Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Pan Sobol

 pulsary

Zacznę od banału: nie jest łatwo być poetą współczesnym. Michałowi Sobolowi jest pewnie szczególnie trudno, bo ani z niego buntownik, ani piewca podstawowych wartości. Dość powiedzieć, że na spotkaniach autorskich nie wypada najlepiej (mówiąc szczerze – wypada źle, mierny z niego mówca), więc i do kategorii wyrazistych i tajemniczych outsiderów trudno go zakwalifikować. Właściwe jako poeta broni się tylko jednym – pisze znakomite wiersze.

Michał Sobol należy do poetów urodzonych na początku lat siedemdziesiątych, studiował filozofię i historię Kościoła. Debiutował jednak dopiero po trzydziestce w roku 2001 tomem Lamentacje. Pulsary – czwarta książka poetycka w jego dorobku wydana w 2014 roku – dostrzeżona została zarówno przez kapitułę Nagrody im. Wisławy Szymborskiej, jak i Nagrody Literackiej Gdynia. Na ostatnią książkę Sobola składają się starannie skomponowane cykle poetyckie: historie opisujące spotkania z Panem Orkuszem, cykl Ojciec i syn oraz oddzielona od pierwszej części tomu Kolekcja. Wiersze poprzedza sentencja zaczerpnięta z dzieła O naturze wszechrzeczy Lukrecjusza: „Nie myśl, że po to zostały stworzone oczy człowieka, abyś patrzył”. Nie jest to w żadnym stopniu wybór przypadkowy. Najnowsza książka Sobola to nic innego, jak opis ciągłego zmagania się podmiotu z rzeczywistością, próba jej zrozumienia czy uporządkowania. Inspiracja dziełem O naturze wszechrzeczy nie ogranicza się jedynie do warstwy sensu. Jest stale obecna w strukturze tomu, w którego kompozycji kluczową rolę odgrywają wiersze, które za sprawą tytułów bezpośrednio (i uporczywie) odsyłają czytelnika do dzieła Lukrecjusza. Karol Maliszewski pisał, że „motto proponuje warunki lektury” – nie przyglądajmy się więc bezmyślnie, postarajmy się dojrzeć to, co najciekawsze w tej poezji.

Wiersze Sobola są silne zakorzenione w codziennym doświadczeniu. Nie wiąże się to jednak z poczuciem drażniącej monotonii w trakcie lektury. Kolejne karty odsłaniają przed czytelnikiem proces przemiany podmiotu lirycznego. Na pierwszych stronach tomiku jest on chłopcem słuchającym z zaciekawieniem opowieści matki. W cyklu Kolekcja mamy natomiast do czynienia z dorosłym (ale ciągle nie pozbawionym naiwności) turystą konfrontującym wyobrażenia i mity z realiami włoskich miast. Z Pulsarów wyłania się wiele portretów: pana Orkusza, podmiotu lirycznego, ale i członków jego rodziny. Za ich sprawą tom zyskuje rys wielowymiarowej mozaiki, w której mieszczą się reminiscencje doświadczeń starości i młodości.

Ta liryka łączy w sobie dwa kluczowe elementy. Z jednej strony na płaszczyźnie sensu przypomina o konieczności ciągłego stawiania sobie i światu pytań, z drugiej – czytając te wiersze, trudno pominąć ich walory językowe. To zajmujący język, któremu nie sposób odmówić „gęstości” semantycznej. Obok otwierającego utworu Puls, zbudowanego ze spiętrzenia metafor, znajdziemy w Pulsarach oszczędne w formie wiersze, zbudowane często na bazie jednego zdania wielokrotnie złożonego. Utwory Sobola nie tworzą pozoru sztuczności. Wręcz przeciwnie – wydają się być czymś niezwykle bliskim, obecnym od zawsze w naszej świadomości. Michał Sobol nie stara się zaskoczyć czytelnika niecodziennymi skojarzeniami czy też zbędnymi środkami poetyckimi. Próżno szukać w tych wierszach nadmiernej estetyzacji czy pretensjonalnej melodyjności (ostatnio niezwykle modnej w kręgach młodych poetów). Sobol nie potrzebuje tych wszystkich sztuczek.

Pulsarach ważną rolę odgrywa „żywioł mówienia”: rozmowy, gadaniny, zasłyszanej anegdoty. Podmiot liryczny relacjonuje swoje historie lub przywołuje te, które zostały opowiedziane mu przez kogoś innego, tworząc momentami w swoich wierszach coś na wzór kompozycji szkatułkowej. Ale w tej poezji jest i inne oblicze rozmowy. Poeta prowadzi ciągły dialog. Przywołuje strukturalistów: „Choć nie jestem za, przyznaję, że często mieli rację/ strukturaliści, obojętni, z czego te pionki ustawiają/na szachowe pola”. Odsyła do poezji Miłosza (wspominając o podszewce świata w wierszu O rozczarowaniu), Szymborskiej (w O małych liczbach trudno nie dostrzec odniesienia do Wielkiej liczby) czy Herberta (sytuacja liryczna w wierszu Fundament od przywodzi na myśl Starego Prometeusza). Poprzez bohaterów swoich utworów wchodzi w polemikę z powszechnie uznawanymi prawidłami, wskazuje na to, co pomijane, niezauważane, odchodzące w cień:

Opowiadała, że kiedy była jeszcze siostrą
PCK i odwiedzała w mieście swojego podopiecznego,
(…) ten wspominał,
że w młodości, w jego klasycznym gimnazjum
w Lidzie, w której żył przed wojną, ich stary profesor
matematyki też zupełne nie przykładał wagi
do wielkich liczb ani do działań
wykonywanych na wielkich liczbach. Znaczna
część waszego życia – mówił ten stary
profesor, a pan Orkusz powtarzał mojej
mamie, która powtórzyła to mnie – ubiegnie wam
na przeliczaniu kilku małych liczb, bliskich
zeru, i znajomość tych wielkich nic nie da.

Początkowa część tomu zdominowana został przez postać Pana Orkusza. Pojawia się on po raz pierwszy na kartach książki jako bohater historii opowiedzianej przez matkę. To niezwykle wyrazista postać. Emerytowany nauczyciel greki, przypominający nieco bohatera jego ulubionej książki – wojaka Szwejka – odgrywa rolę przewodnika podmiotu lirycznego. Pod nieobecność matki szepcze mu do ucha zakazane nauki:

(…) niewykluczone,
że gdybym miał ocalić tylko jedną rzecz,
którą spotkałem tu, na Ziemi, byłaby to
wiosenna i jesienna zmiana czasu, dzisiaj
tak chętnie wyśmiewana, krytykowana
jako nieprzynosząca żadnych wymiernych
oszczędności w zużyciu energii, przeciwnie,
stwarzająca wiele utrudnień, w komunikacji
na przykład, i wywierająca niekorzystny
wpływ na ludzki organizm przyzwyczajony
do niezmiennego rytmu budzenia się
i zasypiania; ale właśnie dlatego

(…) otóż właśnie z uwagi na zgubny
wpływ i skłonność do przyzwyczajenia
tę jedną rzecz chciałbym ocalić.

Kim jeszcze jest Pan Orkusz? Reliktem przeszłości? Starym wariatem? Wielkim myślicielem, którego idee przerastają współczesnych? A może w równej części mieści on w sobie elementy wszystkich wspomnianych wyżej kreacji? Z pewnością przygląda się z dystansem temu, co go otacza. Nie przecenia wielowiekowych dokonań ludzkości. Nie przyjmuje świata bezrefleksyjnie. Z zapałem godnym Don Kichota głosi swoje szaleńcze prawdy.

(…) jako gatunek wciąż jeszcze tkwimy w tej początkowej

epoce rodzącego się mitu, być może zmierzającej do kresu,

jemy mięso zamordowanych zwierząt, używamy ich skór

do sporządzania butów i ubrań, a tłuszcz spalany

w wysokoprężnych silnikach napędza nie tylko luksusowe

limuzyny najbardziej znanych marek świata, ale też

wynosi w przestrzeń moduły rakiet żegnających Ziemię.

Kim jest człowiek według autora Pulsarów? Z pewnością nie jest istotą wyrastającą ponad resztę stworzenia (myśl poety jest silnie zakorzeniona w idei teocentryzmu). Sobol zdaje się ciągle przypominać, że „szczególność” ludzi jest jedynie iluzoryczna. Podmiot liryczny obecny w jego utworach stawia to, co duchowe ponad tym, co realne i jednocześnie nie rezygnuje z uczestniczenia w współczesności.

Człowiek opisany w wierszach Sobola wypełnia swoim istnieniem miejsce pomiędzy dyktatem stałości praw natury, a odwiecznym prawem przypadku. Możliwość całkowitego poznania rzeczywistości nigdy nie zostanie mu dana. Jest on skazany na podejmowanie ciągłych prób badania napięcia między kulturą a naturą: „Obojętny/na chłód i wiatr wierzyłem,/ że sztukę stania w jednym miejscu już opanowałem”.

Podmiot tych wierszy nie patrzy na świat z perspektywy władcy, jest jedną z wielu małych (nie budzących do tego szczególnej sympatii) kruchych istot: „nieustępliwy człowiek mucha, rozmnożony/ tak w ostatnich latach lub tylko powielony”. Człowiek w wierszach Sobola dostrzega jednak wśród codzienności fragmenty ukrytej tajemnicy, ślady istnienia rzeczywistości pozamaterialnej. I oczywiście jest jeszcze ktoś – ktoś trwający ponad tym wszystkim: „kto sprawdza i jeśli trzeba, przerwie w momencie ogłaszania/ wyroku, że nie głuchy wiatr za szybą zawrzał”. Bóg zajmuje niezwykle ważne miejsce w sposobie myślenia Sobola o świecie. Tak jak i natura, usytuowany jest on ponad człowiekiem. Jest częścią tajemnicy, do której nie mamy pełnego dostępu. Sobol nie staje w pokaźnym (i już dość nudnym) szeregu poetów zbuntowanych. Z pokorą przyjmuje prawa narzucone człowiekowi. W strukturze świata mimo wszystko doszukuje się celowości: „Boga/ nie ma z nami, bo wie,/ co dla człowieka znaczy/przywyknąć”.

Pulsary to tomik różnorodny. Znajdziemy w nim wiersze, które z łatwością możemy umieścić w nurcie liryki opisowej (np. wiersz Czapla siwa). Świadczące o niespotykanej umiejętności Sobola „uchwycenia” momentu i zbudowania na jego fundamencie poetyckiego obrazu. Ważne miejsce w tomie zajmują również utwory oparte na urywkach rozmów, relacji tego, co powiedziane, zasłyszane. Pozornie błahe rzeczy i zjawiska są dla tej poezji punktem wyjścia do refleksji o wartościach najwyższej rangi. Utworem, który w sposób wyraźny ilustruje tę metodę myślenia o świecie, jest wiersz Życie codzienne. Zakupiona przed laty książka poświęcona historii Etrusków staje się w nim przyczyną stawiania kolejnych pytań dotyczących ludzkiej natury. Podmiot liryczny dostrzega analogię między losem mieszkańców zamieszkujących w starożytności tereny północnej Italii i własnym istnieniem: „zastanawiam się, co sprawiło, że kupił/ tę książkę (…) czy, w co chcę wierzyć,/rodzaj podobieństwa z tym, jak my żyliśmy?”

Całość tomu, który można określić mianem „medytacji nad codziennością”, składa się na niezwykle spójny dyskurs o człowieku i jego świecie. O napięciu, które ciągle rodzi się pomiędzy naturą a kulturą, ale i o przemijaniu – jedynym aspekcie życia, co do którego niezmienności (co Sobol wciąż podkreśla) możemy mieć pewność. Ciągłe przenikanie się rzeczywistości (miejskiej, wiejskiej, ale i perspektywy jednostkowej z ogólnoludzką) obecne w kompozycji tego tomu czy też różnorodność sytuacji lirycznych nie prowadzi do chaosu. Pulsary to tom doskonale skomponowany. Sobol porusza kwestie fundamentalne, ale unika przy tym patosu. Ironiczne połączenie tytułów poszczególnych utworów i uchwyconych w nich sytuacji lirycznych doskonale współgra z wymową całości tomu i sprawia, że wymyka się on wszelkim uproszczeniom.

Poezja Michała Sobola to zjawisko, które z pewnością zasługuje na uwagę zarówno czytelników, jak i badaczy literatury współczesnej. To liryka łącząca w sobie doświadczenie codzienności, ciekawy warsztat językowy oraz wiarę w sens słowa poetyckiego.

Czekam na kolejny tom.

Paulina Barańska

Zobacz także:

Exit mobile version