
Najsłynniejszym Polakiem w Ameryce Południowej jest Karol Wojtyła. Ale w Chile Ignacy Domeyko nie ma sobie równych. Nazwisko kolegi Mickiewicza powtarza się w nazwach ulic (Calle Domeyko), placów (Plaza Ignacio Domeyko), miejscowości (Pueblo Domeyko), pasma górskiego w Andach (Cordillera Domeyko), szczytu (Cerro Domeyko), portu (Lugareja Domeyko). Pomniki i tablice nie pozostawiają wątpliwości, who rules – przepraszam: quien impera – w Chile. W Polsce Domeyko w rankingu popularności nie miałby szans na pierwszy tysiąc. Co poszło nie tak i kto przeszkodził?
Z internetowego researchu wynika, że Ignacy Domeyko jest znany w Polsce z tego, że jest znany w Chile. Wystarczy przywołać kilka tytułów artykułów: Ignacy Domeyko – Polak czczony w Chile, Ignacy Domeyko. Polak, który jest bohaterem narodowym w Chile, Polak czczony w Chile. O tym, jak Ignacy Domeyko został chilijskim apostołem nauki, a na jego cześć nazwano pasmo górskie. Lista dokonań na kontynencie amerykańskim rzeczywiście imponuje. Uczony ze swoją wszechstronną wiedzą, pracowitością i zaszczepionymi na Uniwersytecie Wileńskim ideałami filomackimi miał też duże pole do popisu, bo gdy w 1838 roku obejmował posadę profesora chemii i mineralogii w Coquimbo, chilijska oświata i gospodarka dopiero zaczynały raczkować (państwo uniezależniło się od Hiszpanii zaledwie dwadzieścia lat wcześniej). Mimo że nie znał hiszpańskiego, wykłady prowadził, a studenci lubili go za zaangażowanie. Był nowatorski: kształcił pierwszych chilijskich inżynierów górnictwa na sprzęcie przywiezionym z Europy. Razem z uczniami organizował mineralogiczne wyprawy badawcze w głąb kraju. Podczas jednej z nich ciekawość zwyciężyła nad rozsądkiem: Domeyko omal nie zginął – spojrzał w szczelinę wulkaniczną w chwili wybuchu (co za pech). Odkrywał złoża żelaza, srebra, saletry i węgla kamiennego (nowo odkryty przez niego minerał nazwano oczywiście domeykitem). Opracowywał podręczniki (kilkukrotnie wznawiane), publikował teksty również we francuskich i w niemieckich czasopismach naukowych i stworzył pierwszą geologiczną mapę Chile. Do kolejnych osiągnięć zaliczyć trzeba reformę oświaty i organizację życia naukowego na uniwersytecie w Santiago, na którym od 1867 roku przez trzy kadencje pełnił funkcję rektora. Występował przeciwko barbarzyńskiemu traktowaniu przez rząd ludności tubylczej zamieszkującej Araukanię.
Sporo ciekawostek, a nawet opisów awanturniczych epizodów z życia Domeyki (choć nie ma stuprocentowej pewności, czy autorka w niektórych przypadkach nie dała się ponieść fantazjom) czytelnik znajdzie w chilijskiej biografii z 1936 roku ze znaczącym podtytułem: Bohater i oświecony Polak. Wybitny mędrzec. Przybrany syn Chile [1]. Co jednak z polskim dorobkiem naukowym Domeyki? Czy polscy akademicy w porę nie poznali się na wiedzy najmłodszego z filomatów? Czy romantyzm zaklęty w poezji Mickiewicza przyćmił innowacyjność badań uzdolnionego uczonego? A może Polacy pogrążeni w ciemności zaborów i rozpaczy po nieudanym powstaniu nie byli gotowi na świętowanie nowych odkryć w dziedzinie mineralogii? Czy woleli powtarzać romantyczne legendy o zesłaniu na obce ziemie kwiatu młodzieży polskiej, zamiast otworzyć się na organicystyczne i utylitarystyczne wzorce widoczne już w działalności filomackiej Domeyki?
Niech każde z tych pytań skłania do stosownych refleksji, ja jednak przywołam kilka jaśniejszych wątków z kariery Domeyki w Polsce, które dowiodą, że niektórzy na nim się poznali. Po pierwsze Domeykę upamiętnił sam Mickiewicz, i to dwa razy. Najpierw w trzeciej części Dziadów jednym z bohaterów uczynił Żegotę. Mimo całej martyrologicznej otoczki trzeba poecie oddać sprawiedliwość, że scharakteryzował Domeykę zgodnie z jego predyspozycjami. Żegota w scenie więziennej mówi więc o sobie: „mam sławę najlepszego w Litwie ekonoma” i jako jedyny w celi zadaje racjonalne pytania o przyczyny oskarżenia i wygłasza rzeczowe sądy na temat natury śledztwa). A później w Panu Tadeuszu zapisał sympatyczną historię o dwóch szlachcicach Domeyce i Doweyce. Tu jednak Domeyko został opisany jako ktoś porywczy, bo to z nim „jakiś szlachcic pjany / bił się w szable (…) i dostał dwie rany” – kto wie, czy w ten sposób Mickiewicz nie mrugnął okiem do swojego młodszego kolegi, i nie przypomniał o jego udziale w powstaniu listopadowym. Po drugie, i chyba istotniejsze – w lipcu 1850 roku Ignacy Domeyko otrzymał zaproszenie od Ludwika Zejsznera, wybitnego polskiego geologa i paleontologa, do objęcia katedry profesorskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Żegota wspominał to wydarzenie w swoim pamiętniku (Moje podróże: pamiętniki wygnańca): „uczony profesor Zejszner, sam i w imieniu profesorów sławnej Akademii Krakowskiej, powołuje mnie na nauczyciela – jak się wyraża – chemii, fizyki czy jakiej innej gałęzi nauk przyrodniczych”. Dalej pisze o swoim marzeniu, by powrócić z emigracji do rodzinnych stron i znaleźć się w Krakowie: „Trzeba by wiedzieć, jak od dziecinnych lat namiętnie kochałem Kraków, jaką żądzą gorzałem obaczyć kiedy to stare miasto, jak wysoko ceniłem naszą Jagiellońską Wszechnicę (…), z jakąż siłą i ochotą byłbym poleciał do ojczystej ziemi; piłbym teraz wiślaną wodę, oglądałbym groby królów moich na Wawelu; młodzież krakowska pilnie słuchałaby mojej ojczystej mowy”. Chęci profesora Zejsznera, by powrócić na ojczyzny łono wybitnego uczonego (już na tyle zasłużonego dla Chile, że bez wyrzutów sumienia mógłby rozsławiać swoje imię i pomnażać talenty na ziemiach polskich), spełzły na niczym. Domeyko odmówił.
***
Kilka miesięcy wcześniej…
Bohaterowie: on – przystojny dojrzały mężczyzna o smukłej figurze, regularnych rysach twarzy, niebieskich oczach, ona – piętnastoletnia dziewczyna w zwiewnej różowej sukience.
Scena w ogrodzie:
„Nadchodziła najpiękniejsza pora roku, kwitły pomarańczowe gaje, magnolie i palisandry, napełniały wonią powietrze datury, gardenie białe i błękitne pod lazurowym niebem…
Jednej niedzieli, było to pod koniec marca, przyszedł do mnie mój łaskawy generał Aldunate i poszliśmy z nim na przechadzkę do botanicznego ogrodu zwanego Quinta Normal, położonego za miastem, niedaleko mojej willi. […]
Wracając przechodziliśmy koło jednej obszernej willi. Brama była otwarta, przez nią z upodobaniem spojrzałem na wspaniałą aleję, ciągnącą się prawie do samej bramy w głąb ogrodu. Widząc generał, że widok ten mnie się podobał, rzekł do mnie: „zajdźmy do tego domu; mieszka w nim moja krewna, señora Sotomayor, zapoznasz się z nią, jest twoją sąsiadką”.
Nie mogłem odmówić; wchodzę niechętnie i w tym momencie wybiega ze szpaleru piękna, piętnastoletnia panienka, rosła, skromna, nieśmiała, czarnych dużych oczu i światlejszych nieco, w pukle pozawijanych włosów. Zarumieniła się, a ja może zbladłem; spojrzał jakoś w niezwyczajny sposób na mnie z ukosa generał, ona odbiegła prędzej, niż się była ukazała. Była to córka pani Guzman de Sotomayor, właścicielki domu, i zacnego obywatela Don Juan de la Cruz Sotomayor, inżyniera” (wpis z pamiętnika bohatera).
***
Nieśmiały rumieniec dziewczyny w marcowy dzień może zmienić wszystko. Piętnastoletnia Enriqueta Sotomayor Guzmán, dziewczyna z prowincji Santiago, prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z wrażenia, jakie wywołała swoją młodością, świeżością i naturalnością, zjawiając się przed mężczyzną w sile wieku. Jeśli ów stateczny i poważany pan spodobał się młodej kobiecie, a z przekazów możemy wnosić, że tak właśnie było, to jej wyobrażenia przypuszczalnie koncentrowały się na szczęśliwym pożyciu rodzinnym z panem Domeyką. Dziś z trudem przyszłoby nam zrozumieć, ale to fakt: Enriqueta zerwała zaręczyny z bogatym i młodym Chilijczikiem, żeby cztery miesiące później przy pełnej aprobacie rodziny wyjść za don Ignacia, który miał wtedy czterdzieści siedem lat. Sam Domeyko chyba nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń, bo w liście do przyjaciela pisał: „Dziewczyna z którą się żenię, jest młoda, piękna jak anioł, niewinna, pobożna; nie widać czemu pokochała mnie od pierwszego widzenia; nie chciała iść za bogatego człowieka, który się o nią starał…”. Jeszcze bardziej zaskakującą sprawą wydaje się trwałość związku – państwo Domeykowie przeżyli bowiem wspólnie (i podobno zgodnie!) dwadzieścia lat i doczekali się czworga dzieci, a don Ignacio zawsze mówił i pisał o swojej żonie z czułością i wdzięcznością.
Rumieniec dziewczyny w chilijskim słońcu zmienił bieg życia kilku osób. Enriqueta w swoich młodzieńczych marzeniach mogła sobie życzyć właśnie takiego przebiegu wydarzeń, jednak z pewnością nie przypuszczała, że zaważy na losach polskiej nauki. Kilka miesięcy po pierwszym spotkaniu z młodziutką Chilijką wybitny polski uczony odmówi objęcia katedry profesorskiej w Krakowie. W kolejne rocznice urodzin i śmierci Ignacego Domeyki Polacy w internetowych artykułach będą zadawać sobie pytanie, dlaczego nazwisko tak znakomitego naukowca, „czczonego w Chile”, w polskich publikacjach funkcjonuje jedynie jako przypis do Mickiewicza i filomatów. A wszystko za sprawą Enriquety.
Patrycja Wojda
[1] Berta Lastarria Cavero, Ignacio Domeyka y su época, 1802-1888. Héroe e ilustre Polaco. Sabio eminentne. Hijo adoptivo de Chile, Viña del Mar 1936.