Writers-Block
Foto. Drew Coffman, https://www.flickr.com/photos/drewcoffman/

Z rosnącą fascynacją czytam listy i dzienniki poetów. Ciekawi mnie w nich w zasadzie wszystko, ale jeden aspekt wydaje mi się szczególnie interesujący. Chodzi o stosunek poetów do pisania wierszy. Ale nie ten wyrażany w ich opiniach o własnej twórczości, o roli poezji, o jej definicji etc. Szukam wypowiedzi spontanicznych. Takich, w których poeci nie zdążyli jeszcze nadać sensu i znaczenia tej dziwnej czynności zwanej tworzeniem poezji. Co to dla nich znaczy: pisać wiersz?

Dla młodego Mickiewicza pisanie wierszy nie było potrzebą chwili, tylko nieodłącznym elementem sztywnego harmonogramu dnia. W listach do przyjaciół Mickiewicz przede wszystkim narzekał: na ból zębów, głupotę swoich uczniów w Kownie oraz brak pieniędzy. Nie ukrywał, że prowadzi życie „arcymonotonne”: „śpię, a częściej nie śpię, chodzę wiele, piszę wiersze i komentarze (do Zofijówki), a raczej pisałem, bo teraz mniej coraz” (1822). Młody Słowacki był przychylniej nastawiony do rzeczywistości, ale i on nie stronił od rutyny: „Życie moje, jak mówiłem, jest bardzo jednostajne. Z rana wstaję, o godzinie 10 piję herbatę w domu, potem piszę, potem idę czytać gazety. O czwartej idę na obiad (…)” (1832).

Od wypełniania oczywistego obowiązku pisania wierszy Mickiewicz jest rozmaicie odciągany: „…mój talent poetycki zdaje się mnie całkiem opuszczać; mam wprawdzie wiele materyj, układam je i kombinuję, ale że są na większą skalę, dzwonek szkolny, herbata wieczorna niszczy je i psuje. Niemało także przyczyniło się do mojego zamieszania i wycieńczenia duszy, iż od dawna nie miałem nic o Marii” (1823). Obowiązki młodego nauczyciela w Kownie, niespełniona miłość do Marii – wszystko to sprawiało, że Mickiewicz nie pisał tyle, ile by chciał i tak dobrze, jak by chciał. Podczas pisania Pana Tadeusza było zresztą podobnie:

Piszę teraz poema szlacheckie w rodzaju Herman i Dorotea, już ukropiłem tysiąc wierszy. Podoba się bardzo szlachcie powstańskiej. Duch poetycki czuję w sobie; ale tyle miałem zgryzot z wiadomej tobie przyczyny, tyle kłopotów korekty i prócz tego różnych bazgrań, rozprawek, artykułów, projektów, że sam nie wiem, jak czasem mogę kilkanaście wierszy sklecić. (1832)

Zdania takie jak „Duch poetycki czuję w sobie” należą u Mickiewicza do rzadkości. W tym wypadku akurat poeta sygnalizuje, że natchnienie pojawia się u niego niezależnie od zewnętrznych okoliczności (jak np. natłok innych obowiązków czy wdawanie się w nieudane romanse); w innym razie bowiem współistnienie „ducha poetyckiego” oraz „zgryzot” i „kłopotów” nie byłoby możliwe. Zasadniczo jednak nie ma potrzeby chwalić się, że się ma natchnienie – jeśli się ma, to po prostu się pisze. Wiedział o tym młody Słowacki, którego poproszono o napisanie wiersza na okoliczność „posiedzenia literackiego”:

Siadłem więc do roboty i w kilka godzin napisałem odę, w której umieściłem kilka myśli z różnych poematów. Przyszedł wieczór – ogromne zgromadzenie – mnóstwo dam polskich i francuskich, młodych i ładnych. (…) Viceprezes obracając się do zgromadzenia rzekł – że towarzystwo uprosiło największego z poetów polskich, aby po polsku deklamował, a stąd wzywa p[ana] S., aby zasiadł miejsce. Pan S. nie zasiadł, lecz stojąc mówił. – Cóż… trudno opisać – rzucałem całym zgromadzeniem – potem rozłamałem wiersz ody i powiedziałem jedną śliczną historyczną powieść w trzydziestu wierszach, znów wróciłem do ody – i zakończyłem myślą z Lambra wyjętą. (1832)

U Mickiewicza z weną jest jak ze zdrowiem: ceni ją głównie wtedy, gdy ją straci. W 1819 roku żali się Tomaszowi Zanowi, że jego „ośluzowaciała muza żadnych nie ma zapałów”. Ale już jako niespełna dwudziestopięciolatek wykazuje do swojego pisarstwa humorystyczny dystans. Świadczy o tym dowcipny fragment listu, wraz z którym wysłał Janowi Czeczotowi swoją balladę Upiór do oceny: „Według obietnicy jedzie Upior. Kiedy w niedostatku dawnych bogów muza obcuje z diabłami, nie dziw, że się tworzą podobne monstra. Ja ponieważ wydałem wyrok o dawniejszych płodach, o tym ogonie nic nie powiem” (1823).

Przypływy i odpływy natchnienia nie są, rzecz jasna, problemem jeno romantyków. Zagadnienie to odgrywało dużą rolę np. dla Mirona Białoszewskiego. On jednak – również nie bez autoironii – mówił raczej o „chęci” na pisanie wierszy:

(…) dzisiaj dzień dobry, spokojny. Dobrze, ale to jeszcze nie dowód, że chce się pisać wiersze. Między byciem dobrze a zorganizowaniem się do pisania wierszy jest duża różnica. Kiedyś było mi źle, miałem nawet atak serca ciężki z brakiem oddechu przez dwie czy trzy godziny, popełzałem do okna, żeby dech złapać, i nie byłem pewny, czy mi się uda dożyć do wieczora, a jednak wtedy pisałem wiersze. (Tajny dziennik)

Poeta pisze wiersze, gdy mu się zachce. To trochę inaczej niż z czekaniem na wenę. Wena, tak jak łaska, nawiedza poetę niezależnie od jego woli. Można na nią czekać lub modlić się o nią. „Chęć” już bardziej zależy od podmiotu. Białoszewskiemu zazwyczaj chce się pisać, gdy ma dobre samopoczucie, chociaż i to nie jest regułą. Co ciekawe, z biegiem lat Mickiewicz również przestaje skarżyć się na niesforność „muzy” i preferuje raczej mówienie o braku „ochoty”: „Aleksander [Chodźko – AH] mnie każe pisać gwałtem i przynosi do łóżka papier. Nie mam ochoty, bo jestem w kwaśnym humorze, odkładam na później” (1827). Może więc jest tak, że uskarżanie się na brak natchnienia to domena głównie młodych poetów?

Inaczej jest u (wchodzącego w wiek starczy) Czesława Miłosza: „Nie mogę ugryźć zasadniczego tematu w wierszu. Doświadczenie poucza, że w takich razach trzeba czekać. Dajmy na to, kilka miesięcy. Ale sprzeczne są ze sobą nadzieja, że to napiszę, i rezygnacja, bo kiedyś wreszcie przychodzi wiek, kiedy więcej wierszy się nie pisze” (Rok myśliwego). Jeżeli można w tych słowach odnaleźć jakikolwiek ton skargi, to chyba tylko na samego siebie. Winą za niepowodzenie nie obarcza się tu ani nieobecnego natchnienia, ani złego samopoczucia. Poeta zbliża się do kresu życia (a przynajmniej tak mu się wydaje – de facto pożyje jeszcze dwadzieścia sześć lat). Chce do maksimum wykorzystać pozostały mu czas. Dla niego pisanie wierszy jest zmaganiem się z obranym tematem. Gdzie indziej zresztą pisze o „tematach, dokoła których bez ustanku krąży w swoich wierszach”; o „węzłach”, które kiedyś chciałby wreszcie „zaatakować (…) wprost, traktatem”.

Ale uskarżanie się na męki procesu twórczego nie jest przecież obce żadnemu poecie. Czy ktoś jeszcze sądzi, że poeci nie wiedzą, co piszą? Mickiewicz nie tylko miał pojęcie o wersologii – przez pewien czas wykładał ją w kowieńskiej szkole. Dowodzi tego jego odpowiedź na krytykę Konrada Wallenroda:

„Uczta” długa nadto; nie moja wina. Chciałem zrobić dwie powieści oddzielnie, poema zacząć od opisu zarazy etc., ale musiałem dać je w usta Wajdeloty dla różnych przyczyn, i to zepsuło układ. Wiersze zaczynające rozmowę Konrada z Aldoną – ciemne; grzech mój, leniłem przerobić. Uwaga damy o chrześcijaństwie Konrada, żywym, a potem zaniedbanym, jest arcygłęboka; błąd mój pochodzi z planu, który się potem zmienił! (…) O wierszach nierymowych co oni mi piszą, że jest po siedemnaście zgłosek? nie rozumiem! Alboż liczę zgłoski? O cezurze długo rozwodzić się; mój system metryczny potem wyłożę zupełnie. (1828)

Zabawny z perspektywy polonisty wyrzut: „Alboż liczę zgłoski?” nie świadczy oczywiście o ignorancji, ale o doskonale wyrobionym słuchu poetyckim nowogródczanina. Poeta jest świadomy swego warsztatu, bez większej przesady można też powiedzieć, że traktuje swój utwór jako strukturę, której funkcjonowanie zależy od właściwego rozmieszczenia składających się na nią elementów.

W nieco innym – choć równie zabawnym – stylu opowiada o procesie twórczym Białoszewski:

Zacząłem skracać przebieg zdań, wyrzucać słowa, rymy. Tylko czasem coś niechcący się otarło o siebie podobieństwem, jak w przedrzeźnianiu. Akcja leci szybko. Słowa bąkane, jąkane i rymy naciekają. Aż się podrymowuje na dobitnie. Rzecz się wyjaśniła. Koniec. Chyba to słuszna konstrukcja. Wyszła za czwartym razem. O ile wyszła. Trzeba za każdym razem ucho mieć świeże od początku. (Tajny dziennik)

Opis Białoszewskiego jest ciekawy, bo przedstawia proces twórczy jako styk natchnienia i ciężkiej pracy. Z jednej strony mówi się tu bowiem o „konstrukcji”, która – z wykorzystaniem metody prób i błędów – powstała dopiero za czwartym razem, z drugiej strony –to opis  żywiołowy i dynamiczny, co sugeruje, że ta logiczna „konstrukcja” powstawała jednak w jakimś transie. Myślę, że Białoszewski chciał zasygnalizować, iż, owszem, poezji nie tworzy się  nieświadomie, ale nie jest też prawdą, że jedyny warunek jej powstania to mozolne zmaganie się z materią języka. Upór i szlifowanie poety jeszcze nie czynią. W rozmowie z Januszem i Aleksandrą Sławińskimi poeta zauważył:

Do wiersza trzeba być sprężonym. A prozę… Prozę – jak jest jako tako – można zawsze pisać. (…) Pisanie prozy ja czuję jak ładowanie worów z czymś, tyle technicznej roboty, tyle stron, przepisywań, jakbym dźwigał, przenosił na własnych plecach ciężkie wory. A wiersze, o, to można spacerować, zapisać pół stroniczki, układać w pamięci, iść do okna. To takie więcej pańskie zajęcie. (Tajny dziennik)

Poezja okazuje się więc zajęciem „pańskim”, proza – robotniczym. Do czego ta „pańskość” miałaby się sprowadzać? Chyba do tego, że tylko nieliczni są w stanie wpaść w ów stan „sprężenia”. Przy czym decyzyjność podmiotu – była o tym mowa już wyżej – jest ograniczona. „Kiedy zanosi się na to, że będzie pisanie, człowiek chwyta się tego. I jak mu to wychodzi, a potem się hamuje, to nie jest zadowolony”. Od poety zależy jedynie przyjęcie lub odrzucenie zaproszenia od muzy.

Ale w wypowiedzi Białoszewskiego najbardziej uderza ironiczny dystans do wierszopisarstwa. Przecież Białoszewski nie mówi tu nic odkrywczego. Czy jego feudalny podział na prozaików-robotników i poetów-panów można traktować poważnie? W równym stopniu uwagę powinno zwrócić to, że Białoszewski wszędzie w zasadzie mówi o pisaniu „wierszy”, a nie np. „poematów lingwistycznych”, „ballad” czy choćby „poezji”. Raczej też nie wyróżnia konkretnych utworów poprzez wymienianie ich tytułu. On po prostu „pisze wiersze”, tak samo jak zbiera kwiaty, słucha muzyki czy gości u przyjaciół. Trudno o bardziej bezpretensjonalną i przez to urzekającą  autoprezentację poety.

W liście do Schillera Goethe napisał:

Kunszt poezji wymaga od podmiotu, który ją uprawia, pewnego dobrodusznego, zakochanego w rzeczywistości ograniczenia, poza którym leży absolut. Żądania stawiane z góry niszczą ów niewinny i twórczy stan i na miejsce prawdziwej poezji wprowadzają jako poezję coś, co w żadnym razie poezją nie jest, jak to niestety widzimy w naszych czasach. (1801)

Poezja „stawianych z góry żądań” przywodzi na myśl program poezji idealizmu, którą (w przeciwieństwie do poezji „ograniczenia”) preferował Schiller. Ale gdy pozbawimy wypowiedź Goethego kontekstu znanej polemiki z Schillerem, zauważymy, że to, co Goethe nazywa „poezją stawianych z góry żądań”, jest w gruncie rzeczy tym samym, co Gombrowicz określił pejoratywnie jako poezję „czystą”:

(…) dlaczego nie smakuje mi czysta poezja? Dlaczego? Czyż nie dla tych samych przyczyn, dla których nie smakuje mi cukier w stanie czystym? Cukier nadaje się do osładzania kawy, ale nie do tego, aby go jeść z talerza łyżką, jak kaszkę. W poezji czystej, wierszowanej, nadmiar męczy; nadmiar poezji, nadmiar poetycznych słów, nadmiar metafor, nadmiar sublimacji, nadmiar, wreszcie, kondensacji i oczyszczenia ze wszelkiego elementu antypoetyckiego, co upodabnia wiersze do chemicznego produktu. (Przeciw poetom)

Gombrowicz sprzeciwia się „nadmiarowi”, Goethe postuluje „ograniczenie”. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że obaj mówią o tym samym. Jednak, chociaż z wyznaniem Gombrowicza nietrudno się utożsamić, podejrzliwość może wzbudzać jego niechęć do wierszy w ogóle. Mimo wszystko nie jest chyba tak, że prawdziwie udana poezja istnieje tylko poza wierszami, jak pisze Gombrowicz: „w dramatach Szekspira, w prozie Dostojewskiego i Pascala, lub po prostu przy okazji zwykłego zachodu słońca”. Pisarz sprzeciwia się raczej z góry założonemu „tworzeniu poezji”, „byciu poetą”. Docenia fragmenty poetyckie w prozie Dostojewskiego właśnie dlatego, że autor Biesów w żadnym razie nie uznawał się za twórcę poezji. Dzięki temu mógł tworzyć ją bezwiednie.

Ale również wiersze, jak Johannowi Peterowi Eckermanowi sugerował Goethe, można pisać „bezwiednie”:

Proszę się wystrzegać zamysłu na dzieło zbyt wielkie. (…) Świat jest tak wielki, tak bogaty, życie tak rozmaite, że tematu do wierszy nie zabraknie nigdy. Wszystkie jednak muszą być wierszami okolicznościowymi, to znaczy, że rzeczywistość winna być bodźcem do ich tworzenia i tylko rzeczywistość ma dostarczać materiału. Przypadek szczególny nabierze ogólnego i poetyckiego charakteru właśnie przez to, że urobił go poeta. Wszystkie moje wiersze są takimi właśnie wierszami okolicznościowymi, z realnego powstały życia i w nim znajdują swój grunt. O wierszach „zmyślonych” nie mam wielkiego mniemania.

W tym poruszającym wyznaniu „wszystkie moje wiersze są (…) wierszami okolicznościowymi” nie ma ani krztyny nadęcia właściwego tym twórcom, którzy traktują poezję zbyt poważnie i przypisują jej zbyt istotne znaczenie. Ale nie ma w nim też cynizmu właściwego tym, którzy rolę poezji deprecjonują i z niej kpią. Goethe zdaje sobie sprawę, że pisanie poezji to nie jest zawód polegający na okresowym wpadaniu w natchnienie. Jest to raczej przypadłość dotykająca pewną grupę ludzi. Nie przecenia jej roli i dzięki temu nie popada w śmieszny patos. Ale nie przekonuje też z sarkazmem, że pisanie wierszy to żmudna czynność polegająca na układaniu właściwych słów we właściwej kolejności, wykonywana w dodatku w celach czysto pragmatycznych (np. by wygrać konkurs poetycki i zainkasować główną nagrodę). Cynizm jest rewersem idealizmu. Zresztą wie o tym nie tylko Goethe. Mam wrażenie, że jego stanowisko mogliby podzielić wszyscy cytowani przeze mnie poeci (i chciałbym wierzyć, że to nie przypadek). Przed dialektyką napuszenia i pogardy bronią ich pokora, dystans i umiar.

Artur Hellich

Zobacz także:

One Comment

  1. Bardzo mi się tekst podoba, ciekawy, bez zbędnej terminologii, poparty przykładami. Czas na krytykę współczesnych
    zjawisk literackich Arturze!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *