu, a w swoich rozmyślaniach nie jest zbyt przyjazna w stosunku do innych ludzi.
Duchowo nie rozwinęła się nigdy. Nagle przychodzi jej do głowy: „Moje dziewictwo jest jak drzewo. (…) Może właśnie dlatego jestem zielonkawa”. Postanawia zasiać się w ogrodzie i rozrastać się. Długo o tym marzy. Wszystko już zaplanowała. Przemyślała to, zamieni się w drzewo. „Uderza głową w ścianę, a potem tłucze nią w mur tak długo, aż z oczu płyną jej łzy”.
Faezech
Faezech nie zwraca większej uwagi na zamach stanu i zamieszki na ulicach. Sama jest w bojowym nastroju. Przez wiele dni biła się z myślami i w końcu zdecydowała – musi tam pójść i bronić swoich praw. Musi pójść do swojej przyjaciółki, którą uważa za idiotkę („wiele razy myślała, że gdyby twarz Munes była choć odrobinę bardziej pociągła, kobieta wpadłaby na to, żeby zaaranżować jej małżeństwo z Amir Chanem”) i powiedzieć te wszystkie słowa, które cisną jej się na usta. Nikt nie może sądzić, że ta zdzira – Parwin – gotuje lepiej od niej! Musi tam pójść i bronić swoich praw.
Zupełnie przypadkiem w trakcie rozmowy o gotowaniu uświadamia Munes, że dziewictwo wcale nie jest zasłoną. Dziewictwo to dziura. „Najpierw jest wąska, a potem się rozszerza”.
Munes
18 sierpnia 1953 roku Munes stoi na dachu swojego domu i patrzy na ulicę. „Rozmyśla o tym, że przez trzydzieści osiem lat, wyglądając przez okno na ogród, wyobrażała sobie dziewictwo jako zasłonę”. Nie zmrużyła oka, odkąd jej to powiedziano. Minęło dokładnie pięćdziesiąt sześć godzin. Czuje w sobie lodowaty gniew. Przez całe swoje dzieciństwo marzyła o tym, żeby wdrapać się na drzewo. Nigdy tego nie zrobiła z obawy o to, że jeśli spadnie, jej zasłona „rozerwie się” i Munes będzie okryta hańbą. Jest teraz naprawdę wściekła, zamyka oczy, pochyla się do przodu, a pięć sekund później leży na ulicy z szeroko otwartymi oczami.
„Najpierw była martwa, a może po prostu wydawało jej się, że nie żyje”. W powieści Shahrnush Parsipur można umierać wiele razy. Ale to dobrze, że Munes jednak przeżyła tę pierwszą śmierć. Dzięki temu może przeczytać w cieniu drzewa książkę, która wyjaśni jej wszystkie tajemnice seksualności. Za jakiś czas zostanie zakopana w ogrodzie, ale tym razem będzie już świadoma. To zresztą wcale nie będzie koniec.
Zarrinkolach
Jest kurtyzaną „z sercem ogromnym jak ocean”. Oszalała i widzi swoich klientów bez głów. Ta radosna i pełna energii dziewczyna bardzo lubi śpiewać. Śpiewanie przez pewien czas jej pomaga, ale neuroza postępuje, staje się straszna. Zarrinkolach ucieka z burdelu, a w łaźni przez cały dzień szoruje swoje ciało do żywej rany. Uczy się uprawiać ablucje po stosunku seksualnym i obmywa ciało pięćdziesiąt razy. „Wciąż jednak wydaje jej się, że nie jest wystarczająco czysta, by zacząć się modlić”. Nic nie przywróci jej szarm.
Pani Farrochlagha
Jej dom wypełnia zapach kwitnących drzewek pomarańczy. Siedzi na tarasie, odwraca twarz w stronę ogrodu. Nie chce patrzeć na męża, mąż jej nienawidzi. „Kiedy mąż jest w domu, Farroch traci całą możliwość poruszania się”. Nie domyśla się, że Golczehreh właśnie tego dnia postanowił ją pokochać. Nieoczekiwany przyjacielski gest z jego strony traktuje jak atak, przed którym należy się bronić. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że zostaje przez to wdową.
Autorka powieści każe spotkać się kobietom w ogrodzie w Karadż, gdzie granice między jawą a snem, życiem a śmiercią, człowiekiem a naturą zostają całkowicie zatarte. Parsipur tak płynnie przechodzi ze świata prawdopodobnego w świat absolutnie nierzeczywisty, że granica między nimi zdaje się niewidoczna. Mamy prawo znać zarówno myśli bohaterek, jak i poznać ich fantazje, a one same z biegiem akcji zanurzają się wręcz w przestrzeń zbudowaną na potęgującej się wciąż liczbie symboli. W pewnym momencie ogród wydaje się już baśniowym rajem, miejscem, w którym wszystko jest możliwe. Warstwa symboliczna pozwala autorce powiedzieć to, co niedopowiedziane – więź między naturą i kobietą staje się głównym tematem książki. Natura oddziałuje na kobiece ciało i do pewnego stopnia zaspokaja potrzeby seksualne – Mahdocht staje się drzewem, Faezech spełnia się w gotowaniu, Zarrinkolah oczyszcza się dzięki związkowi z „dobrym ogrodnikiem”.
Kobiety Parsipur są jednocześnie subtelne i szorstkie, wiecznie poszukujące, zdecydowane i zagubione. Decyzja o opuszczeniu domów podkreśla jednocześnie ich bezbronność i siłę. Magiczny ogród w Karadż udowadnia jednak, że kobiety bez mężczyzn to utopia. To nie mężczyźni ograniczają niezwykłe kobiety – to kobiety są tak zwykłe, że nie potrafią przekroczyć własnych ograniczeń.
Magdalena Pawłowska
Shahrnush Parsipur, Kobiety bez mężczyzn, wyd. Claroscuro, cena: 33 zł.