Milcząca radość Syzyfa

Uwaga! Poniżej znajdują się szczegóły dotyczące fabuły lub zakończenia filmu.

Wojtek Smarzowski w Róży obnażył bez wątpienia najokropniejsze cechy ludzkiej natury. Wyciągnął na wierzch rządzące nami najpodlejsze instynkty. Rzucił Polakom w twarz ich największe wady, przypomniał o tym, o czym uporczywie próbujemy nie pamiętać. Ale poza tym bez męczącego patosu i bez dawania podstaw do bezsensownych dyskusji przedstawił bardzo optymistyczną i – o dziwo – wciąż wiarygodną wizję człowieka.

„Syzyf musiał nieustannie toczyć pod górę głaz”

Tadkowi, czyli głównemu bohaterowi filmu, wybaczylibyśmy pewnie, gdyby w pewnej chwili stwierdził, że ma dość. Na jego oczach gwałcą i zabijają jego ukochaną kobietę. Kolejną swoją miłość poznaje, gdy ta, wielokrotnie zgwałcona, potępiana przez społeczność, chora, może już tylko powoli umierać.

Świat głównego bohatera zostaje zburzony już na samym początku. Tadek mógłby się poddać w pierwszej scenie filmu, kiedy widzi wykrzywioną z bólu twarz gwałconej dziewczyny, a potem patrzy na jej szybką śmierć od strzału z żołnierskiego karabinu. Ale on podnosi się z gruzów zburzonego świata. Udaje mu się uciec ze zniszczonej Warszawy i rusza na Mazury, by budować sobie jakiś tam fundament nowego.

W tych momentach, kiedy świat rozpada mu się na kawałki, Tadek przypomina Syzyfa, który „patrzy (…), jak kamień w kilka chwil spada w dół, skąd trzeba będzie go znów wynieść na górę”. Albert Camus w swoim eseju Mit Syzyfa napisał, że mitologiczny bohater patrzy, a potem schodzi na równinę. Nic pomiędzy patrzeniem a schodzeniem się nie wydarza. Nie ma buntu, nie ma krzyku. Nie ma rozpaczy. Syzyf Wojtka Smarzowskiego również patrzy. Mógłby sam złapać za broń, z której przed chwilą zastrzelono jego dziewczynę. A on całuje jej martwe czoło, podnosi się i wyrusza w drogę. Zaczyna schodzić na swoją równinę.

„Schodzi (…) ku udręce, której końca nie zazna”

Dociera do domu Róży, gdzie nie zazna spokoju, o czym wie od samego początku. Ale zostaje i próbuje razem z ukochaną jakoś żyć. Odminowuje pole, sadzi na nim ziemniaki. Odbudowuje zniszczone obejście. Na gruzach dawnego domu Róży buduje nowy dom. I kiedy Różę ktoś napada i gwałci, kiedy kobieta niemal wykrwawia się na jego oczach, kiedy dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora, on wciąż uparcie trwa i szuka wśród gruzów czegoś, na czym mógłby znowu zbudować wspólny świat. Ze świadomością, że kolejnego dnia będzie musiał to zrobić raz jeszcze. Kamień spadł, a on musi po niego zejść.

Camus napisał, że najbardziej interesuje go „Syzyf podczas tego powrotu, podczas tej pauzy”, kiedy schodzi w dół po kamień.

Twarz, która cierpi tak blisko kamieni, sama jest już kamieniem. Widzę, jak ten człowiek schodzi ciężkim, ale równym krokiem

ku udręce, której końca nie zazna. Ten czas, który jest jak oddech i powraca równie niezawodnie jak przeznaczone mu cierpienie, jest czasem świadomości Syzyfa. W każdej z owych chwil, kiedy ze szczytu idzie ku kryjówkom bogów, jest ponad swoim losem. Jest silniejszy niż jego kamień.

Tadek również jest najbardziej interesujący podczas tych powrotów. Możemy wyraźnie zobaczyć Syzyfa schodzącego na równinę. Możemy zwolnić jego krok, zastanowić się nad momentem, gdy Syzyf podejmuje decyzję, że wtoczy kamień po raz kolejny. W Róży to schodzenie trwa mgnienie oka, czas pozostawiony tylko domysłom odbiorcy. Tadek postępuje tak, jakby wybór był oczywisty. Nawet nie wiemy, kiedy zszedł na równinę, bo już widzimy, jak wtacza kamień od nowa. Tylko w świadomości widza może więc odbyć się ta droga, podczas której Tadek staje się „silniejszy od swego kamienia”. Sami możemy zapytać bohatera: „Dlaczego nie rzucisz tego kamienia, dlaczego się nie poddasz? Przecież wiesz, że spadnie.” Tadek wie. Syzyf też wie. Obaj wtaczają go z powrotem i to jest jedyna odpowiedź, jaką otrzymamy na nasze pytania.

„Nie ma takiego losu, którego nie przezwycięży pogarda”

Kiedy Róża umiera, wydaje się, że Tadkowi nie zostały już nawet gruzy. Ale bohater wśród dymu unoszącego się ze zgliszczy znowu próbuje coś budować. Ratuje córkę ukochanej, świadomie pozwala się aresztować i znosi długotrwałe tortury. W scenie pożegnania z Jadwigą wydaje się, że żegna się już ze wszystkim. Ale okazuje się, że cierpienie fizyczne nie jest już czymś, co może go złamać w jakikolwiek sposób. Jego już nic nie złamie.

Można byłoby go zapytać: „Po co? Dlaczego uparcie wracasz do tego kamienia, skoro on i tak pewnego dnia spadnie razem z Tobą?” I znowu tylko widz schodzi równiną, bo Tadek tymczasem znalazł się znowu u podnóża góry i zaczyna wtaczać kamień. W ostatniej scenie, z odzyskaną kobietą u boku, opuszcza dom, który odbudowywał dla Róży i rusza gdzieś, żeby budować od nowa coś innego. I znowu Tadek jest jak Syzyf, pokazuje, że „wszystko jest dobre”. Skoro „los jest jego własnością, a kamień jego kamieniem”, to on wybrał, że będzie go wtaczał, aż pewnego dnia kamień stoczy się razem z nim. Ale to będzie jego kamień, wtoczony do ostatniej możliwości wtoczenia. Tadek wie, że „dane jest tylko rozwiązanie nieuchronne”, a reszta to jego decyzja, wszystko odbywa się w pełnej świadomości. I na wszystkie pytania, które mógłby zadać, a które są stawiane przez widza, ma gotową odpowiedź.

„Wszystko jest dobre”

Wojtek Smarzowski zostawia Tadka u podnóża góry, kiedy ten zabiera się do wtaczania głazu po raz kolejny. I tak, jak Camus zalecał, by w podobnej sytuacji „wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym”, tak i Tadka trzeba wyobrazić sobie szczęśliwym. Kiedy czyta się końcowe napisy, chyba nie warto współczuć głównemu bohaterowi, nie warto pogrążać się w smutku. Smarzowski pokazał, koniec końców, najbardziej optymistyczną wizję człowieka, jaką można sobie wyobrazić. Wygląda na to, że „aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom.”

Joanna Dobosiewicz

_______________

Wszystkie cytaty pochodzą z Mitu Syzyfa (Albert Camus, Mit Syzyfa, [w:] tegoż, Mit Syzyfa i inne eseje, tłum. Joanna Guze, Warszawa 2004.).

zp8497586rq

3 Comments

  1. posłużenie się w interpretacji filmu analizą „Mitu Syzyfa” Camusa bardzo ciekawe. recenzja jednak średnia, trzymająca się kurczowo tych samych słów. smarzowski „rzuca polakom w twarz ich największe wady”? daleka jestem od rozumienia tego filmu jako wytykania, co ten polak złego potrafi.

  2. Dziękuję za komentarz. Ja też jestem daleka od tylko takiego rozumienia, dlatego napisałam całą resztę tekstu, a nie tylko wstęp. Bardzo możliwe, że średnia, ale to na pewno nie jest recenzja. Pozdrawiam.

  3. Z taką interpretacją tego filmu jeszcze się nie spotkałem. Jest niezwykle ciekawa i można dzięki niej spojrzeć na to dzieło z troszkę innej perspektywy. Jednakże mówiąc o tym filmie, sięgnąłbym po inny tekst, a mianowicie „Chłopów” i słynne zdanie: „trzeba siać”. Wezmę pod uwagę kontekst historyczny „Róży”: wiele osób po wojnie postanowiło odbudować swoje życie na nowo. Polacy, mimo przejść, nie poddawali się, bo życie było dla nich zwycięstwem; nikt nie kończył ze sobą, gdyż była to już sprawa honoru; każdy, mimo traumatycznych przeżyć, pragnął ułożyć sobie życie na nowo. To według mnie kierowało Tadkiem – honor i chęć wolnego, prawdziwego życia. To drugie kazało mu zaopiekować się Różą i jej córką, pierwsze zaś sprzeciwić się sowieckim władzom. Po wszystkich cierpieniach przyniosło to nadzieję, którą pokazuje ostatnie ujęcie filmu. Tak więc jak dla mnie, mit o Syzyfie pasuje do opowiedzianej przez Smarzowskiego historii, jednakże trzeba zaznaczyć, że tu cierpienie nie trwa wiecznie, a jest drogą do czegoś więcej. Lub coś w tym stylu:) (obawiam się, że nie wyjaśniłem dobrze swoich myśli, jakby co przepraszam:) Pozdrawiam!

Comments are closed.