Nie jest utopijną rewolucjonistką, która wierzy w możliwość stworzenia idealnego świata, ma wręcz gnostycką świadomość skażenia ludzkiej egzystencji cierpieniem i to – paradoksalnie – chroni ją przed pokusą bezwzględnej krytyki zastanej rzeczywistości.
Kinga Dunin, Pisarka (ze wstępu do Momentu niedźwiedzia)

Kiedy dowiedziałam się, że pojawiała się nowa książka Olgi Tokarczuk, byłam zaskoczona. Jakkolwiek podczas spotkania w Muzeum Literatury w Warszawie Olga Tokarczuk chętnie opowiadała o swoich planach, była daleka od mówienia o książce. A przynajmniej nie zapewniała, że stanie się to już, za kilka miesięcy czy tygodni. Nie czekałam na to. Na chwilę zapomniałam o Tokarczuk. Zapomniałam jednak ze świadomością, że za jakiś czas będzie o niej i tak głośno. Moment niedźwiedzia to mała nagroda za cierpliwość – rzecz jasna – dla czytelników. To niezobowiązująca, a może właśnie szczególnie zobowiązująca, lektura, która pozwoli przeczekać do następnej obszernej powieści. Tyle dla nas. A dla samej Tokarczuk? Zbiór esejów może być określony mianem książki porządków, świadomości granic świata, wreszcie książki małych refleksji, wątpliwości i ważnych pytań, których uzbierało się przez kilka lat dość dużo.

Są tu sprawy bieżące i takie, które straciły już na aktualności. Tematy gorące i te, z których dawno ktoś już oderwał karteczkę z napisem „tabu”. Wydawać się może, że niespójna układanka esejów nie ma właściwie żadnego punktu wspólnego. Co może łączyć katastrofę smoleńską ze wspomnieniem o Odrze, niedźwiedzia stojącego w kolejce do kiosku z darkroomem, podróżne wspomnienia z refleksjami na temat pisania i segregacji śmieci? Dla mnie odpowiedź jest jedna – język. I to podstawa tego zbioru. Brak tu wspólnego, wiążącego motywu, a Tokarczuk porusza tematy, które chociaż proste, dzięki językowi nabierają innego wymiaru. W książce znajdziemy teksty drukowane przez „Krytykę Polityczną”, „Politykę” czy pisma niemieckie, ale nie tylko. Są tu również eseje napisane z myślą o tym konkretnym zbiorze. Krótkie teksty układają się w pewien przepis na tworzenie utopii budowanej przez podważanie powszechnych prawd. Autorka Biegunów nie opisuje beznamiętnie zastanej rzeczywistości, raczej w naturalny – i charakterystyczny dla jej pióra – sposób rewolucjonizuje ją i podważa. Jak pisze Kinga Dunin: „Patrzy na to samo, co wszyscy, ale inaczej”. I ta inność, która najpełniej objawia się w języku, jest w zbiorze najbardziej zajmująca.

Heterotopie

Pierwsza część zbioru zawiera sześć tekstów, których wspólnym mianownikiem jest próba udowodnienia, że świat można czytać inaczej – oczywiste założenia, „bezwładne przyzwyczajenia” zastąpić alternatywną rzeczywistością. Tokarczuk proponuje zmianę paradygmatu, grę w heterotopię, uruchomienie wyobraźni i odrzucenie dominującej wizji rzeczywistości. Autorka wybiera dziesięć prawd współczesnej rzeczywistości, które kolejno podważa – poddana zwątpieniu zostaje teoria doboru naturalnego; podstawową komórką społeczną nie muszą być plemię, rodzina czy naród; populacja ludzka nie jest podzielona równo na dwie płcie; dopóki nie zapanujemy nad głodem, biedą, brakiem wykształcenia, rozmnażanie należy zaliczać do smutnej refleksji i uznać za niepożądane; kwestie religijne powinno się w sferze publicznej okryć milczeniem. Podważać i grać można bez końca. Wszystko po to, aby zrezygnować z oczywistości świata. Dzięki tej rezygnacji łatwiej dostrzec pęknięcia i kruchość rzeczywistości, w której żyjemy. Wszystko to brzmi jak próba tworzenia pewnej dziwnej utopii albo rozważania naiwnego mędrca. Taka gra pozwala budować świat nie z tez, ale hipotez, daje szansę na dostrzeganie tego, czego inni nie widzą, i szukanie rozwiązań, które mogą dla innych zwyczajnie nie istnieć.

Nigdy tak ostro jak w ostatniej książce (Prowadź swój pług przez kości umarłych) Tokarczuk nie wypowiadała się na temat cierpienia zwierząt, prawa do ich zabijania, zwyczajów polowania i etyki. A jeśli nawet się wypowiadała i doskonale znamy jej stanowisko w tej sprawie, były to teksty rozproszone po czasopismach albo wypowiedzi, których nikt nie mógł spisać i które nolens volens nie utkwiły nikomu aż tak bardzo w pamięci. W Maskach zwierzątFeralnych psach Tokarczuk podejmuje problem negowania wrażliwości zwierząt.

Cierpienie człowieka łatwiej jest mi znieść niż cierpienie zwierzęcia. (…) W dawnej przedsokratejskiej Grecji obowiązywał trilog. Były to trzy proste nakazy sformułowane przez Pitagorasa i jego uczniów: czcij rodziców, czcij bogów owocami, szczędź zwierzęta.

– pisze Tokarczuk. Nie ma w tym grama rzewnej opowiastki. Autorka Biegunów odwołuje się do nauki, kreśląc również historię i ewolucję myśli filozoficznej i społecznej – od Pitagorasa przez Augustyna, Tomasza z Akwinu, Kartezjusza, Kanta, Piusa IX, Jana Chryzostoma po etyka Petera Singera i pisarzy Johna Maxwella Coetzeego czy Michaela Fabera. Podstawowym celem rozważań jest zmiana perspektywy, z jakiej patrzymy na zwierzęta – aby nie traktować ich jako na nieczułych istot żyjących obok uprzywilejowanego człowieka, a „spojrzeć przez te dziwne maski i ujrzeć pod nimi inne, niepojęte i bliskie nam istoty, jakimi są zwierzęta”.

Kolejne dwa eseje – Jak powstaje płeć i Darkroom post coitum traktują o problemie płci i seksualności. Rzecz jasna – nie obeszło się bez Uwikłanych w płeć Judith Butler, ale nie tylko ona pojawia się w esejach Tokarczuk. Są też Flaubert i Quignard… Pierwszą część zbioru zamyka tekst o Matrixie. W istocie, nie jest pierwszej świeżości, ale cóż złego w kilku stronach dobrej recenzji, w której Matrix jest jednym z „(…) gnostyckich mitów o duszy, która dzięki wiedzy i miłości uwalnia się z okopów demiurgicznego świata”? Zupełnie nic.

Pliki podróżne

Druga część książki to miniteksty o wszystkim – toalety, gry planszowe, fotografowanie, biblioteki, edukacja Chinek, autostrady, wegetariańskie knajpy, pomniki i segregacja śmieci. Tokarczuk udowadnia, że jest doskonałą obserwatorką ludzi i kultur. Krótkie impresje przypominają nieraz żarty, czy może lepiej karykatury, na najwyższym poziomie. Holandia, Włochy – zderzenia kultur i ludzi. Z tych obserwacji autorka wyciąga trafne wnioski. Porównuje mentalność, kultury, przyzwyczajenia, kwitując wszystko krótkim, często kilkuzdaniowym tekstem na dany temat. Interesujące spostrzeżenia Tokarczuk socjolożki, psycholożki i kulturoznawczyni zdają się wykraczać poza granice geograficzne. Jest kilka uwag, które mogą zaskoczyć – dredy wywodzą się z pojęcia polskiego kołtuna, a słowo „piesi” sprawia, że obcokrajowcy postrzegają nas jako naród walczący o dobro czworonogów. Autorka stawia przed nami ogólne prawdy, zaznaczając ich oczywistość. Trick polega na czym innym – trzeba te oczywistości zagłuszyć, kwestionować i tworzyć alternatywną rzeczywistość; rzeczywistość swoją, lepszą, pełniejszą.

Pstrąg w migdałach

Pisanie to pewien rodzaj władzy, ciągłe powoływanie do życia światów, które źródło mają w nicości. W Polsce są miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc, „polski odpowiednik Stasiukowego środkowoeuropejskiego Babadag”. Nastrój prawdziwego Polaka balansuje od samozachwytu po „melancholijne poczucie niższości”. Odra jest żywą istotą. Wałbrzych i Nowa Ruda są brzydkie, a zdrobnienia „mleczko”, „kawusia”, „bileciki” świadczą według autorki o cieple patriarchalnej polszczyzny. To niektóre smaczki z ostatniej części Momentu niedźwiedzia. Ostatnia partia tekstów to dowcipna, ale i momentami gorzka refleksja na temat miejsc – tych dawnych i tych dzisiejszych. Całość nazwać możemy próbą zbudowania własnego świata, zagnieżdżeniem się w nim i w języku, odnosi się jednak wrażenie, że ten proces nigdy się nie skończy. Przyznaję, że na początku zastanawiałam się, czy nie ma w tym budowaniu alternatywnego miejsca więcej dziecięcej fantazji i poetyckiej imaginacji niż rzeczywistych rozważań dojrzałej kobiety. I dobrze, że nie mam już wątpliwości. Literacka mitologia i poetycka fikcja połączone z krytyczną eseistyką tworzą świat nie naiwny, ale taki, który jest mimo wszystko idealnym miejscem dla wnikliwego, analizującego człowieka, wrażliwego psychologa. Tokarczuk zadaje proste pytania, porusza popularne tematy, na które odpowiada czasami jak pisarka, innym razem jak filozofka, znawczyni etyki, historyk literatury, socjolog i psycholog. Autorka – jak sama pisze – tkwi „w polszczyźnie jak mucha w bursztynie”. Nic w tym złego. Nawet jeśli jej świat funkcjonuje nieco inaczej, nie wpływa to niekorzystnie na artystyczną jakość zbioru. Nie razi mnie ani realizm magiczny, ani delikatna zgoda na to, co jest. Obok Miłosza i Leśmiana pojawiają się Schulz, Tuwim i Flaubert, Arystoteles, Kant czy Plotyn. Zniesiona zostaje granica między kulturą a naturą, męskim a żeńskim, prawdą życia i prawdą literackiego doświadczenia. Nawet pytanie o to, „czy istnieje związek między kolorem ziemi, na której się żyje, a zabarwieniem myśli, snów i uczuć” przestaje dziwić. Pozostaje jedynie zaśmiać się nad lakonicznym, aczkolwiek stylistycznie wysmakowanym i trafiającym w sedno polskiego mitu Małym stronniczym przewodnikiem po Polsce dla Niemców z racji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Bo w naszym kraju około 100 tysięcy osób pisze wiersze, a w jednym mieście tworzyło aż dwoje noblistów. Kraków od lat przecież zachowuje tradycyjny podział: „połowa populacji to artyści, połowa – filistrzy. Dzięki temu dialektycznemu napięciu kwitnie w nim kultura i sztuka”. A i temu, że szczególnie polskie dania to karp po żydowsku, barszcz ukraiński i ruskie pierogi, nie da się zaprzeczyć. Tokarczuk próbuje za wszelką cenę uwrażliwić czytelników na postrzeganie rzeczywistości w sposób alternatywny, wciąga nas w rozważania o subiektywnym doświadczaniu świata. I powtórzę, że nic w tym złego, o ile tworząc alternatywną rzeczywistość, nie wpadniemy – co w przypadku Polaków możliwe – w stan romantycznej iluzji.

Patrycja Rogacz

One Comment

  1. To pierwsza książka Tokarczuk, której zakupu żałuję. Po prostu. Powody są w sumie dwa, jeden trochę bardziej bodący od drugiego.
    Pierwszy to prosta realizacja tezy Czaplińskiego o potrzebie obecności autora na rynku. Jest Tokarczuk, jest dym. Są eseje – super, ludzie się na to rzucą. I rzucili się za cztery dychy, które wydają mi się ceną zawyżoną. Ale to tylko taka moja uwaga studenta-klienta.
    Pierwsza uwaga prowadzi trochę do drugiej – jedynym niepublikowanym do tej pory tekstem Olgi który pojawił się w tym zbiorze jest tytułowe (auto)biograficzne opowiadanie. Reszta wyszła w różnych pismach (głównie w KP – większość na pewno; mój egzemplarz sobie wędruje po znajomych), co zostaje wyszczególnione na jednej z ostatnich stron książki. To też rodzi pewien niesmak – niektóre teksty są po prostu „przejrzałe”; Matrix w kilkanaście lat po premierze czy wspomniany przez Autorkę recenzji Smoleńsk w dwa lata później to coś, co mnie jednak nie przekonuje. Odgrzewanie kotleta – trochę tak.
    W tej książce jest Tokarczuk – to fakt. Jednak względy handlowe sprawiają, że traci ona trochę smak. Rozumiem zamiar wydawniczy, złożenie tych tekstów w kupę. Tylko reszta tak trochę do mnie nie trafia niestety.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *