zdjmickiewicz1

Pamięci Eligiusza Szymanisa 

Wiersz sztambuchowy[1] uczestniczy w specyficznej, nietypowej dla literatury pięknej sytuacji komunikacyjnej. Jego głównym odbiorcą jest właściciel albumu, będący też często adresatem, do którego autor zwraca się w tekście bezpośrednio. Utwór nie jest przeznaczony dla anonimowej rzeszy czytelników (chociaż może do nich trafić, jeśli posiadacz sztambucha zdecyduje się go kiedyś podać do druku). Tekst w momencie zapisania nie odrywa się więc od osoby autora – z tego względu status jego bliższy będzie na przykład prywatnej korespondencji niż drukowanej fikcji literackiej. Od osobistej korespondencji różni jednak wiersz albumowy typ prywatności. Inaczej niż listy, taki wpis do sztambucha będzie przez właściciela imionnika z pewnością często pokazywany – szczególnie dotyczy to wpisu wielkiego poety.

Próbując odczytać utwór sztambuchowy w pierwotnym kontekście – co oczywiście nie jest obowiązkiem – dążymy do odkrycia tego, co chciał przekazać swojemu czytelnikowi autor. Powinniśmy znać nie tylko wzory literackie obowiązujące w obrębie gatunku, lecz także więzi między wpisującym się a właścicielem albumu. Myślę, że sztambuchy mogą budzić zaciekawienie jako romantyczna moda, znaczący rys ówczesnej obyczajowości, ale również – z podobnych powodów co intymna korespondencja. Są przecież znakiem – czasem bliskiej, czasem jedynie chwilowej – ale zawsze osobistej relacji[2]; nierzadko stanowią pamiątkę przyjaźni: mówią wtedy – by posłużyć się słowami Juliana Przybosia – „do ciebie o mnie”. Zainteresowanie sztambuchem może się zatem wiązać z nadzieją na to, że przez materię tekstu przedrze się prawda o tamtych ludziach, a nie tylko o dawnej kulturze czy języku.

Jednak nietrudno się tutaj zawieść. Podczas lektury antologii Andrzeja Biernackiego Sztambuch romantyczny zamiast śladów obecności uwagę czytelnika przykuwa wzmożona konwencjonalność tej formy literackiej[3]. Realizacje poetyckie oscylują między wyznaniem a salonowym komplementem, przy znacznej przewadze tego drugiego. Natura sztambucha jest paradoksalna. Imionnik stanowi świadectwo romantycznej obsesji przemijania i potrzeby nieustannego upamiętniania tego, co przemija: pisze o tym w pięknym szkicu Pomnik i wiersz Ireneusz Opacki[4]. Z drugiej jednak strony konwencjonalna forma wpisów w tych „księgach pamięci” zdaje się stać temu na przeszkodzie, niszcząc wyjątkowość utrwalanych doświadczeń. Sztambuch to miejsce, w którym realizuje się osiemnasto- i dziewiętnastowieczny kult przyjaźni[5]. A zarazem – to przedmiot snobistycznych pragnień: zdobycia autografów sławnych ludzi, które opromienią swoją aurą posiadacza albumu, albo dopisania się do znanego sztambucha w eksponowanym miejscu, obok wielkich nazwisk (tu bowiem również obowiązuje hierarchia towarzyska)[6]. Zresztą podczas lektury wpisów oraz ich historii, te motywacje – snobistyczną i autentycznie przyjacielską – niełatwo od siebie odróżnić.

Poniższa lektura albumowego liryku Adama Mickiewicza niech służy jako komentarz do przynajmniej części z tych, dosyć ogólnikowych, uwag.

* * *

Do mego cziczerona

Rzym, 1830, kwietnia.

Mój cziczerone! oto na pomniku

Jakieś niekształtne, nieznajome imię

Wędrownik skreślił na znak, że był w Rzymie.

Ja chcę coś wiedzieć o tym wędrowniku.

­

Może go wkrótce przyjmie do gospody

Kłótliwa fala; może piasek niemy

Zatai jego życie i przygody,

I nigdy o nim nic się nie dowiemy.

Ja chcę odgadnąć, co on czuł i myślił,

Gdy w księdze twojej, śród włoskiej krainy,

Za cały napis to imię wykryślił,

Na drodze życia ten swój ślad jedyny.

Czy drżącą ręką, po długim dumaniu,

Rył go powoli, jak nagrobek w skale?

Czy go odchodząc uronił niedbale,

Jako samotną łzę przy pożegnaniu?

Mój cziczerone! dziecinne masz lice,

Lecz mądrość stara nad twym świeci czołem;

Przez rzymskie bramy, groby i świątnice

Tyś przewodniczym był dla mnie aniołem;

Ty umiesz przejrzeć nawet w serce głazu;

Gdy błękitnymi raz rzucisz oczyma,

Odgadniesz przeszłość z jednego wyrazu –

Ach, ty znasz może i przyszłość pielgrzyma?[7]

Adresatką utworu, napisanego w Rzymie w 1830 roku, była dwudziestoletnia Ewa Ankwiczówna, zwana też Henriettą. Mickiewicz spędzał w tym okresie dużo czasu z poznaną w Italii rodziną hrabiostwa Ankwiczów, między innymi na wspólnym zwiedzaniu Wiecznego Miasta[8]. Tekst powstał „po całodziennej włóczędze po gruzach, które nam objaśniała panna Henrieta”[9] – tak przynajmniej mówi opublikowana wiele lat później relacja Antoniego Odyńca (przyjaciela poety, któremu historycy literatury nakazują niedowierzać). Od dawna proszony przez panienkę o wpis Mickiewicz najpierw umieścił w albumie swoje imię i nazwisko, pod nimi dopiero wiersz[10]. Koncept polega tu zatem na grze znaczeń między jego podpisem a imieniem wyrytym przez nieznanego wędrowca na pomniku[11].

Zauważyć warto, że poeta, zachęcając Ewę do interpretacji napisu na pomniku (co w przypadku jej lektury znaczy: wpisu w imionniku), czyni jednym z tematów wiersza odczytywanie motywacji autora. Dzięki temu utwór może być potraktowany jak metakomentarz: problematyzuje wszak kłopoty, jakie mają odbiorcy z jego lekturą, a także z lekturą innych tekstów należących do tego gatunku liryki. Ewa miałaby bowiem powiedzieć poecie, „co on czuł i myślił”, kiedy wpisywał się do sztambucha. W analogicznej roli występuje współczesny odbiorca wiersza, który chciałby odczytać go w macierzystym kontekście, czyli wiedzieć, w jakim celu Mickiewicz sięgnął po pióro i co myślał wtedy o Ewie. Pragnąc odnaleźć w tekście ślad intymnej relacji, stajemy przed wierszem niczym jego bohaterowie przed imieniem wyrytym na pomniku.

Niestety, naszymi cicerone będą osoby, którym nie można do końca zaufać: Odyniec, który w wydanych blisko czterdzieści lat po opisanych wydarzeniach Listach z podróży koloryzuje, a niekiedy może zmyśla pewne zdarzenia[12], oraz leciwa już Ewa – hrabina Kuczkowska, egzaltowana utracjuszka mitologizująca własną przeszłość[13]. Odyniec w stylizowanej na autentyk relacji zwraca uwagę na zawoalowane wyznanie w ostatnim wersie: „Nieprawdaż, że wiersz zgrabny, i koniec znaczący?”[14]. Następnie odnotowuje pogorszenie się samopoczucia Mickiewicza oraz nastrojów w rodzinie Ewy, czego przyczyną był – jak przypuszcza – wiersz Do mego cziczerona, który najpewniej nie spodobał się hrabiemu[15]. Ankwicz nie chciał podobno słyszeć o potencjalnym małżeństwie córki z biednym poetą. Według legendy inspiracja do opisania nieszczęśliwej miłości Jacka Soplicy i Ewy Horeszkówny w Panu Tadeuszu pochodzi właśnie z rzymskiego epizodu w życiu wieszcza. Badacze biografii oraz twórczości autora Dziadów są jednak w tej kwestii sceptyczni. Zdaniem Stanisława Pigonia (i Jarosława Rymkiewicza) Odyńcowej relacji nie należy przypisywać zbyt wielkiego znaczenia – opowieść o uczuciu poety do hrabianki została „w dużej mierze” zmyślona przez jego przyjaciela „na użytek literacki”[16]. Mickiewicz w każdym razie był najwyraźniej Ewą zauroczony (może to nie bez znaczenia, że fizycznie przypominała Marylę Wereszczakównę[17]). Na ile poważnie – to pytanie pozostanie chyba bez odpowiedzi.

Niepewność ta odbija się w biograficznej lekturze Do mego cziczerona. Nie sposób przesądzić, czy wiersz jest elementem towarzyskiego flirtu, czy może wyrazem głębszego marzenia o wspólnej przyszłości. Czy porównanie się przez poetę do nierozpoznanego, wydanego na pastwę żywiołów wędrowca to kokieteria, czy – oznaka rzeczywistego stanu ducha. Nie wiemy, czy Mickiewicz daje świadectwo kryzysu egzystencjalnego, mówiąc, że nie rozumie swojego losu, czy tylko stylizuje swoją osobę, tak jak postać Ewy stylizuje na dziecko-anioła, wyposażając ją na dodatek w mądrość starca. Pisze zgrabny wiersz sztambuchowy, czy może czeka na zbawienie, którym ma być związek z dziewczyną? To oczywiście skrajne rozwiązania, pomiędzy nimi pozostaje znacznie więcej możliwości. Zamiast odpowiedzi mamy jednak tylko – sam wiersz. O niezapisanych uczuciach i refleksjach „nigdy […] nic się nie dowiemy”.

Najłatwiej byłoby uciec od pułapek biografizmu. Jarosław Ławski pisze o bohaterze utworu jako o „człowieku wewnętrznego kryzysu”, kreślącym „obraz swej podmiotowości w krytycznym, przełomowym momencie życia”, a o bohaterce – jako wtajemniczonej w boską wiedzę o przemijaniu wszechświata[18]. Badacz nie ma oczywiście na myśli poety i jego przyjaciółki, a flirtowy wymiar tekstu – po prostu pomija.

Wróćmy jednak do pytania o wędrowca, kreślącego na pomniku swoje imię, i o poetę, który się z nim w wierszu utożsamia. Proponuję nie traktować zapisanej przez Mickiewicza niepewności co do własnych motywacji i uczuć jedynie jako retorycznego elementu zagadki przeznaczonej dla czytelniczki, ani też koniecznie – jako objawu „wewnętrznego kryzysu” (czyli świadectwa jakiejś wyjątkowej sytuacji). Umiejętność bohaterki, która „odgadnie przeszłość z jednego wyrazu” – odpowiadając tym samym na pytanie: „co on czuł i myślił” – nie musi wcale oznaczać zdolności profetycznych. W takim odczytaniu tekst mówiłby, że sens gestu (a więc także: napisania wiersza sztambuchowego) nie jest znany, dopóki nie jest znana odpowiedź na ten gest (np. reakcja właścicielki albumu). Niezrozumiałej teraźniejszości, przeszłości sens nada dopiero nieznana przyszłość. Ten sam gest może więc uzyskać znaczenie fundamentalne albo całkiem marginalne. Jeśli miłość się wydarzy (albo – nie wydarzy), odmieni to postrzeganie przeszłości: wpłynie na to, jaki ciężar nada jej bohater, gdzie ulokuje sens, co zdecyduje się pamiętać. Uczucie Ewy (i w ogóle: jakakolwiek przyszłość) odsłoni „prawdę” przeszłych wydarzeń w tym znaczeniu, że ukształtuje pamięć, która jest naszym mitem o własnym losie[19].

* * *

Spróbujmy teraz przeczytać pierwsze cztery strofy wiersza, uwalniając je od kontekstu biograficznego oraz nie traktując ich jak alegorii, stawiającej znak równości między zapisem na pomniku i wpisem Mickiewicza w albumie Ewy. Wydaje mi się, że przedstawiony w nich obraz – może najbardziej w utworze poruszający – mówi o głębokiej problematyce sztambucha: problematyce pisma jako znaku, śladu istnienia osoby. (Te właśnie słowa – „ślad”, „znak” – użyte zostały w wierszu).

Mój cziczerone! oto na pomniku

Jakieś niekształtne, nieznajome imię

Wędrownik skreślił na znak, że był w Rzymie.

Ja chcę coś wiedzieć o tym wędrowniku.

Jesteśmy na przechadzce wśród zabytków Rzymu: bohater zwraca uwagę na napis wyryty na pomniku i zaczyna domagać się od przewodniczki bardzo nietypowych informacji. Bo przecież, wydawałoby się, powinien zainteresować go sam pomnik i to, co upamiętnia, kogo przedstawia. Są to pytania, na które dobry cicerone odpowiedziałby bez kłopotu, na które w ogóle można znaleźć odpowiedź. Tym jednak, co zaprząta uwagę podróżnego, okazuje się imię umieszczone na pomniku przez nieznanego człowieka.

Wyskrobywanie własnych imion przez turystów na zabytkach kultury czy przyrody, współcześnie traktowane jako przejaw barbarzyńskiej bezmyślności, dla romantyków nie było wcale czymś nagannym. Przeciwnie – jak przekonuje Opacki – świadomi, że żyją w świecie pozbawionym ładu, nieufni wobec rzekomej trwałości materialnych pamiątek, porażeni anonimowością tego, co się zachowało po poprzednich pokoleniach, ogarnięci obsesyjną potrzebą pozostawiania po sobie śladów (a najdoskonalszym była poezja, również ta wpisywana do albumów), w napisach takich widzieli wzruszające znaki poświadczające istnienie jednostki[20]. Jak w poniższym przykładzie, zaczerpniętym z wiersza Juliusza Słowackiego:

A tak myśląc, po głazach obłąkane oko

Padło na jakiś napis – strumień myśli opadł…

Ktoś dwudziesty dziewiąty przypomniał Listopad,

Polskim językiem groby Egipcjanów znacząc…

Czytałem smutny… człowiek może pisał płacząc[21].

Mickiewicz już wcześniej zwracał uwagę na napisy na ścianach i kamieniach. Poetę najwyraźniej niepokoiła nikłość tych śladów. Opisując modny pokój wypełniony przedmiotami pochodzącymi z czasów starożytnych, zamyślał się nad (nieodczytanymi jeszcze wtedy) hieroglifami – pismem „zatraconej dawnych sfinksów mowy”, pod którym „myśl głęboka w letargu śpi od lat tysiąca”[22]. W ruinach zamku na Krymie obserwował naturę pożerającą ludzki porządek historii i skazującą na zapomnienie nawet domniemane bohaterskie imię:

Jest i napis, tu może bohatera imię,

Co było wojsk postrachem, w zapomnieniu drzymie,

Obwinione jak robak liściem winogradu[23].

Imię to nazwa określająca konkretną osobę, pozwalająca odróżniać ją od innych. Dlatego, chcąc zaznaczyć swoją obecność w Rzymie, podróżny właśnie nim się podpisał. Ale bez człowieka, którego określa, nazwa okazuje się pusta. „Niekształtność” odnieść można nie tylko do wyglądu napisu; „niekształtne” oznacza, że nie przebija przezeń żaden wyraźny kształt osoby. Imię jest też „nieznajome” – obce zarówno miastu, w którym się znalazło, jak i bohaterom zwiedzającym Rzym, wreszcie temu, kto czyta wiersz Mickiewicza.

Może go wkrótce przyjmie do gospody

Kłótliwa fala; może piasek niemy

Zatai jego życie i przygody,

I nigdy o nim nic się nie dowiemy.

Napisane w czasie przyszłym pytania o to, co stanie się z podróżnym, oznaczają w naszej lekturze przyjęcie jego perspektywy: wzięcie w nawias czasu dzielącego czytelnika od chwili, kiedy napis na pomniku był kreślony, a przyszłość wędrowca – jak zawsze – pozostawała nieznana, otwarta. To próba zbliżenia się do tamtego losu. Efekty pracy wyobraźni są jednak przygnębiające: dwa żywioły przywołują dwa sposoby możliwego unicestwienia[24]. Pochłonie go wzburzone morze albo przykryje ziemia; podróżny umrze wśród zgiełku lub odejdzie w ciszy; zostanie zagłuszony bądź przemilczany. Obie wersje kolei życia prowadzą ku wyrokowi śmierci i zapomnienia – „nigdy o nim nic się nie dowiemy”.

Skoro poznawanie ludzkiej historii (a ta dla romantyka będzie przede wszystkim historią uczuć) z nazwy-śladu skazane jest na niepowodzenie, jedyne co pozostaje, to próba współodczucia chwili niepewności, niepokoju o przyszłość, jaki może przeżywał człowiek po skreśleniu napisu, a także wyobrażenia tego, czego doświadczał, pozostawiając znaki na pomniku. Czy podróżny miał świadomość, że te wyżłobienia pozostaną może jedynym jego śladem dla ludzi – i dlatego długo szykował się do umieszczenia napisu, wytrwale przygotowywał „nagrobek” w Wiecznym Mieście, jakby sam siebie żegnał i grzebał? Czy wyrył go odruchowo, byle jak, nie przywiązując do tego większej wagi – i właśnie przypadkowo wydrapane inicjały pozostały samotną po nim pamiątką?

Lekturę tę można podsumować wypowiedzią Jarosława Marka Rymkiewicza. Chociaż odnosi się ona do wcześniejszych, rosyjskich wierszy albumowych autora Ballad i romansów, dobrze oddaje sens i wartość utworu z albumu Ewy:

Ciekawe, że te wiersze są tym lepsze, im mniej jest mu znana ta druga osoba, dla której pisze. A jeśli w ogóle jej nie zna, to pisze jeszcze lepiej. Można by widzieć wiersze sztambuchowe Mickiewicza jako wciąż podejmowaną próbę skontaktowania się z kimś innym, nieznanym – i odczytania oraz zapisania wzruszenia związanego z przeżyciem nieznanego mu losu. Przeżywamy czyjś los, o którym bardzo mało wiemy lub o którym nic nie wiemy. I ten los nieznanego nam człowieka budzi nie tylko nasze zaciekawienie, lecz także współczucie. Można to tak ująć: wiersze sztambuchowe Mickiewicza są przede wszystkim dziełami współczucia. Współczucia z losem drugiego człowieka. Z tajemniczym – tym bardziej tajemniczym, im mniej znanym – losem drugiego człowieka[25].

Na czym ufundowane byłoby, ujawniające się w takim odczytaniu Do mego cziczerona, poczucie bliskości z nieznajomym wędrowcem, który zostawił po sobie imię wydrapane na pomniku? Chyba na rozpoznaniu w nim siebie, co właśnie czyni w wierszu Mickiewicz. Na uświadomieniu sobie najbardziej podstawowej tożsamości i wspólnoty ludzkich losów. Podobna refleksja, podobna praca wyobraźni towarzyszą czasem lekturze utworów sztambuchowych.

Nieznany bohater liryku jest pielgrzymem, zmierzającym ku niewiadomej mu przyszłości, wciąż na nowo – jak mówi pierwsza część interpretacji – określającej sens dotychczasowej drogi. Na końcu tej drogi ginie niemal bez śladu. To los wspólny. A zawsze niepowtarzalna historia konkretnej osoby? Czytelnika utworów albumowych – jak Mickiewicza rozmyślającego o pozostawionym w Rzymie napisie – może zaniepokoić znikomość, nieskuteczność, anonimowość tych pamiątek. Wrażenia jego dalekie są wtedy od optymizmu Szekspirowskiego sonetu, traktującego o wierszu-pomniku:

Nie marmur, nie książęcych pomników złocenia –

Jeśli co wiecznie przetrwa, to ten wiersz jedyny:

W nim będzie wciąż się jarzył blask twego istnienia,

Gdy głaz tablic obrosną Czasu pajęczyny[26].

Lektura liryków sztambuchowych może zatem wywołać uczucia bliskie tym, wyrażonym w słowach kończących powieść Umberta Eco: „stat rosa pristina nomine, nomina nuda tenemus[27], „dawna róża trwa w nazwie, nazwy jedynie mamy”[28]. Słowa te pochodzą z dzieła dwunastowiecznego benedyktyna, który podejmując topos ubi sunt, dodał do niego myśl, że po wszystkich rzeczach na zawsze utraconych zostają nam tylko puste nazwy[29]. Jak pisał Osip Mandelsztam: „Nam pozostaje tylko imię –/ Cudowny dźwięk na długie czasy”[30].

Tekst ukazał się w roczniku doktorantów Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego: „Humanistyka XXI wieku”, nr 1 (4)/2013 – Pożytki z czytania, red.  Łukasz Bukowiecki, Marta Czemarmazowicz, Dorota Kondratczyk, Joanna Mrowcewicz.

Tom dostępny jest pod adresem: http://www.humanistykaxxi.waw.pl/index.php?p=5_4_nr-1-4-2013 


[1] Informacje o romantycznej liryce sztambuchowej czerpię z następujących tekstów: Maria Dernałowicz, Przedmowa, [w:] Andrzej Biernacki, Sztambuch romantyczny, Kraków 1994; Ireneusz Opacki, Pomnik i wiersz. Pamiątka i poezja na przełomie oświecenia i romantyzmu, [w:] tegoż, Poezja romantycznych przełomów. Szkice, Wrocław 1972; Wiesław Pusz, Wieszcz za guzik trzymany, czyli jak pozostać poetą. (O wierszach sztambuchowych Mickiewicza, Słowackiego i Norwida), [w:] tegoż, Między Krasickim i Słowackim. Studia, eseje, opinie, Kraków 1992; Alina Siomkajło, Sztambuch, hasło [w:] Słownik literatury polskiej XIX wieku, pod red. Józefa Bachórza, Aliny Kowalczykowej, Wrocław 2009.

[2] Wyjątkiem, raczej rzadkim, byłyby utwory wpisane do albumu pod nieobecność właściciela, który nie znał się z autorem wpisu. Przykładem może być wiersz Mickiewicza Nieznajomej siostrze przyjaciółki mojej.

[3] O tej właściwości wierszy sztambuchowych więcej pisze Alina Siomkajło. Zob. tejże, dz. cyt., s. 925.

[4] Zob. Ireneusz Opacki, dz. cyt., s. 105.

[5] Zob. Maria Dernałowicz, dz. cyt., s. 11.

[6] Zob. tamże, s. 9–11, 14; Alina Siomkajło, dz. cyt., s. 925.

[7] Adam Mickiewicz, Do mego cziczerona, [w:] tegoż, Wiersze, oprac. Czesław Zgorzelski, Dzieła, t. 1, Warszawa 1998, s. 323.

[8] Zob. rozdział Salon hrabiostwa Ankwiczów, [w:] Andrzej Litwornia, Rzym Mickiewicza, Warszawa 2005.

[9] Antoni Edward Odyniec, Listy z podróży, oprac. Henryk Życzyński, Warszawa 2005, s. 348.

[10] Zob. tamże.

[11] Zob. Czesław Zgorzelski, Objaśnienie, [w:] Adam Mickiewicz, dz. cyt., s. 667.

[12] Zob. Andrzej Litwornia, dz. cyt., s. 53–61.

[13] Zob. Jarosław Marek Rymkiewicz, Ankwiczówna Henryka Ewa, [w:] Jarosław Marek Rymkiewicz, Dorota Siwicka, Alina Witkowska, Marta Zielińska, Mickiewicz. Encyklopedia, Warszawa 2001, s. 23–25.

[14] Antoni Edward Odyniec, dz. cyt., s. 349. (Nota bene Odyniec uważany był za mistrza komplementu, wzorcowego poetę sztambucha – zob. Maria Dernałowicz, dz. cyt., s. 17).

[15] Tamże, s. 349–350. „O wierszu – plotkuje autor Listów z podróży – nikt nic nie mówił, i ja też nie pytałem nikogo. Nie wiem więc, jaką rolę odegrał on w tym wszystkim, ale przeczuwam jakoś, że w nim źródło złego. Pan sam jużciż musiał go czytać; a nuż po przeczytaniu pokwaśniał!…” (s. 350).

[16] Jarosław Marek Rymkiewicz, dz. cyt., s. 23–25. Warto przypomnieć za Rymkiewiczem, że Ewa Ankwiczówna jest też adresatką utworu Do H***. Wezwanie do Neapolu, jej postać pojawia się prawdopodobnie w Śnie drezdeńskim, a niektórzy czytelnicy utożsamiali ją również z Ewą z III części Dziadów.

[17] Zob. Antoni Edward Odyniec, dz. cyt., s. 309.

[18] Zob. Jarosław Ławski, Marie romantyków. Metafizyczne wizje kobiecości, Białystok 2003, s. 229.

[19] Podobne odczytanie można również odnieść do przekształceń, jakim w latach 70. poddawała wydarzenia z roku 1830 Ewa Kuczkowska, zgłaszająca się po czterdziestu latach do roli cicerone – przewodniczki po jednym z epizodów biografii wielkiego poety.

[20] Zob. Ireneusz Opacki, dz. cyt., s. 66–71, 104–105.

[21] Juliusz Słowacki, Na szczycie piramid, [w:] Ryszard Przybylski, Podróż Juliusza Słowackiego na Wschód, Kraków 1982, s. 557.

[22] Adam Mickiewicz, Na pokój grecki w domu księżnej Zeneidy Wołkońskiej, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 267.

[23] Adam Mickiewicz, Ruiny zamku w Bałakławie, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 251.

[24] Charakterystyczne, że podobne obrazy przynoszącej śmierć przyrody, otchłani pożerających człowieka i wszelką po nim pamięć, pojawiają się kilkakrotnie w lirykach sztambuchowych Mickiewicza. Zob. wiersze W imionniku E. Hołowińskiej (Podróżni), W imionniku Ludwiki Mackiewiczównej (Nieznajomej dalekiej – nieznany daleki…), W imionniku *** (Improwizacja dla E. Śledziejewskiej).

[25] Jarosław Marek Rymkiewicz, Mickiewicz czyli wszystko. Z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem rozmawia Adam Poprawa, Warszawa 1994, s. 112.

[26] William Shakespeare, Sonet 55, [w:] tegoż, Sonety, przeł. i oprac. Stanisław Barańczak, Kraków 2011, s. 93.

[27] Umberto Eco, Imię róży, przeł. Adam Szymański, Warszawa 1987, s. 578.

[28] Tamże, przypis tłumacza, s. 592.

[29] Umberto Eco, Dopiski na marginesie »Imienia róży«, [w:] tegoż, Imię róży, s. 593.

[30] Osip Mandelsztam, Nie wierząc w cuda zmartwychwstania…, przeł. Seweryn Pollak, [w:] tegoż, Poezje, wybór, red. i posł. Maria Leśniewska, Kraków 1983, s. 141.

One Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *