Polskie powieści historyczne, jeżeliby o nich sądzić po ilości tytułów wydanych w ostatnich latach, mają się całkiem dobrze. Czy są to jednak pozycje tak ważne dla czytelników i wzbudzające tak ożywione dyskusje jak niegdyś?

Popularne stwierdzenie, że po 1989 roku nastąpił kryzys naszej prozy fabularnej zdaje się dotyczyć utworów sięgających akcją do przeszłości w sposób przewrotny. O ile dominacja awangardy w głównym nurcie literatury, ukoronowana na początku ostatniej dekady przez sukces Doroty Masłowskiej, spotkała się z raczej chłodnym przyjęciem części czytelników, przyzwyczajonych do bardziej tradycyjnych narracji, o tyle najnowsza proza historyczna odrzuciła awangardowe innowacje z książek takich autorów jak Parnicki czy Terlecki.  W ten sposób przybliżyła się, jak się okazuje, bardziej do kultury popularnej.  Znamienny zdaje się przypadek Marii Nurowskiej, która na początku lat 90. zaprezentowała obejmującą wiele lat akcji sagę rodzinną „Panny i wdowy”, jeden z największych bestsellerów tamtych czasów. Pisarka, kojarzona do tamtej pory głównie z powieściami obyczajowymi, stworzyła dzieło w konwencji melodramatu, dostrojone bardziej do gustu pożeraczy czytadeł  niż do miłośników wielkich powieściowych panoram.  Od tej pory tytuł „czytadła” można by (mniej lub bardziej) przyznać każdej wybijającej się powieści gatunku. Granicznym przypadkiem wydaje się „Warunek” Eustachego Rylskiego, przynoszący nietypowe spojrzenie na wojny napoleońskie. Ta jedna z najgłośniejszych pozycji ostatnich lat, nominowana do Nagrody Nike, wyszła spod ręki autora deklarującego, że oczekuje od literatury przede wszystkim opowiadania ciekawych historii. W tym sensie symboliczna jest jego porażka w finałowym etapie Nike z „Pawiem królowej” Masłowskiej.

Na prozę historyczną można więc patrzeć jako dostosowującą się do warunków wolnego rynku. Być może jednak jest to swoisty powrót do korzeni gatunku, dzieł Waltera Scotta i Dumasa, stawiających na barwną fabułę i rozwinięty wątek przygodowo-sensacyjny. Głębsza refleksja nad przedstawianymi zdarzeniami dziejowymi przyszła dopiero później.

Możliwe, że ciągły dyskurs na temat przeszłości Polski zmęczył potencjalnych odbiorców, szukających w literaturze chwili wytchnienia. Inne epoki  okazały się po prostu atrakcyjnymi miejscami akcji.

W taki sposób można czytać np. kryminały Marka Krajewskiego, z dużą pieczołowitością odtwarzające realia niemieckiego Wrocławia.  Konrad T. Lewandowski wydaje kolejne części serii o komisarzu Drwęckim, rozgrywające się w epoce międzywojennej. W książce„Pierścień Bolesława” Zbigniewa Wojtysia  toczący się współcześnie wątek śledztwa przeplatany jest scenami z XI wieku.

Wielkim powodzeniem cieszą się także powieści fantastyczne osadzone w historycznych realiach. Popularność zyskała trylogia Andrzeja Sapkowskiego „Narrenturm” (również nominowana do Nike), „Boży bojownicy” i „Lux Perpetua.”  Ciekawy, a przy tym dość mało znany szerszej publiczności, materiał (wojny husyckie, realia XV-wiecznego Śląska) został tam połączony z formułą gatunku fantasy. Niemal równocześnie publikowany był cykl Witolda Jabłońskiego „Gwiazda Lucyfer, gwiazda Wenus”, biorący za podstawę biografię średniowiecznego uczonego Witelona, przedstawionego w powieści jako czarnoksiężnik.

Jacek Komuda, współautor gry fabularnej „Dzikie Pola”, w swoich dziełach („Bohun”, „Diabeł łańcucki”) daje wyraz  zafascynowaniu czasami sarmatyzmu (choć jakiś czas temu odżegnał się wyraźnie od sienkiewiczowskiej tradycji przedstawiania tego okresu). W zbiorze opowiadań „Czarna bandera” nawiązał natomiast do „pirackiego” etapu historii Karaibów. Tej samej tematyce poświęcona jest „Karaibska krucjata” Marcina Mortki. Nowsza historia także nie traci na popularności. Za przykład niech posłuży „Ofensywa szulerów” Jakuba Ćwieka, rozgrywająca się podczas II wojny światowej i korzystająca w swojej rozrywkowej mieszance m.in. z elementów powieści szpiegowskiej. Podobne przypadki można mnożyć.

Jacka Dukaja, dysponującego najdojrzalszym wśród polskich fantastów piórem, bardziej interesuje historia alternatywna. Zmieniona dość radykalnie, na przykład przez przyjęcie, iż dzieje naszego świata potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby świat zamiast atomów zbudowany był z czterech żywiołów („Inne pieśni”). W  słynnym „Lodzie” zawarte jest śmiałe przypuszczenie, że kontrola nad historią może przybrać formę fizycznej manipulacji. Fantazje takie nie mają bynajmniej charakteru beztroskich spekulacji. Autor, znany z wielkiej pieczołowitości, najpierw uważnie studiuje prawdziwe materiały historyczne, aby potem stworzyć na ich podstawie logiczną i spójną wersję założenia „co by było, gdyby…” Jego działanie nieco przypomina więc zmianę składników w równaniu matematycznym.

W mniej już ambitnych tekstach twórców tego samego nurtu, ale pochodzących ze starszego pokolenia („Burza” Macieja Parowskiego, „Wallenrod” Marcina Wolskiego), pojawia się motyw tęsknoty za II RP, próba odpowiedzi na pytanie, jak to państwo mogłoby dalej wyglądać, nawet (jak w „Wallenrodzie”) za cenę sprzymierzenia się z Hitlerem. Takie zestawienia zależą od  osobistego temperamentu, czasem mają charakter polemiczny. Można tu przywołać choćby przypadek Tomasza Piątka, zdecydowanego zwolennika poglądów lewicowych, snującego w „Błogosławionym wieku” wizję współczesnej Europy zdominowanej przez mentalność przedwojennego (i to sprzed obu wojen światowych) mieszczaństwa.

Na takim tle osiągnięcia „czystej” powieści historycznej wyglądają już mniej imponująco.  Zakończona właśnie „Psami Tartaru”, opisującą m.in. bitwę pod Legnicą, trylogia o Szalbierzu Tomasza Łysiaka zwracała na siebie uwagę czytelniczą bardziej za sprawą faktu, iż ojcem pisarza jest kontrowersyjny prozaik i publicysta Waldemar. Widać tu zresztą zmianę, jaka dokonała się na przestrzeni czasu, w podejściu do literatury. O ile ojciec wykorzystywał w swoich dziełach historię (koniec starożytności w „Ostatniej kohorcie”, czasy stanisławowskie w „Milczących psach”) jako sztafaż, pretekst do snucia  ideologicznych i filozoficznych rozważań, o tyle książki syna były reklamowane jako przede wszystkim kontynuacja romansu awanturniczego.

Historyczność w literaturze beletrystycznej zawsze była zagadnieniem nieco problematycznym. Odczytywana jako próba dorównania wielkim poprzednikom, Sienkiewiczowi czy Prusowi, jako wgląd w przeszłość mający pomóc zrozumieć teraźniejszość, czasem jako zbiór politycznych aluzji, wyzwoliła się dzisiaj z większości swoich tradycyjnych powinności. W ten sposób także zatoczyła koło, wracając do swych XIX-wiecznych początków. Niewykluczone, że sprawdzi się więc przekonanie o logicznym postępowaniu po sobie w  historii – każdej historii, także literatury – kolejnych etapów. Jeżeli jednak nasze patrzenie na czasy minione ma być odbiciem czasów obecnych, kwestia zmiany metod literackich może zależeć od zmiany publiczności. Być może także od istotnej zmiany kształtu otaczającej nas rzeczywistości.

Piotr Kowalczyk

One Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *