Jakiś czas temu, z nudów, w którymś z ataków jesienno-zimowej melancholii, albo może po prostu dlatego, że lubię rozpamiętywać przeszłe czasy, zaczęłam przypominać sobie moje lata wczesnoszkolne, a konkretnie – pierwszą klasę podstawówki. Banalne to stwierdzenie, ale wciąż mnie zaskakuje jak bardzo deformują się wspomnienia – do tego stopnia, że przypominają bardziej sny niż coś, co zdarzyło się naprawdę, a przeżyty rok kurczy się do dwóch-trzech klisz lub króciutkich sekwencji, które mimo upływu kilkunastu lat pamiętam jednak z najdrobniejszymi szczegółami.
Piszę o tym nie bez przyczyny – wszystkie zapisane w mojej głowie obrazki z lat najwcześniejszych mają związek z muzyką, prawie wszystkie z tych moich obrazków to przebłyski ze szkolnej dyskoteki. Dyskoteki w pierwszych klasach to były naprawdę wielkie wydarzenia, ponieważ otwierały nieskończoną ilość możliwości, począwszy od rodzicielsko-nauczycielskiej dyspensy od szkolnego dress-code’u, dzięki której mogłyśmy bezkarnie się stroić, a nawet malować usta i powieki, skończywszy na jedynej w swoim rodzaju okazji do zatańczenia z którymś z ówczesnych „wybranków serca” (ja w podstawówce oglądałam dużo amerykańskich tasiemców w stylu Beverly Hills, więc byłam bardzo kochliwa). W tych cudownych latach, kiedy nikomu nie śniło się jeszcze, że kiedyś będzie coś takiego jak YouTube czy Last.fm, muzykę odtwarzaliśmy z kaset – każdy przynosił ich kilka, zawsze takie same, więc od dyskoteki do dyskoteki katowaliśmy w kółko identyczne kawałki w niezmiennej kolejności. Przez to wszystko, tę powtarzalność schematu i całą łzawo-sentymentalną otoczkę, doskonale pamiętam tamte hity, znam na pamięć tekst do każdej z załączonych poniżej piosenek. Chociaż trochę mi wstyd z tego powodu, bo w większości są to bardzo głupie teksty.
Było więc tak, że ulubiona piosenka jednej osoby automatycznie stawała się ulubioną piosenką całej grupy, nasze gusta w ogóle nie były zróżnicowane: wszyscy chłopcy potrafili bezbłędnie odtańczyć układ z teledysku Backstreet Boys (tylko gdzie oglądaliśmy te teledyski, skoro nie było jeszcze YouTube’a ani polskiego MTV?), każda dziewczyna identyfikowała się z którąś ze Spice Girls. Bardzo jestem ciekawa, czy podobnie było w Waszych podstawówkach? Czy moja – nasza –szkolna muzyka była również Waszą muzyką? Żeby to sprawdzić, postanowiłam stworzyć listę dwunastu największych hitów szkolnej dyskoteki. Większość z nich powstała w latach 1996/1997 (czyli wtedy, kiedy my, dzieci z rocznika 89, byliśmy w pierwszej klasie), choć zdarzają się wyjątki z późniejszego okresu. Starałam się jednak nie przekroczyć cezury 2000 roku z dwóch powodów: po pierwsze, jest to mimo wszystko inna dekada i muzyka lat zerowych, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, różni się jednak od muzyki lat dziewięćdziesiątych, a po drugie byliśmy już wtedy trochę starsi, trochę bardziej świadomi i gust kolektywny pomału zaczynał wypierać gust indywidualny.
Ranking jest oczywiście całkowicie subiektywny.
12. The Fugees Ready or not (1996)
Zestawienie rozpoczyna wielki hicior amerykańskiego zespołu The Fugees, znanego szerszej publiczności chyba raczej z późniejszych projektów solowych jego członków – Wyclefa Jeana i Lauryn Hill. W pierwszej klasie leciał na wszystkich dyskotekach, a parę kawałków po nim (tyle, ile potrzebował „DJ” żeby na swoim prywatnym walkmanie przewinąć kasetę do odpowiedniego miejsca) puszczaliśmy zawsze jeszcze Killing me softly with his song. Do Killing me softly… tańczyły już tylko najwytrwalsze i najodważniejsze pary, przy Ready or not tłumek na parkiecie był liczniejszy. Krążyliśmy naokoło sali na szeroko rozstawionych nogach i zgiętych kolanach, robiąc wielkie kroki-susy i wymachując rękami – według nas bowiem tak wyglądali prawdziwi amerykańscy hiphopowcy.
11. White Town Your Woman (1996)
O tej piosence zupełnie nie pamiętałam, przypomniała mi się dopiero podczas przygotowań do niniejszego artykułu, kiedy poszukując inspiracji przesłuchiwałam znalezione w internecie zestawienie wszystkich „numerów jeden” brytyjskiej listy przebojów z 1996 roku. Daję głowę, że nikt z Was nie kojarzy jej tytułu, ale już po pierwszych pięciu sekundach na pewno ją sobie przypomnicie. Ten motyw był dosłownie wszędzie, niewiarygodnie mi się podobał i codziennie przez długie godziny czatowałam przy włączonym Radiu Zet, żeby tylko ją usłyszeć.
10. Toni Braxton Un-break my heart (1996)
Na miejscu dziesiątym nastrojowa – i w sumie naprawdę poruszająca! – ballada Toni Braxton, naczelna „wolna” z pierwszej klasy podstawówki, później zniknęła na długie lata z naszych serc i uszu. Ale w 1996 roku słuchałam jej często, popłakiwałam sobie i marzyłam o miłości tak pięknej, jak ta przedstawiona w teledysku, który wydawał się wtedy bardzo odważny – odważny do tego stopnia, że aż było go wstyd oglądać przy rodzicach, więc kiedy tylko ktoś wchodził do pokoju, szybko przełączałam na inny kanał. Teraz, kiedy w telewizji królują Britney-tańcząca-na-rurze i Gaga-połykająca-różaniec, Toni Braxton w satynowej piżamce grająca w Twistera już mnie tak nie porusza.
9. Celine Dion My heart will go on [ Titanic OST ] 1997
Piosenka nieśmiertelna, królowa wszystkich dyskotek. Przez kilka lat pojawiała się regularnie na każdej imprezie, aż w końcu wszyscy zaczęliśmy mieć jej już trochę dość (stąd jej niskie miejsce na tej, bądź co bądź subiektywnej, liście). Przy tej okazji nie sposób również pominąć wielkiego szału Titanika, który ogarnął nas (mam tu oczywiście na myśli dziewczęta, ponieważ chłopcy bardzo Titanikiem gardzili) w 1998 roku. Ja miałam całą kolekcję karteczek z Titanikiem, miałam również wyjątkowo brzydką, jaskrawozieloną koszulkę z nadrukowanym zdjęciem Leo DiCaprio, której w ogóle nie chciałam zdejmować. Szał szybko minął, szczere łzy wzruszenia prędko zastąpił pogardliwy uśmieszek i wkrótce wszyscy o tym zapomnieli – może z wyjątkiem Leonarda, który wciąż, jak mi się zdaje, cierpi z powodu swojego długoletniego wizerunku blond-bożyszcza dziesięcioletnich dziewcząt.
8. Mr. President Coco Jumbo (1996)
Nie wiem jak mogła w ogóle powstać tak głupia piosenka, ale powstała i była wielkim hitem wszelkich obozów i potańcówek, zwłaszcza tych organizowanych w stylu egzotycznym. Moje źródła donoszą, że gdybyśmy mieli wybierać jakiś jeden, nadrzędny, najbardziej reprezentacyjny kawałek z lat 90., to wygrałoby właśnie Coco Jumboo. Pozostawiam to bez komentarza. Ze wszystkich tych, bardziej lub mniej, ale jednak zapomnianych hitów, Coco Jumboo poradziło sobie chyba najlepiej, weszło nawet do języka polskiego i do dziś funkcjonuje w wyrażeniu „Coco Jumbo i do przodu!” wylansowanym, o ile mnie pamięć nie myli, w którymś z filmów Olafa Lubaszenki.
7. Los Del Rio Macarena (1996)
Ta piosenka po prostu musiała się tutaj pojawić! Macarenę tańczyli wszyscy, nawet moi nauczyciele i mój dziadek (!). I Macarenę tańczyło się wszędzie: na dyskotekach, na lekcjach, na różnorakich akademiach, na festynach, na międzynarodowych obozach wakacyjnych itp., itd.
6. Aqua Barbie Girl (1998)
Muszę wyznać, że przez całą podstawówkę szczerze nie znosiłam tej piosenki. Chyba po prostu nie zrozumiałam żartu. Aqua to był norwesko-duński zespół jednego hitu, później mieli niby jeszcze jakieś single i chyba nawet nagrali więcej niż jedną płytę, ale żadna z tych piosenek nie powtórzyła sukcesu Barbie Girl. Karierę zrobił również sam teledysk, a zwłaszcza moment, w którym podczas radosnego tańca naokoło basenu głównej bohaterce pieśni odpada ręka. Zawstydzoną Barbie ratuje z opresji Ken (wyjątkowo łysy), który rączkę podnosi, podaje, przyczepia i szarmancko całuje na sam koniec.
5. Backstreet Boys Everybody (Backstreet’s Back) – 1998
Małymi kroczkami dochodzimy do ścisłej czołówki. Backstreet Boys to był pierwszy prawdziwy boysband (przed nimi oczywiście byli chłopcy z Take That i Boyzone, ale oni zawsze wydawali mi się za starzy lub za mało przystojni) oraz pierwszy modny produkt, którego padłam ofiarą. 1. i 2. klasa podstawówki były czasami niepodzielnego panowania Backstreet Boys. Chłopcy uczyli się choreografii z Get down i z dumą pokazywali nam, że potrafią robić identyczne „fikołki w powietrzu” – dokładnie tak to się nazywało. Z kolei każda z dziewczyn wybierała sobie jednego z backstreetów i żmudnie gromadziła wszystkie możliwe informacje na jego temat. Ja kochałam się w Brianie (wstyd, wstyd, wciąż pamiętam imię każdego z nich!), wiedziałam zatem ile ma lat, jaki jest jego znak zodiaku, czy ma rodzeństwo, co najbardziej lubi jeść, dowiedziałam się nawet, że w dzieciństwie miał poważną operację z powodu wady serca. Miałyśmy karteczki z Backstreet Boys, segregatory z Backstreet Boys, piórniki, koszulki, książki… Jeśli chodzi o samą piosenkę, to pamiętam, że niezwykle intensywnie trenowałam przed telewizorem choreografię z końcówki klipu i kiedyś nawet mi wyszła.
4. Spice Girls Wannabe (1996)
Jeśli chodzi o natężenie szumu medialnego i zbiorowej histerii na punkcie, to z Backstreet Boys mogły konkurować tylko Spice Girls. Również w tym przypadku rynek zasypano niewiarygodną ilością gadżetów, które kolekcjonowały wszystkie dziewczęta. Najlepiej z tego okresu pamiętam moje cotygodniowe wyprawy z babcią do kiosku na ulicy Jagiellońskiej, jedynego kiosku na Pradze, w którym dostępne były „lizaki Spice Girls”, zapakowane w połyskliwy, biały papier, z dołączonymi po wewnętrznej stronie etykiety naklejkami, którymi systematycznie obklejałam moje szkolne zeszyty, a podwójne egzemplarze wymieniałam na karteczki do segregatora. Podobnie jak z Backstreet Boys, każda dziewczyna musiała sobie wybrać jedną ze Spice Girls, która od tej pory była jej patronką, wyrocznią w sprawach modowych i sercowych.
3. The Offspring Americana (1998)
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy znają ten utwór, zwłaszcza że – o ile mnie pamięć nie myli – nie wypuszczono go na singlu. Jednak w mojej szkole to była piosenka kultowa, a naszą miłość do niej dodatkowo wspomagał fakt, że z powodu niecenzuralnego refrenu nie wolno jej było puszczać na oficjalnych imprezach szkolnych. Przy okazji The Fugees udawaliśmy hiphopowców, przy The Offspring byliśmy dziewięcioletnimi punkami, myśleliśmy, że buntujemy się przeciwko nauczycielom, rodzicom i całemu systemowi, choć wtedy jeszcze chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy, co ten system właściwie oznacza.
2. No Doubt Don’t speak (1996)
Z tym utworem wiąże się moja najintensywniejsza klisza wspomnieniowa. To była pierwsza „zielona szkoła” w moim życiu, pierwsza wyjazdowa dyskoteka szkolna. Siedziałam na ławeczce postawionej pod ścianą i obserwowałam tańczące pary uczniów z drugiej klasy, którzy wówczas wydawali mi się bardzo poważni, wysocy i dorośli. Don’t speak zawsze sprawiało problemy, bo nie bardzo wiedzieliśmy jak do tego tańczyć. W pierwszej klasie istniały bowiem tylko dwa style tańca: styl wolny, w parach, który polegał na powolnym dreptaniu w kółko, z opuszkami palców opartymi na ramionach partnera i wzrokiem wbitym w ziemię, oraz styl szybki – rockowy z założenia, który bazował na systematycznych podskokach w miejscu, jak na trampolinie. Z powodu wolnych zwrotek i szybkich refrenów podczas Don’t speak zmuszeni byliśmy stosować styl mieszany i bardzo śmiesznie to wyglądało, zwłaszcza z perspektywy mojej podściennej ławeczki, kiedy wraz z nadejściem refrenu podreptujące pary z drugiej klasy, ze wzrokiem wciąż wbitym w ziemię, nagle zaczynały podskakiwać, jednocześnie próbując utrzymać dłonie na ramionach partnera.
1. Eiffel 65 Blue (1999)
Pora wreszcie przedstawić zwycięzcę mojej listy przebojów szkolnej dyskoteki: Blue autorstwa włoskiego zespołu eurodance Eiffel 65, piosenka posiadająca najbardziej chwytliwy i jednocześnie najmniej skomplikowany refren wszechczasów. Wydaje mi się również, że jej całokształt, czyli bit, tekst i teledysk, stanowi dość dobre podsumowanie stylu dominującego w muzyce popularnej tamtej dekady: linia melodyjna prosta, tekst głupawy, teledysk obciachowy — członkowie zespołu z tlenionymi włosami i w spiętych paskami dresach (!), tanie efekty specjalne… Ale jednocześnie, w porównaniu z muzyką dni dzisiejszych, takie to wszystko niewinne, takie to wszystko bezpretensjonalne, chciałoby się powiedzieć — takie, jak nasze dzieciństwo.
Matylda Skubikowska
foto: gaspi yg / flickr.com
A polskie? Natalia Kukulska, Im więcej ciebie tym mniej <3
„(…)tylko gdzie oglądaliśmy te teledyski, skoro nie było jeszcze YouTube’a ani polskiego MTV?”
Hmm, na Viva Zwei?
A „Coco Jumbo i przodu” pochodzi oczywiście z filmu o chłopcach, co to śloz nie ronią.
Tak w ogóle, wielkie dzięki za ten tekst.
Z przyjemnością przesłuchałam tę playlistę ;) Może teksty proste, może i wstyd ale jednak mam sentyment do tych piosenek i mimo wszystko miło je wspominam.
Ja bym dorzuciła kilka pozycji polskich:
Just 5, Kolorowe sny (1997)
Just 5 również podbili rynek karteczkowy, koszulkowy i naklejkowy, więc myślę, że warto ich wspomnieć. Mnie i moim koleżankom wydawali się dużo bardziej dostępni niż Backstreet Boys, dlatego chętnie wyobrażałyśmy ich sobie jako partnerów życiowych. Większość podkochiwała się w Bartku, nieliczne wyłamywały się na rzecz Shadiego ( Matyldo to dopiero jest wstyd ! )
Varius Manx, Orła cień (1995)
Nie jestem wstanie sobie przypomnieć czy ta piosenka była obecna na szkolnych potańcówkach, jednak zdecydowanie jest ona jedną z melodii mojego dzieciństwa. Dla tej piosenki tworzyłam z rodzeństwem trzyosobowe chórki, aby po ciężkich obradach dotyczących podziału tekstu, wystąpić na imieninach u babci :)
Elektryczne Gitary, To już jest koniec (1992)
Piosenka najstarsza ze wszystkich tu prezentowanych, jednakże obowiązkowo puszczana jako ostatnia na szkolnych dyskotekach. Bez niej nie dało się nas wygonić z sali gimnastycznej ;)
Edyta Górniak i Mietek Szcześniak, Dumka na dwa serca (1999)
U mnie w szkole obowiązkowo jako jeden z niewielu wolnych kawałków. Ci, którzy nie odważyli się zatańczyć w parze, cicho podśpiewywali sobie pod nosem.
Budka Suflera, Takie Tango (1997)
Podobnie jak Orła cień, chyba nie królowało na parkietach podstawówek, jednak wstydem było nie znać przynajmniej refrenu
Natalia Kukulska, W biegu ( 1997)
Warto przypomnieć sobie teledysk, nie tylko ze względu na kosmiczną aranżację, która wydawała mi się wtedy naprawdę efektowna, ale również ze względu na ubiór – Kukulska w tym teledysku prezentuje bardzo „dyskotekowe” stroje – bluzka odkrywająca pępek, spodnie w niecodziennym kolorze (białe, pomarańczowe, czerwone, i najlepsze – brokatowe ;) ) oraz fryzura – podpięte wysoko loczki – same hity szkolnych potańcówek.
Reni Jusis, Zakręcona ( 1998)
Piosenka rozkręcająca dyskoteki. Łatwo było zatańczyć, łatwo zaśpiewać, tekst w sam raz do wyciągnięcia na parkiet nieśmiałych osobników. Czy muszę wspominać że podczas refrenu większość wymownie kręciła przy głowie kółka palcem wskazującym ? Nie znam osoby, która wyglądała by dobrze w świderkach na głowie, a mimo to fryzura z teledysku często była kopiowana przez koleżanki.
Kayah, Na językach oraz Supermenka (1997)
To było wszędzie, w radiu, w telewizji, na dyskotekach, urodzinach, karaoke -po prostu wszędzie.
Jak twierdzi ciocia Wikipedia, w roku 1997 najchętniej puszczane piosenki w rozgłośniach radiowych.
taaak, Claire, zgadzam się z Tobą, że tak wygląda polska playlista!
Mat, do macareny tańczył nawet nasz pan od PO na studniówce, WIDZIAŁAM TO NA WŁASNE OCZY. bezcenne.
Po czasie przejrzałam ten tekst i uświadomiłam sobie, że zapomniałam o jeszcze jednej, niezwykle ważnej, niezwykle produktywnej (jeśli chodzi o ilość późniejszych memów i przeróbek) piosence czyli o słynnym „Fristajlo – raka makafo”. Umówmy się więc, że hicior Bomfunk MC’s dostaje w tym rankingu zaszczytne „miejsce zerowe” :)
http://youtu.be/RpG5YuyNrqM
i moja ulubiona, folkowa adaptacja:
http://youtu.be/e6kRD0_qTbc