Z ustnej matury z polskiego mam jedno głupie wspomnienie. Wchodzę do sali, dwie panie polonistki mierzą mnie zachwyconymi spojrzeniami (wiadomo, kujon z szóstką na świadectwie, będzie sympatycznie). Wtem jedna z pań stwierdza, że warto sprawdzić, o czym planuję mówić, i zanim dobrze przemyślała, co robi, wypaliła:

– O rany, Wojaczek. Na trzeźwo tego nie wytrzymam.

Dalej już niewiele pamiętam, bo byłam tak ciężko przerażona, że wszystko mi się zatarło. W każdym razie zdałam, chociaż wódki na stół nie wystawiłam.

Z perspektywy czasu muszę przyznać, że reakcja pani polonistki nie była aż tak zaskakująca. Może trochę dziwnie zabrzmiała na egzaminie maturalnym – kiedy ja właśnie umierałam ze strachu – ale sama treść to przecież dość powszechny stereotyp o Rafale Wojaczku.

Wojaczek – alkoholik, wariat, agresor, błazen, cudzołożnik, samobójca. Ostatnie to fakt. Z przedostatnim kłócić się nie będę, ale bez przesady, nikt z nas nie jest święty. Co do reszty mam poważne wątpliwości.

Kiedy ogląda się film Lecha Majewskiego Wojaczek, można dojść do wniosku, że Rafał nic nie robił, tylko pił (przyznaję, że niesamowite jest to, co Krzysztof Siwczyk wyprawia z kieliszkiem – to im wyszło), wychodził z budynków przez okna, wygłaszał jakieś niestworzone rzeczy i zachowywał się jak kompletny degenerat.

Ja w takiego Wojaczka nie wierzę. Z opowieści rodziny i przyjaciół wiadomo, że Rafał był ponadprzeciętnie inteligentny, miał niezwykłą pamięć, logiczny umysł, talent do nauki języków obcych i przedmiotów ścisłych. Bardzo wcześnie zabrał się za ambitną literaturę, już w szkole zaczytywał się Mannem. A do tego obdarzony był niezwykłym talentem poetyckim.

Ktoś taki nie mógł pasować do otoczenia. Wojaczek w swoim rodzinnym Mikołowie nie miał z kim dyskutować na poważne tematy, które go interesowały, nie miał komu czytać swoich wierszy. Ze wspomnień zamieszczonych w Wojaczku wielokrotnym wynika, że ludzie nie potrafili go zrozumieć.

Wojaczek doskonale zdawał sobie sprawę z własnej wartości i swoją samotność wśród ludzi postanowił przekuć na legendę, którą systematycznie tworzył. Mówią o tym pierwsze próby samobójcze, którymi chciał zwrócić na siebie uwagę. Mówi o tym epizod ze studiami, na których mądry Rafał poradziłby sobie bez najmniejszego problemu, ale je rzucił. Dlaczego? Myślę, że już wtedy wiedział, że to nie dla niego, że jego miejsce jest wśród najlepszych z najlepszych, wśród artystycznej bohemy tamtych czasów. Dlatego wyjechał do Wrocławia.

To nie był przypadek. Wrocław w tamtym czasie był miejscem, gdzie działo się wszystko, co ważne. Świetnie napisał o tym Stanisław Stokowski w swojej książce Skandalista Wojaczek. Rafał musiał się tam znaleźć, jeżeli chciał zaistnieć. A bardzo chciał.
Po to mu była choroba psychiczna. Istnieją dokumenty, które potwierdzają, że Wojaczek nieustannie doszukiwał się w sobie objawów szaleństwa. Już we Wrocławiu przeszedł badania neurologiczne, które nie wykazały najmniejszych zmian w mózgu, a jednak on ciągle szukał jakichś symptomów choroby. Bo chciał być wariatem, poetą przeklętym, uczepił się wstępnej diagnozy – „wieszczowego rozpoznania kwalifikującego jako psychopatę”.

Jego rzekomy alkoholizm też wydaje mi się podejrzany. Wiadomo, że pił dużo, ale nie on jeden w tamtych czasach, w tamtym światku, nie on jeden wyprawiał potem najdziwniejsze rzeczy. Alkoholizm to była jeszcze jedna rzecz, która świetnie wpisywała się w legendę Rafała Wojaczka, poety wyklętego. A ekscesy typu wychodzenie przez zamknięte okna były przecież świetnym sposobem na zrobienie szumu wokół swojej osoby. Wojaczek mitoman wiedział, co robi.

Pozostaje pytanie, czemu właściwie Wojaczek się zabił. I to jest złe pytanie. Zapytałabym raczej, dlaczego zabił się akurat wtedy. Bo samo samobójstwo było sprawą oczywistą. Było kropką na końcu zdania, puentą wiersza, zawijasem przy podpisie. Było dopełnieniem i podsumowaniem świadomej kreacji autolegendy. Potwierdzają to i wiersze przepełnione wizjami śmierci, i teatralizacja samego samobójstwa.

Dlatego Rafał w mojej wizji to niezwykły chłopak, który bardzo nie pasował do świata, w którym przyszło mu żyć. Chłopak świadomy własnego potencjału artystycznego, przekonany o swoich możliwościach, jak nikt rozumiejący sytuację, w jakiej się znalazł.

I chłopak, który chciał zostać zapamiętany, który chciał mieć własną legendę, bo na nią zasługiwał. Wiedział, czym ludzie lubią się żywić, jakie brudne strony ludzkiej natury najbardziej ich pociągają. Więc je wyciągał na światło dzienne i stopniowo tworzył swój własny mit.

W takiego, i tylko takiego, Wojaczka chcę wierzyć.

Asia Dobosiewicz

15 Comments

  1. No nie wiem, w którego Wojaczka bardziej opłaca się wierzyć.
    „Bardzo kłopotliwy jest problem Rafała Wojaczka. Ten uzdolniony poeta zachowuje się zupełnie po chuligańsku, jest notorycznym pijakiem i po pijanemu kaleczy ludzi, rzucając w nich szklankami lub popielniczkami.(…)Tak było na zebraniu Koła Młodych, kiedy uderzył Jagodzińskiego ciężką szklaną popielniczką (gdyby go trafił w głowę i zabił – wtedy – jak sam Jagodziński powiedział – problem Wojaczka przestałby istnieć). Parę dni temu do zarządu oddziału nadeszło pismo z izby wytrzeźwień, żądające wyegzekwowania 270 zł od Wojaczka za jego pobyt.
    Jest jakimś nieporozumieniem fakt, że Wojaczkowi często przyznaje się stypendia, bo natychmiast po otrzymaniu pieniędzy zapija się i kaleczy ludzi. Można twierdzić, że każde przyznane mu stypendium to jedna rozbita przez niego twarz więcej.
    Zachodzi poważne niebezpieczeństwo, że kiedyś w stanie nietrzeźwym popełni zabójstwo.”
    http://www.rp.pl/artykul/186124.html
    Facet robiący takie rzeczy li tylko dla zbudowania sobie legendy jest postacią godną pogardy(niezależnie od wartości jego poezji). Godny natomiast litości jest wtedy, gdy należy do kategorii hospitalizowanych wariatów.
    Zresztą Ziemkiewicz napisał kiedyś bardzo dobry felieton(umieszczony później w tomie „Frajerzy”) analizujący Stachurę i Wojaczka pod tym właśnie kątem.

    1. „No nie wiem, w którego Wojaczka bardziej opłaca się wierzyć” – świetne określenie, panie Piotrze, bo oddaje klimat myślenia zaangażowanego. Ziemkiewiczowi na pewno „bardziej opłacało się wierzyć” w takiego Wojaczka, jakiego przedstawił, i to opłacało się w sensie dosłownym, finansowym. „Wierzyć” to też ważna część sformułowania, bo akcentuje fakt, iż Ziemkiewicz Wojaczka nie znał (miał siedem lat, jak Wojaczek się zabił), a co za tym idzie – napisał o nim na podstawie tego, co o nim napisano, i – co się z tym wiąże – musiał dokonać odpowiedniej selekcji materiału, której – rzecz jasna – dokonał w taki sposób, aby mu się opłaciło.

      Asia napisała o takim Wojaczku, w jakiego CHCE wierzyć, a to już zupełnie co innego; to coś – żeby użyć Twojego określenia – mniej godnego pogardy niż w wiara w to, w co się bardziej OPŁACA wierzyć.

      Pozdrawiam

      PS: Ciekaw jestem, ile w tym pisarstwie Ziemkiewicza szlachetnego dążenia do prawdy, a ile zwalczania głęboko zapisanych w mózgownicy kompleksów.

      1. Wprowadźmy może jakąś dyscyplinę myślenia, bo wikłasz sprawy w sumie bardzo proste.
        Wojaczek w tekście Joanny to człowiek, który po pijaku co najwyżej „wchodzi przez zamknięte okno” i być może w ogóle pił za dużo, ale to też nie jest pewne. Jeżeli tylko tak go postrzega, to OK, ma do tego prawo. Ale postronnemu czytelnikowi należałoby się może wyjaśnienie, że sprawa była trochę bardziej skomplikowana.
        Autorka o faktach tych nie wiedziała, albo je pominęła. Zakładam, że prawdziwy jest wariant pierwszy. Po uwzględnieniu tych przesłanek pozostają jej dwa wyjścia: postrzegać Wojaczka notorycznie bijącego ludzi po pijaku jako mitotwórcę lub szaleńca. Tyle, że pozostanie przy stanowisku zaprezentowanym w tym tekście będzie niekorzystne właśnie dla samego poety. Stąd moje „opłaca” w odpowiedzi.
        Ziemkiewicz nie znał Wojaczka osobiście, to prawda. Za to Worcell, Jagodziński, ówcześni policjanci i wielu innych znali go aż za dobrze. Ale też RAZ nie napisał u siebie nic takiego, co mogłoby powodować Twoje aż takie oburzenie. Tylko tyle, że poeta był schizofrenikiem. Ponieważ autorka informację tę podała w wątpliwość, a ja nie znam aż tak dobrze biografii Rafała W. by to gołosłownie kwestionować, podałem najpierw relacje z pierwszej ręki.
        Tak poza tym, Arturze, byłbyś naprawdę dobrym dialektykiem, piszę to bez złośliwości. Z tym że po kilkudziesięciu latach ten typ narracji: o wiadomo jakich faktach preparowanych w wiadomy sposób przez określone koła lejące wodę na młyn reakcyjnych odwetowców, czego celem ma być oczywista oczywistość, nieco już męczy. Podobnie jak jedyny słuszny kult relatywizmu moralnego. Jakbyś, Arturze, zareagował, gdybym w Twojej obecności kopnął w twarz kilkuletnie dziecko? Uznałbyś, że nie dane Ci było poznać procesów zachodzących w mojej psychice, a tak w ogóle byłeś świadkiem „faktu wycinkowego”, którego nie należy zbytnio negatywnie nadinterpretować?
        Czynienie sprawiedliwości polega nie tylko na chwaleniu dobrych, ale też i ganieniu złych. Może właśnie dlatego pisarstwo Ziemkiewicza (jak bardzo zaangażowane jest określenie „mózgownica”?) nie wszystkim przypada do gustu.

        Pozdrawiam również.

        PS. Zaś co do ewentualnych kompleksów – RAZ ma żonę i dwie córki. Jakoś bardziej to do mnie przemawia niż Tonio Kröger i jego prawa ręka.

        1. Drogi Piotrze,
          przede wszystkim chciałem podzielić się moją radością wynikającą z faktu, że odpisałeś na mój komentarz. Portal „Niewinni czarodzieje” ożywa, wreszcie ożywa, wzbudza kontrowersje, mówi się o nim coraz więcej, a Twoja w tym rola niemała – dorzuciłeś i – miejmy nadzieję, że uda mi się Ciebie ponownie sprowokować do dyskusji – znów dorzucisz kolejną cegiełkę na budowę prężnego, silnego portalu.
          Chciałem Ci również powiedzieć, że masz prawdziwy talent natury – by tak rzec – historycznoliterackiej. Otóż potrafisz z prostego, bardzo jasnego i krótkiego tekstu wyciągnąć pełno rozmaitych informacji na temat autora. Moja niedługa uwaga na przykład pozwoliła Ci stwierdzić, że jestem 1) oburzony Twoim pierwszym komentarzem 2) epigonem antyprawicowego „typu narracji” 3) czcicielem relatywizmu moralnego.
          Podziwu godna dedukcja, przyznaję, Hipolit Taine by tego lepiej nie zrobił.
          Piszesz, że „postronnemu czytelnikowi należałoby się może wyjaśnienie, że sprawa była trochę bardziej skomplikowana”. Nie wiem, czemu. Nikt tutaj nie obiecywał, że będzie dążył do obiektywizmu. Dlatego nie widzę powodu, by ganić Asię za brak wiedzy czy też pomijanie faktów, ta przypadłość zresztą dręczy i dręczyła każdego piszącego człowieka w historii ludzkości, przy czym jedni byli i są owej przypadłości świadomi, inni – nie bardzo. To samo tyczy się kwestii „sprawiedliwości”
          Pytasz mnie, co bym zrobił, jakbyś kopnął małe dziecko w mojej obecności. Odpowiedź jest oczywista, na co zresztą wskazuje figura pytania retorycznego. Co więcej, gdyby to Rafał Wojaczek wyręczyłby Ciebie w tym nędznym procederze, również dla niego nie znalazłaby się żadna taryfa ulgowa. Pomijając już dociekanie, dlaczego bym się tak a nie inaczej zachował, zapytam wprost: co z tego wynika? Jaki jest związek? I wreszcie – czemu pytasz mnie o to, skoro ja w żadnym punkcie na temat samego Wojaczka i podejścia do niego – relatywnego czy też nie – się nie wypowiadałem?
          Włączyłem się do dyskusji po to, aby powiedzieć: tak, wypowiedź Asi jest stronnicza, jak każda wypowiedź. Napisano ją z całą świadomością, jakie wzbudzi kontrowersje. Napisano ją dobrowolnie, w niczyim interesie (poza interesem Wojaczka, ale jego nie ma) i za darmo. Napisano ją przy tym ładnie, nieinwazyjnie, bez pretensji do obiektywizmu („wydaje mi się”, „mam wątpliwości”, „wierzę”), bez radykalnych ocen i bez kategorycznych sądów. Dlatego tekst został opublikowany.

          PS: Żona i dwie córki argumentem na brak kompleksów? Pozdrawiam serdecznie :)
          PS2: „Byłbym naprawdę dobrym dialektykiem”? Dziękuję za pozytywną opinię, szanowny panie profesorze, do CV to mogę wpisać? :)

          1. Drogi Arturze,
            Jeżeli w jakikolwiek sposób mogę przyczynić się do rozwoju NC, to oczywiście bardzo mnie to cieszy. Dlatego jeszcze tych kilka słów.
            Główny wniosek, jaki wynikł z przeczytania Twojego postu był taki, że lubisz baratin o wiele bardziej ode mnie.
            Narracja, o której wspominam wcale nie musi być „antyprawicowa” bo np. lubowali się w niej pewni niscy politycy, co też pozwoliłem sobie zasugerować.
            Nie ganię autorki, bo nie przypisywałem jej złej woli. Ja tylko uzupełniłem warstwę faktograficzną. Warto przy tym dodać, że Rafał Wojaczek to nie jest jakiś konstrukt filozoficzny czy postać literacka, tylko żywy, realnie istniejący człowiek. Jeśli o Józefie Stalinie, który za młodu opublikował parę wierszy, napisze się „nieinwazyjny” tekst o tym, że był wielkim mężem stanu oczernionym przez rozdmuchaną kapitalistyczną propagandę, a jego okrucieństwu zaprzeczają głębokie, humanistyczne ideały zawarte w jego poezji, to oczywiście będzie można uznać takie spojrzenie za warte uwagi. W ostateczności zawsze można uznać za Wilde’ em, że „prawda jest kwestią formy”. Pozostaje jeszcze kwestia smaku.
            Skoro zaś istnieją czyny dające się jednoznacznie zakwalifikować moralnie, to po co to całe jojczenie o „selekcji faktów”, finansowej(?) opłacalności RAZowego punktu widzenia i podkreślanie, że publicysta Wojaczka osobiście nie znał
            Pozdrawiam
            PS. Nadal niestety nie wiem, dlaczego uznałeś, że Ziemkiewicz posiada „mózgownicę” w miejsce mózgu. Nie pojąłeś mojego dopisku, bo nie zrozumiałeś zawartego tam dowcipu(starałem się, żeby nie zabrzmiał zbyt grubiańsko). Sugeruję odświeżenie sobie lektury Manna.
            PS 2. Ależ możesz jak najbardziej. Prosiłbym bym tylko o wspomnienie mnie podczas podziękowań, w razie gdybyś został uhonorowany Medalem Z Kartofla.

  2. ‎”Pisanie ma sprawiać przyjemność. Obiegowa opinia, że dla przyjemności piszą tylko grafomani, jest głupia i szkodliwa co się zowie. Nie znajduję przyczyn, dla których autor miałby cierpieć przy pisaniu. Nieprawdą jest, jakoby tylko utwory spłodzone w trudzie i znoju przedstawiały wartość. ” – Feliks W. Kres „Galeria złamanych piór”

  3. Piotrze,
    Meandry Twoich skojarzeń coraz bardziej mnie zachwycają i z komentarza na komentarz jestem coraz bardziej Ci oddaną fanką.

  4. Drogi Piotrze,
    i za ten post dziękuję. Będę z Tobą jeszcze raz szczery: odnoszenie się do każdego kolejnego Twojego zdania i negowanie czy też ośmieszanie go jest zabawą pierwszej próby, tym bardziej że jesteś niedrugorzędnym dyskutantem i mocen jesteś odpłacić mi pięknym za nadobne, niemniej po wielokrotnej wymianie argumentów nachodzi mnie chęć pojednania. Dlatego też nie będę już cytował Twojego zdania o tym, że Rafał W. to „żywy, realnie istniejący człowiek” i udowadniał, że jednak taki żywy to on już nie jest, od wielu lat w zasadzie, ponieważ byłaby to argumentacja na równi z Twoim – jakże finezyjnym, ale przecież czysto retorycznym – chwytem (bo tak to trzeba nazwać) ze Stalinem.
    Kwestia smaku… Gdy o tym myślę, myślę o naszych postach. Obserwując nasze wypowiedzi z boku, odnosi się wrażenie, że obydwaj mamy rację, choć się przecież nie zgadzamy (mowa o faktycznych spostrzeżeniach konkretnych ludzi, nie moich wymysłach). Jest tak dlatego, że nasze wypowiedzi, dzięki ich dialektycznej mocy i stylistycznej brawurze – są smaczne, tak właśnie, smaczne. Smaczne, czyli sensowne, ponieważ sens jest niczym innym, tylko smakiem.
    Ty mówisz: są czyny dające się jednoznacznie zakwalifikować moralnie – i większość przyklaśnie, bo przecież… kopać małe dziecko?… Ja na to odpowiem: ażeby w ogóle zakwalifikować, trzeba przyjąć pewną perspektywę, gdyż osądza się zawsze na podstawie czegoś i z jakiejś perspektywy. I też nie sposób podważyć mojej górnolotnej wykładni.
    Asia napisała o tym, w co wierzy. Ziemkiewicza nikt nie pyta, czy wierzy w to, o czym pisze, choć zapewne wierzy. Ciekawe, czemu takie pytanie nie pada.
    Uzupełniasz warstwę faktograficzną – uroczo! Brzmi zupełnie tak, jakby Asia napisała życiorys Wojaczka w punktach, bezosobowo. A że Twoja „warstwa faktograficzna” akurat kłóci się z tekstem Asi, podważa co nieco – ach, drobnostka, przecież Ty jedynie uzupełniasz warstwę faktograficzną! Nie żebym się nabijał, od zawsze mam słabość do subtelności badawczej tego rodzaju.
    PS: Nie uważam, żeby mózgownica była wyrazem zaangażowanym, ewentualnie czyniłby go takim kontekst, ale nie napisałem przecież, że Ziemkiewicz jest głupi, tylko wręcz przeciwnie – doskonale potrafi odnaleźć się na rynku.
    PS2: „Nie pojąłeś mojego dopisku” !!! Tu niestety znów muszę się rozpisać. Zawiodłem się na Tobie, tak jak i Ty, rzekomo, zawiodłeś się na mnie. Zawiodłem się na Tobie, bo Ty nie doceniłeś mojej ambicji. Przecież gdybym nie wiedział, o co chodzi z tym Toniem, to bym sprawdził i i udowodniłbym, że wiem… Tym bardziej, że jak pewnie wiesz, to jednak z mych ulubionych pozycji książkowych. Otóż, skoro już musimy tę kwestię poruszyć: tak, przemilczałem tę uwagę, gdyż wydała mi się, delikatnie mówiąc, żenująca. Odniosłem się tylko do stanu rodziny Ziemkiewicza, nie mogłem się powstrzymać. Liczyłem, że to zrozumiesz i dasz sobie spokój. Przeliczyłem się, ale przez sympatię do Ciebie (nie kpię sobie! – jesteś człowiek pióra, oczytany, sprawny dyskutant i tak naprawdę wymiana zdań z Tobą to dla mnie czysta przyjemność, choć pewnie z boku wygląda to groźnie) zapominam o tym.
    PS3: Dzięki za wiarę w moje możliwości, Medal Z Kartofla przerobię na frytki i wyślę Ci paczką w ramach podziękowania, nie zapomnę :)

    Pozdrawiam i smacznego

    1. A jak mawia Wojciech Alszer: „w bezsensie sens jest jedynym awansem.”

      Pomyślałem, że też coś zacytuję, żeby nie wyjść na głupszego od Was.

  5. Czas już rzeczywiście kończyć. Nie zgadzamy się w pryncypiach, więc się nie dogadamy. Nie potrafię sobie wyobrazić perspektywy w której kopnięcie dziecka byłoby usprawiedliwione. No i w końcu można ten czyn oceniać relatywnie czy nie? Bo przedstawiłeś w tej sprawie dwa różne zdania. Ale masz rację, zostawmy już to.
    Twoje pojęcia korelacji sensu i smaku nie do końca pokrywają się z tym co na ten temat pisał Herbert, więc to również pominę
    Słowa „żywy” użyłem, bo autorka nie pisała wszak o zwłokach Wojaczka, ale faktycznie, mój błąd.
    Jeżeli jednak piszę, że uzupełniam warstwę faktograficzną, to tak rzeczywiście jest. Pisałem o tym szczegółowiej w drugim moim poście.Jak to ujął Miłosz: „Powiedz mi, że kłamię.” Jeśli tego powiedzieć mi nie możesz, to jakiekolwiek „nabijanie się” będzie tylko wykorzystywaniem retoryki do pokrycia braku sensu.
    Widzę, że nie uda mi się z Ciebie wycisnąć przyczyny rankoru do Ziemkiewicza, więc trudno, to też idzie w próżnię. Ale skoro próbujesz mi wmówić, że „mózgownica” jest formą nienacechowaną, to niestety uważasz mnie mimo wszystko za głupszego niż deklarujesz.
    Tonia przywołałem _właśnie dlatego_ że się na niego powoływałeś. Jeśli naprawdę zrozumiałeś o co mi chodzi, to fragment o rodzinie RAZa było klasycznym „udawaniem głupiego.” Nieładnie.
    Kol. Tomaszowi pragnę podziękować za przywołanie jednego z moich ulubionych gestów, a kol. Magdalenę informuję, że jest mi miło.
    Pozdrawiam was wszystkich.
    PS. I pomyśleć, że to wszystko w obronie „czci” człowieka, który sam o sobie pisał per „s…syn”. Ech…

  6. Dziękuję za dyskusję,
    wspomnę tylko, że Herbert nie był ani jedynym, ani tym bardziej pierwszym, który pisał o sensie i o smaku i nie do niego się odwoływałem, większy to miało związek z filozofią amerykańskiego pragmatyzmu, ale to zresztą nieistotne; jakbym się powoływał, to bym napisał, że się powołuję.

    Pozdrawiam

  7. Dziękuję również.
    Dodam więc tylko, że do Herberta mogłeś się nie odwoływać, ale to dla mnie jego perspektywa jest obowiązująca, bo w dziedzinie smaku był nie tylko teoretykiem, ale i praktykiem, jeżeli wiesz o co mi chodzi.
    Polecam Ci jeszcze tę książkę jako lekturę na święta: http://www.atticus.pl/index.php?pag=poz&id=20229
    Do następnego razu.

  8. Ludzie którzy są pokorniejsi , skromniejsi po mimo swojego talentu bywają też bardziej normalni . Taka chęć wywyższania siebie , szukanie poklasku , szalony tryb życia , bez uznawania świętości , religii które narzucają jednak kontrolowanie samego siebie , ograniczenie swoich swawoli , moralnośc , posłuszeństwo , prowadzi do klęski. Wojaczek żył bez Boga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *