Zabawki Gustawa Flauberta. Wypisy

Jedną z najciekawszych opinii o twórczości Gustawa Flauberta wyczytałem ze Wspomnień Aleksandra Świętochowskiego, który przytacza (jako przykład ogłupienia „starej” prasy) taki oto fragment z Biblioteki Warszawskiej:

Ten kunsztmistrz i mniemany artysta (…) zbiera śmiecie i brudy, ustawia je w symetryczne kupki i rozkoszuje się z takiej kunsztownej symetrii… Zaprawdę, ci, co nieczystości z ulic zbierają, większą oddają ludzkości przysługę, jak pisarze wprowadzający śmiecie do literatury.

Z tej miażdżącej i niesprawiedliwej krytyki przebija jednak trafna uwaga na temat zbieractwa Flauberta. Francuski pisarz jest tutaj fetyszystą, który gromadzi (w swoich tekstach) różnorakie okropieństwa dla samej przyjemności objęcia nad nimi władzy. Sprawa wydaje się oczywista, ale nie do końca. Zacznijmy więc od rzeczy podstawowych. Renata Lis w Ręce Flauberta poświęca wiele stron dość skrupulatnym opisom wyglądu pracowni pisarza, co daje nam pewne wyobrażenie o jego pasji zbierania. Zgromadził on wokół siebie istny gabinet osobliwości, w którym było miejsce zarówno na makabryczne znaleziska z podróży do Egiptu, jak i na osobiste, wręcz intymne pamiątki. Unikając cytowania ustępów z esejów Lis, zwróćmy uwagę na zadziwiającą zbieżność środowiska pracy Flauberta z tym, co w jego tekstach cenił najbardziej chociażby Vladimir Nabokov, a co (nie wiem, na ile świadomie) dostrzegł cytowany przed chwilą dziennikarz Biblioteki Warszawskiej. Świat prozy autora Pani Bovary to świat rzeczy, pamiątek. W 1846 r. Flaubert pisał, że gdy pracuje długie godziny nad jednym zdaniem, które ostatecznie okazuje się do niczego, rzuca się na łóżko i popada w marazm. Miał zapewne wtedy dość czasu, by przyjrzeć się po raz tysięczny rzeczom zgromadzonym w swoim pokoju, dzięki czemu mógł wykuwać kolejne zdania – estetyczne cacka. Przedłużeniem gabinetu Flauberta są bowiem fragmenty jego książek.

Warto wskazać kilka przykładów, na początek najsłynniejszy – czapka Karola Bovary:

Skomplikowane to było nakrycie głowy, coś niby czapka futrzana, rogatywka, okrągły kapelusz i czepek bawełniany jednocześnie (…) Jajowata, wydęta przez fiszbiny zaczynała się trzema równoległymi wałeczkami; potem, przedzielone czerwonym pasem, biegły na przemian rąby aksamitu i zajęczej skórki (…).

Zdanie zajmuje jeszcze kilka wersów, jak gdyby rozsmakowany w detalach Flaubert musiał do końca określić każdy fragment tego fantazyjnego nakrycia głowy. Skąd pisarz wziął te dziwne rzeczy? Jan Gondowicz (prapraprawnuk Flauberta w kwestii literackiego zbieractwa) podejrzewał inspirację jajowatym kształtem z Ogrodu rozkoszy ziemskich Boscha, co jest równie ciekawe, jak i bezużyteczne. Mnie interesuje tutaj coś innego, mianowicie to, że podczas lektury nie jestem w stanie wyobrazić sobie czapki Karola w całości. Albo moją wyobraźnię zatrzymuje jeden z jej elementów (najczęściej kartonowy wielobok „zdobny w skomplikowany deseń z sutaszu”), albo próbując objąć całość przedmiotu, zapominam o drobnym detalu. Czy sam Flaubert opisywał coś realnie istniejącego? Wątpię, a jeśli nawet, to jego zbieractwo być może popsuło całościowość opisu – w efekcie czapka rozbija się na kilkanaście różnych detali, po których oko zbieracza może przeskakiwać z przyjemnością, lekko je tylko poznając. Za chwilę bowiem misterna konstrukcja złożona z dwóch zdań spadnie niezdarnemu dziecku na podłogę, czym wywoła salwę śmiechu w całej klasie. Zbieranie rzeczy, za pośrednictwem nierychliwego acz sprawiedliwego kata burżuazji – czyli kupca Lhereux – stanie się głównym powodem śmierci Emmy Bovary, a w konsekwencji – Karola. Ostatnim gestem, jaki wykona aptekarz Homais (który musi już dopisać sam czytelnik), jest powieszenie na ścianie orderu, kolejnej pamiątki do kolekcji.

Właśnie – pamiątki. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o Czystości serca, gdzie wypchana papuga stanie się ostatnią deską ratunku, jaka pozostała osamotnionej Félicité. Gdy nie mogła już być zwierzęco poddana swojej pani, gdy zdaje się, że niewidzialny i wszechobecny los odebrał jej już wszystko, zostaje zawsze modlitwa do wypchanej papugi, bluźnierczo skojarzonej z Duchem Świętym (jeśli nie z całym życiem kobiety). Walter Benjamin w Parku Centralnym pisał o pamiątce:

Pamiątka to zeświecczona relikwia.

Pamiątka stanowi dopełnienie przeżycia. W niej osadziło się rosnące samo wyobcowanie człowieka, inwentaryzującego swą przeszłość niby martwy dobytek. (…) Relikwia wywodzi się ze zwłok, pamiątka – z obumarłego doświadczenia, które zwie się eufemistycznie przeżyciem.

Ciekawie w tym kontekście wypada obraz wspomnianego na początku gabinetu Flauberta, który (razem z Czystością serca) nabiera groteskowo-sakralnego charakteru. Jeszcze ciekawiej robi się, gdy dodamy do tego cytowaną przez Barnesa uwagę pisarza na temat  angielskiej Wielkiej Wystawy Światowej z 1851 r.: „Bardzo ładna, chociaż podziwiana przez wszystkich”. Wydaje się, że zbieracz Flaubert, wstępując do „uniwersum towarów”, sam siebie przyłapał na instynktownym zachwycie. Zachwycie trudnym do zracjonalizowania, więc może… religijnym?

Nie bez powodów istotny wydaje się fakt, że dziełem, nad którym autor Pani Bovary pracował przez prawie całe swoje życie, było Kuszenie Św. Antoniego – pasaż antycznych bóstw, fantastycznych stworów z rozmaitych kultur. Michele Foucault w eseju Biblioteka i wyobraźnia pokusił się o wypisanie części książek, z których Flaubert stworzył porażający spektakl kuszenia: Mémmoires ecclésiastiques Tillemonta, trzy tomy Historie du gnosticisme Mattera, Historie de Manicheé Beausobre’a, Théologie chrétienne Reussa i dziesiątki innych dzieł niestrudzenie wyliczanych na następnej stronie przez Foucaulta. Francuski pisarz pochłaniał grube woluminy tylko po to, by uszczknąć z nich potem kilka interesujących go zdań-rzeczy, które składał w wielopiętrową konstrukcję wizji św. Antoniego. Zrozumiałe jest również to, dlaczego tak trudno było mu ukończyć Kuszenie; zawsze mógł dodać nowe bóstwo, nową rzecz do piramidy „śmieci i brudów” z najróżniejszych tekstów kultury. Flaubert tworzy więc swoją Biblię – zachwycające, groteskowe, przyprawiające o zawrót głowy wizje zapomnianych bóstw. Pod koniec życia „religia” pisarza zmienia swój charakter, co w wyżej wspomnianym eseju zauważa Foucault:

«Kuszenie» zostało skomponowane z fragmentów języka wziętych z niewidzialnych książek i przekształconych w czyste fantazmaty; jedynie Biblia – Księga Ksiąg – zachowuje wewnątrz tekstu (…) suwerenną obecność Pisma i zapowiada raz na zawsze kuszącą moc Księgi. (…) W «Bouvardzie i Pécuchecie» (…) władza [bibliotek – Ł.Ż] wypływa z samego jej istnienia, z nieskończonego mnożenia się zadrukowanego papieru. Biblia stała się księgarnią (…).

Na poły metafizyczny charakter Kuszeń przechodzi więc w zamknięty obieg materii słów, materii jak najbardziej dosłownej, bo będącej po prostu kartkami kolejnych książek, które odsyłają do innych kartek, bez obietnicy stworzenia Księgi. Wypchana papuga z Czystości serca dopiero w tym momencie staje się ostatecznie towarem jakich wiele, zaś urzeczowienie i zbieractwo mogą rozszerzyć swoje panowanie na język codzienny – droga dla Słownika komunałów stoi otworem.

Skoro już stwierdziliśmy, że Gustaw Flaubert był zbieraczem, który z przyjemnością przyglądał się rzeczom zgromadzonym w swoim gabinecie i na kartach swoich książek, to możemy teraz zastanowić się nad tym, jak zaskakująco zbieżne jest postępowanie pisarza i postępowanie nas – czytelników czy interpretatorów tekstów literackich. Zbieramy książki, których w większości nie przeczytamy, aby codziennie patrzeć na nie jak na egzotyczne trofea, podziwiać ich szatę graficzną. Wreszcie, gdy już zaczynamy czytać, nasze oko zatrzymuje się na interesujących, pięknych fragmentach, automatycznie tworząc z nich rzeczy, do których możemy wracać i podziwiać je – jak rasowy zbieracz. Zapisujemy bliskie nam cytaty, zapamiętujemy je, określamy jako „ważne”. Co więcej – część z nas (w tym ja) czasem sądzi, że warto coś napisać o takiej lub innej pamiątce znalezionej w takim lub innym tekście. Okrążamy zdanie, patrzymy na tworzące je przymiotniki, próbujemy jak „znalezisko” brzmi z innymi fragmentami, aby na końcu, zaspokoiwszy już ciekawość, przejść do innej rzeczy, innej pamiątki. Tworzymy nasz gabinet dziwadeł.

Ten kunsztmistrz i mniemany artysta (…) zbiera śmiecie i brudy, ustawia je w symetryczne kupki i rozkoszuje się z takiej kunsztownej symetrii.

Interpretacja to, być może, grzebanie w tekstach literackich w poszukiwaniu kolejnego przedmiotu, który moglibyśmy wstawić do gablotki, tworzenie wypisów takich, jak ten tekst. To również inna, bardziej zakamuflowana forma przepisywania ksiąg przez Bouvarda i Pecucheta, oddawania pokłonów przed wypchaną papugą czy podziwiania wizji św. Antoniego. Osobiście, wolę tę ostatnią możliwość.

Wolę sądzić, że n a p r a w d ę jestem kuszony przez coś więcej niż zadrukowany papier.

Łukasz Żurek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *