Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Dwie miłości

Ilustracja: Łucja Stachurska

Cienka książeczka Anny Kim, wydana trzy lata temu, przemknęła przez półki wydawnicze prawie niezauważona. Tymczasem jest to rzecz warta uwagi – precyzyjna wiwisekcja psychiki dwóch postaci, Nory i Luana, ludzi na zawsze zamrożonych przez wojnę, której nawet nie widzieli.

Rok 2005, Wiedeń. Do pracownicy biura poszukiwań zgłasza się przedwcześnie postarzały mężczyzna z Kosowa, który prosi o pomoc w odnalezieniu żony zaginionej podczas wojny w Kosowie właśnie. Nora nie pracuje jednak w zwyczajnym biurze, lecz zajmuje się zbieraniem tzw. Ante Mortem Data, ankiet, które pozwalają antropologom sądowym zidentyfikować nierozpoznane szczątki ludzkie. Wypełnienie takiej ankiety to pozornie prosta czynność: Anna Kim ustami Nory przedstawia kwestionariusz składający się z szeregu jednoznacznych i krótkich pytań: „kiedy zaginęła pana żona?”, „gdzie się urodziła?”, „kim była z zawodu?”. Formularz jest dla Nory tym, czym skalpel dla chirurga – delikatnym narzędziem, którego zastosowanie ma służyć większemu dobru, lecz przy użyciu którego nie da się uniknąć zadawania bólu. Narratorka jeszcze nie do końca przywykła do biurokratycznej bezduszności swoich pytań, ale nie okazuje niepewności nawet przez sekundę – powstrzymują ją przed tym zarówno szkolenie zawodowe, jak i doświadczenia z kilkudziesięciu podobnych rozmów. Także Luan dostosowuje się do ram sytuacji. Nawet kiedy łamie mu się głos i pojawiają się łzy, wraca do kwestionariusza. Ponieważ od teraz to w tej ankiecie zawiera się jego żona.

Przy pomocy narracji drugoosobowej Nora opowiada Luanowi historię ich pierwszego spotkania, jak również wszystko, co działo się wcześniej i później. Przeszłość ma tu jasno wytyczone ramy – zaczęła się w dniu porwania Fahrie przez niezidentyfikowanych bojówkarzy, których zresztą Luan, zarabiający na utrzymanie rodziny jako robotnik budowlany w Wiedniu (w dzień) i sprzedawca w budce z kiełbaskami (w nocy), nie widział na własne oczy. Zamrożony czas jest jednak przede wszystkim powieścią o mocy słowa: Nora opowiada Luanowi to, co on opowiedział jej, i co jeszcze wcześniej, zaledwie kilka godzin po zniknięciu Fahrie, zostało opowiedziane jemu. Historia Fahrie dosięga Luana z dwóch perspektyw: to już nie jest tylko relacja jego albańskich krewnych, to także monolog austriackiej urzędniczki. Ale słowa nie stają się przez to mniej bolesne.

Wbrew mojej czytelniczej intuicji, od lat przyzwyczajanej do tego, że słowa i opowieści zużywają się, wycierają od powtarzania – ta opowieść oddziałuje tym silniej, im więcej razy się ją odtwarza. Historia zniknięcia Fahrie wżarła się w duszę i ciało Luana: mężczyzna nie tylko nie może przestać myśleć o tym, co dzieje się z jego żoną, ale i nie jest w stanie fizycznie funkcjonować. Znienacka dopadają go łzy, sen to ciąg koszmarów, a ciało wygląda tak, jakby należało do kogoś starszego o co najmniej dekadę. Nora zaczyna przyglądać się Luanowi uważniej niż innym poszukującym swoich bliskich. On z kolei wierzy, że „zachodniość” Nory i wiążące się z tym przywileje, faktyczne czy jedynie urojone (lepsza orientacja w działalności Czerwonego Krzyża, sieć istotnych kontaktów, instytucjonalne zakorzenienie, zachodnie nazwisko), pozwolą mu wreszcie zdobyć o żonie jakiekolwiek wiarygodne informacje. Między Luanem i Norą zawiązuje się bliska relacja. Ale tkwiąca w mózgu Luana Fahrie i szacunek, jaki żywią do zaginionej kochankowie, nie pozwalają im na nazwanie swoich uczuć.

Anna Kim w Zamrożonym czasie pokazuje dwie miłości do dwóch kobiet, ogniskujące się na tym samym mężczyźnie. Miłość między Luanem a Fahrie ma wiele cech, które temu uczuciu przypisuje stereotypowa fabuła melodramatyczna. Narodziła się od pierwszego wejrzenia i była ukrywana przed rodzinami zakochanych (nie ze względu na niechęć – krewni sami zaaranżowali to małżeństwo ‑ lecz ze względu na zwyczaj powściągania pewnych emocji, regulujący życie wiejskiej społeczności, z której wywodzili się przyszli małżonkowie). Opierała się na pozarozumowym przyciąganiu: Fahrie nie sposób było nie kochać, nawet jeśli zniknięcie odrealniło ją tak bardzo, że Luan nie potrafi sobie nawet przypomnieć, jak do tego zakochania doszło. I chociaż miłość w pełnym rozkwicie została przerwana przez katastrofę, to trwa po latach, mimo wszystko. Brakuje dla niej domknięcia, zakończenia, które mogłoby zapewnić tylko znalezienie Fahrie – żywej lub martwej, ale cielesnej. Miłość Luana do Fahrie to stan psychiczny. Jest w równej mierze przeżywana w Wiedniu w 2005 roku, co odtwarzana ze wspomnień – mężczyzna kocha kobietę, ponieważ pamięta (a może: więc pamięta?), że kiedyś ją kochał. W tej zdegenerowanej przez wojnę, jak gdyby okaleczonej formie, miłość zrosła się z Luanem tak bardzo, że stała się niezbywalną częścią jego osobowości. Tak podstawową, że Norze nawet przez chwilę nie przychodzi na myśl, że Luan mógłby przestać kochać żonę.

Miłość Luana i Nory nie jest czymś tak wzniosłym i Anna Kim, opisując uczucie, kieruje się innymi kryteriami. Nora jest wyczulona na fizyczne manifestacje psychicznych stanów Luana: na ciało, gesty i drobne nawyki. Na łzy, na zmywanie zapachu Nory ze skóry, na rozkładanie w jej mieszkaniu karteczek z zaklęciami, które mają sprowadzić Fahrie z powrotem. Ale prawie nigdy na słowa, ponieważ słowa mężczyzny ugrzęzły w bezsilności. Kiedy Nora słucha Luana, zmienia się z opanowanej pracownicy biura poszukiwań w osobę, która dzieli traumę partnera: „jestem gotowa odkryć bezsilność mowy i ulegam, powtarzam twoje słowa raz po raz, i staję się taka jak ty: łatwo mnie zranić” (s. 7). Kobieta nie próbuje w żaden sposób zastąpić Fahrie, ponieważ Fahrie jest wszystkim, z czego składa się Luan po siedmiu latach od tragicznych wydarzeń. Poprzez powtarzanie opowieści o Fahrie Nora sama zaczyna dzielić część traumy związanej z wojną. Co ciekawe, kobieta zdaje się w ogóle nie interesować ustaleniem, kim sama jest dla Luana. Z jego ciała, odruchów, zwyczajów i słów stwarza sobie obraz Fahrie (oraz relacji, jaka łączyła go z żoną) i drobiazgowo analizuje zmieniające się emocje ukochanego. Oczami Nory czytelniczka widzi dość wyraźnie pierwszą miłość Luana i sama poniekąd ulega fascynacji Fahrie, jej urodą i odwagą.

Nie wiadomo jednak, jakie właściwie więzi łączą Luana i Norę. O ile mężczyzna jest w tej książce przede wszystkim ofiarą wojny, osobą, która nie zrozumiała, że rozlew krwi się skończył i nie ma już żadnej nadziei na odzyskanie szczęścia, o tyle o Norze nie wiadomo prawie nic. Narratorka unika mówienia o swoich uczuciach. Niemożliwe jest wywnioskowanie, co sprawia jej ból, a co przynosi radość. Pracuje w biurze poszukiwań od dwóch lat i spędziła rok w Kosowie jako wolontariuszka, na pewno z powodu wojny – ale kim była wcześniej? Ile ma lat? Kim są jej przyjaciele i rodzina? Nora-narratorka redukuje się sama do roli opowiadaczki nie swojej historii i starannie pomija wszelkie ślady tego, co mogłoby odwrócić uwagę Luana-słuchacza (bo przecież kieruje te słowa do konkretnego człowieka) od niego samego. Do wspomnianych w powieści ton tekstów (dokumentów, zeznań, raportów, reportaży i książek naukowych) Nora dodaje kolejny, w którym najważniejsze staje się przywrócenie pamięci. Nie chodzi tu jednak o cierpienie Fahrie ani o innych Albańczyków z Kosowa (choć w postawie Nory bynajmniej nie ma bagatelizowania ich cierpienia) – stawką jest Luan, jego wycieńczone ciało, jego udręczony umysł. Tak jak mężczyzna przemienia swój ból po stracie żony w karteczki z zaklęciami, tak i Nora ucieka się do słów jako tego, co mogłoby w podobny sposób ocalić Luana. Ale Zamrożony czas to gorzka powieść, w której nie ma prostych rozwiązań:

W tym momencie uświadamiam sobie, że tylko się spotkaliśmy, nic więcej –

to spotkanie tworzy wolność, dla mnie samej i dla ciebie, wolność polegającą na tym, żeby nie przejmować odpowiedzialności, ponieważ przejęcie odpowiedzialności znajduje się poza tym, co możliwe (s. 134).

W przekładzie Sławy Lisieckiej język Zamrożonego czasu jest przeszywająco precyzyjny. Żadne zdanie w tej książce nie trąci fałszem, słowa są ostre jak nóż. Zalew mowy, wypływający z ust narratorki, służy wyrazistemu oddaniu rzeczywistości, w której wielkie pojęcia – wojna, miłość, obłęd, cierpienie, śmierć, nienawiść, furia i piękno – są dla postaci codzienne niczym powietrze. Używanie takich przez osoby mniej sprawne literacko niż Anna Kim i Sława Lisiecka mogłoby doprowadzić do efektu nieznośnego patosu, ale w Zamrożonym czasie udaje się przywrócić słowom ich pierwotną moc. Luan, który żyje przez lata odtwarzaniem tragedii, staje się bowiem dla Nory zrozumiały dzięki temu, że nie boi się ona w opisywaniu go używać wielkich pojęć i nie cofa się przed jego rozpaczą. To dzięki opowieściom Luana – o Fahrie, o życiu w Albanii, o wojnie, której nie widział – Nora zakochuje się w nim i nie waha się później płacić ceny za tę miłość. Z opisanej w języku rzeczywistości istnieje zawsze jakieś wyjście.

Zamrożony czas to powieść, w której jedno słowo waży tak wiele, że może zmienić czyjeś życie. Anna Kim pokazuje, że kiedy krucha mała stabilizacja, którą bierzemy za pewnik, zostaje zniszczona, nawet podjęcie próby jej odbudowania może okazać się bezcelowe. Trauma przenosi się z jednych osób na drugie i zatacza coraz szersze kręgi. A jednak Zamrożony czas można także przeczytać jako pewną mapę i pewien list miłosny, które posyłają do siebie dwie zakochane osoby.

Zuzanna Dziedzic

 

Exit mobile version