Nie trzeba specjalnie nadstawiać ucha, żeby usłyszeć o przebaczaniu: o potrzebie albo o niemożliwości przebaczania. To jeden z tematów, na które wiele osób ma wiele do powiedzenia (raz mądrze, raz niemądrze). Istnieją słowa klucze, które niczego nie otwierają. Na przekór uproszczeniom w moralizatorskich dyskursach Magdalena Tulli napisała powieść-skargę o przebaczaniu i pamiętaniu.
W Szumie Magdalena Tulli doprowadza do końca kluczowe wątki poruszone w jej poprzednim utworze. Na kartach powieści spotykamy tę samą dziwną, nieprzystosowaną i bardzo samotną dziewczynkę, która była główną bohaterką autobiograficznych opowiadań zebranych w tomie Włoskie szpilki. Narratorka i bohaterka tych historii, czyli Magdalena Tulli (zawiązany we Włoskich szpilkach pakt autobiograficzny pozwala utożsamić te postaci z osobą autorki), snuje opowieść o trudnym dzieciństwie, naznaczonym niewypowiedzianą traumą wojenną, której doświadczyła matka, a którą dziedziczy córka. Postpamięć, odczytywana w duchu rozpoznań Marianne Hirsch, jest kluczem do zrozumienia tego dzieła, wielokrotnie zestawianego choćby z Utworem o Matce i Ojczyźnie Bożeny Umińskiej-Keff. Utwory obydwu autorek w znacznym stopniu realizują to, co Hirsch rozumiała jako dziedziczenie traumy przez pokolenie powojenne. Wątek postpamięci pojawia się również w Szumie, choć w odmienny sposób. Po pierwsze zostaje wreszcie dopowiedziany – dowiadujemy się, co sprawiło, że matka autorki odmawia samej sobie prawa do okazywania emocji i dlaczego dręczy ją poczucie winy, po drugie zaś temat postpamięci nie wysuwa się już na pierwszy plan, jak we Włoskich szpilkach. W Szumie nie chodzi już o snucie opowieści, która pozwala uporać się z natrętną pamięcią o traumie rodzica, lecz o wypowiedzenie do końca traumy dotykającej osobę żyjącą w cieniu cudzej przeszłości. Przede wszystkim zaś chodzi w tej powieści o przebaczenie. Nieszczęśliwa kobieta, jaką jest bohaterka Włoskich szpilek i Szumu, na kartach tej ostatniej powieści musi przebaczyć wszystkim, których napotkała na swojej drodze, a którzy świadomie lub nieświadomie ją skrzywdzili.
Jeśli krzywda jest ciężka, zrobisz, co w twojej mocy, bo nie masz wyboru (…). Może ci się nie udać, ale lepiej, żeby się udało. Inaczej… nie będziesz żył jak człowiek[1].
Rodzina bohaterki Szumu jest patologiczna w nieco odmiennym sensie niż rozumiemy to potocznie. Nie ma tam alkoholu ani przemocy fizycznej. Dostrzeżemy za to chłód, brak uczuć, poniżanie i uciekanie przed odpowiedzialnością. Mała dziewczynka, za którą podążamy w tej historii, od wczesnych lat dzieciństwa doświadcza najróżniejszych upokorzeń: najpierw ze strony rodziny (matki, ciotki i jej syna), a potem również ze strony rówieśników i nauczycieli. Jej winą jest przede wszystkim to, że różni się nieco od innych dzieci – jej ojciec to Włoch, dziewczynka różni się od innych wyglądem, ma obce nazwisko, poza tym dziwnie się zachowuje. Prawdziwym powodem jej odmienności wydaje się jednak przede wszystkim fakt, że (przyzwyczajona do nieustannej krytyki w domu) od początku pozwala innym robić z siebie ofiarę i przez lata nie wychodzi z tej roli. To wskazuje na podstawowy problem – jakim można być człowiekiem, gdy wzrasta się w domu, gdzie nikogo się nie interesuje, nikt nikogo nie kocha, a wszyscy mogą wszystkich upokorzyć?
Brak miłości ze strony straumatyzowanej matki sprawi, że przez całe życie mała dziewczynka (potem dziewczyna i dorosła kobieta) będzie czuła, że na żadną miłość nie zasługuje. Podobnie jak na szacunek, na zainteresowanie i na wysłuchanie. Strzępki opowieści na temat trudnych doświadczeń matki, wyłapane przez dziewczynkę z rozmów i plotek, a także – w późniejszych latach – ze zdań samej, mocno schorowanej, matki, która nie wie, do kogo mówi, pozwalają bohaterce i czytelnikom zrozumieć. Matka autorki-bohaterki-narratorki staje się nam nieco bliższa, kiedy dowiadujemy się, co spotkało ją podczas wojny. Wiemy, że przeszła przez obozy koncentracyjne, że była bliska śmierci. Dowiadujemy się, czemu targa nią poczucie winy i dlaczego zamknęła się na emocje. Dzięki temu głównej bohaterce łatwiej zrozumieć, dlaczego jej życie naznaczone posttraumą wyglądało tak, jak wyglądało. Czy to jednak pozwala jej wytłumaczyć, usprawiedliwić własną matkę? Pytanie otwarte. Czy dziecko skrzywdzone przez rodziców powinno wybaczyć im ich winy? Z punktu widzenia rodzica – na pewno, jeśli oczywiście go to obchodzi. Z uwagi na katolickie wychowanie – z pewnością i niezależnie od tego, czego pragną matka i ojciec. Przez wzgląd na tragiczne doświadczenia wojenne rodzica – najpewniej tego oczekiwałoby społeczeństwo. Z punktu widzenia dziecka – trudno powiedzieć. W Szumie Magdaleny Tulli pada odpowiedź na to pytanie.
(…) w końcu błagasz los, żeby zdjął ci ten ciężar z karku. Dopiero kiedy cały staniesz się tym błaganiem, kiedy zapomnisz, kim byłeś i czego chciałeś, ciężar zniknie. To właśnie jest przebaczenie. Jedyne jakie znam.
Wybaczenie następuje dopiero wtedy, kiedy bohaterka-narratorka-autorka uświadamia sobie, że musi pożegnać i pogrzebać tamtą skrzywdzoną dziewczynkę, którą kiedyś była, zapomnieć nie o samych smutnych wydarzeniach, ale o tym, kim była, kiedy w nim uczestniczyła. Dorosłe dziecko musi zrozumieć, wybaczyć nie tylko rodzicom, lecz także wszystkim, którzy kiedykolwiek uczynili z niego ofiarę, po to, żeby móc żyć.
Żebyśmy mogli przebaczyć, kiedy nikt nie przeprasza (…) ktoś w nas musi umrzeć. (…) Ofiara.
Jeżeli Magdalena Tulli napisała Szum głównie dla samej siebie, na co wskazuje bardzo osobisty, niemal konfesyjny wymiar utworu, i potraktowała pisanie jako terapię, dzięki której mogła zmierzyć się z trudnym dzieciństwem i skomplikowanym życiem rodzinnym, to wciąż znaleźć można w tej powieści głos skierowany, choć może nie bezpośrednio, do czytelnika. Chodzi tutaj nie tylko o odbiorcę naznaczonego podobnym doświadczeniem, czyli życiem w cieniu postpamięci o wojennej traumie, lecz także o takiego, który kiedykolwiek stanie przed dylematem, czy wybaczyć krzywdy wyrządzone mu przez ludzi. Jest to powieść-skarga, powieść o pamięci cudzej traumy i o pamięci własnych trudnych doświadczeń, ale skoro jest to również (a może przede wszystkim) powieść o trudzie wybaczania i o tym, czy i jak owo wybaczanie jest możliwe, to dotyczy nas wszystkich. Tekst Tulli nie zatrzymuje się bowiem tylko na wypowiedzeniu oskarżenia. Na koniec okazuje się, że trzeba to wszystko jeszcze przebaczyć, by żyć.
Okazuje się też, że nie da się niczego zapomnieć. Ani za siebie, ani za kogoś. Pamięć o traumie matki i o własnych krzywdach nie przeminie. Co więcej, przypuszczalnie nie zakończy się ona nawet po śmierci. Na to wskazują sceny, kiedy bohaterka-narratorka dzwoni do różnych nieżyjących osób i szczątki tamtego świata, w którym oni się znajdują, a które do niej docierają, wskazują na to, że zmarli pamiętają, kim byli za życia, a pobyt tam nie różni się wcale tak bardzo od tego tutaj. Jeżeli więc pamięć nigdy się nie kończy, to jaki sens ma wybaczanie? Okazuje się, że po prostu świadczy o naszym człowieczeństwie. Wybaczanie obejmuje wiele różnych win. I tych – jak sądzimy – zupełnie nie do wybaczenia, które w powieści symbolizuje postać esesmana, a także tych, których sami nie popełniliśmy, o czym świadczy okazywana esesmanowi przez narratorkę dobroć, którą być może odkupuje winę swojej matki. Po śmierci pamięć winowajców ani ofiar się nie skończy. Skończy się tylko ten cały szum, czyli życie.
Joanna Dobosiewicz
[1] Wszystkie cytaty pochodzą z: M. Tulli, Szum, Kraków 2014.
2 Comments