Nie każdy zatem styl piosenkarski może w dowolny sposób korzystać z tekstów poetyckich, autentycznie wartościowych. Oburzał się wprawdzie kiedyś Schäffer, że „(…) dziś byle rozrywkowicz bierze bez żenady teksty najwybitniejszych, np. Tuwima, i robi z nimi, co chce (…)”,niemniej jednak margines swobody „rozrywkowicza” jest dość wyraźnie ograniczony, albowiem śpiewanie znanych utworów poetyckich opłaca się o tyle, o ile zostaną one rozpoznane przez słuchaczy w swej wersji pierwotnej; zniekształcenia muszą być nieznaczne. Piosenka dzisiejsza, korzystając z poezji gotowej, nie jest w stanie jej ani zastąpić, ani – w całości – spopularyzować. Poezja w ostatecznym rozrachunku powinna obronić się sama.
(E. Balcerzan, Przez znaki)
Miniony rok 2011, rok Czesława Miłosza, może najmocniej zaznaczył swoją obecność w muzyce rozrywkowej. Na rynku wydawniczym pojawiło się wiele propozycji, które swoją warstwę tekstową opierały na wierszach rzeczonego poety. W tym szkicu chciałabym przedstawić trzy z nich – najpopularniejsze, najbardziej rozpoznawalne, stworzone przez najbardziej znanych artystów (aż dwie z nich zostały nominowane do tegorocznego Fryderyka w kategorii „piosenka poetycka”). Będą to wydawnictwa: Czesław Śpiewa Miłosza (Czesława Mozila), 7 wierszy Czesława Miłosza (Stanisława Soyki), Księga olśnień (Agi Zaryan). Uważne słuchanie (i czytanie!) każdej z tych płyt będzie dla mnie sposobem na odczytanie różnych strategii rządzących muzycznymi opracowaniami poezji.
Wydawnictwo Czesława Mozila da się scharakteryzować jako wtłoczenie tekstu poetyckiego w ramy tekstu piosenkowego. Jak nietrudno zauważyć, ten drugi jest z jednej strony bardziej uproszczony, lapidarny, a z drugiej – opatrzony opracowaniem muzycznym (które w tym wypadku jest bardzo rozpoznawalne, wpada w ucho, brzmi charakterystycznie, a przez to jest łatwe do zapamiętania). Takie towarzyszenie wymusza pojawianie się powtórzeń, powracanie do tych samych wersów, choćby poprzez sztuczne stworzenie refrenów z niektórych strof. Taka forma sprzyja zrozumieniu, i tak przecież gęstych znaczeniowo, wierszy Miłosza. Jak już napisałam, wielokrotnie jedna ze strof wiersza przyjmuje funkcję refrenu – jest to jeden ze sposobów piosenkowej interpretacji tekstu wiersza – powtarzana zwrotka staje się osią utworu, mamy więc prawo podejrzewać ją o przenoszenie przesłania utworu, zagęszczenie sensów, które stanowią o jego istocie. Tak dzieje się w piosence Do Laury – kilkakrotnie przywołana zostaje wróżba zawarta w jednej ze strof: „W darze weź ptaki i zobacz gwiazdy, miej uśmiech na powitanie. Tylko pamiętaj: powie dzień każdy, kto z nas być wolnym przestanie.”. W ten sposób preferowana jest jedna z interpretacji wiersza, do rangi tematu głównego podniesiony zostaje problem wolności. Mozil używa również innego wariantu powtórzenia – kilkakrotnie przywołuje to samo słowo, np. w piosence A jednak jest to słowo „nadzieja”. To kolejny sposób interpretacji utworu poprzez jego muzyczne opracowywanie.
Swego rodzaju zabiegiem interpretacyjnym wykorzystanym na płycie Czesław Śpiewa Miłosza jest też opracowanie muzyczne – płyta jest nagrana akustycznie, z wykorzystaniem charakterystycznej dla Mozila konwencji teatralnego popu, wykorzystaniem stereotypowych (a więc niosących skojarzenia) opracowań muzycznych – na przykład walczyka, melodii iście kabaretowej, czy piosenki dziecięcej. Pozwala to na zauważenie, jak bardzo obrazy malowane dźwiękiem mogą współgrać z tymi, które są odmalowywane za pomocą słów. Świadome wyzyskanie skrzyżowania konwencji muzycznej i konwencji językowej pozwala na wywołanie oczekiwanych efektów (czasem groteski, niekiedy spójności stylistycznej).
Sam dobór tekstów Miłosza jest u Czesława Mozila, według mnie, bardzo logiczny. Dużo tu utworów, które przywołują przed oczy konkretne sceny, obrazy, barwy, czynności – pozwala to na korespondencję muzyki ze słowem, swoistą ilustracyjność. To, o czym się śpiewa, jest też podkreślone poprzez sam sposób śpiewania. O doborze tekstów warto tu powiedzieć więcej. W przeciwieństwie do Soyki, który wybrał na swoją płytę Miłoszowe „hity” i do Agi Zaryan, która kierowała się kluczem odnalezienia w tekstach bardziej kobiecego, delikatnego nastroju, Mozil kierował się w wyborze prostotą wierszy, ich podatnością na zaistnienie w tak przemijającej i ulotnej formie, jaką jest piosenka. Utwory, które wybrał nie są oczywiście łatwe w odbiorze, pamiętajmy, że to nadal Miłosz, ale jak na tę skomplikowaną i erudycyjną twórczość – wybór uważam za bardzo zasadny. Nie wszystkie znaczenia pomieszczą się w piosence, nie wszystko, co da się przeczytać, da się też wyśpiewać. Potrzeba dużego wyczucia formy, by nie przeładować lapidarnego i prostego z definicji przekazu, by nie zaserwować odbiorcy ciężkostrawnej porcji znaczeń. Czesław Mozil bardzo dobrze wyczuł potrzebę odbiorcy – serwuje mu teksty, które będzie mógł zrozumieć, wyobrazić i unaocznić sobie podczas krótkiego przesłuchania. To, że teksty te opracowane są w sposób charakterystyczny tym bardziej przemawia za takim doborem materiału literackiego. A o czym są teksty? To przede wszystkim obrazki, wiersze, które formułują swoje przesłania za pomocą opisu, kreowania barwnych i rozpoznawalnych sytuacji nakreślonych kilkoma sprawnymi kreskami. Poetyckość tych tekstów broni się sama przez się, przez osobę autora i jego kunszt. Piosenkowość odnalazł w nich Mozil i to wydaje mi się najważniejszą jego zasługą.
Dodanie do tekstu melodii i rytmu ma jeszcze inną funkcję (prócz wyprofilowania w stronę interpretacji). Pozwala na uczynienie poszczególnych wersów bardziej rozpoznawalnymi. Wiersz zapada w ten sposób w pamięć, muzyka niesie znaczenia, przywołuje je, ułatwia zapamiętanie. Pełni więc tutaj funkcję mnemotyczną. To dzięki temu tekst nabiera jeszcze mocniej wymiaru piosenkowego. Melodie Mozila są właśnie takie: wpadają w ucho, podają znaczenia niemal na tacy, ułatwiają odbiór. Charakterystyczne rytmy, odpowiednio wyraziście dobrane instrumenty (nie mogło zabraknąć typowego dla artysty akordeonu, pojawiają się wyraziście brzmiące instrumenty akustyczne). Sam śpiew jest tu też dopasowany do przekazu – baczny, uważny, delikatny, niewychodzący przed tekst, możliwie najbardziej dokładny dykcyjnie. Wszystko po to, by oddać pierwszeństwo słowu. Warto dodać na marginesie, że samo wydawnictwo płytowe jest w tym wypadku piękne – każdemu tekstowi towarzyszy obraz autorstwa Mariusza Kaczmarka. Obrazy te doskonale wpisują się w klimat całej płyty i pozwalają na stworzenie kolejnej płaszczyzny interpretacji, przekaz zyskuje jeszcze jeden, dodatkowy kanał.
Opracowanie wierszy Miłosza, którego dokonał Stanisław Soyka również bardzo mocno wykorzystuje konwencję ilustracyjności. Już na początku wita nas sekwencja dźwięków przełączanych kanałów telewizyjnych. Potem, dysonansowo, śpiewowi towarzyszą skrzypce, tekst jest niemal deklamowany – jest to wiersz Stary człowiek ogląda telewizję. Tekst jeszcze mocniej wysuwa się tu na pierwszy plan, trochę w oddaleniu towarzyszą mu wspomniane skrzypce, gdzieś majaczy dźwięk trąbki. Wiersz to ważny, rysuje bowiem przesłanie całej płyty – ironicznym, specjalnie wymodelowanym głosem Soyka niemal mówi na końcu – „więc niezupełnie nam się ta ziemia podoba i właśnie do tego moglibyście układać muzykę i słowa.” Autotematyzm, zwrócenie się ku tekstowi, ku piosence, ku twórcy. To nie jedyny tego rodzaju utwór na płycie.
Na krążku Soyki pojawił się gościnnie (wspominany wyżej) Czesław Mozil, który razem z kompozytorem muzyki śpiewa tekst Miłosza Na cześć księdza Baki. Trzeba tu powiedzieć, że w tym wypadku poezja śpiewana przybiera formę radiowego hitu, tak bardzo sugestywna jest melodia, tak wpada w pamięć powtarzany wielokrotnie wers: „Co robi otchłań – otchłań czeka”. Przy tej okazji warto nadmienić, że Soyka przystosował tekst do formy piosenkowej, zamieniając nieco kolejność wersów, dobudowując powtórzenia, by frazy były rytmiczne i symetryczne. To bardzo świadomy zabieg – opracowanie muzyczne „lubi” symetrię, paralelizm, powtarzalność. Zarówno Mozil, jak i Soyka dobierają do opracowań muzycznych te teksty, które zawierają rymy, najczęściej sylabiczne, pomagają przez to w dobudowaniu warstwy dźwiękowej, gdyż sama organizacja językowa jest tu brzmiąca.
Płyta Soyki jest naznaczona doświadczeniem w śpiewaniu ambitnych tekstów. Pojawia się tu sielankowy (zarówno w warstwie tekstowej, jak i warstwie muzycznej) obrazek, pojawia się – znów – opracowanie tekstu – przesłania – Jasności promienistych, które zostają zostawione na koniec. Dobre życzenia dla człowieka, dla ludzkości, wiara w jasność i dobro, z tym zostawia słuchaczy Soyka. Poezja śpiewana? Jak najbardziej. Głos wysuwa się tu na pierwszy plan, melodie znów niosą tekst, nie przeszkadzają mu. Błędem wielu kompozytorów, którzy piszą muzykę do wierszy, jest nakładanie zbyt skomplikowanej melodii, dobudowywanie warstwy, która utrudnia, a nie ułatwia odbiór i tak już skomplikowanego tekstu. Soyka nie wpadł w tę pułapkę, muzyka jest tu nośnikiem, nie przyćmiewa przesłania. Nie sposób też oprzeć się wrażeniu, że Soyka wybiera najbardziej reprezentatywne teksty Czesława Miłosza, te, które są znane, które robią największe wrażenie. Być może jest to podyktowane doświadczeniem – to, co znamy, odbieramy łatwiej i chętniej.
W przeciwieństwie do wyżej opisywanych płyt, Księga olśnień Agi Zaryan kładzie nacisk na nastroje, a nie na same sensy, stara się przekazać kobiecą i delikatną stronę poezji Miłosza. Wiersze są dobierane nie według formy, prostoty przekazu – kluczem wydaje się tu raczej nastrój, ulotny klimat, jaki tworzą wiersze. Nie są one nawet symetryczne, nie ma tu rymów, powtarzalności. Za tą teorią przemawia również fakt, że połowę płyty stanowią teksty poetek, które w jakiś sposób były Miłoszowi bliskie, które go inspirowały, które tłumaczył i cenił. Są to wiersze Jane Hirshfield, Denise Levertov, Anny Świrszczyńskiej. Analizowanie w tym miejscu związków między Miłoszem a tymi poetkami wydaje mi się bezzasadne. Ważniejsze jest to, o czym są wszystkie zawarte na krążku wiersze. A wiersze mówią o zasypianiu, o letniej nocy, o jesiennej pigwie, odpoczywaniu w ciemności. Bardzo to kobiece, bardzo ułatwia dobór instrumentów, klimatu. Nie ułatwia jednak zorganizowania całości w sposób muzyczny. Rwane frazy, nierówność, wieczna zmienność. To najmniej „piosenkowa” z trzech omawianych przeze mnie płyt – właśnie przez ten brak symetrii, przez odchodzenie od formy piosenki, rozciąganie jej. Często płyty słucha się z trudem, stawia ona duże wymagania, zarówno muzyczne, jak i tekstowe. Czasem to za dużo na trzy minuty – jednocześnie zrozumieć wiersz i to, co mu towarzyszy. Niewątpliwym atutem płyty pozostaje jednak niepowtarzalny nastrój i klimat. Wydawnictwo Agi Zaryan jest bardziej płytą jazzową niż płytą ze śpiewaną poezją. Nie jest to ani zarzut, ani pochwała – konwencja to jednak bardzo trudna. Nawet tak znany wiersz, jak Piosenka o końcu świata, podany zostaje mocno jazzowo i nierówno, a tak chciałoby się tu czegoś, co trzyma nas – słuchaczy przy tekście. Powtórzenia, melodii…
Podsumowując – poezję można zaśpiewać na bardzo wiele sposobów, choćby tak, jak na trzech opisanych przeze mnie płytach. Nie trzeba wspominać, że każde podjęcie się opracowania wiersza jest chwalebne i warte docenienia. Zawsze jest to, bowiem forma popularyzacji tego rodzaju twórczości, pozwala ona na dotarcie do szerszej grupy odbiorców – nie od dziś wiadomo, że muzyka ma moc niesienia słów. Śpiewając poezję warto jednak chyba pozostać przy starej, ale dobrej praktyce – w tym wypadku to muzyka powinna służyć słowu, pomagać mu, a nie przeszkadzać. Wypośrodkowanie pomiędzy taką postawą a twórczą i niebanalną interpretacją jest tu chyba najtrudniejszą rzeczą. Przypominając fragment cytatu, które uczyniłam mottem tego tekstu – poezja w ostatecznym rozrachunku powinna obronić się sama.
Monika Parczyńska