Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Wszyscy jesteśmy tkliwymi nihilistami i czytamy Schopenhauera

fanpage "Polecam poczytać Schopenhauera"
Foto. „Polecam poczytać Schopenhauera”

Jeszcze kilka lat temu nikt by nie uwierzył, że elementem popkultury stanie się przedstawiciel pesymizmu. Kiedyś doskonale rozumieliśmy hedonistów, dzisiaj przynależymy do wyznawców rozpaczy. Ogłaszamy to wszem i wobec, z ironią w głosie i z poczuciem dystansu: jesteśmy tkliwymi nihilistami i czytamy Artura Schopenhauera.

Schopenhauer jest dobry na wszystko. Filozofia życia codziennego

XIX-wieczny dekadent powtarzał za Schopenhauerem, że świat jest (tylko) wyobrażeniem, a więc w zamian za czyn i działanie pozostaje nam jedynie gest i marzenie. Dzisiaj niemiecki filozof to dobry pocieszyciel, który z racji wyzbycia się wszelkich złudzeń co do wartości tego świata, pomoże złagodzić bolączki dnia codziennego. Uwalnia nas od rodzących gorycz oczekiwań. Dewizy Schopenhauera da się przecież sprowadzić do popularnego, wyjątkowo wdzięcznego w swej wymowie: „nie martw się, mogło być gorzej”. Poratujmy się myślą, że nieszczęścia chodzą tylko parami. Rady przyjaciół przyjąć czasem trudno, a Schopenhauera wysłucha każdy.

Na naszych oczach, zupełnie niepostrzeżenie, dorastają nam tkliwi nihiliści. Od teraz przyznajemy się do bycia skrajnymi pesymistami. Dlaczego to właśnie Artur Schopenhauer stał się jedną z ikon dzisiejszej popfilozofii w internetowym wydaniu? Niemiecki filozof jest źródłem niekończących się inspiracji dla memów i haseł, niepodważalnym autorytetem jeśli chodzi o ironiczne kontestowanie rzeczywistości. Zgryźliwy sceptycyzm to wykładnik inteligenckiej błyskotliwości, niewiele potrzeba do wykrzyknięcia: „jestę Schopenhaurę!”. Dlaczego on? Spieszę z elokwentną odpowiedzią: Artur S. staje się swoistym exemplum dla rozczarowanych i cierpiących tego świata. Patronuje obłąkanym ze względu na historię rodzinną obfitującą w przypadki chorób psychicznych, staje się towarzyszem osób, które cierpią na różnego rodzaju lęki. Miał manię prześladowczą, dlatego swoje prace pisał po łacinie, grecku, a nawet sanskrycku. Chorobliwie bał się kradzieży, otwierania listów, do restauracji zabierał własne sztućce i szklankę. Nie znosił hałasu, a nawet napisał na ten temat rozprawę.

Schopenhauer jest dobry na każdą okazję, dlatego popularny fanpage na Facebooku staje się źródłem „codziennej porcji pogody ducha i wesołych piosenek”. Z profilowego zdjęcia patrzy na nas rzeczony filozof i przy odrobinie dobrej woli skrzywienie ust traktujemy jako delikatny (a na pewno osobliwy) uśmiech.

Oprócz pociesznego wizerunku mamy całą plejadę niezastąpionych rad. Twórcy internetowych memów prześcigają się w absurdalnych pomysłach. Schopenhauer potrafi złożyć adekwatne życzenia na nowy rok, po których nie będziemy mieć nadmiernych oczekiwań i się nie zawiedziemy; umie powitać nowo narodzone dziecko, które przecież samo nie decydowało o pojawieniu się na tym świecie; potowarzyszy nam w pisaniu CV i wesprze w trudnościach z szukaniem pracy. Dzisiaj to nie Wergiliusz oprowadza po mitycznym piekle czy innymi słowy –. po tym padole łez i rozpaczy. Schopenhauer powie: „Welcome to hell, I’ll be your guide”.

Alain de Botton, pisząc swoją książkę O pocieszeniach, jakie daje filozofia, nie zapomniał o etymologii. Filozofia jako „umiłowanie mądrości” ma być realnie pomocna w trudach i smutkach codziennego życia. Artur Schopenhauer zajmuje w tym zbiorze szczególne miejsce, staje się pocieszycielem w wyjątkowo ważnej dziedzinie  w miłości. Chociaż w świadomości społeczeństwa jest znany jako jeden z naczelnych filozofów-mizoginów, według de Bottona „może służyć niezrównaną pomocą ludzkiemu sercu”. Dodawał bowiem otuchy w chwilach odrzucenia, mówiąc, że nasz ból jest czymś normalnym, a brak wzajemności uczuć to jedynie werdykt woli życia. Według Schopenhauera związek się nie udał, bo nie mogliśmy spłodzić z tą konkretną osobą dziecka o wyważonych proporcjach. Trzeba sobie powiedzieć, że to nie nasza wina, tylko prawo natury. Co więcej, musimy sobie uświadomić, że tak cierpią miliony, a nasz przypadek nie jest jedynym. Schopenhauer jest dobry na wszystko, bo jak powiedział Fontane: „nawet jego pesymizm można obrócić w wesołość”. Czasem tylko negacja woli życia czyni to życie znośnym.

Moda na pesymizm. Rys historyczny

Aby dobrze zrozumieć intelektualny ferment, wróćmy do czasów, kiedy idee pesymizmu miały się najlepiej. Niech powróci osławiony fin de siècle. Tadeusz Boy-Żeleński swoją fascynację Schopenhauerem w młodości tłumaczył tak:

Dla inteligentnego młodzieńca najskrajniejszy pesymizm był obowiązujący. Życie było tymi kwaśnymi winogronami, o których mówiło się co tylko można złego. Parerga und Paralipomena Schopenhauera leżały wówczas stale przy moim łóżku…

Jak widać, każdy szanujący się inteligent tamtego okresu był pesymistą, tak samo jak każdy szanujący się poeta gruźlikiem. Świat młodości z kolei był, i najwyraźniej pozostał, smutny. „Melancholia, smutek, zniechęcenie są treścią mojej duszy” – słowa Tetmajera stanowiły wyznanie wiary dekadentów. A czy my, dzisiejsi pesymiści, mamy w sobie tak wielką samoświadomość? Może powinniśmy uznać, że nadszedł nowy fin de siècle i kolejny raz jedynym ratunkiem jest okazuje się uciekanie się w filozofującą i estetyzującą rozpacz? Jednak według Boya z schopenhaueryzmu się wyrasta:

Nie łudzę się, abym szczególnie zmądrzał, ale nauczyłem się bodaj rozumieć, że prawdziwą mądrością życia może być uśmiech, a zgrzyt może być tylko jego pół- i ćwierćmądrością.

My chyba wyrastać nie chcemy i tak jak dekadenci ubiegłych wieków odnajdywali w tym przyjemną pozę, tak i my poszukujemy możliwości, aby uczynić nasze położenie znośniejszym. Ideałem, do którego dążymy, jest właśnie niecelebrowanie rozczarowań. Możemy stwierdzić coś, co Cezary Jellenta w 1883 roku: „Pesymizm jest modny”. Dalej już tylko „epidemia pesymizmu” AD 2013. Można przywdziać dekadentyzm jak płaszcz bandycki i wedle starego przepisu drażnić filistrów.

Choć dzisiaj to nie modernistyczna antynomia między „chorymi” (dekadentami) i „zdrowymi” (filistrami), to w swojej chorobie na rozpacz czujemy się dużo bardziej świadomymi i racjonalnie patrzącymi na rzeczywistość ludźmi. Rys intelektualnej megalomanii jest nam nieobcy. Plasujemy się po stronie tych tytanów życia codziennego, którzy rezygnują z pokarmu fałszywych nadziei i heroicznie stawiają czoła realnej rzeczywistości. Jednym słowem wiemy, że nie jest różowo, a ci, co tak twierdzą, jedynie się oszukują. Nasz sceptycyzm to przecież dojrzalsze studium poznania, my nie mydlimy sobie oczu. Można tutaj usłyszeć echo Paula Bourgeta, który dekadentów nazywał hommes superieurs (oho, Nietzsche też nam się przysłuży).

Pesymizm 2.0

O ile filozofia miała być w założeniu umiłowaniem mądrości i poszukiwaniem dobrego, świadomego istnienia, o tyle w świadomości ogółu istniała jako martwa, nic niewnosząca dziedzina. Kiedyś, z niewielkim powodzeniem, można było sobie wyobrazić modę na dany kierunek filozoficzny. Bardzo przyjemną perspektywą wydawał się wybór epikurejczyków, nęcił również Nietzsche z wolą mocy i afirmacją życia. Mimo wszystko żadne społeczne filozoficzne zrywy nie miały miejsca. Strony i hasła – raczej niszowe i marginalne. Dzisiaj to nie w filozofii pozytywnej poszukujemy rozwiązania, bo w dobre zakończenia nikt już nie wierzy. Fanpage Polecam poczytać Schopenehauera to społeczność licząca ponad 20 tysięcy osób. Nieco mniej popularne (choć wciąż angażujące rzesze pesymistów) strony kontynuują filozoficzno-egzystencjalną modę: Pesymizm pozwala oszczędzić sobie rozczarowań (prawie 13 tysięcy), Polecam poczytać Ciorana (ponad tysiąc). Ten ostatni można śmiało zakwalifikować do rozwiązań ostatecznych. Nikt lepiej od teoretyka samobójstwa nie powie nam o niedogodności narodzin. Dlatego dopiero Schopenhauerowskie pojęcie nirwany – rezygnacji z woli życia – pozwala na osiągnięcie pogody ducha. To w wypracowaniu dystansu tkwi magiczne rozwiązanie. Hasła: „olej to!”, „nie warto się przejmować” nabierają nagle nowego znaczenia.

Coraz częściej mówi się o tym, że filozofa można traktować jako zastępcę psychologa/ psychoanalityka. Zachodnia moda na couching filozoficzny jest jedną z najbardziej rozwijających się tendencji w naukach humanistycznych. W 2012 roku ruszył pierwszy tego typu kierunek studiów w Polsce. Uniwersytet Śląski uruchomił nową ścieżkę kariery: Doradztwo filozoficzne i coaching. Okazuje się więc, że w filozofii tkwi wielka siła ogólnorozwojowa i motywująca. A jak na tym tle wypada Schopenhauer? Trudno sobie go wyobrazić  w roli coachera, prędzej może walczyć o miano naczelnego demotywatora. Nie zapominajmy jednak, że wyręcza premiera w odpowiedzi na pytanie „jak żyć?”. Nawet jeśli ta recepta na życie brzmi niezbyt pocieszająco, to przynajmniej wiemy, na czym stoimy.

Izabela Osiadacz

Exit mobile version