Poniższy krótki szkic o Lalce będzie poświęcony jednej alegorii. Po raz pierwszy Wokulski myśli o niej podczas spaceru po Powiślu. Jest to więc alegoria, którą chciałabym nazwać wewnętrzną wobec świata powieściowego. Alegorii takiej nie ukuwa narrator, ale bohater, on sam ją przedstawia i interpretuje. W ten sposób zostaje ona podporządkowana ramom realizmu. Najłatwiej pokazać to już na omawianym przeze mnie przykładzie:

Nad samym brzegiem Wisły leżał stos belek. Wokulski uczuł znużenie, siadł i patrzył. W spokojnej powierzchni wody odbijała się Saska Kępa, już zieleniejąca, i praskie domy z czerwonymi dachami; na środku rzeki stała nieruchoma berlinka. Nie większym wydawał się ten okręt, który zeszłego lata widział Wokulski na Morzu Czarnym, unieruchomiony z powodu zepsucia się machin.

Leciał jak ptak i nagle utknął; zabrakło w nim motoru. Spytałem się wówczas: a może i ja kiedyś stanę w biegu? – no, i stanąłem. Jakież to pospolite sprężyny wywołują ruch w świecie: trochę węgla ożywia okręt, trochę serca – człowieka…

Po pierwsze, przedstawione przedmioty pojawiają się w opisie nie ze względu na przypisywane im znaczenie symboliczne, ale ze względu na obecność w opisywanym miejscu i czasie. Nieruchoma berlinka na Wiśle zostaje wspomniana, ponieważ patrzy na nią i myśli o niej bohater. W tym przypadku zresztą sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo statek na Wiśle jedynie przypomina Wokulskiemu statek na Morzu Czarnym i to, co pomyślał, kiedy widział tamten. Po drugie, to sam bohater sprawia, że dany przedmiot nabiera znaczenia symbolicznego, staje się częścią alegorii. Wokulski pierwszy raz porównuje siebie do okrętu na wojnie w Bułgarii, potem zaś wraca do tego porównania, najpierw pod wpływem widoku nad Wisłą, później już (będzie jeszcze mowa o odpowiednim fragmencie) i bez niego. W ten sposób otrzymujemy realistyczny opis rzeczywistości, a przy tym ukazana zostaje skłonność bohatera do nadawania symbolicznych znaczeń elementom rzeczywistości, szukania analogii i tworzenia metafor. Narzuca się przypuszczenie, że narrator unika odpowiedzialności za alegoryzowanie, przerzucając ją na bohatera.

Należałoby się zastanowić, czy podobny zabieg jest stosowany w Lalce częściej. Wydaje się, że Wokulski wiele razy porównuje historie, sytuacje, obrazy do swojego losu i swojej miłości. Tak dzieje się na przykład z legendą o zamku zasławskim opowiedzianą przez Węgiełka. Po jej wysłuchaniu Wokulski powie do Izabeli: „Obudzisz się, ty moja królewno…?”. W ten sposób to on niedwuznacznie przeprowadza paralelę między legendą a swoim losem, czytelnik może uzupełniać to zestawienie, ale nie może go sam odkryć. Zdaje się, że podobny zabieg chroni niektóre porównania przed tym, by nie stały się zbyt oczywiste. Sytuacja barona Dalskiego zakochanego w Ewelinie jest w prosty sposób podobna do sytuacji Wokulskiego. Nie chodzi jednak o to, by czytelnik zauważył to podobieństwo, ale o to, że zauważa je sam Wokulski, dzięki czemu może zastanawiać się nad swoją sytuacją, przyjmować to podobieństwo lub nie, a czytelnik może obserwować jego reakcję. Z podobnym przypadkiem mielibyśmy do czynienia, kiedy Wokulski opowiada pani Stawskiej historię dwóch przyjaciół z Odessy i Tobolska. Po jego wyjściu pani Stawska myśli: „Z nami tak nie będzie!…”. A więc sama Stawska zdaje sobie sprawę, że historia odnosi się do jej sytuacji. Czytelnik może szukać szczegółowych wykładni, ale przede wszystkim pozostaje mu zinterpretować nie samą opowieść, ale reakcję Stawskiej na nią. Wreszcie taki sam mechanizm widzimy w wypadku alegorii tworzonych przez Rzeckiego. Opisawszy, jak Wokulski wydobył się z piwnicy Hopfera bez pomocy drabiny, mówi:

Proroczy wypadek!… bo i do dziś dnia Stach ciągle tylko wydobywa się na wierzch. I Bóg wie, co by dla kraju mógł zrobić taki jak on człowiek, gdyby na każdym kroku nie usuwano mu schodów, a on nie musiał tracić czasu i sił na samo wydzieranie się do nowych stanowisk.

Sama w sobie alegoria wydaje się banalna, jednak zmienia to podanie bezpośredniej wykładni obrazu przez Rzeckiego – przedstawiono tu przede wszystkim jego sposób myślenia o losach Wokulskiego. Można by także zastanowić się, czy scena z lalkami Rzeckiego nie podlega w pewnym sensie, choć niewątpliwie w mniejszym stopniu, podobnemu mechanizmowi. Przecież napatrzywszy się na nie, sam stary subiekt

szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził go pustym sklepie, a za nim jego brudny pies.

„Głupstwo handel… głupstwo polityka… głupstwo podróż do Turcji… głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy….”.

A więc przełożenie obrazu lalek na życie ludzkie dokonuje się w myślach Rzeckiego.

Zatem rozmaite alegorie czy też analogie w Lalce i ich interpretacje nie zostają naddane światu przedstawionemu, ale są tworzone przez bohaterów, którzy chętnie czytają świat przez pryzmat własnych losów. Co nie oznacza, że tracą przez to swoją ważność. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że zwłaszcza niektóre z nich, te powtórzone kilka razy lub szczególnie wyraziste, są czymś więcej niż tylko zapisem myśli i słów bohaterów, pełnią ważną funkcję w konstrukcji powieści i są częścią pytań zadawanych przez nią czytelnikowi. Dlatego właśnie – uważam – warto przyjrzeć się myślom, które przychodzą Wokulskiemu do głowy na widok zepsutego okrętu i przetworzeniom tego motywu lub innym podobnym motywom w powieści.

Sprężyny i marionetki

Jakież to pospolite sprężyny wywołują ruch w świecie: trochę węgla ożywia okręt, trochę serca – człowieka…

Z tego zdania wybiorę trzy elementy i przyjrzę się ich funkcjonowaniu w powieści. Pierwszym z nich będzie sprężyna jako określenie mechanizmu wywołującego ruch, drugim sam ruch jako pewna właściwość jednostki i świata, trzecim serce, które zdaniem Wokulskiego ma być taką właśnie sprężyną w człowieku.

Sprężyna to przede wszystkim mechanizm. Takie znaczenie najdobitniej utrwala scena, w której Rzecki przygląda się nakręcanym – więc właśnie działającym na sprężynę – zabawkom:

Hi! hi! hi! dokąd wy jedziecie, podróżni?… Dlaczego narażasz kark, akrobato?… Co wam po uściskach, tancerze?… Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo!… a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!…

Marionetki!… Wszystko marionetki!… Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko, co im każe sprężyna, taka ślepa jak one… 

W drugim przytoczonym fragmencie (z końca powieści) to, co możemy sobie tylko dopowiadać na początku, zostaje wyartykułowane wprost. Sprężyna jest ślepa, równie ślepa jak to, co wprawia w ruch.

Na marginesie można dodać, że kilkakrotnie w powieści porównanie „jak sprężyna” określa pewną właściwość dynamiki ruchu postaci (Rzecki: „zrywa się z łóżka jak sprężyna”, pani Wąsowska: „Końcem nogi oparła się na ręku stangreta i jak sprężyna rzuciła się na siodło”, a hrabia Liciński: „Wstał z krzesła jak automat [podkr. – H.M.] na sprężynach”).

W dwóch jeszcze scenach sprężyna wspomniana jest metaforycznie. Zauważmy jednak, czym jest ona tym razem. Adwokat księcia mówi do Wokulskiego o arystokracji:

Oryginały to są, jak pan widział, ale ludzie dobrych chęci… Chcieliby coś robić, mają nawet rozum i ukształcenie, ale… energii brak!… Choroba woli, panie: cała klasa jest nią dotknięta… Wszystko mają: pieniądze, tytuły, poważanie, nawet powodzenie u kobiet, więc niczego nie pragną. Bez tej zaś sprężyny, panie Wokulski, muszą być narzędziem w ręku ludzi nowych i ambitnych… My, panie, my jeszcze wielu rzeczy pragniemy – dodał ciszej. – Ich szczęście, że trafili na nas…

A więc sprężyną zostają tu nazwane trzy rzeczy: energia, wola i pragnienie. W jaki sposób odnieść to do sprężyny jako ślepego mechanizmu równie mechanicznego ruchu? Powstaje pewna sprzeczność i pytanie: czy nasze pragnienia, będące taką sprężyną, nie zależą właściwie od naszej woli – albo inaczej, czy nasza wola nie jest wolna, ale jako produkująca energię do działania jest uzależniona od pragnień, a może nawet popędów? W wypowiedzi adwokata działanie zostaje uzależnione od ambicji.

Na inną sprężynę wskazuje sam Wokulski:

Tą lampą, której blaski ozłacają drogę cywilizacji, jest kobieta. Ona też bywa niewidzialną sprężyną czynów wymagających niezwykłego natężenia sił…

Zamiast „kobieta” moglibyśmy powiedzieć „miłość do kobiety”, tak jak czyni to Wokulski w innym miejscu, kiedy po raz drugi wspomina okręt: „Odrobina węgla porusza okręt dźwigający dolę kilkuset ludzi, a miłość porusza mnie”. Jest to właściwie powtórzenie obserwacji ze spaceru po Powiślu, z tym że dodana zostaje informacja o dźwiganiu przez okręt losów ludzkich (przed chwilą Wokulski rozmyślał o wpływie swoich działań powodowanych miłością do Izabeli na innych ludzi) i że serce zostaje zastąpione miłością. Tym ostatnim podstawieniem jeszcze się zajmę, teraz wypada jedynie stwierdzić, że w wypowiedziach Wokulskiego sprężyną poruszającą człowieka stają się kolejno serce, miłość i kobieta. Wydaje się, że dla Wokulskiego (w trzech przytoczonych jego ujęciach) jest to źródło energii, by działać. Jednak konsekwentne posługiwanie się metaforą sprężyny każe zapytać, na ile miłość jest tu przedstawiona jako coś ożywczego i ludzkiego, a na ile zestawienie z innymi scenami sugeruje, że jest ona czymś nie tylko niezależnym od nas, lecz także mechanicznym (co nawet wydaje się dalej posunięte niż jej ewentualna biologiczność).

Wynotuję ponownie, jaka jest rola sprężyny w wymienionych kontekstach: wywołuje ona ruch, ożywia, pobudza do działań, czynów – mówi się o tym wprost w przypadku ludzi i alegorycznie za pomocą przedstawienia mechanicznych zabawek.

Nasuwa się więc kilka pytań. Pierwsze dotyczy charakteru owego ruchu – w jaki sposób „ruch w świecie” skojarzono w powieści z „ożywianiem”. Drugie natomiast dotyczy przeciwstawienia tego, co żywe, i tego, co mechaniczne. Po jednej stronie analogii mamy bowiem węgiel i okręt, po drugiej – serce i człowieka. Jak zostało pokazane, już samo nazwanie obu tych przyczyn ruchu sprężynami kieruje nas w stronę mechaniki, co widoczne jest zwłaszcza w scenie z lalkami Rzeckiego, jednak kwestia ta nie została jeszcze oświetlona do końca.

Perpetuum mobile

Rozmyślania Wokulskiego nad Wisłą, którym przyglądamy się tak uważnie, wprowadzają do powieści motyw ruchu i bezruchu. Wspomnienie okrętu każe bohaterowi pomyśleć: „Spytałem się wówczas: a może i ja kiedyś stanę w biegu? – no, i stanąłem”. Przypomnijmy, że przed chwilą bohater opuścił sklep, gdzie był świadkiem rozmowy Izabeli z Mraczewskim.

Czuł w duszy dziwną pustkę, a na samym jej dnie coś jakby kroplę piekącej goryczy. Żadnych sił, żadnych pragnień, nic, tylko tę kroplę tak małą, że jej niepodobna dojrzeć, a tak gorzką, że cały świat można by nią zatruć.

Chwilę potem widzi tragarza pijącego wodę z wodotrysku przy bramie na Karowej i myśli:

Ja, ledwiem zbliżył się do źródła, widzę, że nie tylko ono znikło, ale nawet wysychają moje pragnienia.

Wokulski powtarza więc dwukrotnie, że stracił właśnie swoje pragnienia, by w końcu przyrównać się do okrętu, który stanął z powodu zepsucia się machin. Potwierdza to, że sprężynę działań ludzkich możemy zestawiać nie tylko z miłością, ale też z pragnieniem, a może po prostu z miłością jako pragnieniem, a także z miłością jako celem, takim celem, który jest czymś wywołującym działania i podtrzymującym je. Sam Wokulski myśli o tym w podobny sposób:

stała się ona [Izabela] jakimś mistycznym punktem, w którym zbiegają się wszystkie jego wspomnienia, pragnienia i nadzieje, ogniskiem, bez którego życie nie miałoby stylu, a nawet sensu. (…)

Od tej pory czas miał dla niego dwie fazy. Kiedy patrzył na pannę Izabelę, czuł się absolutnie spokojnym i jakby większym; nie widząc – myślał o niej i tęsknił. Niekiedy zdawało mu się, że w jego uczuciach tkwi jakaś omyłka i że panna Izabela nie jest żadnym środkiem jego duszy, ale zwykłą, a może nawet bardzo pospolitą panną na wydaniu.

Te dwie fazy można by bez trudu wyodrębnić nieco inaczej: nie – kiedy Wokulski patrzy lub nie patrzy na Izabelę, ale – kiedy myśli, że ją kocha, i kiedy zdaje mu się, że „wyleczył się” (czyli właśnie owo „niekiedy”); na czas, kiedy panna Izabela jest „środkiem jego duszy”, i czas, kiedy jest „pospolitą panną na wydaniu”. Nietrudno wskazać w powieści momenty przejścia z jednego stanu w drugi (wspomniana rozmowa Izabeli z Mraczewskim, chwila obiadu u Łęckich, pierwsze spotkanie ze Starskim u Izabeli, wieczór ze skrzypkiem Molinarim, wreszcie ostatnie „przebudzenie” po scenie w pociągu). Zależy mi jedynie na zwróceniu uwagi, że owe dwie fazy zdają się związane z pewną dynamiką uczucia – właśnie jak najbardziej dosłownie dynamiką, a konkretnie fazami ruchu i bezruchu. Utrata pragnienia, czy też inaczej – celu tego pragnienia „mistycznego punktu” (nie utrata Izabeli, ale miłości do Izabeli!) prowadzi do apatii, czyli bezruchu.

Kiedy Wokulski wysiada z pociągu w Skierniewicach, wśród jego myśli pojawia się i taka: „Zdawało mu się, że kiedyś, kiedyś… on sam był kamieniem, zimnym, ślepym, nieczułym”. Potem dopiero stał się człowiekiem:

Żył kilkadziesiąt lat, a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał, że martwy świat nie zaznałby tego przez całą wieczność. Goniąc za jednym pragnieniem znajdował tysiące innych, uciekając przed jednym cierpieniem wpadł w morze cierpień.

Bycie i niebycie, a raczej życie i martwota, zostają tu przedstawione w opozycji kamienia i człowieka. A więc także tego, co nieruchome, i tego, co jest w ruchu, „goni”; jako przyczyna owej pogoni zostają zaś wskazane pragnienia.

Przypomnijmy, że zdaniem adwokata księcia arystokracja musi być jedynie narzędziem w rękach innych (a więc też jest do pewnego stopnia martwa), ponieważ wszystko już ma i niczego nie pragnie.

Bezruch to śmierć. Wokulskiemu pogrążonemu w letargu zdawało się, że:

musi umrzeć koniecznie na paraliż serca; ale ani przerażało go to, ani cieszyło. Niekiedy z ciągłego siedzenia na fotelu cierpły mu nogi, a wówczas myślał, że idzie śmierć, i z obojętną ciekawością uważał, jak szybko owo cierpnięcie posuwa się do serca?

Natomiast życie jest ruchem, dążeniem. Już w pierwszym rozdziale mówi się o tym, że Wokulski nie potrafił „pilnować się jednego fachu”, kilkakrotnie w powieści opowiadane (przez radcę, przez Rzeckiego, przez niego samego) dzieje głównego bohatera za każdym razem ilustrują jego nieustanne dążenie do czegoś innego niż posiadał w chwili obecnej, życie zawsze wypełnione jakimś pragnieniem. Sądzę, że można pokazać (choć należałoby temu zapewne poświęcić osobną pracę), że Wokulski jest także bohaterem faustycznym. Bliskie pokrewieństwo obu bohaterów sugeruje zwłaszcza scena spotkania z Geistem:

Wokulski patrzył na Geista nieledwie z trwogą; w głowie zapalały mu się pytania: kuglarz czy tajny agent – wariat, a może naprawdę, jaki duch?… Kto wie, czy szatan jest legendą i czy w pewnych chwilach nie ukazuje się ludziom?…

Ostatnią kwestią, na jaką chciałabym zwrócić uwagę w związku z zagadnieniem ruchu (choć oczywiście można by wskazać jeszcze kilka tropów, jak choćby ruch pracy Paryża prowadzący do ruchu – postępu), jest pierwsze marzenie Wokulskiego jako wynalazcy: może nieprzypadkowo, a właśnie zgodnie z zasadą działania Wokulskiego, który boi się zatrzymać i dla którego bezruch jest śmiercią, jest to nic innego jak tylko perpetuum mobile.

Serce Lalki

Pozostało jeszcze jedno zagadnienie, do którego należy wrócić. Sprężyną, która wprawia w ruch, nazywa Wokulski w omawianej metaforze serce. W ­ kontekście słowo to może być jednak rozumiane dwojako.

Po pierwsze serce może być metonimią miłości. Na takie rozumienie wskazywałyby druga przytoczona wypowiedź Wokulskiego (w której rzeczywiście w opisywanej paraleli miejsce serca zajmuje miłość), a także rozmowa z Izabelą (w której sprężyną działań zostaje nazwana kobieta). Analiza sposobów użycia w Lalce słowa „serce” także pokazuje, że jest ono stosowane przeważnie w znaczeniu metaforycznym, choć najczęściej w utartych związkach wyrazowych, w sposób dość konwencjonalny. Mówi się o nim jako o charakterze (mieć serce szlachetne, dobre, anielskie), w kontekście zakochania (zdobyć czyjeś serce, oddać komuś serce), odczuć („chore serce umilkło i pierwszy raz od dawna zaległy w nim ukojenie i cisza”, „niewysłowiony żal ścisnął mu serce”, „serce nurtowała mu głucha obawa”, „dawny ból zaczął nurtować serce”). Jest też przeciwstawiane pieniądzowi i ekonomii („pieniądze nie stanowią wszystkiego, bo człowiek oprócz kieszeni ma jeszcze i serce…”, „Co mnie obchodzą jakieś teorie oszczędności, gdy czuję ból w sercu?”) oraz rozumowi („Z tym wszystkim czuł, że zbliża się chwila decydującej walki pomiędzy jego rozumem i sercem. Rozum ciągnął go do Geista, serce do Warszawy”).

Po drugie jednak serce może też być rozumiane zupełnie fizycznie. Sama opisywana analogia dopuszczałaby taką interpretację. Skoro węgiel, paliwo poruszają okręt, to człowieka porusza serce pompujące krew. Gdybyśmy chcieli poszukać takiego znaczenia „serca” w innych miejscach powieści, to w najbardziej wyrazisty sposób odnajdziemy je w zakończeniu. Rzecki według diagnozy Szumana ma wadę serca i właśnie na serce umiera:

W tej chwili trącił rękawem pióro, które z biurka upadło na podłogę. Rzecki schylił się, ażeby je podnieść, i nagle uczuł dziwny ból w piersiach, jakby mu kto przebił płuca wąskim nożykiem. 

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że nawet i w tym przypadku choroba Rzeckiego najwyraźniej wiąże się z jego zmartwieniami, a zwłaszcza z troską o Wokulskiego, nigdy więc serce nie jest pozbawione związku z uczuciami.

Mimo to, nawet jeśli przyjmiemy, że serce jest w opisywanej analogii metonimią uczuć czy szczególnie miłości (choć wydaje mi się, że raczej są tu obecne oba znaczenia), musimy zastanowić się nad tym, co mówi o uczuciu umieszczenie go w takiej właśnie analogii (węgiel i okręt, serce i człowiek). Pytanie to już poniekąd postawiono w dwóch poprzednich rozdziałach pracy. Z jednej strony serce wywołuje więc ruch, co może znaczyć, że miłość jest celem, który pobudza do działania. Ruch ma tu wymiar pozytywny, ponieważ kojarzy się z życiem (trochę serca ożywia człowieka). Z drugiej jednak strony miłość jako sprężyna jest czymś mechanicznym. Mechanizm zaś jest ślepy. Może to być fatalny prąd, o którym mówi Wokulski:

Każdy ptak w górze i każdy człowiek na ziemi wyobraża sobie, że idzie tam, dokąd chce. I dopiero ktoś stojący na boku widzi, że wszystkich razem pcha naprzód jakiś fatalny prąd, mocniejszy od ich przewidywań i pragnień.

A może to też być pragnienie wewnętrzne, pojawiające się jednak i gasnące niezależnie od woli człowieka i kierujące jego czynami w sposób mechanicznie zdeterminowany.

Podsumowanie

Jak więc pogodzić sprzeczne wskazówki? Czy ruch jest oznaką i warunkiem życia, czy też aktywnością martwych, mechanicznych zabawek? Czy Prus chce powiedzieć, że jesteśmy zależni od tego serca, które może przestać bić, czy też, że uczucie wynosi nas ponad biologiczność? Czy żyje naprawdę tylko ten, kto dąży, czy też może jesteśmy igraszką przypadku, a nasze dążenia są głupstwem? Nie zamierzam udzielać odpowiedzi na te pytania, ponieważ sądzę, że taka spójna odpowiedź nie może być wyprowadzona z utworu. Motyw mechanizmu jest bardzo silnie obecny w tekstach autora Lalki, ale mechanizm ten nigdy nie przestaje być także organizmem. Sprzeczności nie trzeba usuwać za wszelką cenę.

Tu starałam się jedynie pokazać, w jaki sposób obraz stworzony przez bohatera (okręt na mieliźnie jako wizerunek losu samego Wokulskiego) staje się alegorią funkcjonującą w całym świecie powieści i jak elementy tego obrazu wchodzą w związki z innymi elementami tego świata. Starałam się pokazać wieloznaczność tej analogii opartą przede wszystkim na różnych możliwościach rozumienia słowa „serce”: w znaczeniu biologicznym i w znaczeniu przenośnym – jako metonimii uczuć, zwłaszcza miłości. Powtórzmy: obydwa te rozumienia znajdują uzasadnienie w powieści. Niezależnie od tego nazwanie serca ludzkiego sprężyną i porównanie go do węgla napędzającego okręt zwraca nas ku myśleniu mechanistycznemu, łączy omawianą alegorię ze sceną obserwacji mechanicznych lalek, tak ważną w powieści. A jednak analizowane zdanie kieruje nas także w stronę ważnego zagadnienia, jakim jest w Lalce rola uczucia jako czegoś napędzającego działania, a dzięki temu dającego życiową siłę, której utrata wiąże się z bezruchem, skamienieniem i śmiercią.

Helena Markowska

2 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *