Niewinni Czarodzieje. Magazyn

Gertrudis. Hiszpański romantyzm z Kuby

źródło: Wikipedia

Legendy biograficzne romantyków mocno się osłuchały. Każdy czytelnik literatury XIX wieku zna jakąś anegdotę z życia Byrona czy Goethego. Opowiadanie tych legend na nowo wydaje mi się nieromantyczne, bo powtarzalne. Chciałabym wyjść z zaklętego koła ciągle przywoływanych figur i powiedzieć coś o postaci, o której po polsku trudno cokolwiek przeczytać.

Jestem wielbicielką hiszpańskiego, przede wszystkim hiszpańskich słów. Przyznaję się, że studiowałam trochę teksty popularnych piosenek po hiszpańsku. Przeboje to jednak nie wszystko, sięgnęłam też do literatury. Trochę z przekory, a trochę z ciekawości zignorowałam Cervantesa, Calderona de la Barcę i Federica Garcię Lorcę. Szukałam mniej znanych. Przypadkowo natknęłam się na poezję Gertrudis. Miała na tyle niebanalną biografię, że naukę słówek odłożyłam na później. Zresztą to nie chodzi o biografię czy o historię życia, tylko o temperament i upór, które spędzały sen z powiek dziewiętnastowiecznym Hiszpanom, a niesamowicie inspirowały dziewiętnastowieczne Hiszpanki.

„Świecie, otwórz przede mną swe wrota”

Gertrudis Gόmez de Avellaneda (pieszczotliwie nazywana Tulą) przyszła na świat w 1814 roku w Puerto Prίncipe, hiszpańskiej prowincji Kuby. Młode lata spędzane w miejscowości portowej umilała sobie lekturą Chateaubrinda, Byrona i Lamartine’a. Doświadczała też pierwszych uniesień miłosnych w towarzystwie syna kapitana. Miłość ta nie miała szansy się rozwinąć, bo w 1836 roku rodzina podjęła decyzję o wyjeździe do Hiszpanii. I choć Avellaneda przeżywała rozstanie z ojczyzną (czego efektem jest pożegnalny sonet Al partir), to perspektywa wkroczenia do europejskiego świata, w którym królował wówczas stanowiony przez jej ulubionych autorów romantyzm, musiała wydawać się rezolutnej i aspirującej poetce fascynująca.

„Któż godzien tak świętego kultu prócz was, anielskie istoty, w majestacie swego piękna?”

Gdy Gertrudis zaznajamiała się z obyczajami Sewilli, jej entuzjazm i nadzieje związane z rozwojem osobistym (a co za tym idzie, też karierą pisarki) musiały się zachwiać. W Hiszpanii, podobnie jak w innych krajach, powszechnie (o ile głos mężczyzn można uznać za wolę ogółu) uważano, że kobieta powinna spełniać się w otoczeniu rodziny, w roli żony i matki. Kształcenie dziewcząt, odbywające się zazwyczaj w klasztorach, utrwalało ten stan rzeczy. Przedstawicielkom płci żeńskiej przysługiwał za to jeden atrybut – piękno, utożsamiane z jasnym czołem, łagodnym spojrzeniem, słodkim uśmiechem i dłońmi jakby wyrzeźbionymi z kości słoniowej. Dzięki urodzie kobieta mogła pełnić dostojną funkcję muzy i natchnienia, przedmiotu męskiej ekspresji poetyckiej, co prawda adorowanego i gloryfikowanego, ale wciąż tylko przedmiotu.

Niektóre kobiety próbowały przeciwstawić się tym tendencjom i przekonać społeczeństwo, że ich ambicje wykraczają poza ognisko domowe, a narzucona im rola niebiańskiej istoty, podziwianej i opisywanej w wierszach, nie jest dla nich wystarczająca. Przejście od przedmiotu opisu poetyckiego do pełnoprawnego podmiotu zdolnego do kreacji nie było łatwe. Ich chęć uczestniczenia w kulturze i podejmowanie się aktywności twórczej (zwłaszcza pisarskiej!) budziły niepokój i były wręcz postrzegane jako zagrożenie porządku społecznego. Jeden z poetów hiszpańskich, Teodoro Llorente, próbował nawet – bezskutecznie – apelować do sumień niepokornych niewiast: „Poezja powinna być zawsze w sercu kobiety, czasem w jej ustach, nigdy w piórze! Kobieta, która otwiera swoje serce przed czytelnikami, jest narażona na utratę tego, co konstytuuje największą wartość jej płci”.

„Chwało, darze niebiański, pragnienie ciebie mnie pożera!”

Gertrudis Gόmez nie zważała ani na trudności piętrzące się przed pisarkami, ani na nieprzychylność środowisk literackich zdominowanych przez mężczyzn. Wykorzystując romantyczne wzorce zaczerpnięte z literatury, próbowała ustanowić własną tożsamość jako poetki świadomej i w pełni zasługującej na szacunek i uznanie. Jej pierwsze wiersze, publikowane pod pseudonimem La Pelegrina w różnych czasopismach, wzbudzały zainteresowanie krytyków, pisarzy i czytelników. W 1841 roku wydała pierwszy zbiór poezji Poesías i od tej pory jej kariera pisarska nabrała tempa.

Poczucie własnej wartości i ogromny indywidualizm Avellanedy z pewnością wpłynęły na decyzję o tym, by nie przystąpić do Hermandad lίrica, czyli do tzw. Braterstwa kobiet[1]. Stowarzyszenie to skupiało prawie wszystkie znane ówczesne pisarki hiszpańskie. Ideą zgromadzenia było wspólne odpieranie nieprzyjaznej krytyki męskiej, wzajemne chwalenie swojej twórczości, wymienianie się pomysłami i rozwiązaniami literackimi. Gertrudis widocznie nie chciała dzielić z nikim lauru sławy, ani nikomu niczego zawdzięczać. Zresztą – wcale nie musiała, bo już w 1845 roku Ateneum de Madrid dwukrotnie nagrodziła jej twórczość. Wyróżnienie to było kluczem do drzwi elity literackiej Madrytu.

Jednak największym sukcesem tej hiszpańskiej autorki okazało się zakwalifikowanie jej poezji przez zaszczytne grono krytyków jako – tu paradoks – varonil (czyli „męskiej”). Mimo że w latach czterdziestych XIX wieku w Hiszpanii poetki mogły dość prężnie rozwijać swoją działalność twórczą, to ich teksty wciąż były traktowane jako podrzędne wobec tych pisanych przez mężczyzn. Autoekspresja, nacisk na emocje, inspiracja naturą – czyli motywy obecne w sztuce romantycznej – w przypadku twórczości kobiecej często postrzegano jako przejaw histerii i egzaltacji. Dla każdej poetki nie lada wyzwaniem było więc schlebienie gustom ówczesnej krytyki: taki dobór środków stylistycznych i sposób układania wersów, aby jej poezja zyskała status „męskiej”. Gertudis Gόmez udało się to osiągnąć, co więcej, zaczęto określać ją mianem „mistrzyni wersyfikacji” oraz doceniono autentyzm i głębokie doświadczenie wewnętrzne, wybrzmiewające z jej wierszy.

„I kochanie będzie mym słodkim przeznaczeniem”

Gertrudis Gόmez, jak przystało na niespokojną duszę romantyczki, z zapałem poszukiwała prawdziwej miłości. W 1839 roku poznała Ignacia de Cepedę – młodego studenta prawa, z którym połączyło ją burzliwe uczucie pełne pasji i pożądania. Relacja nie przetrwała próby czasu, a świadectwem rozstania stał się napisany w 1845 roku poemat A él, czyli wyrzut porzuconej i rozgoryczonej kobiety skierowany do niestałego kochanka. Cepeda to jednak nie jedyny mężczyzna w życiu poetki (choć wiele wskazuje na to, że najważniejszy). Avellaneda wciąż pełna nadziei wikłała się w kolejne romanse (np. z poetą Gabrielem Garcίą Tassarą, który ją opuścił przed narodzeniem ich dziecka) i dwukrotnie stawała na ślubnym kobiercu, ale jej pierwszy mąż zmarł po niespełna pół roku małżeństwa, a drugi, pułkownik Domingo Verdugo, odniósł śmiertelne rany w wyniku burzliwych dyskusji po premierze jednego ze spektakli żony.

Te dramatyczne doświadczenia wpłynęły na zmianę stosunku poetki do romantycznego emocjonalizmu. Wykreowała nawet swoisty model miłości jako destrukcyjnego procesu rozpoczynającego się od pełnego entuzjazmu oczekiwania, a kończącego się gorzkim rozczarowaniem. Metafora suchego liścia porwanego przez wicher, opisująca kobietę targaną uczuciami, czy obraz mężczyzny jako myśliwego, który gołębia zabija strzelbą, a kobietę zapomnieniem to sztandarowe symbole tej specyficznej koncepcji.

„Niech wytrysną strumienie boskich rozkoszy – wolności”

Choć egzystencja Gertrudis Gόmez naznaczona była trudnościami, to jednak autorka w pełni korzystała z wolności, którą inne romantyczne poetki mogły tylko opiewać w swoich wierszach. Jej niepoukładany styl życia budził cichy podziw i zazdrość kobiet hiszpańskich, mimo że powszechnie potępiano pisarkę za demonstracyjne łamanie norm moralnych i obyczajowych. W odczuciu zbiorowości hiszpańskiej stanowiła ona zagrożenie dla ładu społecznego i była antywzorem, zwłaszcza dla młodych i niewinnych kobiet.

Ale Avellaneda raczej nie chciała powierzchownie kontestować konserwatywnego porządku. Wskazywałby na to niepasujący element układanki w burzliwym życiorysie Gertudis, czyli jej głęboka wiara poświadczona w wierszach. Może na marginesie warto zaznaczyć, że to właśnie w pobożnych kompozycjach, stylizowanych często na biblijne psalmy, najpełniej przejawiał się poetycki kunszt Avellanedy. Choć część z tych utworów miała charakter pochwalny, sławiący wszechmoc Boga Zastępów, to jednak większość z nich wyrażała zagubienie i niepokój niespełnionej kobiety, poszukującej wartości trwalszych niż ulotna miłość ziemska i uwolnienia od wyniszczającego pożądania.

***

Gertrudis Gόmez de Avellaneda zmarła w 1873 roku. Pozostawiła po sobie pokaźny dorobek literacki w postaci 19 sztuk teatralnych, 27 nowel, 3 tomów poetyckich i mnóstwa wierszy rozproszonych i artykułów. Silne pragnienie miłości i sławy, indywidualizm i gwałtowny temperament ukonstytuowały poetkę niepokorną, której karierze nie były w stanie przeszkodzić przeciwności losu. Nawet nieprzychylność konserwatywnego społeczeństwa hiszpańskiego, z nieufnością przyglądającego się zbyt śmiałej poetce z Kuby, notorycznie przekraczającej granice moralne, stymulowała jej twórczość.

Gertrudis w równym stopniu pasowała do swojej epoki, jak i nie pasowała do niej zupełnie. Z jednej strony początki ruchu emancypacyjnego pozwoliły jej rozwinąć skrzydła jako poetce, z drugiej jednak środowiska konserwatywne z uporem starały się te skrzydła podcinać. W nie całkiem zrozumiały dla mnie sposób wykorzystywała twórczo to, co ją fascynowało, i to, co ją hamowało. Należała do nielicznej grupy tych pisarzy, którzy potrafią płynąć naraz z prądem i pod prąd. Dopłynęła też do mnie, studentki filologii polskiej w XXI wieku, i tym krótkim tekstem dopisuję fragment dziejów jej sławy. Nie pomyliła się, kiedy pisała: „Me imię zapisane będzie złotymi zgłoskami”[2].

Patrycja Wojda

 

[1] Obawiam się, że ówczesne pisarki hiszpańskie obraziłyby się na mnie za użycie w nazwie ich stowarzyszenia członu sugerującego męskość. W tym przypadku chyba lepszym określeniem byłoby „Siostrzeństwo” liryczne.

[2] Nagłówki i końcowe zdanie artykułu to (tłumaczone przeze mnie) cytaty z wiersza Gertrudis Gόmez de Avellanedy „La Juventud”.

Exit mobile version