
Autorką sztuki wyreżyserowanej przez Piotra Tomaszuka jest Marta Guśniowska. Treść spektaklu znacznie odbiega od pierwotnego tekstu dramatu. Przedstawienie w trakcie prób ulegało licznym modyfikacjom i ulega nim w ciągu kolejnych wystawień, przede wszystkim za sprawą „talentu improwizatorskiego” Ryszarda Dolińskiego. Lis to, najogólniej mówiąc, pośmiertna refleksja o życiu, o tym, jakimi uczynkami je wypełniamy – wszak od tego zależy czy jest ono wartościowe czy też nie.
Martwy Lis zostaje wwieziony na scenę przez Lalkarza, który wyglądem przypomina rzeźnika (nosi skórzany fartuch z przymocowanymi fragmentami rudych ogonków), ale też sztukmistrza, bądź magika (na głowie ma charakterystyczny, czarny cylinder). Iluzjonista-rzeźnik, kreator scenicznej rzeczywistości, gwałtownym ruchem zrywa ze zwierzęcia skórę. Rozpina ją na stelażu, w którego lewym górnym rogu przymocowano lisią czaszkę. Ścierwo lisa przez cały spektakl będzie wisiało w tym samym miejscu – pośrodku sceny. Futro i czaszka pełnią funkcję lalek Lisa. Są jego rozczłonkowanym odbiciem. Lis funkcjonuje zatem na scenie podwójnie: w formie lalek – skóry i czaszki (później również miniaturowej pacynki) oraz aktora dramatycznego, który nie jest ucharakteryzowany tak, aby rude zwierzę przypominać. Odtwórca roli stanowi animację przedmiotu-skóry, ponieważ ożywia ją swoją osobą, nie porusza bezpośrednio materią, lecz ją odgrywa. Skóra potraktowana została jako rodzaj maski, której aktor nie nosi, lecz trzyma w określonej odległości od siebie. Od momentu zdjęcia z lisiego ciała skóra nie ożyje ani razu, czasem zostanie dotknięta przez Lisa, w niektórych momentach będzie manipulował nią Lalkarz. Jednak ciągle będzie bezpańską, bierną rzeczą, z którą każdy może zrobić to, co uzna za stosowne. Czaszka natomiast będzie ożywiana bezpośrednio przez główną postać sceniczną.
Skóra jest powłoką ciała, oddzielającą od rzeczywistości, chroniącą je przed światem. Odarcie z niej powoduje, że zabezpieczane dotychczas wnętrze staje się widoczne i tym samym łatwe do zmonitorowania. Skóra potraktowana została jak Cerber, który strzeże wnętrza przez oczami ciekawskich. Pomaga zatem ukryć tożsamość, udawać, chroni przed wglądem w zakamarki ludzkiej osobowości.
No co to ma znaczyć?! Co to ma, do cholery, znaczyć?! Jak ja wyglądam?! Gdzie moje wnętrze? Gdzie moje … flaki?!! Nie… No nie wierzę! Nie wierzę! No coś podobnego! Położy się człowiek na chwilę pod drzewem, zdrzemnie się, a jak się obudzi to się okaże, że ktoś mu … flaki zapieprzył.
Zamknięte w słoiku wnętrzności stawia na stole ich obecny właściciel – Lalkarz, który rządzi sceniczną rzeczywistością. Wnętrze Lisa zostaje wystawione na widok publiczny. Widzowie mogą je oglądać dokładnie, ze wszystkich stron. Jednak ta inspekcja nie dotyczy tylko zwierzęcia, ponieważ na scenie generowana jest sytuacja symboliczna: Lis to znak ludzkości, świadczą o tym wielokrotnie nadawane sygnały, najważniejszy z nich: bohater mówi o sobie człowiek. Analiza zawartości „środka” głównego bohatera stanowi zatem również analizę „środków” publiczności. Ogląd ich składu ma służyć sprawdzeniu, co sprawia, że oprócz szeregu organów służących do trawienia, oddychania czy oddawania moczu w ludzkim organizmie znajduje się również tzw. dusza – istota naszego człowieczeństwa.
Lis przeoczył własną śmierć, ponieważ się jej nie spodziewał. Wiedział o niej, obserwował ją na co dzień, zadawał ją innym, ale nigdy nie odnosił faktu umierania do siebie. Zachowywał się zatem zupełnie tak jak większość ludzi. Nie akceptował i nadal nie akceptuje śmierci jako naturalnego zakończenia życia. Dopiero szczegółowa analiza sytuacji pozwala mu na wysnucie wniosku o własnej śmierci. Ilustracją tej chwili jest projekcja niewinnego lisa-aniołka. Lis obserwuje wyświetlany obraz i łączy go ze swoją osobą. Granica pomiędzy odtwarzanym filmem a bohaterem zostaje zatarta, ponieważ odbiera on od Lalkarza lisie łapki przypominające skrzydełka – takie, jakie ma zwierzę wyświetlane na ekranie. Lis jest teraz tylko ciałem, zwłokami, których wyglądu nie akceptuje:
Co ja mam w ogóle za nos?! Co to, do cholery, jest?! Rodzynka?! Przecież to obrzydliwe!
Ciało nie stanowi już własności zmarłego. Umarły nie może go kontrolować, dbać o jego kształt, ani też wykonywać za jego pomocą żadnych czynności. Zwłoki wszak nie należą już do niego, nie mają obecnie związku z życiem, znajdują się w czasie przejściowym, pomiędzy dwoma odmiennymi sposobami istnienia. Nie żyją już, ale wciąż są obecne, dopóki natura nie dokona rozkładu. Ciało było tylko mieszkaniem Lisiego „ja”, które je po śmierci opuściło. Dozór nad tym domem przejął niemy Lalkarz-demiurg, który może usunąć z lisiego truchła dowolne elementy, bądź też uzupełnić je wybranymi przez siebie detalami. Lis-aktor obserwuje więc swoje ciało z dystansu, z określonej odległości. Początkowo wydaje mu się, że ciągle jest w jego posiadaniu, ale gdy zauważa, że dręczone rozciąganiem nie odczuwa bólu, rozumie, że nic go już z nim nie łączy. Martwe ciało nie odbiera i nie przewodzi do umysłu zmarłego żadnych bodźców.
Rozważania na temat funkcji, jakie może pełnić ciało po śmierci, wytwarzają w oglądających pewne napięcie, strach, które Tomaszuk rozładował poprzez humor: Lis-trup, z racji „nic nieczucia”, może zrobić teraz to, z czego rezygnował za życia z obawy przed bólem. Mianowicie:
Mógłbym se teraz tatuaż walnąć! Aha! Taki z czaszkami! Albo z rewolwerem!
Bohater nazywa przestrzeń, w której przebywa, poczekalnią. To miejsce bliżej nieokreślone – nie jest to ani wyobrażenie nieba, ani piekła. Prawdopodobnie zatrzymał się w czyśćcu, które odbiega od wyobrażeń chrześcijańskich – tutaj żywi nie mogą pomóc zmarłemu i wpłynąć na jego ewentualne zbawienie. Stanowi natomiast miejsce rozważań. To zamknięta przestrzeń, rodzaj więzienia, znajdujący się tu zmarły nie należy do żadnego ze światów: ani do świata żywych, ani do świata umarłych. Zachowania i rozterki osadzonego w czyśćcu można podglądać przez dziurkę od klucza – wskazuje na to projekcja zamka w drzwiach, pojawiająca się w chwili rozmyślań więźnia na temat rodzaju nazwy, która byłabym najbardziej adekwatnym określeniem tego dziwnego miejsca. Wyświetlony obraz sugeruje widzowi, że stał się obserwatorem nieudolnych, bezsensownych starań Lisa, mających doprowadzić do opuszczenia obszaru, który jest niestety przestrzenią definitywnie zamkniętą. Wydostanie się z niej nie leży w mocy osoby uwięzionej.
Lis snuje
domysły na temat rodzaju poniesionej śmierci. Rozmyśla, bada każdą możliwość ze wszystkich stron, zastanawiając się, która z nich byłaby najlepsza, najdostojniejsza, najbardziej godna podziwu. Zauważamy tutaj odniesienie do ars moriendi, według której sposób i jakość umierania mogły mieć wpływ na przyszłe życie konającego. To nawiązanie nadaje deliberacjom bohatera wyraz komiczny, ponieważ ewentualne sposoby śmierci nie mają nic wspólnego z męstwem. Wręcz przeciwnie. Są to skutki tchórzostwa, nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, głupoty oraz niczym niepohamowanego popędu płciowego. Efekt groteski potęgują projekcje filmowe wyświetlane na dużych ekranach. Ekrany umiejscowione są na stelażach poruszanych przez Lalkarza. Maszyny nieustannie wjeżdżają i wyjeżdżają ze sceny, obrazując rozważania Lisa. Trzeba jednak podkreślić, że głównym źródłem humoru jest żywiołowa gra Ryszarda Dolińskiego. Egzaltowane, na pozór nie pasujące do sytuacji gesty aktora, dynamika twarzy, głos, odpowiednio modulowany podczas pikantnych opowieści, tworzą postać rubaszną, która dzięki swym niepoważnym zachowaniom oswaja lęk przed umieraniem i mówieniem o śmierci.
Nietypowa analiza, to podróż w głąb Lisa, dziurka od klucza, przez którą obserwuje się jego naturę. Rozrachunek z nie zawsze chlubną przeszłością, To rozważania dotyczące ludzkiej natury, wszystkiego, co wypełnia „wnętrze człowieka”.
Przepuszczeń o rodzaju śmierci jest kilka. Można jednak, biorąc pod uwagę jej przyczynę, pogrupować sposoby umierania na dwie kategorie, podporządkowane dwóm „przyczynom głównym”. Są nimi: pierwotne potrzeby związane z podtrzymywaniem funkcji życiowych (zaspokajanie głodu) i chęcią przedłużania gatunku (seks).
Dawno nic w psyku nie miałem… To mogło być z głodu! Aha! Z głodu … To prawie jak śmiercią męczeńską.
W pierwszej kategorii mieści się śmierć głodowa, spowodowana niezjedzeniem sutego posiłku, Lis podnosi ją do rangi śmierci męczeńskiej. Kolejny rodzaj śmierci również ma związek z piątym grzechem głównym. Jego przejawem było polowanie na zające, za które Lis miałby być skazany na śmierć przez Sowę. Podczas retrospekcji ujawnia się wiele cech osobowości zmarłego: tchórzostwo, przejawiające się w dręczeniu osobników słabszych, a unikaniu silniejszych, zarozumiałość, skłonność do mówienia nieprawdy. Historie, których wysłuchanie daje nam takie wyobrażenie o charakterze bohatera, przedstawione są podczas improwizacji scenicznej, będącej absurdalną, nierealną opowieścią.
Pod drzewem, które posłużyło bohaterowi za kryjówkę przed ścigającym kundlem, pojawiają się zające i naigrawają się z Lisiego braku odwagi. Postaci zajączków obrazują lalki-kościotrupy, które przypominają o tym, że sytuacja nie jest projekcją pamięci postaci żywej, lecz martwej. Zmarły rekonstruuje wspomnienia poza światem żywych, z rzeczywistością łączą go już tylko kości. Lalki zbudowano z połączonych za pomocą śrubek elementów, w kolorze tkanki kostnej. Szkieleciki ustawione są na szpitalnym łóżku. W trakcie snucia opowieści na temat morderstwa, dokonanego na zajączkach za pomocą orzecha, aktor animuje kościotrupy. Chwilę później puszcza wodze fantazji i niepozorna sytuacja – ucieczka przed psem i wdrapanie się na drzewo – przeradza się w zwycięską bitwę stoczoną przeciwko całemu światu. Bohater rozprawia się w ten sposób ze swymi ułomnościami, buduje swoją tożsamość poprzez stwarzanie nierealnych sytuacji. Kłamstwo służy ukryciu niedoskonałości, pokonaniu kompleksów.
Opowieść stała się również pretekstem do pokazania zasad funkcjonowania sumienia Lisa, a zatem również i człowieka. Po „pokonaniu świata” aktor wyjmuje z kieszeni koszuli malutką, pluszową pacynkę. Miniaturowy lisek jest sobowtórem bohatera, ale nie jest identyczny. Pacynka ma bowiem sumienie, które uaktywnia się po popełnionej zbrodni. Animowana przez aktora dokonuje aktu skruchy, jednak chwilę później Lis szyderczo drwi z postępowania pluszowego sobowtóra. Ukazywanie na przemian postaw obu zwierząt uwydatnia dwoistość natury głównej postaci.
Drugą „główną przyczyną” jest niepohamowany popęd płciowy i związane z nim śmierć z miłości, w pojedynku i od „zdradzieckiego śrutu”. Rubaszny Lis-erotoman uwielbiał kobiety, a jego życie kręciło się wokół seksu.
Zauważyliście, że wszystko na tym świecie kręci się wokół samic? Bo jak sobie ten mój krótki lisi żywocik przypomnę, to prawie wszystko miało związek z laskami, bo oprócz Małej, którą kochałem miłością wielką, niezwykłą i niepowtarzalną, to jeszcze tak samo kochałem Rudą… i Żabcię… i Dziką, Ptaszynkę i Miśkę.
Pojmowanie miłości w ten sposób świadczy o niedojrzałości i egoizmie głównego bohatera. Rozbuchany erotyzm oznacza potrzebę usuwania problematyki śmierci, poprzez seks bowiem udowodnić można sobie swoją witalność i oddalić myśl o swoim końcu. Lis pojmuje miłość jako zaspokajanie potrzeb ciała.
Z miejsca, które nazwaliśmy czyśćcem bohater zostaje przeniesiony do Nieba Wnętrz Znalezionych. To miejsce, gdzie po analizie własnej osobowości trafiają umarli chcący odzyskać swoje wnętrza, które zabrał Lalkarz. Scena, dotychczas oświetlona przyciemnionym światłem, ginie w ciemnościach, widoczne są jedynie ekrany, na których widać płynące po niebie chmury. To zaś sprawia, że Niebo wydaje się ruchome, a co za tym idzie, nie zajmuje ono określonego miejsca w przestrzeni. Lis ma na głowie biały wianek, symbolizujący dziewiczość, i niepewnie błąka się po obcym terenie. Drogę oświetla sobie kagankiem w kształcie zwierzęcej czaszki. Lalkarz pilnuje porządku w magazynie „środków”, rozporządza nimi. Bohater początkowo nie rozpoznaje swego wnętrza, wydaje mu się brzydkie i niereprezentujące jego osobowości. Jednak, po dokonaniu przeglądu pozostałych „środków” dostępnych w składzie, decyduje się je przyjąć. Z wnętrzem przykutym do ciała za pomocą łańcucha zasypia na ustawionym w centrum sceny stole. Na scenę wkracza reżyser-kreator i za jego przyzwoleniem śpiący Lis zostaje zabrany z Nieba i uniesiony w nieznane – Tomaszuk nie przedstawia swej wizji raju, kończy opowieść o śmierci wraz z rachunkiem sumienia.
Lis to refleksja na temat ludzkiej natury i funkcji jaką człowiek może pełnić po śmierci – czym się staje, gdy umiera, i jak życie doczesne może wpłynąć na życie wieczne. O poważnych sprawach Tomaszuk opowiada, wykorzystując komizm. Ten oczyszczający śmiech rozładowuje napięcia, oswaja lęk przed śmiercią, ale nie przysłania głównej myśli spektaklu. Wręcz przeciwnie. Zmusza do gorzkiej refleksji na temat istoty człowieczeństwa – śmiejąc się z Lisa, śmiejemy się z samych siebie.
Lis, Białostocki Teatr Lalek, reż. Piotr Tomaszuk
Monika Roman
Tekst opublikowany wcześniej na stronie: http://www.teatry.art.pl/n czytaj/30511
Witamy na pokładzie:)
:)