
Pewnego razu Jaś postanowił napisać książkę. Chciał w niej zawrzeć parę myśli na temat kilku bardzo ważnych ludzkich spraw. Książka ta miała być niezwykłym prezentem dla kolegów Jasia, którzy od dawna cenili jego talent i byli ciekawi, co na temat owych ważnych spraw Jaś ma im do powiedzenia.
Gdy Jaś ukończył swoje dzieło, okazało się ono bardzo piękne i szybko zaczęło wzbudzać zachwyt czytelników. Po pewnym czasie jednak wyszło na jaw, że koledzy Jasia błędnie zrozumieli sens książki. Stało się tak zapewne dlatego, że była ona nie tylko piękna, ale i bardzo trudna. Tymczasem kolegom Jasia niezbyt chciało się myśleć. Zaczęli więc przypisywać książce Jasia różne dziwne wytłumaczenia (w języku dorosłych zwane interpretacjami). Wytłumaczenia te od razu się przyjęły, ponieważ były proste i nie wymagały od ludzi myślenia. W tej samej jednak chwili, w której zniknęła niezrozumiałość książki, rozpłynęła się w powietrzu także bardzo duża część jej piękna…
Dzieło Jasia było mimo wszystko zbyt wielkie i zbyt ważne, aby komukolwiek udało się zatrzeć jego wartość. Po wielu latach nadal pamiętano o książce. Niestety, pamiętano też o owym złym wytłumaczeniu, dokonanym niegdyś przez kolegów Jasia. Co jednak w tej historii najdziwniejsze, ludzie przestali odróżniać prawdziwy sens książki Jasia od jej fałszywej interpretacji. Minęło tak dużo czasu, że nikt już nie wiedział, co naprawdę napisał Jaś, a co napisali jego koledzy.
Krzykniesz pewnie zaraz, drogi czytelniku: „Przecież wystarczy po prostu przeczytać książkę Jasia, a zaraz okaże się, co jest prawdą, a co fałszem! Co Jaś napisał, a czego nie napisał!”. Tak, to prawda. W tej smutnej historii okazuje się jednak, że ludzie potrafią tak pogrążyć się w fałszu, że nie są już w stanie przyjąć prawdy – albo raczej wcale jej nie chcą. A gdy ludzie nie chcą bądź nie umieją przyjąć prawdy, sprzed nosa ucieka im także piękno.
*
Wszelkie występujące w powyższej bajce podobieństwo do osób i wydarzeń autentycznych nie jest przypadkowe. Jaś to Adam Mickiewicz. Książka Jasia to trzecia część Dziadów. Dziwna i fałszywa interpretacja dokonana przez kolegów Jasia brzmi: „Polska Chrystusem narodów”. Najmniej wiemy o owych kolegach, którzy jako pierwsi użyli w kontekście Dziadów rzeczonego sformułowania. Byli nimi na pewno przedstawiciele polskiej emigracji polistopadowej – ale kto dokładnie? To raczej pozostanie tajemnicą. Koledzy Jasia nie odgrywają jednak z dzisiejszej perspektywy znaczącej roli. Ważniejszy jest fakt, że zapoczątkowane przez nich niechlubne tradycje interpretacyjne z ewidentnym powodzeniem kontynuuje współcześnie znaczna część Polaków.
Przeniesienie jednej z naszych największych społeczno-literackich bolączek na grunt bajkowy ujawnia w moim odczuciu pełnię absurdalności i tragiczności zjawiska, z którym mamy dziś do czynienia; mianowicie – przypisywania Dziadom spłaszczonej do bólu i pozbawionej jakiejkolwiek głębi idei mesjanistycznej. Wyjaśnianiem owych nieścisłości zajmę się za chwilę. Póki co spieszę zapewnić, że terminu „bajka” używam tu na zasadzie zwykłej umowności i wykorzystuję zachodzącą w języku polskim dwuznaczność. Podczas tworzenia otwierającej tekst historyjki nie dbałem bynajmniej o wierność zasadom ustalonym przez Ezopa bądź Proppa, ale starałem się uwypuklić pewne myślowe schematy charakterystyczne dla omawianej sprawy.
A zatem do rzeczy. Otóż, jak pokazała marcowa debata „Mesjasze i inni…” zorganizowana w warszawskim Instytucie Teatralnym, dyskusja na temat Dziadów do dziś potrafi podnieść ciśnienie. Pomiędzy zaproszonymi na rozmowę badaczami doszło do ostrego słownego starcia, gdy jedna z prelegentek (pracownik naukowy Polskiej Akademii Nauk) oświadczyła, że trzecia część Dziadów Mickiewicza powinna zostać wykreślona z kanonu lektur, gdyż – poprzez swoją obecność w szkołach – do dziś stanowi źródło mesjanistyczno-nacjonalistyczno-martyrologicznych tendencji wśród Polaków. Ta zaskakująca propozycja, połączona z jeszcze dziwniejszym uzasadnieniem, natychmiast spotkała się z żywą reakcją dwóch profesorów, którzy zgodnie odmówili młodszej koleżance po fachu jakiejkolwiek racji, używając raz łagodnych, innym razem – w obliczu narastającego braku porozumienia – dosadnych słów. Profesorowie w sposób mniej lub bardziej żywiołowy zaczęli wyjaśniać, że w trzeciej części Dziadów nie ma krzty prymitywnego mesjanizmu. Że nacjonalizm to idea stojąca dokładnie na przeciwnym biegunie w stosunku do światopoglądu autora Dziadów. Że – cytuję z pamięci wypowiedź Krzysztofa Rutkowskiego – „Mickiewicz, owszem, popełniał w życiu różne głupstwa i grzechy, ale na pewno nie był idiotą…”.
Choć temat Mickiewiczowskiego mesjanizmu od wielu lat cieszy się niesłabnącym powodzeniem wśród badaczy polskiej literatury, kultury i historii idei, w powszechnej świadomości wciąż pokutuje dramatycznie spłycona wersja owej „myśli symboliczno-mitycznej o charakterze religijno-filozoficznym” (określenie Jarosława Ławskiego), której źródła sięgają dużo dalej niż pierwsza połowa XIX wieku oraz wykraczają daleko poza polskie terytorium. Jak się okazuje, na zarażenie skłonnością do banalizacji poglądów Mickiewicza nie zawsze są odporni nawet literaturoznawcy. Być może należy więc co jakiś czas przypominać sprawy absolutnie podstawowe i głośno powtarzać oczywistości.
Temu, że treść trzeciej części Dziadów zawiera pewną myśl mesjanistyczną, trudno zaprzeczyć. W scenie Widzenia księdza Piotra istotnie przeprowadzona jest paralela między ukrzyżowaniem Chrystusa a szeroko rozumianym cierpieniem Polaków. Z dramatu wynika, że – jak pisze Andrzej Walicki – „zbawieniem Polski może być tylko taki wielki człowiek, który połączy romantyczny tytanizm Konrada z pokorą Księdza Piotra, a więc z posłuszeństwem Boskiemu natchnieniu”.
Pierwsza oczywistość: choć paradoksalnie słowa „Polska Chrystusem narodów” funkcjonują jako bodaj najsłynniejszy cytat z Dziadów drezdeńskich, nigdzie w utworze takie sformułowanie nie pada. Streszczanie w podobny sposób przesłania dramatu także jest niedorzecznością. Wspomniana akapit wyżej paralela nie oznacza bynajmniej pełnego utożsamienia – podobieństwo tragicznych losów polskiej młodzieży do losów skazanego niewinnie na śmierć Chrystusa nie sprawia, że Polska jest Zbawicielem świata. W gruncie rzeczy nic nie zapowiada też w widzeniu księdza Piotra „zmartwychwstania” Rzeczpospolitej jako organizmu państwowego.
Mickiewicz nie czyni z Polaków narodu wybranego przez Boga do misji odkupicielskiej wobec innych nacji europejskich. Jego wizja, jak powiada Walicki, „nie miała nic wspólnego z ortodoksją katolicką. Była to wizja (…) zapowiadająca nowy Kościół, zbudowany «na sławie» i triumfujący nad monarchami, skupiony wokół potężnego «namiestnika wolności» – nowego Mesjasza, niecierpiącego już, lecz zwycięskiego, oferującego ludziom zbawienie na ziemi”. To, że z narodu polskiego ma wyjść ktoś w rodzaju „nowego Mesjasza”, wcale nie oznacza więc, iż musi on mieć cokolwiek wspólnego z biblijnym Jezusem Chrystusem.
Co jednak najistotniejsze, obecna w Dziadach analogia pomiędzy Chrystusem a narodem stanowi właściwie analogię pomiędzy Chrystusem a Konradem. Prymarny dla całości dramatu jest bowiem „paralelizm między odkupicielską misją Chrystusa a misją profetyczną Konrada”, powiada Wiktor Weintraub w znakomitej książce Poeta i prorok:
Tak jak Chrystus, Konrad jest „dziecięciem”, które uszło prześladowaniom Heroda. I tak jak Chrystus „buduje ogromy swego kościoła”. Nie powinna nas zbijać z toku okoliczność, że w Widzeniu [księdza Piotra – K.R.] rolę Chrystusa na krzyżu odgrywa cały naród. Jeśli kto w dramacie uosabia naród, to Konrad („Ja i ojczyzna to jedno”). I jest on predestynowany na duchowego przywódcę narodu, jego „wskrzesiciela”.
Druga oczywistość: mesjanizmów Mickiewicza było kilka. Co najmniej dwa. Walicki poświęca mniej więcej połowę swej książki na to, aby odróżnić mesjanizm narodowy – który u Mickiewicza zaczął przejawiać się w III części Dziadów, a „w sposób klasyczny” wyrażony został w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego – od mesjanizmu religijnego, głoszonego z katedry w Collège de France.
Nie jest błędem ani nadużyciem nazywanie Adama Mickiewicza mesjanistą. Należy jednak, przynajmniej w niewielkim stopniu, zdawać sobie sprawę z tego, jak Mickiewicz rozumiał mesjanizm i jak owa idea ewoluowała w światopoglądzie poety. Trzeba przede wszystkim pamiętać o wspomnianej różnicy pomiędzy mesjanizmem narodowym a religijnym. Otóż – w największym skrócie – jedną z najważniejszych cech mesjanizmu narodowego jest kult cierpienia. Mesjanizm religijny z kolei uwypukla raczej aspekt triumfalistyczny. Dzień dzisiejszy udowadnia, że w zbiorowej świadomości przetrwała niestety tylko ta pierwsza wersja, choć od czasów prelekcji paryskich poeta konsekwentnie się od niej oddalał.
Jeśli owo sztuczne (w kontekście Mickiewiczowskim) hasło: „Polska Chrystusem narodów” łączymy właśnie z mesjanizmem narodowym, czyli w pewnym stopniu cierpiętniczym, powstaje mieszanka dosyć problematyczna. Wewnętrzną sprzeczność konkluzji wynikającej z tego zestawienia doskonale naświetla Sebastian Duda:
Dlaczego ktoś, kto nieustannie przegrywa, miałby zasługiwać na względy? Ano właśnie dlatego, że spośród grzesznego świata jest niewinnie krzywdzoną ofiarą – brzmi odpowiedź. Przy czym to, że dzięki owemu zbiorowemu sacrificium powinno dokonać się przy okazji moralne odrodzenie świata, dla Polaków clou całej sprawy nie stanowi. Na pierwszym planie pozostaje zawsze obrona własnej bezgrzeszności, która wyraża się najdobitniej w wiecznym żądaniu zadośćuczynienia (…). Z tego też powodu mesjanizm polski jest dosyć niebezpieczną chrześcijańską herezją. Czyż Paweł Apostoł nie nauczał, że „wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23)? Z jakiego powodu doznający politycznej przemocy Polacy mieliby być spod tego prawa wyłączeni? Ich cierpienie jest co najwyżej dowodem beznadziejnej kondycji człowieka po Upadku. (…) Małoż to na świecie nieszczęścia, by wciąż podnosić własne bóle do rangi wyjątkowego „chrystusowego” wybrania?
Trzecia oczywistość: w porównaniu do filozoficzno-teologicznej myśli mesjanistycznej XIX wieku, dzisiejszy polski mesjanizm jest zupełnie inny, żeby nie powiedzieć – wypaczony. Maria Prussak w wydanej osiemnaście lat temu książce o Stanisławie Wyspiańskim podsumowała nieudolne próby współczesnego zmierzenia się z mesjanistycznym dziedzictwem romantyzmu. Wniosek badaczki jest nad wyraz gorzki, lecz do dziś aktualny:
Odziedziczony po romantykach mesjanizm skostniał i skarłowaciał. Jako argument w publicystycznych i politycznych polemikach zmieniał się w miraż bezpłodnej nadziei, przyzwolenie na cierpiętnictwo i bierność. Publicystyczna wulgaryzacja mesjanizmu wytwarzająca cierpiętnicze tło dla codzienności Polaków, coraz częściej włączających się w systemy polityczne i społeczne państw zaborczych, zmieniała pojęcie bytu narodowego w pozbawioną konturów abstrakcję. (…) Wszechobecny w popularnych opracowaniach literackich, w poezji patriotycznej i publicystyce okolicznościowej, w powszechnej świadomości [mesjanizm – K.R.] sprowadza się do anonimowego hasła „Polska – Chrystusem narodów”, odbieranego jako przekonanie wzniosłe i pozbawione konkretnej treści.
Oprócz zespolenia współczesnego mesjanizmu z martyrologią, pojawiają się też niepokojące skojarzenia owego nurtu z nacjonalizmem. Mesjanizm Mickiewicza tymczasem absolutnie nie był nacjonalizmem w dzisiejszym, pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Nie był grupowym egoizmem. O nacjonalistycznym aspekcie mesjanizmu oczywiście można mówić, ale tylko wówczas, gdy zna się jego ideologiczno-filozoficzne podłoże. W 1956 (!) roku Zofia Stefanowska pisała, że mesjanizm i wiążące się z nim „poczucie wyjątkowej wartości własnego narodu jest szczególną formą nacjonalizmu, właściwego nawet demokratom w epoce rozwoju świadomości narodowej, w epoce formowania się nowoczesnych narodów. Termin nacjonalizm należy tu rozumieć historycznie, nie przypisując mu wszystkich dzisiejszych treści politycznych”.
Andrzej Walicki z kolei ujawnia, że ceni Mickiewicza i jego mesjanizm właśnie za zdystansowanie się wobec wszystkiego, co na ogół łączymy z nacjonalizmem:
Za prawdziwie fascynującą uważam odmienność Mickiewicza od mentalności „Polaka-katolika”, zarówno w wersji tradycjonalistycznej, jak unowocześnionej przez endecki nacjonalizm. Była to polskość prawdziwie inna – nieetnocentryczna, nieparafiańska, wielkoduszna wobec Rosji, aprobująca rewolucyjną tradycję Francji, niepokorna wobec „urzędowego Kościoła”, głęboko europejska w swych źródłach, ale daleka, jak najdalsza od płaskiego utylitaryzmu współczesnej, zmieszczaniałej Europy. Zawierała w sobie możliwość religijności niekruchcianej, tradycjonalizmu niebanalnego, nieskażonego wstecznictwem, a także, rzecz jasna, sprzężenia idei narodu z wszechstronnym i głębokim uniwersalizmem.
Gdy w związku z mylną interpretacją Dziadów i innych utworów Mickiewicza, zawierających pierwiastek mesjanistyczny, utożsamienie Polski z Chrystusem nieopatrznie (lub być może w pełni „opatrznie” – jako próba podparcia specyficznych przekonań największym w tym kraju literackim autorytetem) ewoluuje w zestawienie: Mickiewicz = nacjonalizm, wówczas robi się naprawdę groźnie. O zagrożeniu wynikającym ze skrajnej symplifikacji mesjanizmu pisze Jarosław Ławski:
Mesjanizm ma swoje ciemne potencje: jako wyrafinowana, wieloznaczna filozofia języka łatwo przekształca się w manipulację: ideową, obrazową, językową. Jako myśl skoncentrowana na zbiorowości łatwo gubi wolność jednostki, w tym jej prawo do antymesjanistycznych samookreśleń; jako refleksja skupiająca się na określonej wspólnocie (narodowej, grupie, ethnosie, klasie) przejawia tendencje megalomańskie, eksluzywistyczne i elitarne, przeradzające się w skrajnej formie w niechęć do innych narodów, jednostek, wyznań, mniejszości. Grozi mu także stale coś, co nazwałbym pokusą myślenia „za” i „w imię Boga”.
*
Bajka o Polsce jako Chrystusie narodów oraz o Adamie Mickiewiczu jako jej autorze to jedna z najbardziej znanych polskich bajek. Prawdopodobnie od pierwszej połowy XIX wieku – kiedy to ktoś uznał, że Mickiewicz w Dziadach uczynił z Polski Chrystusa, a innym taka interpretacja wielce przypadła do gustu – przekazujemy ją sobie z pokolenia na pokolenie. Niegdyś, w okresie emigracyjnym, takie tłumaczenie tragicznych losów Rzeczpospolitej było w gruncie rzeczy uzasadnione, a może nawet potrzebne. Hasło: „Polska Chrystusem narodów” prędzej czy później musiało paść. „Winę” za to ponosił zresztą nie tylko Mickiewicz, ale cała masa innych polskich mesjanistów.
Fakt powstania i powtarzania wśród polistopadowych wygnańców tytułowej bajki można więc jeszcze zrozumieć. Ale jej niesłabnąca do dziś popularność zakrawa już na paranoję. Propozycja usunięcia z listy lektur trzeciej części Dziadów ze względu na rzekome nacjonalistyczne treści w nich zawarte jest tej paranoi przejawem. Nawiasem mówiąc, wyrzucenie dramatu Mickiewicza ze szkół nic by nie dało, bo dziś niemal każdy licealista, zanim przystąpi do czytania dramatu Mickiewicza, już zna jego zafałszowany obraz. Zna go z telewizji, z prasy, z ulicy, być może z rodzinnego domu, z dzieciństwa. Z bajek.
Dziady dla wielu są do dziś inspirujące, zaskakujące, piękne poprzez swoją niejednoznaczność i wielowymiarowość. Niesłychana – w skali europejskiej! – erudycja Mickiewicza (z której wciąż niewielu zdaje sobie sprawę) połączona z jego talentem poetyckim dały nam arcydzieło będące kopalnią przeróżnych interpretacji. Odczytaniami Dziadów sprowadzonymi do wiadomego hasła i czyniącymi je tym samym utworem dosyć prymitywnym wyrządza się ogromną krzywdę nie tylko samemu Mickiewiczowi.
Byłoby jednak naiwnością sądzić, że ktokolwiek wynajdzie skuteczny sposób na to, by Polacy przestali wreszcie kojarzyć Mickiewicza i jego Dziady z zawołaniem: „Polska Chrystusem narodów”. Nawet głośne powtarzanie oczywistości prawdopodobnie na niewiele się zda. Autorytet Mickiewicza nadal jest bowiem potrzebny. Potrzebują go nasi narodowi bajkopisarze, dla których priorytet już zawsze stanowić będzie szeroko rozumiana intelektualna wygoda.
________________
Bibliografia:
Duda S., Mesjanizm, czyli polska niewinność, „Literacje” nr 1/2011.
Ławski J., Nikt. Czterdzieści i cztery głupstwa o mesjanizmie, „Literacje” nr 1/2011.
Prussak M., „Po ogniu szum wiatru cichego”. Wyspiański i mesjanizm, Warszawa 1993.
Stefanowska Z., Wstęp, [w:] Mickiewicz A., Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, Wrocław 1956.
Walicki A., Mesjanizm Adama Mickiewicza w perspektywie porównawczej, Warszawa 2006.
Weintraub W., Poeta i prorok. Rzecz o profetyzmie Mickiewicza, Warszawa 1982.
przeczytałam tekst i aż mi się zachciało zajrzeć do „Dziadów”, poświęcić trochę czasu na sensowną lekturę, abstrahując od tego, co się mówi o Mickiewiczu w mediach, na ulicy i niestety także w szkole na polskim…
A może po prostu kumple Jasia przeczytali inną książkę tegoż autora wydaną w tym samym roku i im się to naturalnie skojarzyło z widzeniem ks. Piotra, gdzie kapłan opisuje ukrzyżowanie kogoś, kogo trzykrotnie nazywa „moim Narodem.”
Parę cytatów z drugiej książki:
„I tak zrobili królowie dla Francuzów bałwana, i nazwali go Honor, a był to ten sam bałwan, który za czasów pogańskich nazywał się cielcem złotym.” (Biedny Józef Beck…)
„I zapomniały narody, iż od jednego pochodzą Ojca, i rzekł Anglik: Ojcem moim jest okręt; a matką moją para. Francuz zaś rzekł: Ojcem moim jest ląd, a matką moją bursa. A Niemiec rzekł: Ojcem moim jest warsztat, a matką moją knajpa.”
„Na koniec w Europie bałwochwalskiej nastało trzech królów : imię pierwszego Fryderyk drugi pruski, imię drugiego Katarzyna druga rosyjska, imię trzeciego Maria Teresa austriacka.
I była to trójca szatańska, przeciwna Trójcy Bożej, i była niejako pośmiewiskiem i podrzyźnianiem wszystkiego, co jest święte.” (Dziwnym trafem byli także wrogami pewnego środkowoeuropejskiego państwa…)
„Ale jeden naród polski nie kłaniał się nowemu bałwanowi [Interesowi] i nie miał w mowie swojej wyrazu na ochrzczenie go po polsku, równie jak na ochrzczenie czcicieli jego, którzy nazywają się z francuskiego egoistami.”
„A dwaj drudzy królowie nucili się i związali naród polski. A Gal sądził i rzekł: Zaprawdę nie znajduję winy w tym narodzie, i żona moja Francja, kobieta lękliwa, dręczona jest snami złymi; a wszakże weźcie sobie, a umęczcie ten naród. I umył ręce.”(„Gal, Gal sądzić będzie!” Brzmi znajomo, prawda?)
„I umęczono naród polski, i złożono w grobie, a królowie wykrzyknęli: Zabiliśmy i pochowaliśmy Wolność.
A wykrzyknęli głupio, bo popełniając ostatnią zbrodnię, dopełnili miary nieprawości swych, i kończyła się potęga ich wtenczas, kiedy się najwięcej cieszyli.
Bo naród polski nie umarł, ciało jego leży w grobie, a dusza jego zstąpiła z ziemi, to jest z życia publicznego, do otchłani, to jest do życia domowego ludów cierpiących niewolę w kraju i za krajem, aby widzieć cierpienia ich.
A trzeciego dnia dusza wróci do ciała, i naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli.”
„Nie uciekajcie się pod opiekę książąt, urzędników i mędrków cudzoziemskich. Głupi jest, kto w czasie burzliwym, kiedy chmury z piorunami ciągną, ucieka się pod opiekę dębów wielkich albo puszcza się na wodę wielką.”
„Pamiętajcie, że jesteście wpośród cudzoziemców jako trzoda wśród wilków i jako obóz w kraju nieprzyjacielskim, a będzie między wami zgoda.”
„Jesteście wśród cudzoziemców jako Apostołowie wśród bałwochwalców.”
Nie wiem czy to aż tak bardzo „nieetnocentryczne”, „nieparafiańskie”, „głęboko europejskie.”
Reasumując: Jaś sam w swoim czasie ciężko nabroił. Co udowadnia , że opowiadanie ludziom głupot, zwłaszcza takich, w jakie gotowi są uwierzyć, zawsze przynosi konsekwencje. Nawet pośmiertne.
Bardzo trafnie rozwinięcie inwektywy prof. Doparta, mieszczącej się w słowach: „żałosna idolatria”, panie Kazimierzu :)