Upiorna pamięć romantyka. O wspomnieniu miłości w poezji Mickiewicza

Pożegnanie_Mickiewicza_z_Marylą

Miłość romantyczna to miłość, której już nie ma. Albo, mówiąc mniej efektownie, romantycy rzadko pisywali o miłości, dopóki trwała. Owszem, opowiadali chętnie całe jej dzieje, ale dopiero potem. W książkach takich jak Werter rozwój uczucia anonsowano listownie dzień po dniu. Tylko że to zdarzało się dawniej. Wtedy, kiedy jeszcze bohaterowie romansów zabijali się na śmierć, a autorzy cali i zdrowi wyjeżdżali pisać o czymś zupełnie innym i kiedy nikogo nie dręczyły złe wspomnienia.

Tymczasem miłość romantyków przybiera widmowy charakter Beatrycze. Jest tylko ona. I właśnie jej nie ma. Ale była. Podobno co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Bywało tak może w innych, i pewnie szczęśliwszych, epokach, ale poeta romantyczny lubił odwracać utarte sposoby myślenia. Tylko to, co było, naprawdę warto wpisać w rejestr. Wszystko, co wiemy o historii uczucia, wygląda do nas ze wspomnień. Jest to szyba co najmniej mętna. Nieszczęśliwie zakochany romantyk będzie jednak próbował przez nią przejrzeć. Będzie stał nocami pod domem ukochanej. Jak upiór. Żeby nam udowodnić, że mimo wszystko jego miłości nie można przekreślić ani zlekceważyć. Bo była, nawet jeśli jej nie było.

Dlatego warto zatrzymać wzrok właśnie na szybie. Zapytać przez co, jak i dokąd romantyk usiłuje przeniknąć. Czym jest wspomnienie romantycznej miłości.

***

Prezesowa Zasławska, która przeżyła młodość i miłość w czasach romantyzmu, dobrze wiedziała, że jej istota mieści się w paradoksalnych wersach o tym, czego nigdy już nie będzie i co zawsze już będzie:

Na każdym miejscu i o każdej dobie,

Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,

Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,

Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.

Nie przypadkiem ten właśnie napis miał trafić na nagrobek, cały bowiem tak został napisany, żeby stać się nie tylko ostatnim słowem odchodzącego kochanka, lecz także trenem po nim. Słowa z pola semantycznego żałoby pojawiają się naturalnie, tak wplecione w wypowiedź, że początkowo nie odczuwamy całej ich mocy:

Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka,

Tym szerzej koło żałobne roztoczy,

Tak moja postać, im dalej ucieka,

Tym grubszym kirem twą pamięć pomroczy.

A jednak im dalej w wiersz, tym bardziej metafora zaczyna się ucieleśniać. Puste miejsce przy kominku zaczyna przypominać puste krzesło zmarłego. Za oknem, w scenerii grozy, ukazuje się jego dusza. Co z tego, że to tylko załopotał puszczyk, że wszystkie te wrażenia możemy sprowadzić do porównawczego „tak jakby”. Metaforyka narzuca nam obraz upiora prześladującego adresatkę wiersza. Wszystko wskazuje na to, że mówiący projektuje wspomnienia kochanki o sobie tak, jakby miały być wspomnieniami o umarłym. Do tego stopnia, że zapominamy, iż de facto nimi nie są. W ten sposób wypowiedź, która pozornie jest jedynie zapowiedzą stanu przyszłego, staje się także rodzajem klątwy.

A więc to tylko złośliwy wyrzut, gorzkie słowa na odchodnym? Nie wyjaśniałoby to bynajmniej, dlaczego w całej twórczości Mickiewicza uporczywie powraca połączenie pamięci i śmierci, upiorów i wspomnień.

***

W sposób najbardziej wyrazisty metaforyka związana ze śmiercią, a zarazem cała konstrukcja myślowa, do której staram się tu dostać, idąc po tropach zostawionych w poezji, wybrzmiewa w wierszu późniejszym i nie w kontekście miłosnym (w każdym razie nie z całą pewnością miłosnym).

Gdy tu mój trup w pośrodku was zasiada,

W oczy zagląda wam i głośno gada,

Dusza w ten czas daleka, ach, daleka,

Błąka się i narzeka, ach, narzeka

A zatem intensywne przenoszenie się myślą gdzie indziej wprawia w stan podobny do śmierci. Nie. W stan śmierci, nie mamy tu bowiem do czynienia z porównaniem, a ze stwierdzeniem niezostawiającym miejsca na żadne wątpliwości. Podmiot staje się wydrążonym w środku trupem. Pomimo oznak życia bliższy jest upiorowi niż człowiekowi. Podobnie wygląda wewnętrzna śmierć już w IV cz. Dziadów:

Ona żyje, ona chodzi,

Kilka drobnych łez wyleje, […]

Kwitnie życiem, kwitnie zdrowiem.

Taką śmiercią umarła… kto? o nie… nie powiem!

Nieprawdaż, dzieci? straszniejsza daleko,

Gdy trup z rozwartą, ot tak, powieką.

(W tym wypadku śmierć ukochanej nie jest co prawda spowodowana odejściem, ale zardzewieniem jej czucia, jednak obraz „trupa z otwartą powieką”, ciała aktywnego pomimo braku duszy pozostaje ten sam).

„Gdzie indziej”, w które przenosi się dusza, łączy w sobie dwa wymiary. To nie tylko inny kraj, lecz także inny czas. „Tam” dorosły mężczyzna przeobraża się w młodzieńca albo wręcz chłopca: „Tam leżę wśród bujnej i wonnej trawy,/ Tam pędzę za wróblami, motylami”.

Tak samo biegnie wspomnienie nie tylko w Panu Tadeuszu. Ścisłe powiązanie oddalenia w czasie i przestrzeni znajdujemy także w wierszach wprost traktujących o wspomnieniu nieszczęśliwej miłości. W Pielgrzymie bohater określa siebie słowami „tak daleki”, przedstawia także kontrast dwóch krain geograficznych i dwóch czasów:

U stóp moich kraina dostatków i krasy,

Nad głową niebo jasne, obok piękne lice;

Dlaczegoż stąd ucieka serce w okolice

Dalekie, i – niestety! jeszcze dalsze czasy?

Na Alpach w Splügen w tym samym kontekście egzotykę wschodnią zastępuje topika alpejska:

[…] ja dzisiaj, w tych podniebnych górach.

Spadający w otchłanie i niknący w chmurach,

Wstrzymuję krok, wiecznymi utrudzony lody.

I oczy przecierając z lejącej się wody,

Szukam północnej gwiazdy na zamglonym niebie,

Szukam Litwy i domku twojego, i ciebie.

Upiorze „umarły wraca na młodości kraje” – a więc nie tylko do pewnego miejsca, lecz także do miejsca związanego z określonym czasem. Najciekawsze jednak, że już w Do M*** pojawia się motyw zwiększającej się odległości pomiędzy kochankami. „Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka,/ […] Tak moja postać, im dalej ucieka”. Słowo „dalej” zdaje się tu mieścić w sobie aspekty przestrzenny (wynikający z porównania z cieniem) i czasowy, a także duchowy związany z rozstaniem. Fizyczne oddalenie od kochanki, jakiego doświadcza bohater Pielgrzyma czy Na Alpach, stanowi jednocześnie ważny element przedstawienia minionej miłości, której koniec łączy się wyobraźniowo z wyjazdem.

Wspominanie zyskuje z ten sposób podwójną funkcję: to przenoszenie duszy do kiedyś „dalszych czasów” i jednocześnie w „dalsze okolice”. Przekraczanie przestrzeni związane jest ze swoistym rozdwojeniem, „tam” bowiem to jednocześnie dawne i obecne „tam”. Wiąże się to z lękiem, że nie przystają one do siebie, że pamięć wiążąca je w umyśle bohatera nie jest w stanie sprawić, by były powiązane także w rzeczywistości. Zaklinanie pamięci drugiej osoby ma służyć również powiązaniu tych dwóch przestrzeni nierozerwalnym węzłem analogii, korespondencji, które umożliwią mnie z dawnego tam uobecnienie się w obecnym tam. Ten sam czas i to samo miejsce umożliwiają powrót wspomnienia analogicznie jak ten sam czas co roku wywołuje upiora i nakazuje mu podążyć w te same miejsca.

Wspomnienie nie zawsze jest zatem aktywnością jednej ze stron. Pamięć może prześladować niejako z zewnątrz, wywoływana przez „miejsce i dobę”, w których może zaistnieć materialna albo niematerialna pamiątka – piosenka, układ szachów, puste krzesło – albo medium pamięci, przez które przemówi kochanek: czytana książka, burza za oknem. Sentymentalne pamiątki zmieniają się w oczach romantyka w narzędzia tortur, jak w IV cz. Dziadów. Albo w przedmioty magiczne – dzięki obecności w nich cząstki duszy zdolnej przywołać nieobecnego. Wspominanie staje się w swoistym seansem spirytystycznym. „Kto żalem pragnął wydźwignąć,/ Co znikło w przeszłości łonie”, powinien wedle starca z I cz. Dziadów udać się do guślarzy. Takie wizyty rzadko kończą się dobrze. W Ucieczce do panny przychodzi kuma, stara wiedźma. Za jej sprawą powróci ukochany. I porwie pannę do grobu.

***

Skoro działanie klątwy można zapewnić tylko przez rozerwanie własnej duszy na części, skoro przenoszenie się do przestrzeni straconej miłości wiąże się z przemianą w żywego trupa, skoro stanąć przed ukochaną można tylko w postaci upiora, dlaczego się na to decydować?

Romantyk nie jest w stanie dać jednoznacznej odpowiedzi, plącze się w zeznaniach. Czasem zdaje się mówić: „to nie moja wina, to silniejsze ode mnie”:

„Zapomnij!”… Ja zapomnę? o! rozkazać snadno!

Rozkaż, luba, twym cieniom, niechaj wraz przepadną

I niech zapomną biegać za twym ciałem!…

Czasem zdaje się wręcz odwracać sytuację. To nie ja jestem prześladowcą, to ty mnie prze‑śladujesz:

Nigdy, więc nigdy z tobą rozstać się nie mogę!

Morzem płyniesz i lądem idziesz za mną w drogę,

Na lodowiskach widzę błyszczące twe ślady

I głos twój słyszę w szumie alpejskiej kaskady,

I włosy mi się jeżą, kiedy się oglądam,

I postać twoję widzieć lękam się i żądam.

Charakterystyczny lęk, który pojawia się na myśl o ujrzeniu ukochanej, przypomina lęk towarzyszący spotkaniu z upiorem. W Liljach czytamy o Pani:

I staje i myśli i słucha:

Zda się, że ją ktoś goni,

I że coś szepce do niéj

(Wokoło ciemność głucha):

„To ja, twój mąż, twój mąż!”[…]

Włos się na głowie jeży,

W tył obejrzeć się lęka.

Zdradzony, zamordowany i przemieniony w upiora mąż wywołuje w bohaterce ballady takie same (i niemal identycznie opisane) uczucia, co myśl o ukochanej w zdradzonym, zamordowanym i przemienionym w upiora kochanku.

A jednak trudno oprzeć się czasem wrażeniu, że uporczywe powracanie pamięcią do minionego szczęścia jest jednak zgodne z wolą podmiotu. Że „utrapione straszydło/ jak stanęło, tak i stoi” z czystego uporu. Że nęka oboje złośliwie.

Złośliwie? Utrapiony upiór sam jest dręczony o wiele większym lękiem niż ten, który go wywołuje. Każdemu mimowolnie nasuwającemu się wspomnieniu towarzyszy strach, że on sam został już zapomniany. Pielgrzym wędrujący po Krymie pyta:

Ona w lubej dziedzinie, która mi odjęta,

Gdzie jej wszystko o wiernym powiada kochanku;

Depcąc świeże me ślady czyż o mnie pamięta?

Wędrowiec alpejski snuje bolesne przypuszczenia:

Niewdzięczna! może dzisiaj, królowa biesiady,

Ty w tańcu rej prowadzisz wesołej gromady,

Lub może się nowymi miłostkami bawisz,

Lub o naszych miłostkach śmiejąca się prawisz,

Powiedz, czyś ty szczęśliwsza […]

Że cię rozkosz usypia i wesołość budzi,

I że cię nawet żadna pamiątka nie nudzi?

Lęk zniknięcia z pamięci drogiej osoby przypomina lęk przed śmiercią. To wielki strach bycia nieobecnym, a więc nieistnienia. Pamiętając, ocalam cię na wieczność, oddaję ci swoje przemienione w trupa ciało, żeby nieść w nim zawsze cząstkę twojej duszy – wspomnienie. Ale gdzie się podzieje mój duch, jeśli nie udzielisz mu podobnego schronienia? Czy wiecznie będzie stał pod oknem i patrzył na twoje wesele?

To, co może być udręką dla dawnej kochanki, dla kochanka jest jedyną szansą na zaistnienie w przestrzeni, z której został wygnany. Tam, gdzie go nie ma, może być jednocześnie obecny w wyjątkowo intensywny sposób – tym bardziej jest, im bardziej będzie pamiętany. Niewpuszczony do środka narzuca się pamięci dzięki śladom, które pozostawił. A zatem swoiste roztrwonienie duszy może być także uznane za rodzaj zabezpieczenia. Odtwarzanie przez upiora co roku dziejów całej swojej miłości przywraca na chwilę istnienie, którego odmówiła jej niewierna kochanka. Dzięki niemu szczęśliwe chwile udaje się przechować i powtarzać w nieskończoność.

Odmowa pójścia naprzód, pozostawienia tego, co przeminęło, to nie zwykły egoizm romantyka, to bunt metafizyczny. Być może nauczyła go tego historia. Ukochana przez tylu ojczyzna nie mogła przecież tak po prostu przestać istnieć. I świat nie może być szczęśliwy, dopóki ona nie odzyska swojego istnienia. Nie, szczęście ludów nie jest możliwe bez niej – na taki raj nie moglibyśmy się zgodzić, choćby był możliwy. Będziemy jak upiór przypominać o naszym nieszczęściu. Będziemy ocalać z przeszłości co tylko się da.

A skoro tak czuł w odniesieniu do historii świata, czy mógł czuć inaczej wobec swojej własnej historii? Miłość – przecież istniała – nie może tak po prostu przestać być. Co zostanie zbawione i jako kto zostaniemy zbawieni, jeśli pozwolimy jej odejść bez śladu? Romantyk pragnie apokatastazy radykalnej – zbawienia wszystkich chwil. Bo zbawienie musi obejmować wszystko – wszystko to, co było. W Panu Tadeuszu zmartwychwstaje cała Litwa, wszystko to, co minęło, co nieuchronnie było w niej ostatnie. Upiór pragnie ocalić utracone uczucie, ostatnie „bądź zdrowa”. Jedynym sposobem na to jest wyrzec się świata, przenosić duszę tam, gdzie znajduje się to, co kocha. Jedynym sposobem na to jest wyrzec się zbawienia – zostać upiorem. W imię wszystkich opuszczonych ojczyzn, w imię wszystkich utraconych miłości. Chwila może trwać jedynie za cenę śmierci.

***

Nieszczęśliwie zakochany romantyk ponosi więc wysokie koszta: własne życie za życie miłości. Ale nie chodzi przecież tylko o tę jedną miłość. Chodzi o prawo człowieka do wiecznego życia całej jego przeszłości. Odmowa zapomnienia to odpowiedź romantyka na zetknięcie się z faktem, że coś, co było, może przestać być. Na spotkanie z przeszłością. Bo przeszłość – tak samo ta dobra, sielankowa, jak zła – jest jedną z twarzy śmierci. Dlatego Mickiewiczowski kochanek, nie będąc jeszcze umarłym, staje się upiorem i powraca, wszędzie i zawsze tam, gdzie był i gdzie pozostał materialny ślad jego obecności. Dlatego też intensywne wspominanie staje się seansem spirytystycznym, a oglądającemu się za siebie jeżą się włosy. Uwikłany w pamięć nie może jednak znaleźć spokoju, zanim lęk nie przybierze widzialnej postaci, zanim kochankowie nie spojrzą sobie twarzą w twarz. Ale nie można bezkarnie obcować z upiorem. Spotkanie Karusi z Jasiem skutkuje szaleństwem. Przywoływanie duchów może skończyć się tylko Ucieczką – wspólnym skokiem w grób. „Tam, nad ziemią znowu spotkają się swoi” – mów ksiądz do Gustawa. Powinien może powiedzieć inaczej – tam pod ziemią.

Jeśli jednak klątwa nie podziała i podeptanej przeszłości nie uda się stawić Laurze przed oczami? Jeśli czary nie zadziałają i ukochany nie przybędzie? Wtedy nawet i ta wspólnota okazuje się niemożliwa. Cały ciężar pamięci pozostaje tylko męką nieszczęśliwego ducha. Dręczony obrazem przeszłości Gustaw zostaje sam, zamknięty w przestrzeni śmierci.

Helena Markowska

Zobacz także:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *