Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Obłęd jest rzeczą ludzką. Charlesa Bukowskiego „Historie o zwykłym szaleństwie”

390459112_b9ca6ad449
Fot. Creative Commons

some people never go crazy. what truly horrible lives they must lead.

Ch. Bukowski

„Jeśli interesuje was temat szajby, waszej lub mojej, mogę opowiedzieć wam trochę o własnej”[1] – tak Bukowski rozpoczyna opowiadanie Mój pobyt w domku poetów, które znalazło się w zbiorze Historie o zwykłym szaleństwie. „Trochę” wydaje się w tym przypadku niedopowiedzeniem. Pisarz, co nie powinno szczególnie dziwić, bohaterem większości historii czyni samego siebie lub swój porte parole (najsłynniejsze literackie alter ego – Hank Chinaski, choć tę postać na kartach zbioru możemy poznać nie tylko pod takim mianem). Jednak stwierdzenie, że bohaterem tekstów Bukowskiego jest wyłącznie on sam, byłoby sporym nadużyciem. To zresztą proza szczególna: niedbałe, bardzo krótkie formy, które balansują na krawędzi branego na warsztat gatunku i pozostałych konwencji – felietonu czy nawet reportażu/raportu. „Stenogramowy” styl autora Kobiet dobrze oddaje jego pisarską filozofię: ma być prosto, zwięźle i brutalnie szczerze. Zawsze uważałem, że Bukowski jest ciekawszym poetą, niż prozaikiem (choć w tym przypadku to bardzo cienka granica: wiele jego wierszy po usunięciu przerzutni zmieniłoby się w mikro-prozę – i vice versa jeśli chodzi o opowiadania). Nie znaczy to jednak, że w tej prozie nie znajdziemy niczego frapującego.

Na okładce Historii… możemy przeczytać taką oto notę biograficzną: „amerykański prozaik, poeta, scenarzysta, jedna z ikon Beat Generation”. Sam pisarz raczej nie zgodziłby się ze stwierdzeniem o swojej rzekomej beatnikowskiej ikoniczności. Dość często zachodni literaturoznawcy wrzucają Bukowskiego do jednego „literackiego wora” z Ginsbergiem, Kerouakiem czy Ferlinghettim, gdyż jest to po prostu wygodne uproszczenie. Jedną z niewielu prac, które dotykają tego zagadnienia, stanowi relatywnie krótkie studium Jeana-François Duvala Bukowski and the Beats. Jednak parantele/paralele wytropione i zaproponowane przez szwajcarskiego badacza dotyczą głównie kwestii… biograficznych i towarzyskich[2]. Kolejny argument to bezideowość pisarza – podczas gdy większość bitników należała do grupy zaangażowanych lewicowców, Bukowski świadomie odżegnywał się od jakiejkolwiek polityki i ideologii. W Historiach…, których znaczna część powstała pod koniec lat 60-tych, dostaje się intelektualistom sympatyzującym z komunizmem, hipisom, elitom politycznym (z prawa i z lewa), zaangażowanym literatom i poetom. Pisarz nie zajmuje antagonistycznej postawy, po prostu umiejscawia się na światopoglądowym uboczu i stwierdza, że każdy idealizm jest naiwny i niebezpieczny. Oddaję głos samemu zainteresowanemu: „W czasach zwolenników wojny byłem przeciwny wojnie. Nie potrafiłem odróżnić dobrej wojny od złej – do dziś nie potrafię. Byłem hipisem kiedy nie było hipisów; byłem bitnikiem przed nastaniem bitników”[3]. Stefan Adamski słusznie stwierdził:

W gruncie rzeczy Bukowski jest jednak pisarzem bardziej europejskim niż amerykańskim. Nie, nie dlatego, że urodził się w Niemczech (opuścił ten kraj jako dziecko), ale dlatego, że cała jego twórczość wyrasta z tradycji, której początek dał już Francois Villon, a nie Thomas Wolfe, jak wydaje się niektórym ignorantom z kalifornijskich kampusów. Motyw wędrówki bez celu, który tak łatwo wpisuje Bukowskiego w nurt amerykańskiej „literatury drogi”, jest doprawdy zwodniczy. Ten pisarz stąpa po innych bezdrożach, przemierza inne przestrzenie, nie znane dotąd żadnym kartografom, i sam sporządza ich szkice.[4]

Na europejskie „korzenie” literackie Bukowskiego wskazują choćby jego doświadczenia lekturowe, o których bardzo często wzmiankował w swojej twórczości. Céline, Hamsun, Dostojewski – autor Faktotum nie uznaje czegoś takiego, jak „lęk przed wpływem”, jest świadom tego, że własne próby literackie zawdzięcza określonym mistrzom. Myślę, że Bukowskiemu było zdecydowanie bliżej (duchowo i światopoglądowo, nie stylistycznie) do przedwojennych proto-egzystencjalistów niż do tuzów literatury amerykańskiej drugiej połowy wieku. Być może gdyby Hamsun żył w bliższych nam czasach, jego Głód byłby podobny do opowiadań Buka.

Sytuacja Hamsunowskiego głodu (nie tylko fizjologicznego) jest zresztą niezwykle bliska Bukowskiemu i jego bohaterom. Według obiegowej opinii powierzchownych czytelników pisarz wiódł klawe życie członka bohemy-kontestatora, które polegało na nieustannym upijaniu się, bumelanctwie, spaniu z coraz to nowymi i młodszymi kobietami (często „miłośniczkami” jego twórczości) i doznawaniu hedonistycznych uciech. Tymczasem żywot Bukowskiego był przede wszystkim pasmem udręk, nędzy i cierpienia, nieustannego wyobcowania. Pisarz względną stabilizację osiągnął pod koniec życia, podobnie jak rozpoznawalność (która zresztą go drażniła – dał temu wyraz w znakomitym, sarkastycznym wierszu Nareszcie sława). W opowiadaniu Zwierzęta napluły mi do zupy możemy przeczytać: „Szedłem tak przez jakiś czas, niemal bezwiednie. Po głowie krążyła mi mglista myśl o zagłodzeniu się na śmierć. Pragnąłem tylko znaleźć miejsce, w którym mógłbym leżeć i czekać. Nie czułem żalu do społeczeństwa, bo nie byłem jego częścią. Już dawno się z tym pogodziłem” (HOZS 246).

O sytuacji Bukowskiego, który wiódł życie przygnębionego menela, świadczą także częste depresje i próby samobójcze. O niektórych potwornościach pisał wprost, o innych dowiadujemy się z jego biografii. „Cierpiałem na syndrom samobójczy i napady ciężkiej depresji, nie znosiłem tłumów i co najważniejsze, nie wytrzymywałem stania w długich kolejkach po cokolwiek. A właśnie to zaczyna dominować w życiu społecznym: długie kolejki i czekanie nie wiadomo na co. Próbowałem się zagazować, ale nie wyszło”(HOZS 207).

[Ann Menebroker, przyjaciółka Bukowskiego:] Jestem pewna, że czasem marzył o tym, by skończyć ze sobą, przy tym jego piciu i ciągłych powrotach do więzienia. To było straszne życie. Myślę, że pisanie i picie było wszystkim, co go trzymało przy życiu i, tak, myślę, że tego chciał. Całe jego życie było jednym długim samobójstwem.[5]

[Bukowski w liście do Ann] Leżę tu w potwornym ataku depresji. Koniec z piciem. To już za wiele. Więzienie to okropne miejsce. Niemal wpadłem tam w obłęd. Nie wiem, co się ze mną stanie. Nie mam fachu, nie mam przyszłości. Chory, zdołowany, wściekle, ciężko zdołowany. Napisz coś do mnie. Może słowo od ciebie mnie ocali[6].

Historiach…, podobnie jak w całej twórczości Buka, pojawia się wiele fragmentów dotyczących cielesności, zazwyczaj odpychających, „kontrowersyjnych”. Sperma, pot, krew, odbyty, choroby, genitalia, trzewia – to wszystko nie jest wyłącznie tanim, szokującym zabiegiem estetycznym. Skupienie się na cielesności pozwala Bukowskiemu opowiedzieć bardzo wiele o duchowej kondycji człowieka. W jego pisarstwie w radykalny sposób realizują się założenia naturalizmu i turpizmu (znów należałoby wywołać do tablicy Céline’a i Hamsuna). W istocie ta proza jest raportem z walki o własną podmiotowość – pisarz, według autora Listonosza, to wojownik, który musi toczyć boje z samym sobą, by przekuć słabości w siłę. Nieprzypadkowo stukot klawiszy przypomina serię z pepeszy. W wierszu jak zostać wielkim pisarzem pobrzmiewają echa fascynacji Bukowskiego Hemingwayem:

spraw sobie wielką maszynę do pisania
i słysząc kroki w górę i w dół
za swoim oknem

wal w nią
wal porządnie

niech to będzie walka w wadze ciężkiej
uczyń z niej byka, co pierwszy raz wbiega na arenę[7]

Bukowski to nihilista, mizantrop, mizogin i cynik, a jego opowiadania służą w zasadzie jednemu celowi: poświadczaniu żałosności i mizerii ludzkiej egzystencji.

Rasa ludzka zawsze budziła we mnie odrazę. Zasadniczo chodziło o chorobę wewnątrzrodzinnych relacji, obejmującą małżeństwo i dzielenie się władzą i wsparciem, która jak wrzód, jak trąd, zarażała następnie: naszego sąsiada, nasz blok, naszą dzielnicę, nasze miasto, nasz naród… wszyscy chwytali się nawzajem za tyłki ze strachu przed śmiercią, powodowani ogłupiającym instynktem przetrwania. (HOZS 70)

(…) bydło, które postradało zmysły, które było chciwe, samotne, podłe, chamskie, nudne, agresywne, egoistyczne i uzależnione. Niestety, świat był maltretowany przez miliardy ludzi, którzy nie mieli nic innego do roboty, tylko zabijać czas, przy okazji zabijając po trochu innych. ( HOZS83)

Pisarz złorzeczy ludziom i cywilizacji, ale jego literacka filozofia nie sprowadza się wyłącznie do takiego banału. Gdyby Bukowski nie był zbyt leniwy (bynajmniej nie intelektualnie), być może stworzyłby jakąś zgrabną, spójną historiozofię. Na samym początku Historii… uracza czytelnika niemal gnostyckim stwierdzeniem: „-co to jest więzienie? -wszystko jest więzieniem” (HOZS 9). To właśnie więzienia, przytułki, psychiatryki i umieralnie są miejscami, gdzie toczy się prawdziwe życie, są dla Bukowskiego poligonami pisarskimi[8]. Autor Szmiry zdaje się twierdzić, że światem rządzi masowy obłęd, i przez to sili się na specyficzną empatię. Dzięki niej pisarz ujmuje się za ludźmi takimi jak on sam: skrzywdzonymi, odrzuconymi, nieszczęśliwymi, na skraju szaleństwa. Błyska „barokowym” konceptem: wychodzimy z jednej dziury (pochwa), by skończyć w drugiej (grób). Godna pożałowania ludzka egzystencja doprowadza wrażliwych obserwatorów do obłędu i jest przyczyną wstydliwego współczucia, któremu można dać wyraz jedynie za pomocą literatury.

W tym samym czasie w slumsach przybywa wyrzutków i tych, którzy stracili złudzenia; biedota umiera w obskurnych szpitalach, w których brakuje lekarzy; więzienia są tak pełnie nieprzystosowanych i zagubionych, że brakuje prycz i trzeba spać na podłodze. Zapomoga to chwilowy akt miłosierdzia jakiegoś urzędasa, a domy wariatów pękają w szwach, bo społeczeństwo wykorzystuje ludzi, jakby byli tylko pionkami na szachownicy… cudownie jest być intelektualistą albo pisarzem i obserwować te wszystkie subtelności, pod warunkiem, że to nie NASZ tyłek znalazł się w wyżymaczce. Na TYM polega problem z intelektualistami i pisarzami – że odczuwają wyłącznie własną radochę i własne cierpienie. Co normalne, ale i chuj*we (HOZS 168).

Przychodzimy na świat sami i sami go opuszczamy. I większość z nas wiodła samotne, podszyte strachem, kalekie życie. Ogarnęło mnie głębokie przygnębienie. Patrzyłem na te wszystkie żywe istoty, które musiały umrzeć. Patrzyłem na te wszystkie żywe istoty, które najpierw ogarnie nienawiść, obłęd histeria, tępota, lęk, zbrodnia, a potem pustka – pustka w życiu i pustka w śmierci (HOZS 260).

Bukowski zgadza się z Sartrem, że „piekło to inni”, ale jednocześnie przytaknąłby Gombrowiczowskiemu stwierdzeniu: „przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka”. To ludzie byli przyczyną nieszczęść pisarza, ale i jego ucieczką od totalnego obłędu, „budulcem” literackim, który chroni przed szaleństwem: ludzie nieprzystosowani, przegrani na starcie, pozostający na marginesie, niepasujący do rzeczywistości, społeczeństwa czy historii, szukający jednak możliwości porozumienia, miłości i zachwytu nad światem. Taka perspektywa wyrasta z egzystencjalizmu i elementarnej pisarskiej wrażliwości: Bukowski potrzebował gorzały i kobiet, aby wytrwać, ale aby żyć potrzebował przede wszystkim pisania. Ocaleć pomogło mu także przekonanie, że tragizm i komizm muszą się zazębiać. W Historiach… znajdziemy, wbrew pozorom, sporo humoru: czasem czarnego, absurdalnego, wulgarnego albo po prostu głupiego, jednak wciąż zabawnego. Nie raz przy lekturze tych opowiadań zdarzy wam się, podobnie jak i mnie, wybuchnąć gromkim, szaleńczym śmiechem (tylko Bukowski potrafi opisać szmer w krzakach jako stosunek tuzina królików w trocinach, albo opowiedzieć o nocnej wizycie w ogrodzie pełnym rzeźb w taki sposób, że trzeba przerywać czytanie aby się wyśmiać).

Miłość i śmierć, seks, szaleństwo, upijanie się, kace, choroby, rozpacz, odbijanie się od jednego człowieka do drugiego. Banalne, prawda? Ale z takich banałów utkane są nasze życia. Bukowski dobrze o tym wiedział. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak polecić lekturę tych opowiadań. Obyście tylko zbytnio nie oszaleli.

Błażej Szymankiewicz

[1] Ch. Bukowski, Historie o zwykłym szaleństwie, przeł. M. Przybysz, Warszawa 2015, s. 104. Dalsze cytaty oznaczam w tekście skrótem HOZS wraz z numerem strony.

[2] J-F. Duval, Buk et les Beats: essai sur la Beat Generation, suivi d’Un soir chez Buk, entretien inédit avec Charles Bukowski, Paris, Michalon, 1998; korzystałem z wydania czeskiego: Bukowski a beatnici: pojednání o generaci beatniků ; Interview Večer u Hanka doma, přeložila Petra Kudrnáčová, Pragma, Praha 2014.

[3] Ch. Bukowski, Fragmenty winem poplamionego notatnika. Zebrane po raz pierwszy opowiadania, eseje i felietony z lat 1944-1990 pod redakcją Davida Stephena Calonne’a, przeł. R. Sudół, Warszawa 2010, s. 137.

[4] S. Adamski, Posłowie, czyli trochę ponad tysiąc niepotrzebnych słów, których lepiej byłoby nie pisać [w:] Ch. Bukowski, Na południe od nigdzie. Zapiski żywcem pogrzebanego, przeł. L. Ludwig, Szwajcaria 1996, s. 188.

[5] H. Sounes, Charles Bukowski. W ramionach szalonego życia, przeł. M. Rabsztyn, Warszawa 2008, s. 57.

[6] Ibidem, s. 61.

[7] Ch. Bukowski, Noce Waniliowych Myszy. Wybór wierszy, przeł. M. Baran, L. Engelking, M. Kłobukowski, P. Madej, D. Rodziewicz, Warszawa 2014, s. 136. Powyższy fragment w tłumaczeniu Leszka Engelkinga.

[8] Szpitale, więzienia, burdele – oto prawdziwe uniwersytety życia. Mam dyplomy wielu takich uczelni. Mówcie mi „Wasza Magnificencjo” (Ch. Bukowski, Wyznania faceta tak dalece zbzikowanego, że żyje z bestiami [w:] Na południe od nigdzie, s. 169).

Zobacz także:

Exit mobile version