Niewinni Czarodzieje. Magazyn

„Scena więzienna” w „Dziadach”. Historia filomatów

Ilustracja: Łucja Stachurska

Sposób, w jaki Mickiewicz przedstawił w Dziadach doświadczenia członków Towarzystwa Filomatów i Filaretów, wciąż jest tematem niewyczerpanych dyskusji. Wśród rozmów często pojawiają się głosy oburzenia – przecież w porównaniu z cierpieniem, jakiego doświadczali rodacy zesłani na katorgę losy filomatów wydają się niemal igraszką. Dlaczego wieszcz poświęcił historii filomackiego stowarzyszenia tyle uwagi, skoro w przedmowie do trzeciej części dramatu pisał: „Czymże są wszystkie ówczesne [związane m.in. z uwięzieniem filomatów – A.P.] okrucieństwa, w porównaniu do tego, co naród polski teraz cierpi”? Jaki jest cel wprowadzonej tu przez poetę sprzeczności?

Irytacja i złość pojawiają się zwłaszcza wtedy, gdy Scenę wiezienną odczytamy jako przejaw autokreacji Mickiewicza. Stąd też wypływa, krzywdzący i niesłuszny według mnie wniosek, jakoby opisana w dramacie historia filomatów służyła autorowi do wyeksponowania i niesłusznego uwznioślenia siebie i swoich przyjaciół. Gdyby to było jego zamiarem, inaczej rozłożyłby akcenty w dziele. Autor podkreśliłby wówczas spiskowy charakter grupy, zamiast nazywać ją towarzystwem literackim. Nie kładłby też takiego nacisku na to, że przyjaciele zostali niewinnie oskarżeni, i w dodatku z nieokreślonych powodów. Cierpienie młodych ludzi umieszczonych w celi więziennej wydaje się wyolbrzymione, zwłaszcza po konfrontacji z historycznymi faktami. W rzeczywistości bowiem najsurowiej ukarany z filomatów, Tomasz Zan, spędził w więzieniu rok, jego przyjaciele – kilka miesięcy. Nie uważam jednak, że popadam w przesadę, gdy przeżycia filomatów nazywam cierpieniem. Kontekstem, który pozwolił mi na pogłębioną analizę problemu, jest korespondencja członków towarzystwa. Lektura ta podsuwa nowe możliwości interpretacji całego zjawiska.

Gdy nie ma się czym zająć

Co historia Towarzystwa Filomatów i Filaretów może mieć wspólnego z prowadzonymi na początku XX wieku badaniami dotyczącymi deprywacji sensorycznej? Łączy je pewien brak – brak bodźców. Badania na uniwersytetach w Virginii i na Harwardzie, którymi kierował Timothy Wilson, pokazały, że ludzie wolą odczuwać ból niż doświadczać zamknięcia w pustej przestrzeni. Do tych ustaleń nawiązał youtuber Vsauce*; na ich podstawie przeprowadził pewien eksperyment. Na początku doświadczenia uczestnicy zapoznawali się z urządzeniem, które raziło prądem. Jamison, jeden z badanych, użył maszyny. Efektu łatwo się domyślić –  porażenie i ból. Na pytanie, czy chciałby to zrobić jeszcze raz, mężczyzna zaprzeczył. Później zamknięto go w pokoju, w którym znajdował się tylko stół, krzesło i wspomniane urządzenie. Minęła niecała minuta, a uczestnik już zainteresował się przedmiotem i zaczął nim bawić. Nie minęły dwie – a ponownie poraził się prądem. Po zakończeniu badania zapytano go, dlaczego to zrobił. Przecież wiedział, że to sprawia ból. Uczestnik odpowiedział, że nie miał pojęcia, czym mógł się zająć w tym pokoju. Fizyczny ból okazał się mniejszym złem, niż udręka powodowana brakiem bodźów.

Vsauce trafnie zauważył, że wystarczyły dwie minuty, żeby Jamison przeszedł od „nigdy więcej” do ponownego porażenia się prądem. Przykład ten dobitnie pokazuje, jak trudne jest przebywanie w pustce i odosobnieniu – nawet przez chwilę. Samotność i brak zajęcia to doświadczenia, które muszą silnie wpływać na jednostkę. Tym bardziej stanowią straszne przeżycie, gdy trwają miesiące. Listy Tomasza Zana z więzienia są bardzo przejmującą lekturą. Widać w nich nie tylko cierpienie, ale też zupełny brak koncentracji. Represją okazuje się tutaj nie tylko pozbawienie wolności, ale również niemożność zajęcia czymś umysłu. Znamienny jest także fragment Dziadów, w którym filomaci skarżą się na ciemność i niewiedzę, kiedy jest dzień, a kiedy noc. Zan w korespondencji podejmuje temat trudów funkcjonowania w mroku celi więziennej. W liście do Onufrego Pietraszkiewicza pisze: „długo wczora w ciemności nie spiąc chodziłem i w ciemności napisałem co dziś okrysliłem, jednakże ani papieru nie widziałem, ani pióra w ręku nie czułem”. Wyraża tęsknotę za widokiem słońca. Zan wyznaje, jak trudno mu pozbierać myśli: „Przez te różne męczarnie serca mojego i umysłu jestem nie swój, roztrzepany bardzo jestem, widzicie jak piszę, o niczem porządnej sprawy zdać nie mogę”.

Uwagę zwracają również fragmenty, w których Zan zapewnia o swoim bezgranicznym szczęściu – takich fragmentów w jego więziennej korespondencji jest bardzo dużo. Można zaryzykować stwierdzenie, że świadczą on o jego skrajnie zmienionym postrzeganiu:

Cały tydzień przeszły aż do dnia dzisiejszego jestem zdrów i szczęśliwy. Dzisiaj mój stan wewnętrzny niewypowiedzianie łagodny, słodki, najprzyjemniejszy, najpożądańszy. Nie znajduję przedmiotów porównań aby Ci go odmalować: co ma zdrowie najlekszego i brzmiącego, co rozważanie pięknej natury najmilszego, co ma przyjaźń i miłość najsłodszego, co ma umysł i cnota najrozkoszniejszego, co ma uczucie człowieka najłagodniejszego… to wszystko zmieszane razem, jeszcze jakąś boskością otchnione, będzie stanem duszy i serca mojego.

Wyznania Zana o własnym szczęściu wydają się nienaturalne w warunkach, w których się znalazł. Trudno nie mieć wrażenia, że świadczą o jego ucieczce od rzeczywistości.

O czym wolno pisać?

W scenie Salonu warszawskiego powraca wrażenie sprzeczności, pewnego rodzaju gry autora z czytelnikiem. Opis jest tutaj zaskakująco konkretny, wydaje się wyróżniać na tle reszty dramatu, zwłaszcza w porównaniu z fragmentami, które skupiają się na narodowych cierpieniach i ich metafizcznych aspektach. Wiele do myślenia daje spostrzeżenie, że postaci w tej scenie zastanawiają się nad tym, jak dużo czasu powinno upłynąć od jakiegoś wydarzenia, by można było o nim napisać. (Wspomnę tu tylko, że od samego procesu Towarzystwa Filomatów do napisania przez Mickiewicza III części Dziadów minęło dziesięć lat). Z pytaniem o to, jak długo temat musi „odleżeć”, łączy się też inne zagadnienie. Mianowicie – na ile istotne i niezwykłe powinno być zjawisko, które zasługuje na opis w literaturze. I w tym miejscu wracamy do problemu sygnalizowanego przeze mnie na początku – są nim zastrzeżenia osób, którym historia filomatów wydaje się zbyt zwyczajna, by zasługiwać na uwiecznienie w utworze.

Losy Towarzystwa same w sobie nie były na tyle sensacyjne i wstrząsające, by zaistnieć w zbiorowej świadomości.. Tragizm  i cierpienie w tym przypadku mają silnie indywidualny charakter. Dowartościowane jest tutaj przeżycie jednostki – to, jak  zniesie ona okoliczności, w jakich się znalazła, i jakie konsekwencje wynikną z tego dla jej psychiki. Wydaje mi się, że przedstawienie w Dziadach historii filomatów jest formą obrony przed zapomnienieniem. Takie – z pozoru niegodne uwagi – wydarzenia mogłyby zniknąć w odmętach dziejów. A nie powinny.

Anna Pisula

 

*Materiał można obejrzeć na youtubie, za darmo (niestety niektóre inne filmy Vsauce’a są płatne). Nazywa się „Isolation – Mind field”. Bardzo polecam ten film, tak samo jak inne filmy na tym kanale. Oryginalne badania przeprowadził T. Wilson.

Exit mobile version