Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Spotkanie z samym sobą. Ojciec i syn jako nierozłączna jedność

Ilustracja: Łucja Stachurska

Trawka, kokaina, amfetamina. To świat Nica. Sprawa się jednak komplikuje, kiedy do gry wchodzi ojciec pilnujący prawa moralnego. Film traktuję jako opowieść o wkraczaniu w dorosłość. Pytanie, czy jedynie syna.

Mój piękny syn Felixa Van Groeningena to historia Nica, który uzależnia się od narkotyków. Od początku w centrum akcji osadzona jest również postać ojca. We wstępnej fazie filmu pyta on lekarza, jak może pomóc synowi. Kieruje je też do nas. Subtelny chwyt zastosowany przez reżysera podpowiada, że nie chodzi tu tylko o problem uzależnienia konkretnej jednostki. Mówi o czymś więcej: o spotkaniu z samym sobą. O momencie wkraczania w dorosłość i o próbach uporania się ze stratą.

Początkowa scena to konwencjonalna retrospekcja: rzeczywistość ukazywana jest z perspektywy ojca, gdy w pobliżu brak syna. Narastający niepokój, cisza i noc. Ojciec samotnie przechodzi z ciemności do światła. Nastaje dzień, który kieruje swój reflektor na zdjęcia nieobecnego syna. Nagle ukazuje się nam kadr na tle ogromnej szyby, stanowiącej wewnętrzne zwierciadło bohatera. Ilekroć będzie on się mierzył z własnymi rozterkami, przemyśleniami, to zobaczymy go właśnie w tej przestrzeni, bądź na zewnątrz, w otoczeniu natury.

Na świat ojca – oprócz Nica – składają się też inne postacie, partnerka Karen, dwójka dzieci z drugiego związku. Relacja ojca z synem wydaje się niewyrażalna w słowach. Ten, który wyznacza zasady, projektuje także postać ucznia i kieruje jego losami. Zostajemy dopuszczeni do wspomnień ojca o pięknym synu. Najczęściej są to obrazy odnoszące się do szczęśliwych czasów, kiedy Nic znajdował się pod rodziecielską opieką. Wszystko zmienia się w ciągu roku, za sprawą narkotyków.

Małe, ciemne przestrzenie, w które wplątany został Nic, kontrastują z rozległymi, otwartymi, przynależącymi ojcu. Natura stanowi łącznik pomiędzy tymi dwoma odmiennymi światami. W momentach konfrontacji bohaterowie widoczni są na przykład w ogrodzie, na drodze, ale również w miejscu dosyć znaczącym: w samochodzie. W mojej pamięci kumulują się obrazy z Powrotu Zwiagincewa, gdzie uczeń i mentor spotykają się właśnie w przestrzni mobilnej. To właśnie tutaj rodzi się siła relacji bohaterów. W samochodzie Nic zwierza się z prób sięgania po trawkę i wymiotuje po zażyciu środków odurzających. Przestrzeń ta staje się również światem wewnętrznym postaci.

Interesujące są zabiegi zapowiadające nadejście ciężkich chwil. Moment, w którym ojciec pozostawia syna samego w ośrodku, przypomina zaprzedanie duszy diabłu. Jest to też próba odcięcia ojcowskiej pępowiny i wprowadzenia syna w dorosłość. Dlatego też, gdy Nic wstępuje po schodach ku górze, wiemy, że do tego, co było, już nie ma powrotu. W pozycję rodzicielskiej opieki wkracza niezależność i odpowiedzialność za własne postępowanie.

Światło jest kolejnym znaczącym – powiedzmy – bohaterem tego utworu. Już w momencie, kiedy syn spożywa posiłek w ośrodku, dostrzegamy postać, a właściwie jej twarz, oświetloną do połowy i resztę tkwiącą w cieniu. Nic to postać przedstawiona na styku dwóch światów, a to pozwala też myśleć, że przechodzi przemianę, a może nawet przemiany. Dosyć często będzie lawirował pomiędzy jasnością i ciemnością, jak na przykład w scenie, kiedy zażywa amfetaminę. Iluminacje świateł przeplatają się z czernią wieczoru. Nic przechodzi metamorfozę i przeistacza się w zwierzę nocy. Staje się otępiały i nerwowy zarazem. Gdyby w tym momencie zakończyć fabułę, samonawrócenie byłoby nie do pomyślenia. Wszystko zmienia się dzięki przemianie ojca.

Polskie tłumaczenie tytułu (Mój piękny syn) delikatnie odbiega od oryginału (The Beautiful Boy). Czy zniekształca sens? Uważam, że wnosi dwoistość, która nie została wyrażona w sposób bezpośredni w pierwowzorze. Opowieść snuta jest, przynajmniej od początku, z punktu widzenia ojca. To on projektuje obraz syna. To on przechadza się samotnie po pokoju. Takie ujęcie pozwala dostrzec nie tylko relację, jaka łączy obu bohaterów, ale także przemianę, której zostają poddani prawie równocześnie. Oczywiście w filmie dochodzi do przeskoku i w miejsce opowieści snutej przez ojca otrzymujemy ciąg doświadczeń Nica. Kulminacyjnym momentem jest próba przedawkowania narkotyku przez bohatera. Sam w obskurnej łazience podaje sobie zabójczą dawkę i wije się w konwulsyjnych skurczach, co jeszcze bardziej potęguje aria słyszana w tle sceny.

Świat rozpada się na dwoje, ale w końcu znów się zrasta. Bohaterowie powtórnie stanowią jedną istotę. Ojciec podtrzymuje ledwo poruszającego się syna i razem wychodzą na „powierzchnię”, do świata natury oblanej zewsząd światłem. Dochodzi oczywiście do zatoczenia kręgu i zakończenia wewnętrznej wyprawy. Płacz Nica symbolizuje ponowne narodziny i gotowość do dorosłego życia. Słowa: To już nie jesteśmy my, wypowiedziane przez mentora w chwili rozpadu, odchodzą już w niepamięć i ustępują miejsca nowemu „my”.

Mój piękny syn to również opowieść o odejściu, o próbach zmagania się z utratą. Akceptacja niezależności syna i wkroczenia jego w wiek pełnoletniości jest w tym przypadku największym wyzwaniem dla ojca. Gdy docierają do niego słowa wypowiedziane przez partnerkę, Nie możesz mu pomóc, bohater uzewnętrznia swój głęboko osadzony gniew i zaczyna krzyczeć, co odpowiada krzykowi Nica. Także syn poddawany jest próbom odpowiedzialności za własne czyny. Kiedy znajduje się sam na środku drogi, zwraca się o pomoc do ojca i otrzymuje odmowę. Po próbie samobójstwa dochodzi do akceptacji utraty tego, co było, ale rodzi się chęć podjęcia pracy nad nowym „my”.

Mój piękny syn odbieram jako film, który dosyć subtelnie mówi o problemie uzależnienia. Nie zostajemy zadręczani obrazami nakłuwania żył czy ciągłego zażywania narkotyków, jak w innych utworach o podobnej tematyce. Doceniam osadzenie w roli Nica Timothee’go Chalameta, który coraz pewniej stawia kroki na scenie światowego kina (por. Tamte dni, tamte noce, 2017). Poza cudownymi obrazami przestrzennymi oraz muzyką, towarzyszącej bohaterom jedynie w momentach wewnętrznych rozterek i napięć, warto docenić tonację ciszy, w jakiej utrzymany został film. Dzięki temu mamy możliwość zatrzymania i spotkania się z samym sobą.

Paulina Załuska

Exit mobile version