Pojawienie się na Netflixie Arcane wywołało niemałe zamieszanie. Serial porwał nie tylko graczy, ale też zupełnie nowych widzów niezwiązanych z LoLem i szybko stał się największą konkurencją dla twórców animacji na świecie. Pora zastanowić się jak zdobył sławę i co odróżnia go od innych adaptacji dostępnych w serwisach streamingowych.
Na polonistyce, czy w ogóle w naukach humanistycznych, mamy wielki problem z definicjami. Duża część terminów jakimi się posługujemy w pracach i dyskusjach nie ma prostego wytłumaczenia, bo jeśli jakieś jest, to często zajmuje kilka zdań, a nawet powstają całe prace, które mają na celu opracowanie i uzasadnienie jednej definicji. Spójrzmy przykładowo na nasz nieszczęsny dyskurs. Teoretycznie jest to system organizacji języka lub konwersacja, lub komunikaty słowne i pisemne, lub wszystkie terminy i dyskusje dotyczące jakiegoś tematu. Finalnie, mimo całej tej pracy, okazuje się, że zrozumienie nie przychodzi wraz napisaniem objaśnienia, a z bezpośrednim kontaktem z hasłem i jego użyciem w praktyce. Ten artykuł nie jest o definicjach, to byłoby hipokryzją z mojej strony. Natomiast dokładnie to mi się kołatało z tyłu głowy, kiedy czytałam tekst Małgorzaty Choczaj na egzamin z komparatystyki w zeszłym roku1M. Choczaj, O adaptacji, ekranizacji, przekładzie intersemiotycznym i innych zmartwieniach teorii literatury, filmu i mediów, „Przestrzenie Teorii” 2011 nr 16, s. 11-39.. Praca dotyczyła adaptacji, ekranizacji i przekładu intersemiotycznego i była bardzo informatywna. Nie mogłam się jednak oprzeć wrażeniu, że ekranizacja jest formą tak szybko i dynamicznie rozwijającą się, że każda praca próbująca ją omówić, stanie się nieaktualna w ciągu kilku lat.
W klasycznym rozumieniu analizie podlegałby schemat powieść film, jednak każde odchylenie od tej zasady powoduje problemy w próbie opisania. Proste rozszerzanie fabuły na serial zamiast filmu zmusza do zmiany myślenia o strukturze, poczuciu czasu, budowaniu napięcia i selekcji punktów fabularnych z tekstu źródłowego. Do tych zmian już się przyzwyczailiśmy i można zaryzykować stwierdzenie, że ekranizacje serialowe zdobywają większą sympatię widzów niż klasyczne, filmowe. Co się jednak dzieje, kiedy nie chcemy użyć powieści jako materiału źródłowego?
Znamy przypadki adaptowania musicali na filmy (Mamma Mia, Jesus Christ Superstar, Chicago), sztuk teatralnych na film (Frost/Nixon) i to czasem podrasowanych (Romeo i Julia), a nawet odwrotnych przekładów – filmu na książkę (Stowarzyszenie umarłych poetów). Jednak nie tak dawno pojawił się nowy pomysł na adaptację, a mianowicie z gry na film/serial. Pierwszym takim przypadkiem, z jakim się osobiście spotkałam, był Assassin’s Creed w reżyserii Justina Kurzela z 2016 roku, o którym nie będę więcej mówić z obawy o zdrowie psychiczne czytelników. Na szczęście przykładów możemy wymienić więcej: od Super Mario Bros i Mortal Combat z lat 90-tych, klasyków takich jak Resident Evil, Hitman, Prince of Persia, aż po najnowsze Sonic the Hedgehog, Uncharted, Five Night at Freddy’s i nadchodzący Minecraft.. Jest to o tyle ciekawe, że patrzymy na medium, które przechodzi z mniejszego ekranu na większy, a zamiast personalnego odkrywania historii w trakcie grania, stajemy się widzami w linearnej wizji scenarzysty. Po takim rozwiązaniu sprawy twórcy muszą spodziewać się ogromnego feedbacku od graczy, którzy chcieliby zachować wszystkie cechy oryginału. Pamiętać powinni jednak również o widzach, którzy obejrzą film bez wcześniejszego doświadczenia z konkretną grą. Taka adaptacja pozbywa się interaktywnych elementów pierwowzoru, nie niszcząc w ten sposób jego treści i próbując inaczej odtworzyć emocje odczuwane przy graniu.
Żeby ekranizacja się udała, pierwowzór musi mieć silną linię fabularną, która obroni się sama. Dobrym przykładem jest serial The Last of Us (2023), który był krytykowany za bycie zbyt podobnym do gry, niewnoszenie niczego nowego mimo nowej formy i rozwiniętych wątków z pierwowzoru – fanów nigdy nie jest łatwo zadowolić. Pozostaje nam jedynie czekać jakie innowacje przyniesie drugi sezon.
Innym interesującym przykładem nowego użycia ekranizacji – tym razem nie na podstawie gry, ale komiksu, są dwie części najnowszego Spidermana: Spiderman: Uniwersum i Spiderman: Poprzez multiwersum. Nie nawiązuje do niego przypadkowo. Na pierwszy rzut oka tytuł wydaje się odgrzewaniem kotleta (no bo po co nam kolejny Spiderman?), a pomysł na wiele wymiarów stał się już tak popularny, że zaczyna się nudzić. I tutaj Spider-verse zaskakuje nas formą, jest to mianowicie animacja stylizowana na dwuwymiarowe ilustracje znane z komiksów, z wyjątkową kreską. Dzięki temu każda klatka jest dokładnie przemyślana – nie ma miejsca na błędy. Szczególnie ujmujące za serce są intencjonalne mikroekspresje, które przekazują nam wszystkie emocje postaci. Taka perfekcja przekazu jest trudna do osiągnięcia przez ludzkiego aktora. Dodatkowym atutem animacji, z którego twórcy chętnie korzystają, jest użycie różnych stylów rysowania do przedstawienia wymiarów, z których pochodzą bohaterowie; przykładowo noir Spiderman jest monochromatyczny, tak jak świat z filmu z którego pochodzi, z kolei uniwersum Spider Gwen jest wręcz akwarelowe, a gama kolorów zmienia się pod wpływem emocji bohaterki. DO tego Hobie jest animowany w innej ilości klatek niż reszta postaci, co wizualnie przekazuje jego anarchistyczny charakter. Niestety, nie mamy pewności jak długo będzie trzeba czekać na ostatnią część trylogii. W związku i niedawnym wypłynięciem informacji na temat absurdalnych oczekiwań wobec animatorów, brakiem szacunku dla ich pracy i następujących po tym strajków pozostaje mieć nadzieję, że producenci obudzą się i przypomną, jakiego asa mają w rękawie.
Zbierając to wszystko w całość, uznajmy, że wymagania dobrej adaptacji gry wideo obejmują: dłuższy format (niż standardowy film), silną linię fabularną oraz historię, która zadowoli zagorzałych fanów-graczy. Ta treść musi być jednocześnie zrozumiała dla zupełnie nowych widzów. Do tego alternatywą dla klasycznego aktorskiego nagrania może animacja. Chyba mam propozycję. Naszym zwycięzcą może być gwiazda tego sezonu – Arcane. Ten serial zadebiutował na Netflixie w 2021 roku, a powrócił w listopadzie tego roku z drugim, a tym samym ostatnim sezonem. Jest inspirowany postaciami z gry League of Legends, jednak nie bezpośrednio fabułą rozgrywki – taka bowiem niezupełnie istnieje. LoL nie jest grą typu RPG, polega jedynie (a może aż) na komponowaniu 5-osobowej drużyny i próbie zajęcia nią bazy przeciwnika. Wybór postaci do drużyny powinien być motywowany ich umiejętnościami i użytecznością na danym terenie, a jednak każdy z prawie 170 championów ma napisaną własną, rozbudowaną historię. Znamy lore Runeterry, włącznie z konfliktami terytorialnymi i intrygami politycznymi, mimo że nie ma to żadnego wpływu na faktyczną rozgrywkę i dałoby się grać nie wiedząc nic o świecie ani postaciach. Wpływa to jednak na zaangażowanie emocjonalne gracza, tworzy przywiązanie i tym samym zachęca do trwania w świecie przedstawionym.
To stworzyło idealne warunki do ekranizacji, ponieważ gracze mogą znać relacje między poszczególnymi postaciami, ale nie przewidzą fabuły całego serialu na podstawie tej wiedzy. Jednocześnie nowi widzowie nie muszą „edukować się” przed oglądaniem i poznają świat z podobną ekscytacją co dawni fani LoLa. Fabuła serialu została napisana na podstawie informacji o poszczególnych postaciach z gry, które mają ze sobą wspólną przeszłość. Głównym konfliktem jest podważanie systemu społecznego wewnątrz jednego miasta, które dzieli się na dwie części: Piltover (Topside – bogaci) i Zaun (Undercity – biedni), która walczy o niezależność. Na tej wąskiej przestrzeni poznajemy postacie, które mają bardzo osobiste motywacje do brania udziału w tym konflikcie. Jednak kiedy ten eskaluje, muszą wybrać stronę na podstawie swoich przekonań moralnych lub nowych wartości, które pojawiły się w toku wydarzeń. Oczywiście wiedza o świecie pomaga w tym przypadku przyswoić informacje szybciej, ale tym samym odbiera część zaskoczenia w rozwoju takich postaci jak Viktor i Warwick. Ale bez paniki, nie będzie tu żadnych spojlerów do drugiego sezonu! Niezmienny pozostaje jednak największy przekaz serialu – ludzie są skomplikowani, a wybory które podejmują nigdy nie są łatwe. Poznajemy świat na podstawie antynomii lepsze – gorsze miasto, góra – dół, ale im bardziej fabuła się komplikuje, tym bardziej zmienia się światopogląd zarówno bohaterów, jak i widzów, by pokazać skalę szarości w jakiej się obracają. Kto by pomyślał ile głębi można znaleźć w serialu na podstawie LoLa. Klucz do sukcesu Arcane tkwi w tym, że serial stworzył własną historię na podstawie informacji z gry, poprzez łączenie epizodów z życia poszczególnych postaci. To pozwoliło na jednoczesne uszanowanie wiedzy fanów, ale także stworzyło możliwość zaskoczenia ich zwrotami akcji.
Nie można też zapominać o medium tej ekranizacji. Okazuje się, że animacja dużo lepiej sprawdza się w adaptowaniu gier wideo niż klasyczny film aktorski. Może to wynikać z przyzwyczajenia do stylu – w końcu gry również są animowane, ale, co ważniejsze, narysować możemy wszystko. To już wcześniej uświadomiło nam anime Cyberpunk. Edgerunners (2022), bazowane na świecie Cyberpunka 2077, a przynajmniej uświadomienie to dotarło do dużych twórców zachodnich, ponieważ studia zachodnioazjatyckie od lat udowadniają przewagę anime nad filmami aktorskimi. My dopiero teraz powoli zaczynamy rozumieć, że animacja to nie tylko bajki Disneya dla dzieci, ale nowoczesna forma pozwalająca na dużą kreatywność i zwiększająca możliwości twórcze artystów i filmu jako medium samego w sobie.
Arcane jest więc przykładem, że ekranizacja wkracza na nowy poziom. Jest to gatunek stosunkowo młody, ciągle się rozwijający i myślę, że pojęcie przekładu intersemiotycznego nigdy nie było tak potrzebne, jak obecnie. Nadszedł czas, aby zrozumieć, że przekład nie kończy się na literaturze i my, zwłaszcza jako poloniści, musimy widzieć co się dzieje i tworzyć w coraz to nowszych formach.
Ilustracja: Gabi Welc