
Skoro można mówić o Arystotelesowskiej, średniowiecznej, skrajnie realistycznej czy subiektywistycznej koncepcji czasu, to tym bardziej nie wypada przemilczeć poetyckiej koncepcji czasu stworzonej przez Wisławę Szymborską. Nie chodzi tu o wykazanie wyższości poezji nad filozofią, a o zwykłą potencję, czyli zdolność do aktualizowania, o czym pisał Stagiryta w IX Księdze Metafizyki. Należy zatem przejść do aktu.
Jedno jest pewne: poetycka koncepcja czasu nie ma nic wspólnego z opasłymi tomami notatek i systemami latami opracowywanymi przez filozofów, takich jak Arystoteles, Tomasz z Akwinu czy choćby Einstein. Nie ma tu mowy o żadnych sztywnych filozoficzno-naukowych zasadach i poważnych polemikach, jakie swego czasu miały miejsce między Newtonem a Leibnizem. Dzieje się tak dlatego, że poetycka wizja jest bardziej ludzka – wolna od suchych teorii, za to podszyta bezradnością, rozpaczą, bólem, niekiedy zachwytem i – bez wątpienia – pięknem.
Najwięcej współczesnych utworów literackich na temat czasu pojawiało się na przełomie XX i XXI wieku[1], co – zgodnie z gimnazjalną interpretacją – wiązało się z niepewną przyszłością, lękiem egzystencjalnym, strachem przed końcem świata etc. Ze szkolniactwa tej teorii można się trochę podśmiewać, ale liczne tomiki poetyckie z tego okresu (m.in. Zagajewskiego, Szymborskiej, Lipskiej, Kozioł) ostatecznie ją potwierdzają. Drugim czynnikiem odpowiadającym za rozwój tego typu poezji jest sytuacja człowieka XX i XXI wieku, skazanego na ciągły pośpiech (o powszechności problemu świadczy rosnąca liczba podejmujących ten wątek artykułów na portalach prozdrowotnych czy piosenek z popularnych playlist radiowych). Filozofia jednak od wieków mówi, że spieszyć się nie należy, bo można sporo przeoczyć, np. zachód słońca, lecącego ptaka czy miłość swojego życia. Wydaje się, że właśnie stąd biorą się poetyckie bunty przeciw upływowi czasu i niezgoda na proste fakty naukowe (na przykład na to, że chwili nie można zatrzymać, a teraźniejszość musi się stać przeszłością). Ale język poezji w jakiś sposób pozwala odnieść zwycięstwo nad czasem – bo wiersz nie jest wyłącznie odtwarzaniem i opisaniem momentu, ale także utrwalaniem go i uwiecznieniem.
Według autorki publikacji na temat temporalności we współczesnej poezji, Danuty Opackiej-Walasek, w ostatnim półwieczu uwyraźniają się dwie skrajne perspektywy. Pierwsza to tzw. wybłyski czasu, czyli chwile, mgnienia, nanomomenty, na które uwrażliwiły poetów zarówno szybkie tempo zmian w wieku XX, jak i eksperymentalne badania sugerujące, że czas można mierzyć mikroskopijnymi jednostkami. Drugi pogląd dotyczy aspektu metafizycznego, jakim jest bezczas – nieskończoność, wieczność. Do tych refleksji także przyczyniła się nauka – zwłaszcza rozwój kosmologii i wiedzy na temat istnienia miliardów lat świetlnych, które potęgują w człowieku świadomość krótkości jego trwania w czasie. I mimo że współczesna poezja nie korzysta nadmiernie z nauk eksperymentalnych, to jednak bierze je pod uwagę podczas przeżywania i opisywania psychologicznego czy duchowego wymiaru czasu.
Niektórzy autorzy już w samych tytułach swoich zbiorów czy pojedynczych wierszy dawali jasno do zrozumienia, że ich głównym tematem będzie czas (Wczasy i wieczność Białoszewskiego czy Czas, który idzie Różewicza). Inni byli bardziej subtelni – nie sugerowali wcale albo sugerowali tak, by czytelnik sam odgadł (na przykład Woroszylski nazwał swój poemat: Twój powszedni morderca). Wisława Szymborska niczego nie ukrywała i zbiór z roku 2002 nazwała po prostu Chwila. W dodatku taką samą nazwą opatrzyła wiersz tytułowy.
W utworze tym podmiot liryczny opisuje niby-chwilę. Niby, bo „kwiatuszki w trawie” w poezji Szymborskiej brzmią podejrzanie i wiadomo, że fragment jest przesiąknięty ironią. Pozorną sielankę teraźniejszości zestawia z czymś, czego „jakby” nie było: „jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów, / skał warczących na siebie”. Potem nastrój staje się jeszcze bardziej apokaliptyczny. Wspaniała chwila zostaje skontrastowana z wyraźnie mroczną przeszłością. Bycie nieświadomym (w teraźniejszości) jest szczęściem, natomiast świadomość (związana z pamięcią, przeszłością) – przeraża. W wierszu (w danej chwili!) jest dziewiąta trzydzieści. Tym realistycznym akcentem podmiot wraca do teraźniejszości. W niej rzeczy są tylko złudzeniem, bo pod nazwą nie kryje się żaden desygnat („las pod pozorem lasu na wieki wieków i amen”). Koniec utworu świadczy o kapitulacji człowieka, który doskonale wie, że „teraz” jest pozorem, a jednak chciałby, żeby moment trwał (nasuwa się myśl z Goethego – „Chwilo, trwaj!”). Dlatego tylko pogrąża się w rozpaczy i bezradności wobec czasu. Gdyby nie świadomość przemijania i konieczność porządkowania zdarzeń, mogłoby być przecież tak pięknie. Rozumna dusza, którą według filozofów obdarzył człowieka Bóg, znowu okazuje się uciążliwa. I ponownie dzieje się to tylko „jakby”. Już w wierszu W zatrzęsieniu z tego samego zbioru podmiot cieszy się ze swojego ontologicznego bycia: „Ja też nie wybierałam, / ale nie narzekam. / Mogłam być kimś innym / o wiele mniej osobnym” i faktu, że ma świadomość przeszłości: „Mogła mi nie być dana / pamięć dobrych chwil”.
W tomie Chwila przeplatają się więc ludzkie perspektywy i różne stanowiska. W Chmurach podmiot liryczny stwierdza, że teraźniejszości nie ma (lub jest nieuchwytnym ułamkiem sekundy), pamięć zaś staje się jego zmorą – dlatego pozostaje mu tylko bierne przemijanie. Negatyw zakłada relatywizm rzeczywistości (teraźniejszości), bo ostatecznie wszystko zależy od punktu widzenia. Rośliny milczą, a rozmowa człowieka z nimi zostaje odłożona na „nigdy” (Milczenie roślin). W innym utworze „mała dziewczynka ściąga obrus”, bo taka jest kolej rzeczy i nie mamy wpływu na to, co się stanie za moment. Zgodnie z eternalistyczną koncepcją czas dany jest człowiekowi jako całość. Dlatego z bezradnością, ale i z pokorą wypowiadamy słowo „przyszłość” – pamiętając przy tym, że już w chwili mówienia pierwsza sylaba odchodzi w zapomnienie (Trzy słowa najdziwniejsze).
Chwila jest świadectwem pogodzenia się bohaterki lirycznej ze swoją rolą w świecie (narzuconą przez „niepojęty przypadek”, ale – paradoksalnie – otrzymaną też z konieczności i nie bez przyczyny). To afirmacja losu, próba szukania tej przyczyny (zakończona sukcesem!), wyraz pogodzenia się ze wszystkimi słabościami, które mogą być przecież źródłem nie tylko cierpienia, lecz także zachwytu (związanego z pamięcią, świadomością, możliwością doświadczania, bliskości z drugim człowiekiem, umiejętnością nazywania i porządkowania zdarzeń). I mimo że człowiek pozostaje bezradny wobec czasu, buntuje się i często przepełnia go rozpacz, to jednak jako istota myśląca, czująca i (dodatkowo) pisząca wiersze, które przecież uwieczniają chwile – ma szansę na bycie szczęśliwym. Ot, taka to koncepcja czasu Szymborskiej – ludzka i bliska.
Kinga Sabak
[1] D. Opacka-Walasek, Chwile i eony, Katowice 2005, s. 7.