Ewa Lipska – poetka pokoleniowo związana z Nową Falą, jednak pozostająca wciąż poza tym obszarem, i wciąż funkcjonująca w obszarze niesamowitej prostoty i naturalnej zadumy nad życiem bez przesady i przegadania.
B.R.: Skąd bierze się u Pani taki esencjalizm? Czego Pani nie narzuca? Nic nie jest przegadane, niczego nie ma za wiele, tylko pozostaje ta właśnie sama esencja poezji, esencja zadumy.
E.L.: Może taka jest genetyka mojej wyobraźni. Zawsze lubiłam być „osobna”. To się zaczęło już w dzieciństwie, kiedy zaprowadzono mnie na przedstawienie do teatru „Groteska”. Kiedy rozpoczął się spektakl, odwróciłam się w kierunku publiczności, nieświadomie przewidując, że spektakl dzieje się już na widowni. Tak zaczęła się moja osobista „historia ludzkości”…
B.R.: I właśnie taka prostota w Pani wierszach jest bardzo widoczna – zwłaszcza w ostatnim tomiku „Droga pani Schubert…” W ogóle tomiku niesamowicie epistolarnym i też będącym taką niesamowitą wariacją na temat formy listu, listu bardzo poetyckiego, ale jednak też bardzo krótkiego. Większość Pani wierszy zamyka się dosłownie w czterech, pięciu, sześciu wersach i one zawierają całą zadumę. Jak Pani to robi?
E.L.: Nie wiem. Tego nie da się opowiedzieć. A może nawet nie potrzeba o tym mówić. W tym wypadku proza poetycka daje mi więcej możliwości aniżeli wiersz. Wiersz jest krótkim ascetycznym opowiadaniem, a fraza prozy poetyckiej pozwala mi „głębiej oddychać”, jeżeli mogę użyć takiej metafory. Wracając do Pana pytania, nie można opowiedzieć chwili tworzenia, tych sekund, kiedy się coś „iskrzy”. To zajęcie dla filozofów, psychologów, historyków literatury. Dla czytelnika najważniejszy jest efekt tej pracy, albo go coś zainteresuje albo nie…Jeżeli nie, to w przypadku „Drogiej pani Schubert” pozostają jeszcze ciekawe grafiki Sebastiana Kudasa i jego surrealistyczna wyobraźnia, którą bardzo lubię.
B.R.: Te grafiki też bardzo uderzają. Dla mnie one delikatnie trącą takimi szkicami Mrożka – zupełnie nie wiadomo z czego, a jednocześnie zachowują niesamowitą spójność z Pani wierszami.
E.L.: Cieszę się, że tak Pan uważa. Ja odnajduję w tych rysunkach surrealizm francuski, ruch André Bretona, a przede wszystkim Rolanda Topora i jego, pełne czarnego humoru, groteskowe grafiki. Po raz pierwszy zdecydowałam się na taką współpracę; najczęściej lewa strona w moich książkach była „nieobecna”. W wypadku listów do pani S. te rysunki wprowadzają jakąś anegdotę.
B.R.: Skąd się biorą u Pani te wiersze? Bo mówi Pani, że wypływa to bardzo mocno z Pani. W praktyce często kojarzy się czytanie i proces twórczy poezji z olśnieniem. Autor poezji pisze niesamowity wiersz, który powala wszystkich na kolana. To jest utrwalony sposób myślenia o romantykach – Adam Mickiewicz napisał Pana Tadeusza „ot tak”, a wszyscy zapominają o tym, że czytał codziennie do poduszki słowniki Lindego (po dwadzieścia słów) i w ten sposób nabywał materiał językowy. Jak u Pani to wygląda?
E.L.: Nie da się pisać samą emocją, a w każdym razie jest to niebezpieczne. Ja nie wyobrażam sobie takiej pracy. Nawet jeżeli dokonuję emocjonalnego zapisu, to i tak musi w tym brać udział rozum. Wisława Szymborska napisała, że skazani jesteśmy na „ciężkie Norwidy”. I coś w tym jest. Praca nad tekstem trwa czasami bardzo długo, tego nie da się niczym wymierzyć. Do ostatniej chwili wprowadzam poprawki, skreślam, dopisuję.
B.R.: Kim jest ta tytułowa pani Schubert? Czy jest bardziej Beckettowskim Godotem, czy może troszkę bardziej Panem Cogito, jak u Herberta?
E.L.: Ani jednym, ani drugim. Jest jedną z nas. Jest inteligentnym, wrażliwym, błyskotliwym i atrakcyjnym odbiorcą listów. Jest człowiekiem żyjącym w XXI wieku, z całym bagażem frustracji, stresów, ale też miłości i nieposkromionych namiętności. Jest osobą, która podobnie jak piszący te listy, pochyla się nad czasem, historią, przemijaniem.
B.R.: I ostatnie pytanie – jak Pani widzi rolę poety we współczesnej literaturze, we współczesnej kulturze literackiej. Kiedyś były znane książki poetyckie, czekano na czyjś kolejny tom poetycki, jakiegoś znanego poety, a teraz bardzo rzadko się zdarza, że ktoś oczekuje z niecierpliwością nawet na tom prozy.
E.L.: Myślę, że nie jest tak źle. Widać to było na ostatnich targach książki w Warszawie. Poezja jest gatunkiem elitarnym i ma swoich wiernych czytelników. Jest symbolem intelektualnego luksusu. Nie da się jej czytać jednym tchem, można ją smakować. Czasem wystarczy jedna zwrotka, a nawet jeden wers… Proszę zobaczyć ile jest poezji na forach internetowych. Na spotkania autorskie przychodzą czasem tłumy; sama tego doświadczyłam ostatnio w Krośnie, w znakomitej Bibliotece Publicznej. W sztuce zawsze dokonujemy wyborów, sięgamy po to, co jest nam bliskie, co nas interesuje, intryguje, ciekawi. Ważne, aby coś z niej wybrać, bo to nas pogłębia i ma wpływ na całe nasze życie. A wracając do poezji, przywołam mądre powiedzenie niemieckiego mędrca, Novalisa: „Poezja leczy rany, które zadaje rozum”.
B.R.: Dziękuję Pani bardzo za rozmowę.
E.L.: Dziękuję.
Wywiad z Ewą Lipską został przeprowadzony dla Radia Aktywnego. Wyemitowany 13 kwietnia 2012 w „Kurierze Literackim”. Rozmawiał Bartosz Raducha – http://kurierliteracki.blogspot.com.
Zachęcamy również do lektury recenzji tomiku Droga pani Schubert… .