dziad

Dużo było odpowiedzi na pytanie, kim jest bohater czwartej części Dziadów. Szaleniec, jurodiwy, duch samobójcy, magnetyzer, improwizator, performer, aktor, Nikt – i tak dalej.

Ale odnoszę wrażenie, że jest jeszcze interpretacja na wyciągnięcie ręki, ale z jakichś powodów nikt nie wyciąga. Moim zdaniem bohater czwartej części Dziadów jest dziadem.

Nie uważam, że pozostałe odczytania tej postaci są mylne. Odsłaniają jakąś stronę tożsamości bohatera, ale żadna nie odkrywa tej tożsamości zupełnie (moja też nie). Wszystkie części Dziadów to dramat przeobrażeń, co znaczy, że nie da się złapać Gustawa za rękę i zakrzyknąć: „Mam cię! Okazało się, że jesteś magnetyzerem!”. Gustaw może jest aktorem, ale może też nie jest – zależy, w której chwili, po której transformacji.

Postawmy sprawę uczciwie: moment rozpoznania Pustelnika to nie jest moment rozpoznania, tylko przeobrażenia. (Jak byłoby możliwe, żeby rozmówcy wcześniej nie zorientowali się, kto jest kim?). Pustelnik zmienił się w dawnego ucznia Księdza. Ale przecież na tym nie koniec. Przemiana sygnalizowana nowym imieniem to najwidoczniejsza z metamorfoz. Kto nam zagwarantuje, że w dramacie nie ma ich więcej? Przypuszczam, że rytm przemian wyznaczony jest przez symbolikę ognia. Gasną dwie świece, na końcu lampa. Hipoteza: mamy w dramacie co najmniej trzy postaci przybierające jeden kształt.

Piszę o tym dlatego, że jednosłowna identyfikacja bohatera czwartej części Dziadów wydaje mi się próbą ustabilizowania takiej tożsamości, której ustabilizować się nie da. Dowód z życia: kiedy czytam czwartą część, staram się ustalić, kto do mnie mówi. Natrafiam na jakiś zaskakujący fragment, kontrastujący z tym, o czym była mowa poprzednio. Przerzucam stronę wstecz, żeby się dowiedzieć, co to za głos. Ale to już jest jakiś inny głos, więc cofam jeszcze jedną stronę. I jeszcze raz, aż do słów: „Trup… trup!… tak jest, moje dziecię” – co oczywiście niewiele wyjaśnia. Literaturoznawcy nazwą to intertekstem, ale Mickiewicz nazwałby to chyba głosami zmarłych. Kto mówi? John Donne ((Warto zestawić Waletę, żalu zabraniającą (1611) z fragmentem czwartej części Dziadów: wersy 252–265. Zauważyła to Ewa Bałdys, nie ja.)), Kazimierz Brodziński (ten wprawdzie żyje), Friedrich Schiller, Johann Wolfgang Goethe (ten też żyje, ale nie żyje Werter), Adam Mickiewicz. I prawdopodobnie wielu innych, których nie znamy z historii literatury.

Czy więc – powtórzmy – bohater (w różnych wcieleniach) czwartej części Dziadów jest dziadem? Tak, jest dziadem. Ale przecież ktoś może zapytać – czyż dziad może być romantycznym kochankiem? Czytelnikiem Nowej Heloizy, ZbójcówCierpień młodego Wertera? Tak. Prawdziwy dziad może być, kim zechce.

 

***

Pierwsze zdanie przedmowy: „DZIADY. Jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii, na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków”. Antropolog Piotr Grochowski zauważył, że dziadami stawali się ludzie (znów przeobrażenie), którzy wskutek wad fizycznych, kalectwa albo starości nie byli zdolni do pracy. Wybierali żywot czy zawód dziada, by nie stać się ciężarem dla bliskich. Opuszczali własną wieś, wyruszali w drogę z modlitwą i tobołkiem. Porzucali dom, rodzinę, gospodarstwo, wyrzekając się krzątaniny około prac doczesnych. W ten sposób stawali się umarłymi dla świata, z którym łączyły ich odtąd luźniejsze więzy. Dziad wiódł egzystencję na granicy dwóch światów. Zaprzeczał swojej dawnej tożsamości i otwierał się na tożsamości obce: pod jego postacią zmarli mogli nawiedzać ludzi żyjących na ziemi. Dziad przodek przybywał w lichych szatach dziada wędrownego, który nie był po prostu starym żebrakiem. Był istotą mediumiczną.

Umarły!… o nie! tylko umarły dla świata!

Jestem pustelnik, czy mnie rozumiecie.

Paradoks: lud uważał dziadów za zmarłych, ale w pewnym sensie traktował ich jak żywych: przyjmował w gościnę, karmił, ogrzewał. Elementarne potrzeby zmarłych nie różniły się zanadto od potrzeb zwykłych ludzi, co zresztą widać w części drugiej dramatu. Przychodził taki dziad do wsi, a wtedy wszystkie psy wypadały z bud i ujadały. Czy w takich przypadkach psy wedle ogólniejszej reguły rzucały się po prostu na obcych, pospolitych włóczęgów? Nie. Psy naskakiwały na dziadów, bo wiedziały, że to idą umarli. Do dziś kiedy na wsi w nocy pies szczeka na intruza, ale nikogo ni widu – to znaczy, że pies szczeka na zmarłego. Zmarły pod postacią dziada musiał budzić szczególny niepokój (psów). Gdzieniegdzie można jeszcze usłyszeć powiedzenie: obskoczyć kogoś jak psy dziada.

Dziad, który przychodził z zaświatów, był stamtąd, ale przez swoją ziemską nędzę (ubiór „Z różnych kawałków sukmany”) manifestował pokrewieństwo z tym światem. Był umarłych „trochę” albo „w jakimś sensie”. Medium.

 

***

Dziad przychodził skądinąd. Nie włóczył się po rodzimych okolicach. Zawsze przybywał skądś – nie wiadomo, skąd dokładnie. Gdyby został rozpoznany, straciłby swój dziadowski status. Jeśli ujrzano by w nim krewnego lub sąsiada, przywrócono by mu jego dawną doczesną egzystencję. Pustelnik mówi więc Księdzu wprost:

Idę z daleka, nie wiem, z piekła czyli z raju,

I dążę do tegoż kraju (…).

Tyle można było powiedzieć: „z piekła czyli z raju”. Podróż dziadowska to nie tylko podróż od wsi do wsi, lecz także podróż między zaświatami a ziemią. Oraz – o czym jeszcze będzie mowa – podróż między tożsamościami.

 

***

Dziadowie mieli zdolności nadprzyrodzone. Potrafili na przykład komunikować się ze zmarłymi. Guślarz z drugiej części Dziadów też jest dziadem. Dziad był kapłanem, przewodnikiem obrzędu dziadów. Jako postać przebywająca w obu światach naraz ustanawiał łączność między zmarłymi a zebranymi w kaplicy czy na cmentarzu. W hierarchii kapłanów dziad przewyższał Księdza – przedstawiciela kościoła instytucjonalnego. Był przecież kapłanem ludowym, toteż słusznie zamanifestował swoją wyższość, kiedy przybył do chaty duchownego. Na słowa: „Oto stosowna nauka…” – zjawił się w chacie jak na zaklęcie. Kto uwierzy, że Pustelnik po prostu szedł sobie gościńcem i nagle trafił do lubego domku? Bohaterowie romantyczni nie przychodzą. Oni się zjawiają – nie wiadomo skąd i jakim sposobem. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć obecność Kordiana na Mont Blanc albo tajemniczego człowieka w surducie (?) na obrazie Caspara Davida Friedricha Wędrowiec ponad morzem mgły – wspominała o tym niedawno Karolina Pastor („Co jednak, jeśli postać nie podróżuje w ścisłym znaczeniu tego słowa?”). Przypuszczam, że Pustelnik wykorzystał magiczną formułę „Oto stosowna nauka…” na podobnej zasadzie, na jakiej „straszna martwica” wykorzystała formułę „To lubię”, kiedy jakiś podróżny do Ruty jechał w czas noclegu. A więc Pustelnik zjawia się w chacie – i w całym tym mszalnym entourage’u zaczyna odprawiać własny obrzęd i upomnieć się u Księdza o przywrócenie dziadów, czyli rytuału komunikacji między światami. Pustelnik broni obrzędu, którego jest pierwszym i najważniejszym uczestnikiem. Nawiasem: dzisiaj (13 marca 2014 roku) bardziej niż relacja między milczącym widmem a Gustawem interesuje mnie relacja między dwoma dziadami – Pustelnikiem a Guślarzem.

Jako ludowy autorytet religijny bohater czwartej części Dziadów ma prawo wygłosić wobec Księdza przestrogę („Bo słuchajcie i zważcie u siebie…”). Odwrócenie ról byłoby tu nie do pomyślenia. Typowo dziadowski monolog, wizjonersko-parenetyczny (wedle schematu: przypomnienie grzechów, zapowiedź kary, wezwanie do modlitwy), Pustelnik wygłasza jeszcze we fragmencie z kołatkiem:

Nikogo nie obdarzył chlebem ni szelągiem.

Za życia dusza jego przy pieniędzy worku

Leżała na dnie w kantorku.

Za to i teraz po śmierci,

Nim słuszną karę odbierze w piekle,

Słyszycie, jak gryzie wściekle,

Jak świdruje i jak wierci.

Przecież, jeśli łaska czyja,

Mówcie trzy Zdrowaś Maryja.

 

***

Pustelnik wciąga ze sobą do chaty gałąź jedliny. Upiera się jednak, że to cyprys – roślina bardziej, powiedzmy, atrakcyjna symbolicznie. Cyprys był oczywiście symbolem żałobnym, cmentarnym (święty płomień). Według Pliniusza cyprysy stawiano przed domami zmarłych możnych obywateli. Ale to nie wszystko. Cyprys był także symbolem nieśmiertelności i życia: „Ja jestem jak cyprys zielony” – mówi Bóg w Księdze Ozeasza. Wiadomo też całemu światu, a przynajmniej dziesięciu ludziom, że Noe zbudował arkę z drzewa cyprysowego.

Dlaczego Pustelnik w gałęzi jedliny widzi cyprysa i traktuje go jako swojego przyjaciela? Odpowiedziałbym sam sobie, że cyprys odzwierciedla dziadowską naturę Pustelnika – postaci mediumicznej, rozdwojonej na śmierć i życie.

Nie mogę się powstrzymać od dygresji. Ksiądz mówi: „Upamiętaj się, bracie; do czego ta jodła?”. Pustelnik: „Jodła? a Ksiądz uczony! o głowo ty, głowo! Przypatrz się lepiej, poznaj gałąź cyprysową (…)”. To w końcu z czego ta gałąź: z jodły czy z cyprysu? Wydaje się, że „w rzeczywistości” to była jodła, bo tak mówią didaskalia. Ale warto dodać, że cyprys z jodłą utożsamiły przekłady Biblii. Zajrzyjmy do Księgi Ozeasza (14,9). Tłumaczenie Wujka: „Ja wysłucham i Ja go naprostuję jako jodłę zieloną (…)”. Biblia Gdańska: „Ja cię wysłucham, i wejrzę na cię; Jam jest jako jodła zielona (…)”. Ale we współczesnych nam przekładach jest już tak, jak chce Pustelnik. Biblia Tysiąclecia: „Ja go wysłuchuję i Ja nań spoglądam, Ja jestem jak cyprys zielony (…)”. Biblia Warszawska: „Wysłucham go i wejrzę na niego łaskawie. Jestem jak cyprys zielony (…)”. To, że Pustelnik dostrzegł w jodle cyprys, nie wynika z obłędu.

***

Dziad mówi różnymi głosami – żywych i zmarłych. Albo raczej: przez dziada mówią różne głosy. Jeden głos przechodzi w drugi, a tym samym zmienia się tożsamość dziada. Czy bohater czwartej części Dziadów jest aktorem, obłąkanym szaleńcem, performerem, duchem samobójcy? Chyba tak. Ale można dodać, że bohater czwartej części Dziadów nie jest aktorem, obłąkanym szaleńcem, performerem, duchem samobójcy.

Można postawić sobie zadanie: otworzyć dramat na dowolnej stronie i próbować zgadnąć, kto teraz mówi.

Przypuszczam, że bohater tylko raz ujawnił swoją tożsamość: niemal na samym początku, kiedy odegrał siebie samego. Ksiądz: „Powiedz, mój bracie, jakiegoś ty rodu?”. Pustelnik (wedle didaskaliów – „udając dziada”): „A na co ta ciekawość? zmów tylko pacierze”.

 

***

Cieszę się, choć trudno mi zrozumieć, jak to się stało, że dramat o wizycie dziada w chacie Księdza stał się manifestem pokolenia. A jednak tak się stało.

Tomasz Jędrzejewski

 

5 Comments

  1. Hahaha, do dziś pamiętam wątek z psami szczekającymi na dusze, który poruszył Pan Doktor na zajęciach, wspominam z rozrzewnieniem.
    Jak zwykle kapitalnie napisany tekst. Mamy dziada, przydałaby się jeszcze babka, co na dwoje wróży:) Taki żarcik.

  2. Nie rozumiem tylko ostatniego fragmentu o ujawnieniu tożsamości na początku utworu. Cóż to miałaby być za tożsamość? Czy też po prostu doceniamy, że raz wiemy wprost, iż dziada tylko udawał? Nie chodzi przecież chyba o tak banalny wniosek, jak wzięcie „mojego brata” za słuszne?
    Albo też „rodu” implikuje lepsze urodzenie… Mógłby mi ktoś objaśnić?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *