Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Komu nie poleciłabym najnowszej książki Tolkiena?

Ilustracja: Łucja Stachurska

Książka Upadek Gondolinu to najprawdopodobniej ostatnie dzieło brytyjskiego pisarza wydane pod okiem jego syna, Christophera Tolkiena. To kolejny z licznych powodów, dla których kolejnej książki jednego z najsłynniejszych brytyjskich pisarzy nie mogło zabraknąć na mojej półce, uginającej się tak od tekstów Tolkiena, jak i szeroko pojętej fantastyki.

R. R. Tolkiena prawdopodobnie nie trzeba nikomu przedstawiać. Twórca Śródziemia i osadzonych w tym świecie dzieł – m.in. Władcy Pierścieni, Hobbita, Silmarillionu czy Dzieci Húrina – na stałe zapisał się w kanonie światowej literatury fantasy. Do dziś wielu twórców fantasy (nie tylko literackiego) opiera się na jego dziełach, przede wszystkim wykorzystując stworzony przez niego obraz elfów, krasnoludów i innych mitologicznych stworzeń. Chociaż pisarz zmarł w 1973 r., pozostawił po sobie niezliczone notatki, zapiski i nigdy niewydane fragmenty powieści, które przez dekady porządkował i publikował jego syn, Christopher. Upadek Gondolinu to kolejny tom, który ukazał się dzięki niemal kronikarskiej pracy syna Tolkiena. Jest to też – jak twierdzi sam Christopher –ostatnia wydana w ten sposób książka wielkiego brytyjskiego pisarza.

Zdobycie książki wiązało się dla mnie z pokonywaniem kolejnych przeszkód rzucanych mi przez pocztę, z tym większą radością i ciekawością zabrałam się więc za ocenianie jej.Kiedy po raz pierwszy wzięłam książkę do ręki nie mogłam nie zwrócić uwagi na jej znaczną wagę, co jednak nie dziwi w przypadku trzystustronicowego wydania w twardej oprawie. Od razu rzuciła mi się w oczy okładka w minimalistycznym stylu, w którym wydawnictwo Prószyński i S-ka wydało już kilka innych dzieł Tolkiena, w tym Berena i Lúthien oraz Dzieci Húrina. Centralny punkt okładki stanowi ilustracja Alana Lee, którego grafiki kojarzę jeszcze z dawnych wydań Władcy Pierścieni. Być może jest to kwestią sentymentu, ale bardzo ucieszyło mnie, że ten doświadczony w ilustrowaniu książek Tolkiena grafik zdecydował się współpracować przy wydaniu również tego dzieła. Stworzone przez niego niewielkie, czarno-białe ilustracje pojawiają się na początkach rozdziałów, a kolorowe przedstawiają najważniejsze wydarzenia z fabuły. Doceniam, że ilustracje te umieszczone są kilka stron po danym wydarzeniu, nie zdradzają więc szczegółów fabuły. Nawet przy pobieżnym przejrzeniu książki zwróciło też moją uwagę, jak wysoki poziom reprezentuje cała strona techniczna książki. Profesjonalizm i pieczołowitość widać nie tylko w tłumaczeniu, ale także redakcji, korekcie i składzie.

Najważniejszym elementem książki pozostaje jednak, oczywiście, treść. Tu czekało na mnie niemałe zaskoczenie, układ książki nie przypomina bowiem tego spotykanego zwykle w tekstach fantasty ani pracach Tolkiena. Podobnie jak w poprzedniej publikacji, Berenie i Lúthien, (której nie miałam okazji przeczytać) Christopher zdecydował się umieścić w książce nie jedną wersję historii o Gondolinie, a kilka pochodzących z różnych okresów życia Tolkiena. Swoją decyzję wyjaśnia w przedmowie i zaznacza, że woli prześledzić ewolucję powieści zamiast subiektywnie wybierać „najlepszą” wersję do wydania. W pierwszej chwili ucieszyło mnie takie podejście, które przypomina raczej badanie tekstu Tolkiena niż zwyczajną lekturę. Potem jednak pojawiło się wrażenie, że nie mogę usiąść do czytania powieści „na luzie” i po prostu zapoznać się z historią, powinnam za to poświęcić wiele uwagi pojawiającym się zmianom.

Z takimi ambiwalentnymi uczuciami wzięłam się za lekturę fabularnej części książki.Upadek Gondolinu przedstawia historię ściśle związaną z wydarzeniami z Pierwszej Ery opisanymi w Silmarillionie, w związku z czym po przedmowie Christophera pojawia się prolog, który stanowi krótki opis wydarzeń z Pierwszej Ery, od stworzenia świata do powrotu Noldolich do Śródziemia. Ten telegraficzny skrót pomija wiele wydarzeń, przez co miejscami może wydawać się niejasny, jednak pozwala czytelnikom zupełnie niezapoznanym z historią Pierwszej Ery zrozumieć tło przedstawionych w książce wydarzeń: wojnę z Morgothem (nazywanym we wcześniejszych pracach Tolkiena Melkiem) i powody, dla których Gondolin został wybudowany.

Bezpośrednio po prologu znajdujemy serce książki, a więc rozdział „Pierwotna opowieść: Opowieść o upadku Gondolinu”.Przedstawia on historię zniszczenia Gondolinu, pięknego miasta elfów wybudowanego podczas wojny z Morgothem. Gondoli przez dziesięciolecia budowany był w tajemnicy przed szpiegami Nieprzyjaciela i stanowił schronienie dla elfów, które uciekły z niewoli. Historia ta nie dotyczy jednak samego Gondolinu, jego powstania i trwania w czasie wojny, a jedynie ostatnich lat istnienia Ukrytego Królestwa. Zaczyna się od przedstawienia postaci Tuora, człowieka, któremu Ulmo przykazuje znaleźć Gondolin i zachęcić jego mieszkańców do stanięcia do walki przeciw Nieprzyjacielowi.Historia ukazuje jego wędrówkę w poszukiwaniu Ukrytego Królestwa, życie wśród elfów i dalsze losy miasta.Wysoki styl powieści i przypominający baśnie sposób prowadzenia narracji typowy jest dla utworów Tolkiena opisujących Pierwszą Erę,przez co Upadek przypomina raczej Silmarillion niż Władcę Pierścieni. Ta niemal stustronicowa opowieść jest zamkniętą całością, do której spokojnie mogłabym się ograniczyć, gdyby nie interesowało mnie, jak rozwijał się pomysł Tolkiena na tę opowieść.

Kolejne, zdecydowanie krótsze, rozdziały, przedstawiają wspomniane już różne wersje historii Gondolinu. Christopher zaprezentował prawdopodobnie wszystkie odnoszące się do tej historii zapiski, które mógł znaleźć, zaczynając od najwcześniejszego, jednozdaniowego wspomnienia o historii Isfin i Eöla. Kolejne wersje nie wprowadzają jednak poważnych zmiando głównej opowieści. Widać w nich pewne przekształcenia, m.in. dokładniej przedstawiony zostaje rodowód Tuora, zmieniony jest też moment rozpoczęcia budowy miasta. Główny trzon opowieści pozostaje jednak zawsze ten sam. Kolejne wersje, podobnie jak następujący po nich rozdział „Ewolucja powieści”, który dokładnie wskazuje i opisuje zachodzące zmiany oraz ich powody, są bardzo ciekawe z punktu widzenia badań nad twórczością Tolkiena, jednak, prawdopodobnie,pozostaną dla mnie jedynie ciekawostką. Przyznaję, że rozczarował mnie nieco fakt, że w historii nie zachodzą żadne poważne zmiany, w dodatku tylko wersja przedstawiona w rozdziale „Pierwotna opowieść” jest ukończona.

W książce Johna Tolkiena nie mogło zabraknąć również dodatków, w tym wypadku – spisu imion, genealogii najważniejszych bohaterów oraz mapy. Ponieważ jednak historia Gondolinu została przedstawiona również w Silmarillionie, wszystkie obecne w Upadku dodatki były już opublikowane wraz z poprzednim dziełem, nie znalazłam więc w nich żadnej nowej wiedzy.

Warto zadać sobie pytanie – dla kogo jest ta książka? Bez wątpienia ucieszy fanów twórczości Tolkiena kolekcjonujących wszystkie jego utwory. Może również zainteresować osoby zupełnie niezapoznane z jego dziełami lub takie, którym nie przypadł do gustu skomplikowany układ Silmarillionu, opowiadającego na raz wiele różnych historii. Wątpliwe jednak, by przyciągnęła osoby, które czytają książki brytyjskiego pisarza od czasu do czasu i mają już za sobą lekturę Silmarillionu. Wersja przedstawiona w Upadku Gondolinu rozwija i zmienia niektóre wątki z wcześniejszej wersji, jednak książka skupia się przede wszystkim na pokazaniu zmian zachodzących w opowieści. W związku z tym osoby, które znająj uż historię Ukrytego Królestwa, mogą – podobnie jak ja – mieć wrażenie, że czytają ponownie to samo.

Ze względu na jej niezwykle specyficzny charakter, książkę najlepiej chyba traktować jak omówienie jednej z najważniejszych historii Pierwszej Ery, nie zaś opowiedzenie jej na nowo. I właśnie osobom, dla których takie opracowanie z jakichkolwiek przyczyn jest ciekawe mogę szczerze polecić Upadek Gondolinu.

Barbara Granops

Exit mobile version