
Maria Peszek to kobieta–kameleon. Każdy kolejny krążek staje się dla niej odrębnym projektem tożsamościowym. Jej debiutanckie alter ego to Mania zagubiona w wielkim mieście; druga – Maria Awaria była uosobieniem cielesności. Z kolei Jezus Maria Peszek wraz z bohaterką Karabinu ramię w ramię walczą o wolność jednostki i prawo do bycia innym. Przecież inny nie znaczy gorszy lub zły [Polska A, B, C i D]! Zgoda? Jasne. I tu nagle pojawiają się schody.
Okazuje się bowiem, że wewnętrzne podziały są rzeczą naturalną. Zygmunt Bauman twierdzi wręcz, że społeczeństwo do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje wytworzyć opozycję MY – ONI. Dodaje:
Wszystkie społeczeństwa wytwarzają obcych, ale każde wytwarza obcych swoistego dla siebie gatunku i wytwarza ich na swój własny sposób[1].
Mówiąc bardzo ogólnie, lubimy stawiać się w opozycji do kogoś innego. Ułatwia to nam określenie siebie, kim tak naprawdę jesteśmy i czego chcemy. Postawienie sobie tego typu pytań staje się zwykle nie lada wyzwaniem. Łatwiej jest więc to określić na zasadzie zaprzeczenia, drogą eliminacji. Podobnie można sformułować cechy stałe grupy MY. Z pomocą przychodzi wówczas grupa ONI. Od tego, kim się jest, łatwiej przecież powiedzieć, kim się na pewno nie jest. Kim więc są ci tajemniczy „obcy”? Bauman spieszy z odpowiedzią, że
„obcy” to ci, których klasyfikacja rozłączna czyni semantycznie „niedookreślonymi”, lub – przeciwnie – obdarza sensami, które logika klasyfikacji definiuje jako wzajem sprzeczne; a więc ci, którzy swoim istnieniem kwestionują nieprzenikalność granic i znieważają majestat ładu.
Niestety więc, zakreślenie granic obcości wiąże się z pewnym anachronizmem – reakcją agresywną. Jest ona systemem obronnym przeciwko temu, co nieznane, a więc – nie do końca bezpieczne. Agresja stanowi bunt przeciwko burzeniu skrupulatnie budowanego uprzednio ładu. To ruch oporu przeciw nieuchronnej reinterpretacji pojęć. Przede wszystkim jednak, reakcja agresywna jest wynikiem lęku. Wspólnota, która czuje się zagrożona, „otwiera ogień”, żeby nie odkryć przed sobą i innymi swojej słabości. Na czym więc opiera się inność bohaterów płyt Peszek w kontekście definicji Baumana?
Na przykład utwór Jak pistolet opowiada historię miłości dwóch dziewczyn, które ostracyzm społeczny i hejt doprowadziły do samobójstwa. Nie jest to temat obecny w debacie społecznej. Na płycie Jezus Maria Peszek jeden z utworów poświęcony jest zmarłej kilka miesięcy przed wydaniem płyty Amy Winehouse, która otrzymuje miano najsmutniejszej dziewczyny na świecie [Amy]. W piosence zamykającej krążek z 2012 roku artystka śpiewa, że wie, jak umrze i z kim, i planuje: rzucimy się do morza [Zejście awaryjne]. Peszek pisze także o osobach, które są ofiarami utartych podziałów ról społecznych. Daje prawo kobiecie do tego, żeby nie musiała chcieć zostać matką [Nie wiem czy chcę]. Oddaje głos kobietom wyzwolonym, zrywa z tak zwanym tradycyjnym modelem rodziny. Często w mediach słyszy się z kolei o samotnych matkach porzuconych przez ojców dzieci. Peszek przekornie śpiewa więc o Samotnym tacie – osobie pomijanej, niedostrzeganej. Pokazuje, że on także pragnie miłości, ale przede wszystkim szuka kobiety, która stanie się mamą dla jego dziecka. Artystka walczy tym samym ze stereotypem złego ojca, który porzuca swoją rodzinę.
Peszek stale przypomina o tym, jak ważna jest seksualność w naszym życiu. Sprzeciwia się jej spychaniu na drugi plan. Śpiewa: róbmy miłość, a nie wojnę [Elektryk] i, z lekka obrazoburczo, zamiast do nieba, weź mnie do łóżka [Tu i teraz]. Cielesność postrzega też jako remedium na to, co się dzieje w kraju. W [Szarej fladze] woła: męczy mnie Polska, wisi mi krzyż, a potem prosi: kochaj, aż całkiem myśleć przestanę. Artystka afirmuje także ateizm. Na swój sposób mierzy się z etnocentryzmem kultury chrześcijańskiej, którego przejawy nierzadko można zaobserwować w Polsce. Opowiada o odejściu od tradycji i religijności, które sama przeżyła[2]. Sprytnie bawi się językiem, frazeologią. Sprawia, że utarte zwroty zmieniają swoje znaczenia, ulegają subwersji, czyli redefinicji, nadaniu nowego znaczenia. Śpiewa: Jezus Maria Peszek. Niepotrzebne skreślić [Nie ogarniam]. Teksty zawierają postulaty laicyzacji i szeroko pojętej wolności dla wszystkich. Konstruując frazy na kształt Peszek, można stwierdzić, że jej ateistycznym credo, bądź też wyznaniem niewiary, jest utwór [Pan nie jest moim pasterzem]. Deklaruje w nim: nie przynależę i nie wierzę. Co więcej, przekształca ona fragment z Księgi Psalmów, który z założenia był wyznaniem wiary – ona zaś tworzy z niego „odwrócone” credo: Pan nie jest moim pasterzem, a niczego mi nie brak. Pozwalam sobie i leżę jak zwierzę. Chociaż idę ciemną doliną, zła się nie ulęknę – nie klęknę.
Artystka wypowiada się również w imieniu tych, którzy są przeciwni kultowi śmierci za ojczyznę. Kwestionuje tradycyjne pojmowanie patriotyzmu. Określa się jako nie dobro narodowe, pod skórą drzazga [Ludzie psy]. Śpiewa, że nie oddałaby za Polskę ani jednej kropli krwi [Sorry Polsko]. Sprzeciwia się mesjanistycznemu ujęciu narodu polskiego. Mówi, że każda wojna jest zła, nawet ta w obronie własnej ojczyzny: żadna wojna nie jest święta, każda wojna jest przeklęta [Żołnierzyk]. Formułuje odważną tezę, że umiemy jedynie umierać za ojczyznę, a nie umiemy dla niej i w niej żyć. Wykrzykuje: Lepszy żywy obywatel niż martwy bohater! [Sorry Polsko]. Tym samym rozprawia się z wszelkimi przejawami fanatyzmu: krew na chodniku, lepkie od śmierci ręce fanatyków [Krew na ulicach]. W fanatyzmie religijnym właśnie Peszek upatruje źródeł braku jedności i niepotrzebnych podziałów wśród Polaków. Stwierdza, że wnikanie w cudze sumienia i kontrolowanie innych jest niedopuszczalne i woła: pozwól mi żyć. Mówi: Nic nie jest takie, jakim się wydaje, so don’t judge the book by its cover [Polska A, B, C i D]. Swoją inność, którą niesie na sztandarach, Peszek wykorzystuje w ramach funkcji jednoczącej: jeśli masz tak jak ja – krzycz la la la [Ej Maria]. Podobnie w piosence Ludzie psy Peszek nawołuje: róbmy dym, a w konsekwencji – razem będziemy smutek łyżkami jeść. Artystka zrzesza ludzi, którzy mają podobne problemy, co bohaterowie jej tekstów, lecz przede wszystkim tych, którzy utożsamiają się z jej poglądami. Twierdzi ona, że należy wybrać: albo wolność albo strach [Ej Maria] – nie ma innej opcji.
Maria Peszek kreuje grupę różnorodną, w której każdy może wierzyć (lub nie wierzyć) w to, co chce i robić to, na co ma ochotę. Jej założenia opierają się na całkowitej wolności i niezależności jednostki. Peszek chce dać każdemu prawo do bycia innym. Dla konserwatywnej części społeczeństwa różnorodność grupy projektowanej przez artystkę może być na swój sposób niebezpieczna. Staje się bowiem zagrożeniem dla tradycji, która dla wielu osób jest podstawą polskości. Pojawia się więc konflikt interesów – czy ważniejsza jest wolność jednostki czy trwała tożsamość zbiorowa?
Zwolennicy tezy, że tradycja jest warta poświęcenia szczęścia jednostki, otwarcie krytykują twórczość Marii Peszek. Warto zauważyć jednak, że zwykle są to osoby, które mają pozytywny stosunek do tradycyjnych wartości i nie muszą zmagać się z rozterkami, takimi jak bohaterowie płyt Karabin i Jezus Maria Peszek. Razić może je jednak wyrazistość słów używanych przez artystkę, gdyż nie przebiera ona w środkach. Działa bowiem wedle popularnej zasady, że w dzisiejszych czasach potrzebujemy mocnych bodźców, żeby coś rzeczywiście nas poruszyło.
Inność i obcość to tematy dziś wyjątkowo aktualne. Trzeba przyznać jednak, że należą one do tych odwiecznie atrakcyjnych, bo zawsze to ciekawiej dyskutuje się o tym, co tajemnicze, nie do końca jasne i nieoswojone. W parze z nieznanym jednak zwykle idzie strach. Zwracają na to uwagę także Marcus Doel i David Clark, którzy twierdzą, że żyjemy dziś w czasach wszechprzenikliwego (ambient) lęku. Odnoszę wrażenie, że tak naprawdę jest to lęk o zakres wolności osób o odmiennie zarysowanych granicach. Grupa MY boi się, dokąd wolność grupy ONI może sięgnąć. Pokuszę się o stwierdzenie (a Slavoj Žižek pewnie przyklasnąłby mi z aprobatą), że obawa ta niejednokrotnie połączona jest z zazdrością. Co jeśli okaże się, że tamci po prostu mogą więcej niż ja? Do tego zestawu dołączyć możemy także niepewność własnych wyborów oraz zasad moralnych. Bauman stwierdza podobnie:
Gdy się pilnie rysuje granice i kreśli poznawcze, estetyczne i moralne mapy przeżywanego świata, nie można nie natrafić na ludzi, którzy odmawiają honorowania podziałów decydujących o życiu uporządkowanym, a więc i sensownym, i których przeto obarcza się winą za zakłopotanie i niepewność, z jakimi trudno żyć, a jeszcze trudniej zachować spokój ducha.
I dalej:
[…] ludziom dzisiejszym doskwiera brak środków do budowy zaprawdę solidnych, trwałych tożsamości, a nie znajdują oni gruntu, w którym mogliby nabytą tożsamość zakotwiczyć, chroniąc ją przed dryfowaniem.
Z wewnętrznej niepewności, braku poczucia zakotwiczenia i często z braku przekonania do własnych poglądów, które niesie się na sztandarach, a więc de facto z zagubienia, rodzi się agresja względem tych, którzy myślą inaczej. A skoro już o agresji mowa, Peszek pewnego przewrotu dokonuje także w sposobie traktowania hejtu skierowanego w jej stronę. Wymierzone w nią obelgi przekształca w… materiał na płytę. Utwór [Modern Holocaust] jest opowieścią o pogróżkach, które otrzymała. Artystka „okrasza” tekst piosenki licznymi, wstrząsającymi przykładami. Mówi o tym, że z nienawistnych słów rodzi się ogromne zło (słowo może więcej niż pistolet [Ogień]). Zauważyła także, że wszelkie tragedie rozpoczynały się właśnie od słów. W piosence [Gwiazda] sugeruje, że w hejtach jest oskarżana o żydostwo: Jaka ze mnie gwiazda, chyba że Dawida: Jezus Maria Peszek – Syn i córka Żyda. Przemysław Czapliński zauważa ciekawą zależność:
skoro podczas dowolnego spotkania można zostać Żydem, pedałem, gejem, kastratem, Ruskiem, ciotą lub cipą, wobec tego twarz okazuje się zmienną maską, pod którą nie ma prawdziwej twarzy. Jest tam co innego – instalowana przez kulturę nowoczesności matryca wy-twarzania odmienności, czy społecznych wzorców interpretowania Innego.
Można więc z łatwością wmówić mu, że jest kimś innym. Podobnemu zabiegowi poddała się Peszek w projekcie teledysku do piosenki [Ludzie psy]. Stworzyła go wraz z internautami – fanami i antyfanami. Każdy z nich mógł dorysować coś do wizerunku Peszek. Często w wyniku tych działań jej twarz ulegała zniekształceniu, a nawet – znieważeniu. Nierzadko były to projekty bardzo nieprzychylne artystce.
Poza tym Peszek wzbudza kontrowersje także dlatego, że mówi o uciśnionych, a de facto (poza sprawami religijnymi) problemy tego typu za bardzo jej nie dotyczyły. Kiedy mówi o sobie jako osobie dotkniętej ostracyzmem, jest to w dużej mierze autokreacja. Nie do końca znane są jednak motywy postępowania artystki. Podobnie jak Tadeusz Konwicki w Bohiniu nadaje sobie domniemanie żydowskich (niepożądanych powszechnie) korzeni, tak Peszek dobrowolnie stawia się w roli innej. Co ciekawe, łączy to z rolą swego rodzaju… flâneura. Flâneurie w wykonaniu Peszek różni się jednak od tej opisywanej przez Waltera Benjamina. W przeciwieństwie do figury dziewiętnastowiecznego obserwatora, artystka wykazuje zaangażowanie, lecz nadal – jedynie słowne. Peszek szkicuje obraz smutnej rzeczywistości społecznej, z mentalnym niżem [Szara flaga]. Nakłada na niego wizję lepszego, wymarzonego świata i daje wskazówki, jak go uzyskać. Maria Peszek na płytach Jezus Maria Peszek i Karabin sytuuje się pomiędzy grupami MY i ONI. Nie sili się jednak na bezstronność, przeciwnie – pełni rolę „rzeczniczki” wszelkich mniejszości. Stara się, aby dostrzeżone zostały osoby uciśnione, obcy, inni. Paradoksalnie jednak, wyłuskując problemy i dobierając tematy, Peszek sama ustanawia, co do tej normy należy. Może więc w konsekwencji nieświadomie przyczynić się do stygmatyzacji któregoś ze środowisk…
Odnoszę wrażenie, że tak bardzo przyzwyczailiśmy się do podziałów w społeczeństwie, że trudno nam będzie je zniwelować. Nie bardzo wierzę więc w możliwość stworzenia jednej wielkiej homogenicznej grupy. W takim razie może powinniśmy spróbować zbudować społeczeństwo oparte na normalności? Tylko co można OBIEKTYWNIE uznać za normalne? Więcej pytań niż odpowiedzi. Przemysław Czapliński, pisząc o świeżo tworzącym się demokratycznym społeczeństwie lat 90., wspomina, że pomimo poszukiwań zwięzłej definicji, „normalność” okazywała się nadal nieostrym hasłem tożsamości zbiorowej pełnej wewnętrznych rozbieżności[3]. Pozostaje nam więc mentalny powrót do początku lat 90., czyli dostrzeżenia eksplozji kolorów życia i (przynajmniej) wzajemnego szacunku dla naszych różnic. Niezależnie od tego, po której stronie barykady staniemy, jestem przekonana, że możemy się od siebie wiele nauczyć. Pod warunkiem, że nie będziemy popełniali znów tych samych błędów. I zrozumiemy się chociaż trochę.
Ostatnie słowo należy do Baumana, który trafnie parafrazuje tak często przetwarzane bon mot Voltaire’a:
gdyby w świecie ponowoczesnym obcych nie było, trzeba by ich było wynaleźć.
Karolina Prusiel
[1] Z. Bauman, Jak stać się obcym i jak przestać nim być [w:] tegoż, Ponowoczesność jako źródło cierpień,
Warszawa 2000, s. 35.
[2] Por. Peszek: „Jak byłam mała, byłam bardzo religijna, teraz nie wierzę”, https://www.youtube.com/watch?v=v-IduOmp9eE [dostęp: 5.11.2018].
[3] Por. P. Czapliński, Nasi odmieńcy [w:] Polska do wymiany. Późna nowoczesność i nasze wielkie narracje, Warszawa 2009, s. 285.