Na Mazury, Mazury, Mazury
popływamy tą łajbą z tektury…

Kiedy zaczynają się ponure jesienne dni, z mazurskich jezior znikają charakterystyczne białe punkty, przycumowane łódki zostają uprzątnięte i przygotowane na długie zimowanie, powoli wyciszają się portowe knajpy. Żeglarze rozjeżdżają się po Polsce, chowają na dno szafy kalosze oraz sztormiaki i przez kilka miesięcy żeglują tylko w snach.

Czas mija szybko – tylko przez pierwszy tydzień wydaje się, że do następnego sezonu jeszcze cała wieczność, potem już leci. Ale przychodzą takie wieczory, kiedy doskwiera tęsknota, którą trudno znieść. Chciałoby się zamknąć oczy i usłyszeć szum wody, poczuć to lekkie bujanie, kiedy wieczorny wiatr porusza stojącymi w porcie łódkami, przysiąść się do towarzystwa siedzącego po turecku na pomoście, napić się wina prosto z butelki i podać je dalej. A potem śpiewać do rana, kiwać się przy dźwiękach gitary i zapomnieć, która jest godzina. Pogrążony w nostalgii żeglarz ma dwa wyjścia: może przez całą noc słuchać szant ze starej, obdrapanej płyty, oglądać na komputerze zdjęcia z minionych wakacji i wzdychać nad losem współczesnego człowieka zamkniętego w klatce wielkiego miasta i oddalonego od tego, co naprawdę kocha. Ale może też wykonać kilka szybkich telefonów, wpakować do kieszeni trochę gotówki i ewentualnie paczkę papierosów, a potem złapać autobus, który zawiezie go tam, gdzie przez kilka godzin będzie czuł się jak w domu.

Żeglarz ze stolicy ma do wyboru kilka takich miejsc, ponieważ tawern w Warszawie nie brakuje.

Taverna 10B

Knajpa mieści się przy ulicy Racławickiej 139. Skojarzenie ze stacją Metro Racławicka jest błędne o jakieś pół godziny niezbyt przyjemnego spaceru – dojazd jest więc raczej kłopotliwy. Tawerna znajduje się w niezbyt przyjemnie wyglądającym budynku. Żeby się do niej dostać, trzeba otworzyć bardzo ciężkie drzwi i wspiąć się po schodach, które przywodzą na myśl sceny z gangsterskich filmów. Na piętrze znajduje się taras z kilkoma stolikami przeznaczonymi dla wielbicieli świeżego powietrza oraz kolejne drzwi, które prowadzą już bezpośrednio do lokalu.

Do środka wchodzi się po czymś na kształt mostku. Po lewej stronie od wejścia znajdują się scena i toalety, po prawej zaś – bar. Reszta przestrzeni zajęta jest przez stoliki oraz, tak zwany, parkiet, który każdego, kto w tańcu lubi mieć dużo miejsca, doprowadza do ataku śmiechu. Wystrój Taverny 10B ma przypominać oczywiście okręt. Ten typowy motyw urozmaicony jest kilkoma elementami, które mówią co nieco o poczuciu humoru właścicieli. Po pierwsze – tabliczka na ścianie za sceną, która informuje, że nie wolno karmić artystów. Bardzo zapobiegliwie, ponieważ najczęściej rozochoceni żeglarze pragną „nakarmić” wykonawców piwem, co wiadomo, jak może się zakończyć. Po drugie – napisy na drzwiach toalety. Łazienka męska jest druga w kolejności i informuje nas o tym napis „Żeglarze”. Łazienka damska opatrzona jest napisem „Żaglówki”. Wygląda na to, że dla żeglarek zabrakło miejsca. Po trzecie – gong sponsora, który znajduje się na barze. Ten element akurat może się okazać mało zabawny, ponieważ barmanki skrupulatnie pilnują, żeby ten, kto w ów gong uderzy, postawił potem kolejkę wszystkim, którzy się o to upomną. A takich z pewnością znajdzie się sporo.

Taverna 10B czynna jest w godzinach 17.00 – 2.00 (najczęściej trochę dłużej), koncerty zaczynają się o 21.00, w niedzielę o 20.00, i wstęp na nie jest bezpłatny. Warto wcześniej zarezerwować stolik, ponieważ knajpa, mimo że młoda, jest bardzo popularna, a występy znanych zespołów gromadzą tłumy. Wtedy właśnie dostrzec można niezwykły klimat tego miejsca, kiedy to pary, które nie zmieściły się na ciasnym parkiecie, tańczą gdzieś przy barze albo między stolikami, a barmanki nie nadążają z nalewaniem piwa, którego cena jest całkiem znośna (za pół litra trzeba zapłacić od 6 do 8 złotych, w zależności od marki). Jedzenie też jest dość smaczne i w sensownych cenach, jednak żadna miła kelnerka nie przynosi go do stolika, ponieważ w lokalu króluje samoobsługa.

Przechyły

Klub żeglarski Przechyły znajduje się przy ulicy Cieszyńskiej 6, niedaleko Metra Wilanowska. Można się trochę zgubić między blokami, ale dotarcie tam nie stanowi dużego problemu. Lokal jest dość duży – oprócz zasadniczej sali jest jeszcze salka przejściowa, z której, co prawda, nie widać sceny, ale zawsze jest to jakieś dodatkowe miejsce. Ściany pomalowane są na intensywny, niemożliwy do określenia kolor. Stoły i elementy dekoracyjne są drewniane. Z lewej strony baru, na podwyższeniu, znajdują się dwa stoliki otoczone altanką, co budzi miłe skojarzenia z portowymi knajpami na wolnym powietrzu. Parkiet jest oczywiście śmiesznie mały, na trasie tancerzy stoi, niczym przeszkoda, na siłę upchnięty dodatkowy rząd stolików – jest on główną przyczyną licznych siniaków na dziwnych częściach ciała, które żeglarze odnajdują dzień po imprezie. To chyba jeden ze specyficznych uroków tego typu miejsc, na które się narzeka, ale które wspomina się zawsze z uśmiechem i łezką w oku. Bardzo miłym akcentem w wystroju są wiszące na ścianach telebimy, na których puszczane są filmy z rejsów organizowanych przez właścicieli lokalu..

Piwo w Przechyłach kosztuje 7 lub 8 złotych, a ponadto bar oferuje bardzo szeroki wybór mocniejszych alkoholi. Jedzenie jest smaczne i niezbyt drogie. W tej tawernie koncerty zaczynają się o 21.00, natomiast niedziela jest wyjątkowo atrakcyjnym dniem, kiedy to „bierzemy bębny, gitary i fujary i śpiewamy z Przechyłami”. Każdy może więc poczuć się w tej knajpie gwiazdą szantowego grania.

Korsarz

Niedawno otwarta tawerna znajduje się przy ulicy Gostyńskiej 45, niedaleko Obozowej. Korsarz różni się od innych tego typu miejsc, ponieważ dysponuje naprawdę dużą przestrzenią. Knajpa zajmuje cały wolno stojący budynek, składa się z sali połączonej ze sceną, antresoli, podziemia, tarasu i ogródka. Piękny wystrój wnętrza nie odbiega od standardów – przywodzi oczywiście na myśl okręt, ale widać tu większe możliwości finansowe twórców. Wzrok przykuwa scena, nie tylko przez wzgląd na grające na niej zespoły, lecz także dlatego, że wygląda jak najprawdziwsza żaglówka i stanowi małe dzieło sztuki. Ceny są raczej typowe – piwo kosztuje 7 lub 8 złotych za pół litra, bar oferuje również dość duży wybór drinków.

Lokal, mimo że wymuskany i nie do końca odpowiadający temu, co zwykle reprezentują sobą tawerny, naprawdę robi wrażenie i ma szanse zagościć na stałe w sercach żeglarzy.

Gniazdo Piratów

Gniazdo Piratów to miejsce wyjątkowe, miejsce legenda. Znajduje się przy ulicy Ogólnej 5, blisko Metra Słodowiec. Mieści się w małym i niskim budynku, przed którym stoi drewniana łódka: motyw pojawiający się na wielu zdjęciach, inspiracja dla scenek rodzajowych, a dla niektórych – miejsce chwilowego spoczynku. Gniazdo jest małe, ciemne, zadymione i niezbyt czyste – kwintesencja tego, czym tawerna być powinna. Do dyspozycji jest salka z barem, sala ze sceną i mała wnęka ze stołem bilardowym.

Ci, którzy chcieliby zobaczyć, co dzieje się na scenie, muszą koniecznie zarezerwować stolik 1 lub 6. W przeciwnym razie będą musieli liczyć się z tym, że zostaną obstąpieni przez nieszczęśników, dla których nie starczyło miejsc siedzących, i nie zobaczą absolutnie nic oprócz podrygujących ciał pochłoniętych zabawą żeglarzy. Parkiet w Gnieździe jest mały, dlatego najczęściej gdzieś w połowie imprezy ludzie zaczynają tańczyć na stołach i ławkach. Nikomu to nie przeszkadza, bo miejsce ma naprawdę niezwykły klimat, który udziela się każdemu. Tylko tutaj można spotkać panie w wieku naszych babć, które kręcą biodrami w rytm Hiszpańskich dziewczyn i rumienią się niczym piwonie, podśpiewując Szantę dziewicy. Tylko tutaj można zamówić tubę piwa, która stanowi atrakcję każdej imprezy i pozwala spróbować, jak pije się prosto z nalewaka. Tylko tutaj czyjeś urodziny stają się sprawą wszystkich obecnych, powodem licznych toastów, chóralnego śpiewu, przypadkowych uścisków i buziaków.

Chociaż jedzenie nie jest zbyt dobre, a barmanki są niemiłe, Gniazdo Piratów jest tą tawerną, którą większość żeglarzy wymienia zwykle na pierwszym miejscu. Nigdzie nie ma takiej niezwykłej atmosfery, która nie zmienia się mimo upływu lat; nigdzie w Warszawie żeglarz, żeglarka ani żaglówka nie poczują się tak bardzo u siebie.

* * *

W doborze tawerny można sugerować się ceną piwa, łatwością dojazdu, sympatią do grających zespołów lub wystrojem miejsca. Cokolwiek jednak pokieruje żeglarzem, którekolwiek miejsce wybierze, ważne, że przez chwilę znowu poczuje tę niezwykłą atmosferę, zakołysze się w starym i dobrze znanym rytmie, przybije piątkę z innymi rzuconymi na ląd rozbitkami. Tego w żadnej z wymienionych (i niewymienionych) warszawskich tawern z pewnością mu nie zabraknie.

Asia Dobosiewicz

foto: tiarescott / flickr.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *