Nazwisko Xaviera Dolana, młodego kanadyjskiego filmowca, jest już znane polskim widzom dzięki ubiegłorocznej dystrybucji reżyserowanych przez niego Wyśnionych miłości. Na fali zainteresowania tamtym obrazem do kin trafia teraz debiut Dolana. I chociaż Zabiłem moją matkę być może nie jest wybitnym dziełem, to jednak stanowi zapowiedź sporego talentu, a także zaskakuje świadomością operowania formą.

Kluczowa w filmie twórcy z Quebecu jest dla mnie uczciwość w ukazywaniu dwojga głównych bohaterów: szesnastoletniego Huberta Minela (granego przez samego reżysera) i jego matki Chantale (brawurowa rola Anne Dorval), oraz łączącej ich skomplikowanej relacji. Hubert nie może znieść zachowania i sposobu życia swojej rodzicielki, do czego sam się przyznaje – drażni go to, jak je, ubiera się czy urządza mieszkanie. Jego niechęć zostaje uwidoczniona przez zastosowanie subiektywnego montażu, podkreślającego nieudolność i obcesowość matki.

Z drugiej strony – widzimy, że kobieta ciężko pracuje zawodowo (mąż ją opuścił i sama wychowuje dziecko) oraz wykonuje wszystkie domowe obowiązki. Stara się nawiązać nić porozumienia z synem, jednak niewiele ich łączy. Ona rozmiłowana jest w kiczowatych strojach i oglądaniu telewizji, on interesuje się literaturą i malarstwem. Co ciekawe, Minel stanowiący alter ego reżysera, nie jest pokazany jednoznacznie pozytywnie. Nie tylko prezentuje postawę roszczeniową, lecz także jest impulsywny, pyskaty; brakuje mu szacunku dla matki. Ona zresztą też ma swoje wady: manipuluje synem, zapomina o danym mu słowie.

Grany przez Dolana bohater próbuje więc znaleźć zrozumienie u innych ludzi. Ważną osobą w jego życiu staje się młoda nauczycielka francuskiego. Zgłasza ona chłopca na konkurs literacki, a także okazuje dużo ciepła i wyrozumiałości. Jest również w pewnym sensie jego odbiciem (przez dziesięć lat nie odzywała się do ojca). Druga kluczowa postać to chłopak Huberta – Antonin. Jego dom rodzinny silnie kontrastuje z tym, czego doświadcza protagonista filmu. Różnicę widać już w warstwie wizualnej. Dom Minelów jest ciemny, zagracony, udekorowany tandetnymi obrazami, natomiast mieszkanie Antonina – jasne, przestronne, eleganckie. Duży, wręcz zbyt mocny dysonans towarzyszy portretowaniu relacji matka-syn w obydwu rodzinach. Mama Antonina w pełni akceptuje orientację swojego dziecka, dobrze wygląda, jest sympatyczna i wyluzowana. Można jej też w pełni zaufać. Chantale natomiast, gdy przypadkowo dowiaduje się o homoseksualizmie Huberta, robi wszystko, by odegrać się na nim za ukrywanie prawdy. Główny bohater i jego matka to dwie silne jednostki, trochę egoistyczne, niepotrafiące obrać punktu widzenia drugiej osoby. Każda ich próba komunikacji kończy się jedynie zaostrzeniem konfliktu.

Zabiłem moją matkę wyróżnia się nie tylko rzetelnym psychologizmem postaci oraz udaną próbą oddania zawiłych relacji międzyludzkich, lecz także niezwykłym estetyzmem. To wręcz niewiarygodne, jak ten sfinansowany za jedyne pięć tysięcy dolarów film okazuje się wspaniałą ucztą dla oczu i uszu. Dolan, choć przekazuje treści gorzkie, używa do tego pięknych obrazów. Kamera w jego filmie celebruje każdą drobnostkę – owoce na talerzu z jajecznicą, skarpetki wrzucane do pralki, przejażdżkę na rowerze w ciepły jesienny dzień. Nawet kicz pokazywany jest tu z pewną dozą czułości. Świat mieni się intensywnymi kolorami, tętni życiem, kusi swoją urodą. W pamięci szczególnie zostają ostatnie sekwencje filmu, w których obserwujemy powrót na prowincję, do dawnego domu Minelów. Bohaterowie tymczasowo porzucili miasto i cywilizację na rzecz przyrody. Wracają pamięcią do najszczęśliwszych chwil życia. Widzimy więc impresjonistyczne kolaże przedstawiające zadowolonych, bliskich sobie ludzi, którzy czerpią radość z przebywania razem i kontaktu z naturą. Zdajemy sobie sprawę, że dawniej do ich świata nie miały wstępu problemy czy kłótnie. Nie wiemy, co stanie się dalej z Hubertem i Chantale. Obydwoje mają swoje wady, popełniali błędy, ale też żadne z nich nie ponosi całkowitej winy za zaistniałą sytuację.

Film Kanadyjczyka jest pełen emocji. Momentami irytuje ze względu na zachowanie głównego bohatera. Jest w nim jednak autentyzm, pasja, próba naświetlenia konfliktu w sposób jak najbardziej obiektywny. Dolan obnaża Minela (a więc także siebie, bo film w dużej mierze jest autobiograficzny) i pokazuje, że gdyby zdjąć z niego otoczkę indywidualisty i artysty, w gruncie rzeczy nie różniłby się wcale od swojej matki.

Joanna Kursa

2 Comments

  1. Trochę za dużo szczegółów. Dobrze, że oglądałam już ten film, bo zepsułabym sobie przyjemność samodzielnej interpretacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *