Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Tadeusz Różewicz: poeta (bez) Boga

Napis na jednym z budynków w Holandii

W poezji Różewicza z czasem do głosu dochodzą inspiracje teologią negatywną i bezreligijnym chrześcijaństwem. Ateista ustępuje miejsca poszukiwaczowi.

W czasie moich polonistycznych studiów umierali rodzimi pisarze. Odeszli Szymborska, Mrożek, Barańczak, Konwicki, a kilkanaście dni temu Julia Hartwig. Wiem, że mówienie o końcu epoki w literaturze nad Wisłą pozostaje egzaltowanym frazesem. Dla mnie jednak symboliczne domknięcie pewnego rozdziału w polskiej poezji dokonało się w kwietniu 2014 roku wraz ze śmiercią Tadeusza Różewicza.

Urodzony w 1921 roku, zaliczany mógłby być do pokolenia Kolumbów: Gajcego, Borowskiego, Baczyńskiego. Starał się trzymać na uboczu (mieszkanie w Gliwicach, następnie we Wrocławiu). Przyjaźnił się ze Staffem w schyłkowym okresie życia autora Wikliny (zresztą, ostatnie tomiki nestora polskich poetów pozostawały pod wyraźnym wpływem Różewiczowskiego języka i obrazowania), przez lata w wierszach spierał się z Czesławem Miłoszem.

Właściwie dla historyka literatury twórczość ta pozostaje problemem na tle innych, wielkich mistrzów słowa. Różewicz nie był tak zgrabnym ironistą jak Szymborska, nie potrafił zmienić wiersza w bezpośrednie wyznanie w takim stopniu, jak czynił to stary poeta Iwaszkiewicz, nie chciał być klasykiem w stylu Herberta, konsekwentnie uciekał przed kategorią mędrca (Staff, Miłosz, Jastrun). W zestawieniu z wymienionymi autorami poezja twórcy Kartoteki staje się pozornie jednoznaczna.

Wynika to jednak z popularnego – stosowanego w szkołach – uproszczenia, wciskającego Różewicza w gorset ateisty rozpaczy, który wyrzekł się metafizycznych dążeń w zetknięciu z tragedią II wojny światowej (sztandarowe utwory: OcalonyCierń). Na tym, wydawałoby się, spójnym światopoglądzie z czasem zaczęły pojawiać się pęknięcia i rysy. Przełom stanowił wydany w 1991 roku tomik Płaskorzeźba wraz z utworem bez, który kończył się wersami: „życie bez boga jest możliwe/ życie bez boga jest niemożliwe”. Odbiorcy wiedzieli jedno: kwestia wymiaru teologicznego tej poezji domaga się przemyślenia zupełnie na nowo.

Poszukiwacz śladów

Aby zrozumieć poetykę późnych tomików Różewicza, należałoby po pierwsze odwołać się do myśli dwóch filozofów XX wieku: Martina Heideggera i Józefa Tischnera. Ten pierwszy w błyskotliwym szkicu Hölderlin i istota poezji scharakteryzował poetę jako tego, który jest poszukiwaczem śladów po bogach, pośrednikiem pomiędzy ludem a bóstwem, sama zaś poezja nie jest ozdobą czy rozrywką, ale pra-mową. Polski myśliciel natomiast otwarcie mówił o kryzysie czy wręcz o zaniku języka religijnego, które to schorzenie, według autora Filozofii dramatu, jest charakterystycznym rysem sytuacji religijnej współczesnego człowieka.

Różewicz zdawał się być zadziwiająco bliski obu stanowiskom. W wywiadach z uporem i skromnością powtarzał, że poeta to nie zawód – „poetą się bywa”. W swojej twórczości próbował scharakteryzować zajęcie poetyckie, które w jego ujęciu posiada tragiczny rys i wyraźnie metafizyczny, Heideggerowski rodowód – jak pisał: „po odejściu bogów/ odchodzą poeci”. W późnych utworach powraca refleksja nad poetą, który

w czasie pisania

to człowiek odwrócony

tyłem do świata

do nieporządku

rzeczywistości

jest bezbronny, nie umie odpowiadać na najprostsze pytania, bowiem „słyszał oddech wieczności”. Jego dramat wynika z faktu, że słowa straciły swoją wartość:

zostały zużyte

przeżute jak guma do żucia

przez młode piękne usta

zamienione w białą

bańkę balonik

osłabione przez polityków.

Słabość języka w poetyckim myśleniu Różewicza jest wyraźnie połączone z zanikiem metafizycznych dążeń. Przywołam w tym miejscu dłuższy fragment znamiennego utworu:

Wygaśnięcie Absolutu niszczy

sferę jego przejawiania się

marnieje religia filozofia sztuka

maleją naturalne zasoby

języka

(…)

wymierają pewne gatunki

motyli ptaków

poetów

(…)

nasze sieci są puste

wiersze wydobyte z dna

milczą

rozsypują się.

W ujęciu Różewicza odsunięcie Boga ma wpływ na filozofię, kulturę i sztukę. Poeta jest tu także bliski refleksji Witkacego, który w zaniku metafizycznych uczuć widział pierwszy zwiastun końca cywilizacji.

U autora Niepokoju poezja po katastrofie jest możliwa, ale posiada wybitnie fragmentaryczny charakter. Sugerują to już same tytuły ostatnich Różewiczowskich tomików: Płaskorzeźba (coś spłaszczonego), Zawsze fragment. Recycling, Nożyk profesora (pojedynczy, drobny przedmiot). Po rozbiciu poetyckiego języka, jakie przyniósł ze sobą wiek dwudziesty, nie może nastąpić proste scalenie.

Nauczyciel Bonhoeffer

Myślę, że kulminację metafizycznych poszukiwań Różewicza stanowił wiersz Nauka chodzenia, umieszczony w tomiku Wyjście z 2004 roku. W nim też przywołana została postać Dietricha Bonhoeffera, protestanckiego pastora, powieszonego na osobisty rozkaz Hitlera w kwietniu 1945 roku, dosłownie na kilka dni przed kapitulacją III Rzeszy.

Bonhoeffer głosił chrześcijaństwo bezreligijne, sprzeciwiające się oficjalnemu stanowisku niemieckich Kościołów chrześcijańskich, które w większości były obojętne lub przychylne wobec nazistowskiej polityki Hitlera. Wiara w jego rozumieniu nie wyrażała się przez rytuał i obrzęd. Jej jedyną możliwą manifestacją pozostała skrajnie etyczno-egzystencjalna postawa, gotowa świadczyć o Chrystusie poprzez społeczne zaangażowanie w sprawy świata, aż po osobistą ofiarę z życia. Podejście takie wynikało z dwóch podstawowych dla teologii niemieckiego pastora przesłanek. Po pierwsze, Jezus poprzez swoje Wcielenie wszedł w doczesność, przyjął na siebie wszystko, włącznie z cierpieniem i dokonał tym samym afirmacji ludzkiej rzeczywistości. Po drugie wreszcie, współczesność to świat ludzi dorosłych, do których nie przemówi już figura Deus ex Machina. Bóg odsłania się jedynie w relacji między ludźmi.

Nauce chodzenia Bonhoeffer staje się nauczycielem poety. Różewicz, autor przez lata tworzący nowy, post-apokaliptyczny język, w swoim wierszu słucha lekcji, które zaczynają się od radykalnego wezwania: „zacznij od początku/ zacznij jeszcze raz mówił do mnie/ naukę chodzenia/ naukę pisania czytania/ myślenia”. Dalej następuje streszczenie fundamentów chrześcijaństwa bezreligijnego:

trzeba się z tym zgodzić

że Bóg odszedł z tego świata

nie umarł!

 

trzeba się z tym zgodzić

że jest się dorosłym

że trzeba żyć

bez Ojca

 

i mówił jeszcze

że trzeba żyć godnie

na świecie bezbożnym

nie licząc na karę ani nagrodę

W półmrokach metafizycznego niepokoju niemiecki pastor wydaje się być przewodnikiem Różewicza, który przecież na początku drogi twórczej otwarcie przyznawał się do niewiary, wyrażonej kilkakrotnym „nie wierzę” w końcowych słowach Lamentu. W Nauce chodzenia poeta odwraca negację, pisząc o swoim nauczycielu z uznaniem: „szedł za Chrystusem/ naśladował Chrystusa”.

W teologii Bonhoeffera Bóg nie umiera, lecz odchodzi ze świata po to, by zrobić miejsce odpowiedzialnemu działaniu człowieka. Podobny wydźwięk mają ostatnie wersy krótkiego utworu z 1969 roku, zapisane przez wrocławskiego poetę:

na piaskach

moich słów

ktoś nakreślił znak

ryby

i odszedł

Różewicz kilkanaście lat wcześniej w słynnych wersach Ocalonego szukał kogoś, kto „raz jeszcze nazwie rzeczy i pojęcia” oraz „oddzieli światłość od ciemności”. Myślę, że, jeśli po latach odnalazł mistrza, był nim właśnie Dietrich Bonhoeffer.

Milczenie o Bogu

Na przełomie lat 90. i pierwszej dekady XXI wieku Różewicz spierał się z innym starym poetą, Czesławem Miłoszem, co do możliwości poetyckiej refleksji o wierze. Obaj we własnym pisarstwie od dawna kierowali się ku metafizyce, obaj uczynili ją centrum późnej twórczości. Odpowiadali sobie bezpośrednio, nadając te same tytuły swoim utworom (Unde malum) lub też konstruowali tomiki, które były rewersem zbioru kolegi (Wyjście Różewicza jako odpowiedź na To Miłosza). Ich polemika bywała pełna sarkazmu i wzajemnej uszczypliwości.

Uproszczeniem byłoby twierdzenie, że noblista to poeta teologiczny, zaś autor Niepokoju pozostał człowiekiem wątpiącym. Myślę, że ten pojedynek gigantów nie odbywał się na prostym polu wiary i niewiary, ale miał swoje źródło w języku.

Różewicz nie zarzucał wcale Miłoszowi, że ten podporządkowuje poezję transcendencji, sam czynił przecież podobnie. Spór dotyczył samego sposobu mówienia o Absolucie. Dla twórcy Kartoteki pisanie wszystkiego wprost było czymś naiwnym. O ile autor To kilkakrotnie próbował wyrazić wiarę za pomocą słów (cały Traktat teologiczny jest tego przykładem), Różewicz wobec takich zabiegów pozostawał głęboko sceptyczny. W swoim wierszu Dlaczego piszę otwarcie przyznawał, że owo TO (kategoria utworzona przez Miłosza) jest niewyrażalne, poeta jednak dalej musi tworzyć.

Wobec wymiaru metafizycznego późna twórczość Różewicza cechuje się swoistą poetyką przemilczenia. Noblista, choć doskonale wiedział, że „teologia jest o pięć centymetrów za wysoko”, zostaje srogo skarcony przez kolegę właśnie za nadmiar słów (Drugie poważne ostrzeżenie). Znamienne, że w wierszu adresowanym do Miłosza, do tytułowego, siedzącego na ławce „poety emeritusa” przyfruwa kruk i zamyka mu usta. Różewicz dodatkowo wyśmiewa teologiczne inspiracje starszego o dziesięć lat poety: człowiekowi rozczytanemu w Celanie, Heideggerze i pismach Tomasza z Akwinu niezbyt poważne wydają się odwoływania do Blake’a czy Swedenborga.

Różewicz do końca pozostał nieufny względem teologicznego wielosłowia. Na kartach późnych wierszy jego mistrzowie raz za razem wykonują gest przemilczenia: wobec pytania o sens palec na ustach kładą zarówno Bonhoeffer, jak i Nowosielski.

Poeta wie, że ludzki język jest w stanie powiedzieć o Bogu i kwestiach ostatecznych bardzo niewiele (jak w przejmującym, złożonym jedynie z czternastu wersów utworze poświęconym pamięci Konstantego Puzyny). Tym samym zbliża się on do teologii negatywnej. Stwórca, jeśli już się objawia, czyni to niepozornie w konkretnym, śmierdzącym bezdomnym, po którego dotknięciu trzeba biec umyć ręce (Widziałem go).

Podobny paradoks zostaje błyskotliwie ukazany na kartach Wyjścia. Jeden z wierszy kończy się wzruszająco prostym wyznaniem wiary: „syn boży/ jeśli umarł/ zmartwychwstaje/ o świcie każdego dnia/ w każdym/ kto go naśladuje”. W sąsiednim, umieszczonym na następnej stronie utworze czytamy jednak:

palec na wargach

mówi nam

że przyszedł czas

 

na milczenie

W Różewiczowskim myśleniu wymiar metafizyczny, choć może nadać sens, nie usuwa z codzienności bólu, straty i samotności. Artysta, który podczas swojego długiego życia stracił matkę, syna i braci, wiedział o tym doskonale.

Współcześni filozofowie religii (Charles Taylor, Tomáš Halik) mówią, że podział na ludzi wierzących i niewierzących wyraźnie należy już do przeszłości. Obecnie granica przebiega gdzie indziej – sytuuje się między poszukującymizadomowionymi. Ci pierwsi w kwestiach wiary nie czują spełnienia, wciąż szukają i zadają pytania. Sądzę, że takim poszukiwaczem do końca pozostał Tadeusz Różewicz.

Niechętny wobec krzykliwej religijności, tworzył poezję, którą świeci własnym, łagodnym blaskiem. Wątpliwości prowadzą poetę do dyskrecji, każą wykreślać niepotrzebne słowa, powracać do kwestii podstawowych i ostatecznych. Późna poezja Różewicza zawiera więcej pytań niż odpowiedzi – i na tym polega jej wielkość.

Damian Jankowski

Zobacz także:

Starzec i lustro; o późnej poezji Czesława Miłosza

Poezja wyśpiewana

Minispódniczki i Bóg Miłosza

Exit mobile version