„Rap o baunsujących pierogach”
Łona, Artysto drogi II

1. „Jak nagrać 1-szą płytę?”[1]

Łona, czyli Adam Zieliński, to szczeciński raper urodzony w roku 1982. Pierwszą płytę (w obiegu oficjalnym), zatytułowaną Koniec żartów, wydał w roku 2001, w wieku 19 lat, wraz z przyjacielem o pseudonimie Webber (właściwie Andrzej Mikosz), który zajął się jej stroną muzyczną. Współpraca okazała się bardzo owocna.

Od tamtej pory Łona i Webber wydali razem jeszcze dwie płyty długogrające (Nic dziwnego w roku 2004 oraz Absurd i nonsens w 2007) oraz tzw. epkę (z ang. extended play), czyli minialbum złożony z kilku utworów (w tym wypadku: sześciu), pod tytułem Insert. Jednak pierwsze teksty i nagrania Łony to rok 1999 i szczecińska audycja radiowa WuDoo, a także wydany wówczas z kolegami (bez współpracy z żadną wytwórnią płytową) nielegal pt. Owoce miasta. W 2001 roku, jeszcze przed wydaniem własnej płyty, Łona debiutował na oficjalnym wydawnictwie zatytułowanym Kompilacja K2 – albumie cenionego producenta muzycznego O$ki – utworem pt. Złota rybka. Już wówczas ujawniło się jego nieprzeciętne poczucie humoru, które towarzyszy Łonie po dziś dzień na każdym albumie (chociaż ostatnio, im Łona starszy, tym częściej i wyraźniej zabarwione jest ono goryczą), a także upodobanie do podejmowania ważkich tematów w lekkiej, niezobowiązującej formie. Oto wykorzystuje on (i w żartobliwy sposób modyfikuje) legendarny motyw złotej rybki, w efekcie czego dochodzi do uniwersalnego przesłania, które każdy powinien wziąć sobie do serca: „Weź los w swoje ręce (…) Nie czekaj na cud z nieba (…) Szczęście przyjdzie, trzeba tylko trochę mu pomóc”. Są to może prawdy znane, ale nie zapominajmy, że słyszymy je z ust dziewiętnastolatka, który – chociaż banalne – potrafi przekazać je w ciekawy i ujmujący sposób. Na marginesie można dodać, że w utworze pojawia się też nazwisko Stanisława Grzesiuka i kontekst jego książki Boso, ale w ostrogach – tego typu aluzje zawsze są przyjemne, bo świadczą, że ktoś jednak jeszcze czyta pozornie zapomniane książki.

2. „Łonson i Łebsztyk”

Zanim będzie o tekstach, zatrzymajmy się na chwilę przy ludziach. Łona i Webber to przykład rzadkiej w świecie polskiego hip-hopu długotrwałej współpracy dwóch artystów – producenta muzycznego, robiącego bity, i rapera, piszącego teksty i nagrywającego wokale. Właściwie obok Pezeta i Noona, Łona i Webber są, zdaje się, najbardziej znanym tego typu duetem na naszej scenie (pomijam braci Waglewskich, ponieważ oni tworzą zupełnie odrębną kategorię; nie są poza tym duetem hip-hopowym). Istotne – obok tego, że systematycznie razem pracują, bo jednak stałe współprace nie są znowu aż tak niezwykłe – jest to, że wspólnie firmują swoje nagrania; obaj występują jako wykonawcy, a każda płyta podpisana jest „Łona / Webber”. To bardzo ładny i godny naśladowania wyjątek, ponieważ na ogół na okładce płyty pojawia się tylko pseudonim rapera, którego głos i teksty słychać, przemilcza się zaś twórcę warstwy muzycznej, która jest nie do pominięcia (bądź co bądź rap to wciąż jest muzyka, chociaż wyjątkowo silny nacisk kładzie się w nim na słowo). Przypomina to trochę sytuację, gdy na okładce przełożonej z obcego języka książki brakuje nazwiska tłumacza.

Nie wiem czy Łona i Webber długo musieli dyskutować o swoich muzycznych gustach i pomysłach oraz wypracowywać wspólną koncepcję, czy po prostu mieli szczęście dobrze na siebie trafić, ale faktem jest, że bity Webbera i flow (czyli charakterystyczny sposób rapowania tekstu, właściwy danemu raperowi; można powiedzieć: styl) Łony pasują do siebie idealnie. Mocne, bębniące, bo oparte głównie na werblach i stopach, na ogół surowe podkłady Webbera z częstymi przełamaniami rytmu pozwalają Łonie na pełne wykorzystanie możliwości wokalnych i językowych (ile znakomitych rymów powstało dzięki prowokowanym tempem bitu przerzutniom i wahaniom rytmu, np. w mur bić-żółwim; łaskawym tak-prawy alt; kielon wolisz-signum temporis; w dym szedł-insert). Tu zastrzeżenie: mówię „głównie” i „na ogół”, ponieważ na pierwszej płycie zdarzały się bity oparte na samplach, z melodyjnym motywem – na ogół fortepianowym – w tle, natomiast od płyty Absurd i nonsens zaczęły pojawiać się podkłady trochę innego rodzaju: szybsze, niewolne od naleciałości elektronicznych i brzmień syntetycznych, ale również niezwykle ciekawe kompozycje, na których Łona pokazuje pełnię swoich umiejętności wokalnych. Zamykając wątek: każdemu raperowi można życzyć takiego producenta, jakim dla Łony jest Webber, a każdemu producentowi takiego rapera, jakim dla Webbera jest Łona.


3. „Koniec żartów”

Właściwie niemożliwe jest odkrycie wszystkich sensów i znaczeń tekstów Łony podczas ich pierwszego wysłuchania. Żeby w pełni docenić treści i formę (zwłaszcza treści, bo forma szybciej i łatwiej wpada w ucho), trzeba się w nie wsłuchać i wmyśleć. Łona rzadko mówi wprost, żeby nie powiedzieć, że nie robi tego nigdy. Zazwyczaj opowiadane przez niego historie kryją w sobie drugie dno, które na pierwszy rzut oka niekoniecznie jest widoczne (oczywiście z zachowaniem umiaru – to, bądź co bądź, jest hip-hop, a nie poezja metafizyczna). W odróżnieniu od, na przykład, Pezeta czy Afrojaxa, o których w cyklu tym także będzie mowa, Łona rzadko kiedy uprawia lirykę bezpośrednią. Prawie nigdy nie zwraca się ku swojemu wnętrzu, nie analizuje uczuć, nie opisuje stanów emocjonalnych. Łona obserwuje to, co go otacza, i bezlitośnie obnaża wszystkie „absurdy i nonsensy” rzeczywistości. Kiedy mówi o sobie lub od siebie, to zazwyczaj występuje jako komentator albo publicysta – jego tekstom zdecydowanie bliżej do felietonu czy scenki rodzajowej niż do lirycznego wyznania. Gdyby postarać się o etykietkę, która miałaby jakoś opisać Łonę, można by powiedzieć: satyryk albo felietonista. Jego diagnozy są ostre a celne, puenty bolesne a prawdziwe, spostrzeżenia – zaskakująco trafne, a jednocześnie niepokojąco gorzkie. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że nawet gdy Łona jest felietonistą czy satyrykiem, nie przestaje być artystą – autorem tekstów charakteryzujących się nieprawdopodobnymi niekiedy walorami językowymi. Gdy w kwietniu 2007 roku Łona gościł w programie Piotra Najsztuba i Jacka Żakowskiego Tok2Szok, został przez prowadzących zapowiedziany jako „klasyk (…) politycznego buntu polskiego hip-hopu” (Piotr Najsztub) i „jednoosobowe wcielenie Kabaretu Starszych Panów” (Jacek Żakowski). Mimo oczywistej przesady zawartej w tych sformułowaniach, mówią one wiele o Łonie i recepcji jego twórczości.

Z mojego subiektywnego punktu widzenia (nie robiłem żadnych statystyk), kategoriami dominującymi w tekstach Łony są przewrotny humor oraz ironia – bardzo różnie pojmowana: zarówno słownikowo, jako „sprzeczność między dosłownym znaczeniem wypowiedzi, a jej znaczeniem właściwym” (Słownik terminów literackich), jak i potocznie, jako kąśliwa złośliwość w stosunku do przeciwnika (kimkolwiek by on był). Humor i ironia wykorzystane do tego, by wypowiadać się na ważkie tematy; by składać pewne deklaracje ideowe, czy to dotyczące świata muzyki, czy polityki. Dzięki takim taktykom tekstowym Łona eliminuje niebezpieczeństwo popadnięcia w ton patetyczny, a w efekcie – w śmieszność.

Przykładów ilustrujących tę tezę można znaleźć naprawdę wiele. Pierwszy utwór na pierwszej płycie Łony to Jak nagrać 1-szą płytę? – tekst ma być wskazówką dla młodego rapera i jednocześnie odpowiedzią na tytułowe pytanie. Wśród dobrych rad są, między innymi, takie oto mądrości: „Niech cię Bóg broni przed jakimś wyszukanym słowem. / Pamiętaj, słuchacz, który nic nie rozumie, jest głuchy jak Beethoven / na Twój rap”, „Nie przesadzaj z formą, / nieważne, jaka treść jest, / a najlepiej niech to będzie / instrukcja obsługi życia w mieście / albo song o ilości nieszczęść” czy  „Nie wychylaj się, bo źle skończysz prędko. / Pamiętaj, dziś najcenniejsza jest przeciętność”. Dla każdego choć trochę rozgarniętego słuchacza jasne jest, że właśnie tego, co pozornie zostaje potraktowane jako gwarancja sukcesu, należy unikać. Jednak bezpośrednio mówi się o tym dopiero w ostatnim wersie, gdy słyszymy: „Ale proszę, zrób tak, bym nie musiał tego słuchać”. Do tego momentu, gdyby skupić się na podstawowym znaczeniu wersów, wyłaniałby się obraz przerażający i każący wyłączyć Koniec żartów już po pierwszym utworze. Z podobną sytuacją mamy do czynienia także na płycie Nic śmiesznego w kawałku Artysto drogi I. Tym razem jest to poradnik już nie tylko dla początkujących, lecz także dla doświadczonych artystów. Ale prawda jest taka, że z muzyką będzie dobrze dopiero wtedy, gdy zjawiska opisane z tekście przestaną mieć miejsce.

Ironia realizuje się także na niższym poziomie – na poziomie konkretnego wersu, nie tylko całego utworu. Ironiczne złośliwości dotykają przeciwników Łony – nie tylko ideowych, a zwłaszcza politycznych, lecz także artystycznych. Przykłady pochodzą z utworu Łonson i Łebsztyk z płyty Absurd i nonsens, który wymierzony jest w niesprecyzowanego przeciwnika ze sceny hip-hopowej (możemy się domyślać, że chodzi o ogólną tendencję, nie o konkretne jednostki), ale przy okazji krytyka nie omija i kilku, by tak rzec, bohaterów życia publicznego: „Dbasz o formę, więc i mi przyszło podrzeć treść”, „bo poprzeczka osunęła się jak klamki w Belwederze”, „Szukasz stylu, my mamy styl, którego szukasz”. Po kolei. Pierwszy wers, chociaż pozornie nikogo nie atakuje, a wręcz może być wzięty za pochwałę, znaczy ni mniej, ni więcej, tylko: co z tego, że rymy są dobre, skoro składają się z pustych słów. Obniżenie poziomu polskiego rapu opisane jest za pomocą porównania, które – chociaż dokonuje pewnego przekłamania rzeczywistości – jest zrozumiałe, a przy okazji jest również jasną deklaracją polityczną autora. Poziom rapu obniżył się tak, jak klamki w siedzibie prezydenta (tu właśnie jest błąd, ale zdaje się, że konieczny dla zachowania płynności frazy, a jednocześnie nie na tyle poważny, żeby zakłócać przekaz), gdy wprowadził się do niej nowy, niewysoki prezydent. Może i jest to przytyk mało wyszukany, ale za to bardzo śmieszny. Równie surowo potraktowano eurosceptyków w pięknej paraboli pt. A dokąd to. Za pomocą wielkiej metafory (trzeba przyznać, że dość zabawnej), a mianowicie porównania Polski do rozklekotanego ikarusa, zaś państw członkowskich UE do „zajebistych autokarów”, Łona składa kolejną deklarację polityczną i gani przy okazji „kolektyw sceptyków”, którzy narzekają na wszystkie zawodzące elementy naszego, narodowego, autobusu, ale za nic nie chcą zamienić ich na nowe części pochodzące od obcych („Jechać szybciej? Tak, ale nie na obcych podzespołach!”, wołają). Puenta autorska brzmi zaś: „I kłócą się, zamiast iść ku porozumieniu, / a tu naprawdę najwyższy czas na remont”. Przy okazji należy podkreślić zaangażowanie Łony w sprawy społeczne i odwagę oraz stanowczość, z jaką zabiera głos w dyskusjach politycznych.

4. „Absurd i nonsens”

Obok nurtu zaangażowanego, płynie w twórczości Łony wcale silny strumień twórczości żartobliwej, czysto humorystycznej, można powiedzieć: krotochwilnej. Arcyprzykładem jest tutaj utwór Reż tę herbę (z albumu Nic śmiesznego) – jeden z najlepiej napisanych i najśmieszniejszych tekstów w historii polskiego rapu. Utwór można rozumieć, jak dowiedziałem się dopiero niedawno, na dwa sposoby. Sposób pierwszy, podstawowy, sprawia, że słyszymy piękny hymn na cześć herbaty. Trzeba zacytować przynajmniej kilka fraz, chociaż chciałoby się całość: „Reż tę herbę, reż ją na przestrzał / i reż też resztę, jeśli będzie jakaś reszta / herby. Ja na przykład bez reszty robię się żywszy, / odrobinę dobrej herby wyreżywszy. / Łona i herba jak Stalin i Beria, / reżę ją seriami i zapewniam, że to dobra reżyseria”, „Kto herbę wielbi? Herbaj, skoro nawet Hancock już Herbi”. „Nawet jeśliś bezzębny, ty tę herbę strzel bez filozofii zbędnych”, „W telewizorze rząd, na ulicy nierząd / nie boli tych, którzy dobrą herbę reżą”. „Od Alaski po Melbourne, świat piękniejszy będzie, tylko reż tę herbę”. Olśniewające gry słów i niezliczone kalambury, którymi naszpikował Łona cały tekst, sprawiają, że mogę słuchać Herby dwadzieścia razy z rzędu i za każdym kolejnym odkrywać coś nowego, co mnie zachwyca. Aby zrozumieć drugie, ukryte znaczenie (przynajmniej dla mnie przez długi czas ukryte), należy wiedzieć, że w szczecinie „herba” mówi się nie tylko na herbatę, lecz także na marihuanę. Nie oznacza to jednak, że taka była intencja Łony – być może to nadgorliwi w interpretacji szczecinianie, którzy wskazali i wytłumaczyli mi ten ukryty podtekst, znaleźli drugie dno tam, gdzie go nie było.

Na podobnej zasadzie – to znaczy grze słów – oparty jest inny utwór, tym razem z płyty Absurd i nonsens, zatytułowany Hańba barbarzyńcy. Każde kolejne słowo tekstu zaczyna się od kilku ostatnich liter (zwykle całej ostatniej sylaby) słowa je poprzedzającego. Zabieg taki na pewno ma jakąś naukową nazwę, której niestety nie znam, ale przypomina dziecięce zabawy w „ostatnią literę”, tyle że na znacznie wyższym poziomie. Zaczyna się: „Aha, hańba barbarzyńco”, a potem idą na przykład takie passusy: „Jeńca capną pnącza czarne neoendeka” – i tak dalej. Tekst nie jest oczywiście czczym ciągiem niepowiązanych ze sobą słów – układa się on w spójne frazy, które mają sens.

Kolejnym świadectwem wyobraźni językowej i kunsztu (tym razem także wokalnego) Łony jest piosenka Ą Ę (również z płyty Absurd i nonsens). Tekst zawiera cenną naukę dla internautów, aby w trakcie pisania na forach czy stronach internetowych, korzystali z polskich znaków diaktrycznych, wszystko to powiedziane jest zaś w tekście, w którym… polskich znaków nie ma. Łona mówi na przykład tak:  „Wiesz, gdzie wcisnac, zeby blysnac na forum / i przylaczyc swoj głos do jakiegos choru”, „I cieszy mnie to, ze wysoko mierzysz, / ale radosc przycmiewa to, ze zaraz sobie wylamie jezyk”, i kończy prośbą: „Badz czlowiekiem laskawym tak i od czasu do czasu wcisnij prawy alt”. Zdaje sobie sprawę z tego, że w piśmie nie wygląda to efektownie (zwłaszcza, że w Internecie roi się od takiego zapisu), ale proszę spróbować chociażby te fragmenty przeczytać na głos – tak, jak są napisane.

5. „Ja tu robię postmodernizm”

Łona jest także obywatelem świata kultury – nie tylko hip-hopowej. W wielu jego utworach spotkać można wyraźne nawiązania do tekstów innych raperów (można tu chyba mówić o intertekstualności), a także do dzieł filmowych i literackich. Nie unika Łona także zabaw z formą. Na płycie Nic śmiesznego wpadł na genialny pomysł i nagrał utwór, który jest dialogiem z cytatami wyciętymi z innych hip-hopowych kawałków (tzn. cutami) – Rozmowy z cutem. Po fragmencie tekstu Łony pada, oczywiście dopasowany pod względem treści, cytat skądinąd. Cytowanie tego dialogu nie ma właściwie sensu, znacznie lepiej jest go usłyszeć, a że utwór ten jest singlem promującym płytę, w serwisie YouTube znaleźć można teledysk.

Postmodernistyczną z ducha grę z cytatem widzimy też w utworze Bumbox z epki Insert. Po pierwszych dwóch zwrotkach, które zarysowują sytuację: oto bumbox Łony nie chce już odtwarzać płyt; woli czytać książki; na wyświetlaczu zamiast numeru i tytułu piosenki pokazuje tytuł dzieła, na które ma akurat ochotę – Łona przechodzi do wspaniałej żonglerki tytułami literackimi i tworzy coś w rodzaju centonu z nich złożonego. Kilka cytatów (tytuły książek podaję w takiej formie, jakby były zwykłymi wyrazami, żeby nie wprowadzać bałaganu z cudzysłowami i kursywą): „Cienie nad rzeką Hudson, i to spore, / bo rzuca je transatlantyk pod specjalnym nadzorem, / a na nim śniadanie mistrzów je trzech muszkieterów, / czwarty nie je, bo od tygodnia tańczy na cudzym weselu”, „trasą Moskwa-Pietuszki łajba płynie do Babadag”, a „na zachodzie zmian wiatr sunie, więc / Katarzyna Bloom traci cnotę z całą rzeźnią numer pięć”. I temu podobne. Piękna układana z klasyki, pochłanianej przez odtwarzacz, który muzyki już nie odtwarza, bo jest za słaba jak na jego wysublimowany gust (przy okazji jest to kolejna wypowiedź Łony na temat kondycji muzyki współczesnej).

W refrenie innego utworu z Insertu, pt. Świat jest pełen filozofów, mamy za to do czynienia z małym przeglądem filozofii europejskiej: „Mijam ich, jestem świadkiem naocznym, jak nie Hegel w windzie, to Platon w nocnym, Kant wiezie mnie taksówką, Nietzsche mieszka w każdym bloku” – nie jest to tylko pusty popis, bo refren ma potwierdzać udowadnianą w zwrotkach tezę, która brzmi (zgodnie z tytułem): „świat jest pełen filozofów”. Do trochę innej dziedziny kultury nawiązuje piękny i mądry tekst pt. Nie ufajcie Jarząbkowi. Utwór traktuje o pewnej wadzie, która tkwi w każdym z nas, ale zamiast nazywać ją wprost i zbanalizować, Łona używa symbolu; staje się nim słynna postać z Misia Barei – Wacław Jarząbek. Poza postacią, Łona czerpie z Misia także pewien cytat, lekko go, co prawda, parafrazuje i w pewnym momencie powiada: „nawet jeśli oko wypadnie temu Jarząbku…”.

6. „Halo, słucham”

Łona bardzo lubi wcielać się w różne postacie i odgrywać je w swoich utworach. Czasem  ma to miejsce w dialogu bohatera z nim samym (to jest z Łoną), czasem w dialogu dwóch bohaterów, czasem wreszcie w monologach wymyślonych postaci (niekoniecznie zresztą postaci ludzkich). Trzy przykłady. Jeden z najlepszych i najbardziej znanych utworów Łony to Rozmowa. Zaczyna się od szokującego stwierdzenia: „Wczoraj Bóg zadzwonił do mnie”. I rzeczywiście – tekst jest zapisem rozmowy telefonicznej z Bogiem. Rozmowy niepozornej i sympatycznej, ale jednak istotnej, bo dotyczącej losów ludzkości. Bóg, gdy widzi, jak źle dzieje się na świecie (domyślamy się, że jest to odbicie poglądów Łony), dochodzi do stwierdzenia: „Zrobiłem już jeden potop, mogę zrobić go raz jeszcze!”. Łona na szczęście udobruchał Boga słowami: „Może ludzie nagle zaczną żyć w zgodzie ze sobą”, przez co zdobywa dla nas jeszcze trochę czasu na poprawę. Pomijając walory intelektualne tego utworu, warto wsłuchać się w sam dialog – jak znakomicie jest napisany, chociaż prawdopodobnie niełatwo było pisać kwestie, które miały być wypowiedziane przez Boga…

W utworze pod tytułem Biznesmen wciela się Łona w dwóch bohaterów: biznesmena wysłanego przez lekarza na przymusowy urlop do nadmorskiej wioski oraz miejscowego rybaka. Tekst zderza dwie odmienne postawy życiowe – można nazwać je maksymalistyczną i minimalistyczną. Którą popiera Łona, tego można się dowiedzieć po przesłuchania utworu, a warto to zrobić tym bardziej, że rozmowa między tytułowym biznesmenem a rybakiem jest naprawdę zabawna.

Utwór Artysto drogi II to wzruszający monolog (naprawdę bardzo smutny), wygłaszany przez zapomniany sampel. Sampel to fragment utworu muzycznego, wycięty z oryginału i wykorzystany do produkcji bitu. Monologujący sampel, pochodzący ze starej, dobrej płyty, leży zapomniany „w szafy (…) czeluściach” i nikt o nim nie pamięta. Ten tekst to kolejna krytyczna opinia na temat poziomu sceny muzycznej. Wskazuje na to puenta, która brzmi: „Życie jest ciężkie, kiedy jest się dobrym samplem”. No tak, bo wszyscy producenci albo sięgają po sample byle jakie, albo tworzą okropne syntetyczne dźwięki, zamiast wrócić do korzeni.

Ogólnie rzecz biorąc, Łona jest również świetnym scenarzystą i aktorem – potrafi najpierw napisać ciekawe role, stworzyć odpowiednich bohaterów, a następnie się w nich wcielić. A zawsze przy tym ma do powiedzenia coś ciekawego.

7. „Bądźmy poważni”

Twórczość Łony, chociaż to tylko trzy płyty długogrające i jeden minialbum, jest przebogata. Niezwykle wysoka jakość, nawet przy tak skromnej ilości, sprawia, że trudno ogarnąć całość, zwłaszcza że każdy utwór daje szansę odkrycia czegoś ciekawego – w sferze treści albo w sferze formy, a najczęściej – w obydwu jednocześnie. Ten bardzo subiektywny i ograniczony przegląd ma raczej wskazać kierunki, w których można podążać w trakcie słuchania Łony i Webbera, niż być wyczerpującym opisaniem zjawiska. Łonę najlepiej poznawać samemu, przy bumboxie lub ze słuchawkami w uszach.

__________________________

1. Jako śródtytułów użyłem tytułów albumów i utworów Łony lub fragmentów tekstów.

Paweł  T. Kulpiński

3 Comments

  1. o! wreszcie jakiś ciekawy i dobry artykuł w tym dziale.

    tylko kilka pytań i wątpliwości – czemu fisz/emade zostali wyłączeni poza tandem reper-producent? bo nie zrozumiałem. pezet/noon – no tak, ale ileż to lat temu i nie nagrali wspólnie znowu tak wiele…jest jeszcze trochę innych, bieżacych przykładów, choć z trochę innego nurtu hiphopu, poza który autor chyba w swoich zainteresowaniach nie wykracza, ale nie jest to znowu takie strasznie ważne. ciekawe podniesiony problem, choć tendencją jest teraz, po prostu, że na płycie solowej raperów podkłady daje kilku/wielu producentów – i są zazwyczaj wymieniani na trackliście. co przypomina sytuacje, kiedy producenci wydają mixtapy i też rzadko autorzy tekstów zamieszczani są gdziekolwiek indziej, niż na trackliście właśnie.

    polecam ostatni kawałek łony nagrany wspólnie z…. (mój ulubiony Szanowny Autor podpowie z kim)

  2. Przede wszystkim bardzo mi miło. Chociaż uważam, że inne teksty z działu hip-hopowego są równie (albo i bardziej) „ciekawe i dobre”.

    Owszem, Fisz i Emade stworzyli kilka płyt, które można uznać za hip-hopowe, ale większość ich działalności zdecydowanie poza hip-hop wykracza. W mojej głowie Fisz i Emade tworzą jakąś odrębną kategorię; tak już mam i tak zostanie. Wytłumaczenie tego jest dla mnie tak samo niemożliwe, jak zdefiniowanie, czym dokładnie jest hip-hop – gdzie się zaczyna i gdzie kończy. Odbieram to raczej intuicyjnie i moja intuicja mówi mi, że Fisz i Emade są muzykami, tworzącymi przeróżne projekty, wśród których znalazło się kilka hip-hopowych i kilka hip-hopowi bliskich.

    Z pewnością nie znam wszystkich ciekawych duetów obecnych na polskiej scenie hip-hopowej; przyznaję się bez bicia, że polski hip-hop – zwłaszcza najnowszy – znam średnio, na pewno nie jest to znajomość dogłębna. Ale wydaje mi się, że określenie „najbardziej znany” wskazuje w pewien sposób na fakt, że obracam się w tych bardziej popularnych i powszechnie znanych sferach rapu.

    Co do tendencji dotyczącej zbierania różnych podkładów na jednej płycie – bardzo słuszna uwaga. Rzeczywiście tak jest i właściwie mogę tylko pokiwać z uznaniem głową.

    Czy chodzi o „Różnice”? Naprawdę znakomity kawałek; a jeśli chodzi o coś innego, to chyba niestety nie kojarzę.

    Pozdrawiam

  3. tak, o różnice. znakomity? aż tak bym nie powiedział. teledysk ma dziwną stylistykę. mnie jakoś razi te odwoływanie się do 10 kwietnia (choć nikt nie przebije Tede w tym temacie….)

    widzisz, to nie są najbardziej znane polskie składy, czy polscy raperzy. są najbardziej znani w pewnych gronach, nazwijmy je „inteligenckich”. duet Peja-DJ Decks jest niewątpliwie bardziej znany. ale słuchają go raczej nie-studenci. raczej. choć to oczywiście uproszczenie. ja się czasem przemagam, żeby orientować się cokolwiek szerzej. ale np. rzeczony pan Peja wysuwa w dissie do Eldo jako (w jego mniemaniu) miażdżący argument coś w stylu, że jest „raperem dla studentów”.

    fenomenem Łony i Webbera jest na pewno to, że współpracują ze sobą tak długo. choć Webber jest aktywny i na innych polach – jest naprawdę bardzo szanowanym producentem, ale i (może przede wszystkim) DJem.

    mógłbyś coś dorzucić jeszcze tylko o Dobrze wiesz, bo to też ciekawa działalność. I jednak w pewien sposób wyjątkowa.

    Fisz-Emade, nie no, wiadomo, że różne eksperymenty (w tym fenomenalna Bassisters), ale jednak można ich w wielu wypadkach klasyfikować przede wszystkim w gronie artystów tworzących hiphop. Ich współpraca to też jakiś fenomen. Koncerty – to już fenomenalne fenomeny, zazwyczaj.

    Twój tekst jest najlepszy, fruźki wolą optymistów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *